Jason ma drugi plan
Justin staje się dupkiem
Jason McCann
Kiedy
usłyszałem jak Justin mi dziękuję, podekscytowanie wskoczyłem do łóżka,
szczęśliwy, że w to uwierzył. Właściwie wymyśliłem ten plan na miejscu, nawet
nie myśląc, że się uda. Ale spójrz co zrobiłem…
Ten idiota
właśnie w to uwierzył.
Sądzę, że jestem
dobrym aktorem.
Uwierzył, że go
lubię, prawdopodobnie dlatego pomyślał, że ten plan się uda.
Ale żałuję, że
położyłem swoje ramię na nim.
Teraz będę musiał
brać kąpiel codziennie, żeby pozbyć się jego dotyku.
Ugh...
Mam dreszcze,
kiedy o tym myślę.
Czasami chcę
zwymiotować, kiedy go widzę.
Jest taki
gejowaty.
Justin zacznie
krzyczeć na Pattie, co sprawi, że ona będzie smutna. Wtedy ja wkroczę do akcji.
To ja będę ty przepraszającym, dbającym… kiedy Justin będzie wredny i obłąkany.
To zepsuje ich relację matka-syn.
Wtedy zacznę
odczuwać prawdziwą rodzinną miłość.
Oh Jason,
dlaczego jesteś takim geniuszem; gorącym, seksownym geniuszem?
Zawsze wymyślam
najlepsze plany i…
I uh… cóż,
czasami zawodzą…
Ale ten powinien
się udać.
Mogę tak powiedzieć, ponieważ Justin jest bardzo
podekscytowany, by zrobić to co mu powiedziałem.
O mój Boże, nie
mogę się doczekać momentu, kiedy będą z tego jakieś efekty.
Sprawi, że będzie
płakać.
To będzie
wspaniałe.
‘Whooosh'
Whoa…
Co do cholery?
To brzmiało
jakby jakieś dziecko, które zostało porwane przez wiatr zaczęło krzyczeć.
Ale to był tylko
wiatr.
To prawdopodobnie
dlatego, że nadciąga burza.
Przesunąłem się
na drugą stronę łóżka, by spojrzeć na okno. Moje łóżko jest przy ścianie, na
której są okna, tak, żebyście wiedzieli.
Miałem racje. Na
niebie pojawiły się duże, czarne chmury, sprawiając, że na zewnątrz zrobiło się
ciemno.
Nie mogłem
nawet zobaczyć niebieskiego nieba. Drzewa, rośliny i przewody telefoniczne cały
czas się kołysały przez silny wiatr.
Wygląda na to, że
będziemy mieć tornado.
Trochę się już do
tego przyzwyczaiłem.
Oczywiście, że
mieliśmy takie burze w Las Vegas. Najczęściej były deszcze z piorunami i
grzmotami, co wciąż mnie przeraża, kiedyś mieliśmy też małą burzę śniegową.
To byłoby prawdopodobnie
najlepsza rzecz w moim życiu. Ale nie trwała długo, więc nigdy nie mogłem się w niej bawić.
Prawdopodobnie już nigdy nie zobaczę śniegu.
Westchnąłem I
kontynuowałem patrzenie się na chwiejące się rzeczy.
Puk, puk, puk,
puk, puk… puk, puk.
Ktoś do
rytmu zapukał do moich drzwi.
Dreszcz przeszedł
po moich plecach, sprawiając, że było mi zimno. Prawdopodobnie mam teraz
kłopoty.
- Tak? –
zawołałem do osoby za drzwiami, dając jej pozwolenie do wejścia/
Drzwi otworzyły
się powoli, pozwalając Ralphowi wejść do pokoju.
Ah świetnie.
Jestem pewnie w głębokim gównie…
Patrzyłem się na
niego, kiedy położyłem się na łóżku tak, żeby nie było dla niego miejsca.
- Co tam? –
spytałem, nie przejmując się tym, czy mam kłopoty, czy nie.
Powoli zbliżał
się do łóżka, kiedy zaczął mówić.
- Cóż, musimy
porozmawiać, ponieważ Pattie jest zawiedziona zachowaniem twoim i Justina.
Jęknąłem zirytowany.
-
Nie chcę o tym
rozmawiać – zaskomlałem, zakrywając oczy lewą ręką.
- Cóż, i tak o
tym porozmawiamy. Nie masz nic do gadania. Przesuń swoje nogi. Chcę usiąść –
powiedział, popychając delikatnie moje nogi.
- To moje łóżko i
ja mówię, że masz zakaz siedzenia na nim – powiedziałem mu.
Słyszałem jak
westchnął.
- Ok, twój wybór…
Wtedy poczułem
jak moje nogi zostały przygniecione.
- Hej! –
odsunąłem ramię od moich oczu i zobaczyłem Ralpha, który siedzi na moich
nogach. – Co ty do diabła robisz? To boli! – krzyknąłem do niego, próbując
wyciągnąć spod niego nogi.
- Mogę tu
siedzieć, ponieważ to nie jest twoje łóżko – powiedział uśmiechając się
głupkowato.
- Ale
przygniatasz moje nogi! – powiedziałem mu.
Słyszałem śmiech
za moim głosem. Dlaczego ja się w ogóle śmieję?
- Jason, jesteś
już dużym chłopcem. Możesz to znieść – powiedział Ralph, chichocząc.
- Nie, nie mogę!
To boli, ale wciąż się śmieje z jakiegoś powodu!
- Jesteś dziwnym
chłopcem, Jason.
Warknąłem i
chwyciłem poduszkę, która była za mną i zacząłem nią obracać.
- Zejdź ze mnie!
– rozkazałem, uderzając go poduszką wiele razy.
On po prostu
siedział, przyjmując uderzenia, które w niego wymierzyłem. Jakby tego nie
czuł.
-
Powiedziałem,
wyjdź! – krzyknąłem, próbując uderzyć go mocniej.
- Jeśli nie
przestaniesz mnie bić, odwdzięczę się. Wtedy będziesz żałował – ostrzegł.
- Nie boję się
ciebie! Dalej, broń się! – krzyknąłem, wciąż go bijąc.
Siedział tam
cicho.
-
Dalej! Pokaż na
co cię stać!
Odwrócił się i
spojrzał na mnie, dźgając mnie w brzuch dwoma pacam, co sprawiło, że dziewczęcy
pisk wydobył się z moich ust. To wszystko stało się w sekundę. Jest taki
podstępny. Nawet się tego nie spodziewałem.
Ralph zaczął się
tak mocno śmiać, że musiał położyć się na łóżku.
Jęknąłem głośno,
kiedy wyciągałem swoje nogi spod jego ciała i
upokorzony włożyłem je pod pościel. Nie wierzę, że wciąż tak piszczę.
Myślałem, że ten odgłos już nie istnieje.
Ale teraz Ralph
sprowadził go z powrotem.
Przeklinam twoje
dziecinne łaskotanie!
Alex mi to robił!
On to wszystko
zaczął!
Po kilku
sekundach, śmiech Ralpha zaczął słabnąć. Zostałem skulony pod pościelą, chcąc
być teraz sam.
- O Boże… to były
czasy… - Ralph powiedział do siebie.
Byłem cicho.
- Jason – zawołał
Ralph, kie potrząsał moją nogą.
- Co…? –
wymamrotałem.
- Wyjdź z
pościeli. Przepraszam. Po prostu dobrze się bawiłem.
- Cóż, ja się
dobrze nie bawiłem. I upokorzyłeś mnie! – krzyknąłem na niego, zawijając się
jeszcze w koc.
- Nie, nie zrobiłem
tego.
- Tak, zrobiłeś.
- Nie. To ty
pisnąłeś. Powinieneś się z tego śmiać.
- Ale nie
spodziewałem się tego. Nie śmiałem się przez długi czas. I chcesz coś wiedzieć?
Przypomniałeś mi przerażające wspomnienia! Dziękuję ci bardzo!
- Nie ma
problemu.
Jęknąłem
zirytowany I kopnąłem ponownie Ralpha.
- Teraz wyjdź z
mojego pokoju. Chcę być sam – powiedziałem.
- Nie, podoba mi
się tutaj, więc zostanę – wtedy Ralph przeturlał się, by być bliżej mnie.
- Poważnie.
Wyjdź!
- Dlaczego?
Jęknąłem,
próbując się odsunąć.
-
Jezu… jak możesz
nie wiedzieć?!
-
Wiem, że to
dlatego, że cię upokorzyłem… kiedy właściwie tego nie zrobiłem.
- Zrobiłeś!
- Nie. Jestem
jedyną osobą, która to słyszała I przywykłem do tego. Kiedy ty i Alex byliście
młodsi, piszczałeś tak przynajmniej 3 razy na dzień. Pewnie, to było śmieszne,
ale słodkie… i wciąż takie jest!
Teraz, wróciły
wspomnienia.
Głupi pisk...
Głupi Alex…
- AHH! Nie chcę
być słodki, chcę być… seksowny!
Ralph zadrwił ze
mnie.
- Cóż, chcesz coś
wiedzieć? – spytał.
- Co znowu…?
- Nigdy nie
będziesz seksowny – wyszeptał, co mnie wkurzyło.
To sprawiło, że
wybuchnąłem w środku. Jęknąłem i ukryłem twarz w materacu.
- Pierdol się –
wymamrotałem do materaca.
Wtedy poczułem
straszny ból uderzając w mój lewy pośladek.
Krzyknąłem i
wyskoczyłem z pościeli, oddalając się od Ralpha tak daleko jak tylko mogłem.
- Ow! Czy ty
uszczypnąłeś mnie w tyłek?! – spytałem wściekle, trzymając rękę w miejscu,
które bolało jak diabli.
- Tak – odpowiedział krótko.
- Dlaczego kurwa miałbyś… OW!
Miałem ubraną zwykłą koszulkę, więc uszczypnął
moje odsłonięte ramię.
- Przestań! To boli!
- Robię to, bo
przeklinasz. Ostrzegałem cię – powiedział.
- Wiem, ale to
nie fair. Jestem nauczony przeklinać i teraz nie mogę tego robić? Co do diabła
jest z tobą nie tak?
Ralph wskazał na
mnie palcem.
- Hej, nie
nauczyłem cię przeklinać. Po prostu mówiłeś to co ja i Alex.
- Cóż, może
trzeba było przy mnie nie przeklinać!
Odetchnąłem
głęboko, zanim położyłem się na łóżku, chowając twarz w poduszkę.
Jedna z ciężkich
dłoni Ralpha delikatnie przebiegła po moich plecach.
Byłem
przyzwyczajony do tego, więc nie mówiłem nic, żeby się odczepił. Łóżko
zaskrzypiało, kiedy on przesunął się bliżej mnie.
Wyszeptał:
- Więc, właściwie
przyszedłem tutaj, by pogadać o tobie i Justinie. Oboje sprawiliście, że Pattie
jest smutna. My po prostu chcemy wiedzieć dlaczego się nie dogadujecie.
Odwróciłem głowę,
ale wciąż zostawiając ją na poduszce, by móc na niego spojrzeć.
- Nienawidzę go –
stwierdziłem krótko, nie przejmując się tą rozmową.
- Ale dlaczego?
Musi być jakiś powód.
Zaczął gładzić
moje plecy, by mnie uspokoić. Ralph wie, że zazwyczaj już byłbym wściekły.
Kocham
to jak on mnie zna…
Odetchnąłem.
- Jest gejem.
Zobaczyłem jak
Ralph kręci głową z uśmiechem. Myśli, że jestem śmieszny.
-
Jesteś śmieszny.
Widzisz… mówiłem.
- Ok Jason,
dlaczego sądzisz, że jest gejem? – spytał Ralph.
Westchnąłem z nudy.
-
Cały czas jest
szczęśliwy I próbuje mieszać się w moje sprawy. Jest taki denerwujący I nie
wiem dlaczego nie chce mnie zostawić w spokoju. To tak jakby mnie lubił czy
coś…
Nastała cisza.
Ralph prawdopodobnie myślał nad moimi słowami.
- Wiesz, że to
nie robi z niego geja, a nawet jeśli nim jest, to nic w tym złego.
- To jest coś złego.
- Nie. Przestań
tak mówić. Próbuję coś wytłumaczyć.
Zostałem cicho,
by posłuchać co ma do powiedzenia.
- Nie mówię, że
nim jest, ale nawet gdyby był to nic by nie zmieniało. Po prostu interesowałby
się chłopakami.
- Wiem, ale to
ohydne…- stwierdziłem.
- Dla ciebie, ale
to nie prawda. Miłość to miłość i to się liczy.
- Ale co z
powiedzeniem ‘jeśli kochasz kogo, daj tej osobie odejść’? – spytałem ciekawy.
- Jest do tego
zakończenie, ‘jeśli ten ktoś wróci do ciebie, wtedy jest twój’
- Oh, cóż, to ma
sens, tak myślę…
- Tak. Więc
możemy wrócić do tematu? – spytał.
- Pewnie…
- O czym to ja
mówiłem? Oh tak. Więc, chciałbym, żebyś przestał wyżywać się na Justinie, tylko
dlatego, że jest inny niż ty.
- Ale ja go
nienawidzę i on zasługuje na ból – powiedziałem Ralphowi, będąc zdenerwowany.
Zaczął masować
moje plecy, by pozbyć się ze mnie złości, co działało…
- Nie zasługuje
na to. Nienawidzisz go tylko dlatego, że wy dwoje nie znaleźliście jeszcze nic
co was łączy. Oboje jesteście inni na swój sposób, ale jeśli się dogadacie,
znajdziecie coś co oboje lubicie.
- To nie dlatego!
– krzyknąłem, odsuwając się, ale Ralph przesunął swoją rękę na moją szyję,
sprawiając, że zamarłem.
- Zostań, albo
znów dźgnę cię w twój czuły punkt – zagroził w dziecięcy sposób.
Zaskomlałem z
chichotem, zostając na brzuchu.
- Dobry chłopiec
– powiedział, kładąc ponownie dłoń na moich plecach.
Odetchnąłem i
ułożyłem się wygodnie.
- Nie skończyłem
jeszcze. Teraz, przestań mi przeszkadzać – powiedział. – Więc, właściwie ty,
Jason jesteś problemem w tej walce.
- Jak to, ja
jestem problemem?! – spytałem, krzycząc wściekle.
Ralph szurnął
mnie lekko w szuję, co sprawiło, że pisk wydobył się z moich ust.
-
Nie złość się,
Jason. Wyjaśnię ci to. – stwierdził.
Nie wierzę.
Jakim cudem
cholery to jest moja wina?
To oczywiste, że
to wina Justina.
- To twoja wina,
ponieważ to ty nie pozwalasz Justinowi być dla ciebie miłym.
- To dlatego, że
go nienawidzę.
- Nie skończyłem
jeszcze.
- Wiem, ale
nienawidzę tej rozmowy.
- Cóż, szkoda. Do
właśnie prowadzimy tą rozmowę.
Jęknąłem głośno i
ponownie schowałem głowę w poduszce. Zrobiło się cicho.
Ralph westchnął
smutno.
- Wiesz, że
Justina dzieciństwo było trudne – w końcu powiedział.
- Nie obchodzi
mnie to. To karma – powiedziałem.
Moje dzieciństwo
było trudne i wciąż żyję, będąc mężczyzną, którym chciałem być. Ale Justin
jest wciąż ciotą.
-
Pattie
opowiedziała mi całą historię. Czułem się strasznie po usłyszeniu jej. Jest
gorsza niż twoje dzieciństwo. Kiedy ją usłyszysz, ucieszysz się, ponieważ twoje
dzieciństwo było inne.
- Więc dlaczego
mi jej nie opowiesz? – spytałem, będąc wkurzony, ponieważ on cały czas
opowiadał o Justinie.
Co ze mną?
Lubię rozmawiać o
mnie.
- Myślę, że
powinieneś spytać Justina. Będziesz mógł
poczuć jego ból i porozmawiać o nim. To pomoże wam zbudować więzi.
Myślałem o tym.
Mógłbym
porozmawiać o moim dzieciństwie, ale wtedy wydałby się sekret.
- Ale Ralph,
jeśli powiedziałbym o moim dzieciństwie, oni by nas sypnęli i znienawidzili. –
powiedziałem mu.
Patrzył na mnie
przez chwilę, a potem przeniósł wzrok na podłogę.
-
Powiedziałeś już
Pattie? – spytałem desperacko, mając nadzieję, że tego nie zrobił.
Westchnął i
spojrzał na mnie.
- Nie, nie mogłem
jej tego powiedzieć. Pattie i ja nie jesteśmy tacy sami, ale zakochałem się.
Nie mogę wziąć teraz rozwodu – wytłumaczył, patrząc ponownie na podłogę.
Usiadłem obok
niego, popychając do lekko, aby zachęcić go do kontynuowania tej rozmowy.
- Cóż, to co im
powiemy? Ukrywamy przed nimi wiele sekretów – powiedziałem.
Ralph westchnął,
kiedy trzymał swój wzrok na ziemi.
- Wiem. Jestem
okropną osobą.
- Masz na myśli
‘my’.
- Ok, jesteśmy
okropnymi ludźmi. Powinienem powiedzieć to zanim się oświadczyłem.
- Więc, co teraz
zrobimy? Musisz mieć jakiś pomysł.
Milczał przez chwilę, myśląc.
-
Cóż, musimy
rzucić nasze kryminalne życie i zachowywać się, jakbyśmy nigdy nimi nie byli. I
zamierzam nas tutaj zameldować. Oh, I nie złość się, ale będziesz chodził do
szkoły.
- Ok… whoa,
czekaj… Szkoła? NIE! – krzyknąłem, odpychając go ode mnie. – Jesteś Pier-AAHH!
Przestań to robić! – krzyknąłem, kiedy znowu mnie uszczypnął.
Uderzyłem go
mocno w ramię, z całą złością, która we mnie eksplodowała.
- Tak bardzo cię
teraz nienawidzę – skrzyżowałem moje ręce i odwróciłem od niego wzrok.
Ralph zachichotał
i położył rękę na moim ramieniu, by nim potrząsnąć.
- Mówiłem ci,
żebyś się nie złościł.
- Nie obchodzi
mnie to! Nie byłem w szkole odkąd moi rodzice umarli! I teraz każesz mi tam
iść?! – wykrzyczałem, ale Ralph złapał moją głowę i przyłożył rękę do moich
ust.
- Shhh… Zamknij
swoją duża buzię. Nie chcesz, by Pattie I Justin się dowiedzieli – wyszeptał.
Zacząłem znów
mówić, kiedy odsunął swoją dłoń I puścił mnie.
- Może chcę. Może
nie chcę. Ale ja im to powiem.
Kiedy moja stopa
dotknęła ciemnej, drewnianej podłogi, poczułem jak dłoń chwyta tył mojej
koszulki, co uniemożliwiło mi wyjście.
- Nigdzie nie
idziesz – powiedział Ralph, ciągnąc mnie do niego.
Nadal szedłem do
przodu.
- Oh tak, idę.
- Jeśli
wyjdziesz, sprawię, że zemdlejesz.
- Jeśli zemdleję,
zrobię ci krzywdę.
- Jeśli zrobisz
mi krzywdę, będę z tobą walczył.
- Jeśli będziesz
ze mną walczył, zabiję cię.
- Jeśli mnie
zabijesz, wrócę do życie i zabiję cię.
- Jeśli mnie
zabijesz, wtedy… ja… ja… hmm… Oh! Będę szczęśliwy! – krzyknąłem, odpychając się
od niego jeszcze bardziej.
- On nie… nie znowu… - powiedział Ralph, wstając, ale
ciąż trzymając moja koszulkę.
- Tah, dalej, zabij mnie!
Owinął ramię wokół mojej tali i klatki piersiowej,
podnosząc mnie z podłogi.
- Hej! Postaw mnie! – rozkazałem, krzycząc I wykręcając
się z jego uścisku.
- Nie, musisz dochować tajemnicy dopóki czegoś nie
wymyślę. Zgódź się to wtedy cię postawię.
- Nigdy!
-
Będę cię trzymał
dopóki się nie zgodzisz!
Jęknąłem, wciąż
próbując się wyrwać.
- Hej, czy nie
było zakładu nie myślenia o samobójstwie? – zapytał Ralph.
- Tak, a co?
- Cóż, właśnie przegrałeś.
Kiedy te słowa do
mnie dotarły, podskoczyłem w panice,
- Nie! Nie! Nie
mógłbym przegrać! – chwyciłem ramię Ralpha. – Bądź dobrym tatą i nie mów
Justinowi, że przegrałem – wyszeptałem desperacko.
Pokręcił głową.
- An, no nie
wiem…
- Nie! Proszę!
Nie możesz! Muszę to wygrać! – szarpnął jego koszulkę, by uzyskać odpowiedź.
- Hmm… wciąż nie
jestem pewien.
-
Proooooooooooooooooooooooooszę?
Ralph pokręcił
głową.
- No dalej. Będę
cię już zawsze lubił.
- Co się stało z
miłością?
- Za bardzo cię
nienawidzę, by cię kochać.
- To było
naprawdę niemiłe, Jason.
- Ja tak nie
myślę.
Ralph westchnął
zdenerwowany.
-
Ok, ustalmy coś.
Jeśli ty nie powiesz naszego sekretu, ja nie powiem Justinowi twojego –
powiedział.
- Zgoda! Teraz
mnie postaw! Ranisz mnie! – krzyknąłem, popychając jego klatkę piersiową, by od
niego uciec.
Szybko wziął
swoje ramię, zwyczajnie mnie zrzucając.
Moje stopy ciężko
wylądowały na ziemi, przesyłając
ból poprzez moje nogi, po czym poczułem
jeszcze większą udrękę.
- Ał! To bolało jeszcze bardziej! Powiedziałem postaw
mnie, a nie rzuć mnie – stwierdziłem uderzając go w ramię.
Ralph podniósł
ręce w geście poddania.
- Hej, chciałeś,
żebym cię puścił, więc się puściłem. To już nie ma znaczenia. I tak jesteś już na ziemi.
Jęknąłem głośno zirytowany,
podchodząc do łóżka i wskakując na nie, by na nim usiąść. Ralph odwrócił się i
ot kwil swój wzrok na mnie. Spojrzałem na niego z grymasem na twarzy.
Ralph zaśmiał
się, kręcąc głową.
- Poważnie, nie
rób tej miny. Brzydko tak wyglądasz.
- I kto to mówi.
Jestem przystojniejszy od ciebie. I oczywiście bardziej… seksowny! – przybrałem
moją seksowną twarz, by mu pokazać.
- Nie powinieneś
tak mówić. Kiedy ja byłem w twoim wieku…
Przerwałem mu.
- Tak, to było
około 100 lat temu – zaśmiałem się z niego.
- Właściwie, 18
lat temu. To dlatego idziesz do szkoły. By nauczyć się matematyki.
- Whoa, masz 79
lat? Nawet nie masz jeszcze zmarszczek… - stwierdziłem, przechylając głowę,
kiedy patrzyłem na jego twarz.
- Oh, byłeś
blisko, Jase. Mam 34 lata!
Oh, był sarkastyczny,
cóż z tym pierwszym zdaniem. Myślałem, że mówił poważnie.
- To wciąż dużo –
powiedziałem.
- Zamknij się.
Wróćmy do mojej historii.
- Ha!
- Więc, byłem babiarzem. Każda dziewczyna chciała ze mną
być. Byłem najprzystojniejszym i najseksowniejszym facetem w szkole. Ale spójrz
na siebie. Siedzisz tutaj będąc single lady – wskazał na mnie, z uśmiechem.
Odwzajemniłem uśmiech i
parsknąłem.
-
Niech zgadnę, wszystkie z nich umarły na AIDS.
- Jason, to chore. Jak możesz tak mówić?
- Hej, nie widziałem żadnej kobiety, kiedy z tobą
mieszkałem. Byłeś tylko ty, ja i Alex. Żadnej dziwki w kuchni, robiącej nam
kanapki.
Ralph stał tam z obrzydzeniem na twarzy.
- To boby niegrzeczne. Dlaczego jesteś taki seksistowski?
Nie uczyłem cię tak traktować kobiet, Alex też nie. Poważnie Jason, co ci się
stało?
Siedziałem tam, myśląc i nie przejmując się tą rozmową.
- Ja-Ja po prostu żyję swoim życiem. Będę robił rzeczy,
które chcę zrobić i będę mówił to co będę chciał. Nie jesteś już moim szefem.
- Oczywiście, że wciąż nim jestem! Co sprawia, że
myślisz, że nie mam nad tobą kontroli?
Otworzyłem moje usta, by mu to wyjaśnić, ale nic nie
przyszło mi do głowy. Właściwie nie miałem żadnego powodu.
Ralph zadrwił.
- Nic? Nie masz żadnego powodu? – szybko podszedł do
mnie, co mnie przeraziło.- Nie bez powodu zostałem twoim opiekunem prawnym.
Beze mnie, ty i Alex już byście nie żyli. I jeśli cię teraz zostawię, zostałbyś
sam. Nie możesz żyć na własną rękę, Jason. Ty prawie nic beze mnie nie umiesz
zrobić. Dlatego mnie posłuchaj. Zacznij traktować mnie tak jak powinieneś
traktować rodzica, a obiecuję ci, że będę cię traktował tak samo.
Poczułem łzy wypełniające moje oczy, kiedy myślałem o
moim dzieciństwie i moim życiu teraz. To było piekło, a szczególnie teraz.
Spojrzałem na dół, na moje kolana, by ukryć mój smutek
przed Ralphem.
- Nawet nie wiem co ci się stało Jason. Odkąd tu
przyjechaliśmy ty jesteś chamski i obrażasz całą naszą trójkę; mnie, Pattie i
Justina. Dlaczego? Oni nic ci nigdy nie zrobili, ale ty wciąż traktujesz ich
jak gówno! Próbujemy ci pomóc, ale ty i tak nie słuchasz.
Mała łza spłynęła po moim policzku. Nie wytarłem jej, gula
pojawiła się w moim gardle.
Dlaczego jestem z tego powodu smutny?
Ja się tak nie zachowuję.
- Więc dalej, Jason, podaj mi wszystkie swoje powody.
Chcę wiedzieć, dlaczego się zmieniłeś – rozkazał Ralph, ostrym tonem.
Byłem
przestraszony. Ralph nigdy nie był tak zdenerwowany I nigdy nie odzywa sie do
mnie w taki sposób.
To smutne.
Ralph westchnął i
zaczął upadać na kolana.
Cholera.
Zanim zaczął
mówić, spojrzał w moje załzawione oczy, sprawiając, że na jego twarzy pojawił
się smutek.
- Jason…
Zamknąłem oczy,
sprawiając, że dwie łzy spadły na moje nogi.
-
Nie chciałem,
żebyś był smutny. Po prostu chcę ci coś udowodnić. Przepraszam, że na ciebie
nakrzyczałem, ale czasami naprawdę mnie wkurzasz. Jeśli byś posłuchał, nie
prowadzilibyśmy teraz tej rozmowy.
Zirytował mnie,
mówiąc, że to moja wina, a tak naprawdę to wszystko przez niego. Pociągnąłem
nosem zanim spojrzałem mu w oczy.
- Spójrz Ralph,
to przez ciebie się tak zachowuję. Jeśli nie wyprowadzilibyśmy się z Las Vegas,
wtedy nie mielibyśmy tego pierdolonego problem.
- Język…
- Zamknij się do
cholery! Nie obchodzą mnie już te pierdolone zasady! Zacznij mnie słuchać! Moje
dzieciństwo było trochę straszne, ale kochałem takie życie. Ale spójrz, gdzie
teraz jesteśmy! Jesteśmy w pierdolonym domu z 2 innymi ludźmi! Jedną osobę stąd
właściwie lubię, ale później jest ten pieprzony gej, którego nienawidzę i,
który z jakiegoś pieprzonego powodu wygląda tak jak ja! Chcę, żeby Paul wrócił!
Chcę, żeby Alex wrócił! Chcę, żeby nasze starsze życie wróciło! Dlaczego tak
trudno jest ci to zrozumieć?!
Ralph posłał mi głębokie spojrzenie. Zanim
zaczął, już mu przerwałem.
- Nie, nie
opowiadaj mi tych gówien. Zamierzasz coś zrobić, a później wrócisz do Ameryki
beze mnie. Wiem, że coś przede mną ukrywasz – wytarłem kilka łez, które
opuściły moje oczy. – Wiedziałem, że nie mogę ci ufać! Cały czas miałem rację.
Udajesz, że kogoś lubisz, a później, kiedy się już z nim dogadujesz, traktujesz
go jak gówno. To właśnie teraz przydarza się mi. Ty, Pattie i Justin
zamierzacie zrobić coś, co złamie mnie kiedy dojdziemy do etapu zaufania. Jak
mogłeś mi to zrobić?!
- Nie planujemy
nic takiego – Ralph wstał. – Jestem miły, ponieważ muszę i kocham cię. Pattie
jest przyjazna, ponieważ jest twoją macochą i chcę cię lepiej poznać. A biedny
Justin, on po prostu chce być twoim przyjacielem – zaczął ode mnie odchodzić.
- Nie mogę ci już
ufać. – zaszlochałem. – Wszystko zepsułeś.
- Właściwie, nie.
Jeśli byś dorósł wtedy wszystko byłoby dobrze – skarcił mnie surowo.
To mnie zabolało.
Przetarłem oko,, kiedy zaczęło mnie swędzieć.
- Możesz być moim
prawnym opiekunem, ale nigdy nie będziesz moim pierdolonym ojcem. Nigdy…
Zacząłem płakać
jeszcze bardziej.
Pokręcił głową,
próbując pozbyć się gniewu.
- Po prostu chcę
wrócić do domu – stwierdziłem.
Ralph podszedł do
drzwi i nacisnął na klamkę.
- To jest dom.
Pokręciłem głową,
kie łza leciała po moich czerwonych policzkach, mając nadzieję, że to nie
prawda. Ale to jest oficjalny dom.
- Nienawidzę Cię!
– krzyknąłem, zaraz po jego wyjściu.
Po tym nastała
cisz, byłem sam. Dlaczego za każdym razem, kiedy rozmawiam z Ralphem wszystko
zamienia się w strasznie ostre argumentacje? Nie sądzę, że kiedykolwiek miałem
z nim jakąś przyjemną rozmowę.
Poważnie…
Za każdym razem,
kiedy rozmawiamy, Ralph musi to zniszczyć.
Albo to przeze
mnie.
Cóż, nie obchodzi
mnie to. Nienawidzę go. To on jest dupkiem, nie ja. Albo po prostu to ja nim
jestem.
Gdzieś w moim
sercu poczułem poczucie winy. Może byłem zbyt ostry dla Ralpha, ale on powinien
traktować to jako żart.
I mam również
nowe życzenie.
Pewnie, chcę
wrócić do domu, ale chciałbym również, żebyśmy Ralph i ja przestali się ciągle
kłócić. Są takie dni, kiedy chce się z nim powygłupiać, a potem są te dni,
kiedy chcę go zabić.
Teraz, nie wiem
co chcę zrobić…
Przetarłem ramieniem twarz, by pozbyć się łez, które leciały po moich
policzkach. Moja twarz
zaczęła piec od tarcia. Wtedy przypomniałem sobie o mojej łazience, cóż, mojej
I Justina…
Patrzyłem się na
ciemno drewnianą podłogę, decydując się czy iść, czy też nie. Wzdychając
smutno, zszedłem z łóżka i szedłem w stronę drzwi. Owinąłem swoją ciepło rękę
wokół zimnego uchwytu, obracając ją i popychając.
Otwierając drzwi,
nawiązałem z kimś kontakt wzrokowy.
O kurwa…
To Justin!
Cholera!
Odwróciłem się od
niego I wytarłem wszystkie łzy, bym nie wyglądał jakbym płakał przed chwilą.
Justin stał tam,
opierając się o zlew. Wyglądał jakby płakał. Justin pociągnął nosem.
- Co się stało
Jason? – spytał Mutnym głosem, patrząc w moje obolałe oczy.
- Co masz na
myśli? Ze mną wszystko w porządku – skłamałem, próbując ukryć emocje.
Potarł prawe oko.
- Nie, coś jest
nie tak. Nie musisz tego ukrywać – odpowiedział.
- Nie, wszystko
jest okej – stwierdziłem z fałszywym uśmiechem.
Justin westchnął.
-
Widać, że
płakałeś. Twoje oczy są czerwone, a policzki wciąż mokre. Wiem, że to ma coś wspólnego z Ralphem, bo
słyszałem jak na siebie krzyczeliście – łzy powróciły do moich oczu.
Ok, więc…
Myślałem przez
chwilę o jego martwieniu się.
To on płacze, ale
wciąż upewnia się, że ze mną wszystko ok?
Um…
- Uh, więc
dlaczego upewniasz się, że wszystko ze mną w porządku? To ty płaczesz –
powiedziałem.
Stał
wyprostowany, przecierając oczy. Posłał mi uśmiech, zanim zaczął mówić.
- Cóż, nie lubię
widoku płaczących ludzi; a już w ogóle rodziny, przyjaciół i mam jeszcze
słabość do dziewczyn. Nie zniosę płaczących dziewczyn. Dbam o siebie, ale
myślę, że inni są na pierwszym miejscu – Justin odwrócił ode mnie wzrok,
prawdopodobnie zawstydzony.
Ale dlaczego się
wstydzi? Może dlatego, że właśnie brzmiał jak dziewczyna?
Cóż, to trochę
słodkie.
Whoa, czekaj…
- Uh, czy ty
nazywasz mnie dziewczyną? – spytałem, sprawiając, że drgnął.
Wow, nie
wiedziałem, że aż tak go przerażam. Posłał mi szybkie spojrzenie, zanim
ponownie spojrzał na podłogę.
- Uh, nie. Jesteś
w części z rodziną… - jego uśmiech powiększył się, kiedy z powrotem spojrzał na
mnie.
Przychyliłem
głowę i spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Dlaczego jestem
w rodzinnej części? – spytałem, kołysząc
swoim ciałem w przód i w tył.
Justin podrapał
się po karku, jakby był zdenerwowany.
- Cóż, jesteś
teraz częścią mojej rodziny, więc…
Tak, był
zdenerwowany. Skinąłem głową, kiedy przyjąłem do siebie jego słowa. To miłe, ze
zaakceptował mnie jako członka rodziny.
- Ok, ok. Więc,
dlaczego płakałeś? I co się stało z Pattie? – spytałem, krzyżując ramiona, by
go wysłuchać.
Jego uśmiech
zmienił się w grymas, kiedy odwrócił się, by spojrzeć w lustro.
- Ja- Ja sprawiłem,
że.. się popłakała… - wyjąkał, próbując nie płakać.
Uśmiechnąłem się
do niego szczęśliwy.
- Więc, dlaczego
jesteś smutny? To super, że sprawiłeś, że płakała. Teraz jesteś prawdziwym
mężczyzną – położyłem rękę na jego plecach, ale szybko ją cofnąłem.
Eww… dlaczego
właśnie to zrobiłem?
Teraz będę musiał
myć swoje ręce 3 razy, a potem je odkazić.
- Nie sądzę, że
nim jestem. Nigdy nie sprawiłem, że
płakała – stwierdził, pozwalając łzom spłynąć po jego policzku.
- Whoa, czekaj,
nie sądzisz, że jesteś mężczyzna, ale czujesz to. Więc, czujesz, że jesteś
mężczyzną?
Wytarł łzy.
- N-Nie… czuję
się okropnie, jak wredny syn… - wtedy rozpłakał się jeszcze bardziej.
Westchnąłem i
pokręciłem głową, zirytowany jego płakaniem. Ale muszę zostać spokojny.
- Okej, rozumiem,
ale jutro będzie traktować cię inaczej. Cokolwiek jej powiedziałeś, było
świetne.
- Nie sadzę…
- To dlatego, że
nie jest przyzwyczajona do takiego zachowania. Jeśli ja z nią porozmawiam, to
będziemy razem wolni.
Pociągnął nosem i
skinął głowa.
- Tak, możesz to
zrobić. Niedługo przyjdzie z Toba porozmawiać, a Ralph przyjdzie do mnie. Oh, i
powiedz mamie, że jej nie nienawidzę. Wciąż ją kocham, ale… Byłem trochę
wredny.
Uśmiechnąłem się
i skinąłem głową.
- Ok, ale jeśli
Ralph będzie z Toba rozmawiał, powiedz mu, że go nienawidzę.
- Umm, ok…
- Dobra. Idę do
mojego pokoju – odwróciłem się, by wyjść, ale Justin chwycił moje ramie, by
mnie zatrzymać.
- Zaczekaj –
zaczął. – Na pewno powiesz jej to co ja?
Skinąłem głową.
- Oczywiście –
miałem już się odwrócić, ale Justin ponownie mnie zatrzymał.
- Dlaczego tak
się martwisz? To był nasz plan. A teraz żegnaj.
- Ale Jason!
- Co?!
Odsunął się ode
mnie, żebym go nie krzywdził.
-
J-Ja chce się
tylko upewnić – wyjąkał w strachu.
Przyłożyłem głowę
do czoła i powoli przejechałem nią po twarzy. Odetchnąłem by się uspokoić.
- Jason… -
zawołał Justin spokojnym głosem.
Zamknąłem oczy,
kiedy utrzymywałem wzrok na ziemi.
Justin podszedł
bliżej mnie.
- Chcę po prostu,
żebyś mi obiecał. To by dla mnie dużo znaczyło, jeśli to wszystko wyjdzie, tak
jak mówiłeś.
Patrząc powoli na
Justina, poczułem inne emocje, które uderzyły we mnie, skanując jego twarz.
Nieśmiały uśmiech
pojawił się na jego twarz, kiedy jego oczy poszerzyły się z nadziei.
Mówił o tym
poważnie.
Nie mogę w to
uwierzyć.
- Uh… ja nie… -
wyjąkałem, patrząc na jego twarz.
Był weselszy,
kiedy zacząłem się jąkać.
- Ja….
Nie mogłem nic
powiedzieć.
Dobra, poddaję
się.
Jestem mięczakiem, kiedy pojawiają się takie słodkie
twarze. Nie mogę na nie patrzeć. Wtedy czuje się
winny. I nie mówię, że twarz Justina jest słodka, cóż nie w taki sposób…
Ale teraz nie
wiem co mam robić. Powiedział, że to dużo dla niego znaczy, jeśli to wyjdzie,
nie obchodziłoby mnie to, gdyby nie zrobił tej miny.
Ale wtedy mój
plan nie wyjdzie. Powinienem sprawić, że Justin będzie jeszcze bardziej
zazdrosny, kiedy przeproszę Pattie. A teraz głupia twarz Justina sprawia, że
chcę zmienić palny. Oh, chcę, żeby poczuł się jak mężczyzna chociaż raz i
mógłbym powiedzieć Pattie, żeby się odczepiła, ale chcę zrealizować mój plan.
Hej!
O czym do diabła
ja myślę?
Nienawidzę tego
dzieciaka i miałem zamiar ulec jego twarzy?
O Boże… zaraz
zwymiotuję.
-
Ja uh… Nie wiem…
- powiedziałem, chcąc odejść.
-
Jason! Wrabiasz
mnie! Nie mogę uwierzyć! – krzyknął Justin
Odwróciłem się,
by wszystko wyjaśnić.
-
Hej! Zamknij się!
Nie wrabiam cię! – odkrzyknąłem.
-
To dlatego nie
chcesz mi tego obiecać?!
-
Dlaczego muszę
obiecać?!
Jason pokręcił
głową.
- Chce mieć
pewność, że ty…
Westchnąłem,
myśląc co mam zrobić.
- Jaka to ma być
obietnica? Na paluszek…? – spytałem sarkastycznie, pokazując mój mały palec.
Uśmiechnął się i
spojrzał na mnie, jakbym był jakimś szaleńcem.
- Nie, chcę po
prostu, żebyś obiecał.
Byłem coraz
bardziej wściekły przez te wszystkie dziecięce rzeczy, które mam dla niego
zrobić. Odetchnąłem i uśmiechnąłem się fałszywie, by wyglądać jakbym się na to
zgadzał.
- Obiecuję.
Justin uśmiechnął
się szeroko. Czułem się obrzydliwie, ponieważ musiałem zrobić coś czego on
chciał.
- Dziękuję,
Jason. Naprawdę chcę, żeby to wyszło – podziękował, patrząc się na mnie
przerażająco.
Odgoniłem go
ręką.
- Tak, tak…
jesteś szczęśliwy…. Teraz zostaw mnie w spokoju – opuściłem łazienkę.
Jezu, co za
idiota.
To takie proste
sprawić, by uwierzył w coś tak głupiego.
Oh, jestem
geniuszem.
Podchodząc do
łóżka, zauważyłem Lil’ Jasona, który ciąż leżał na poduszce. Chyba Ralph go
jeszcze nie widział, albo po prostu nie chciał o nim wspominać.
Może powinienem
go schować, żeby Pattie go nie zobaczyła. Co miałbym jej powiedzieć, gdyby
zobaczyła pluszowego misia na łóżku? Powiedzieć, że wkrótce - nieżywy - brat mi
go dał? Nie.
Westchnąłem,
patrząc na misia, po chwili wziąłem go I włożyłem pod pościel. Dobrze, nikt nie
powinien go zobaczyć. Usiadłem na łóżku i czekałem na przyjście Pattie.
Ale co ja mam jej
w ogóle powiedzieć?
My nie znamy się
przez lata…
To może być
trochę niezręczne…
Puk, puk, puk…
Ktoś zapukał
lekko w moje drzwi. Zapewne to Pattie.
- Proszę –
zawołałem.
Gałka powoli się przekręciła, a następnie drzwi otworzyły się, wpuszczając
Pattie do środka. Spojrzałem na nią, widząc uśmiech na jej twarzy,
prawdopodobnie fałszywy. Jej oczy były wciąż czerwone od płaczu. Justin musiał
ją naprawdę zasmucić, ponieważ oni naprawdę mocno się kochają.
Czasami chciałbym, żebyśmy ja, Ralph i
nawet Alex mieli taki związek jak oni. Kiedyś odczuwałem taką miłość, cóż
dopóki moi rodzice nie zostali zabici. Widzisz, Ralph pokazywał nam swoją
miłość do nas… ale był w tym okropny…
Ocknąłem się, kiedy usłyszałem jak Pattie zaczyna mówić.
Powoli podeszłą do mojego łóżka, więc przesunąłem się, by zrobić jej miejsce.
Pewnie czułby się przez to urażony.
Kiedy mi podziękowała, uśmiechnąłem się do niej.
O nie… znów to.
Poczułem
niewielki ból w moim brzuchu tylko od patrzenia na nią. Zdałem sobie sprawę, że
to moja wina, że Pattie i Justin płakali. To moja wina, że są smutni i
rozdarci. Wszystko co chciałem zrobić, to zabawić się trochę z Justinem, ale
teraz nie wiem co zrobić. Mogłem mieć wielkie kłopoty, jeśli się dowiedzą o
moim planie.
Może mogę zrobić
obie rzeczy, ale z pewnością muszę przeprosić. Pattie utrzymywała wzrok na
podłodze, więc to dało mi szansę.
- uh, Pattie? –
zacząłem.
- Tak, Jason? –
powiedziała, ale nie nawiązała ze mną kontaktu wzrokowego.
- Um… ja chciałem
przeprosić za to co się stało podczas kolacji. Byłem wredny i głupi przy stole.
Przepraszam za to, że cie zdenerwowałem i za to, ze jestem głupi. Naprawdę mi przykro.
Nie musisz mi wybaczać. Zrozumiem, jeśli tego nie zrobisz.
To śmieszne, bo
to KOMPLETNE kłamstwo.
Dlaczego powinienem
przeprosić?
Mam 16 lat!
Przecież nie będę miał 16 lat przez całe życie!
Łzy
pojawiły się w oczach Pattie, kiedy uśmiechnęła się do mnie. Położyła swoją
delikatna dłoń na moją, co mnie zaskoczyło. Ale nie odsunąłem jej, bo nie
chciałem, żeby była jeszcze bardziej smutna.
Pattie odetchnęła.
- Dziękuję,
Jason. Miałam nadzieję, że ty albo Justin przeprosicie.
Uśmiechnąłem
się głupawo, kiedy znów odwróciła ode mnie wzrok.
-
To znaczy, że Justin nie przeprosił? – udawałem zdziwienie.
Pokręciła
głową.
-
Nie, nie wiem dlaczego… - uroniła kilka łez, ale szybko je wytarła.
Ah,
Justin nie przeprosił.
Czyli
dobrze sobie poradził.
To
sprawia, że mój plan jest jeszcze prostszy.
-
Oh, to fatalnie. Jak on może nie przeprosić kogoś tak kochanego jak ty? I po
tym wszystkim co dla niego zrobiłaś – powiedziałem w troskliwy sposób.
Odsunęła
swoją rękę od mojej, zasłaniając swoją twarz obiema dłońmi.
Wtedy
zaczęła płakać.
Whooops….
Myślę, że nie powinienem mówić ‘I po tym wszystkim co dla niego zrobiłaś’.
Ralph
powiedział, że dzieciństwo Justina było ciężki i gorsze niż moje.
Musiało
być naprawdę straszne skoro teraz płacze.
Co
mam teraz zrobić?
Nie mogę
pozwolić, żeby płakała, kiedy ja tu niezręcznie siedzę.
Oohhh… nie cierpię
Radzic sobie z kobietami.
Przesunąłem się
bliżej niej i położyłem rękę na jej plecach, czego prawie nigdy nie robię.
-
W porządku.
Justin nie będzie wiecznie na ciebie zły. On prawdopodobnie nie może wytrzymać
minuty bez twojej opiekuńczości. Ale jeśli jego nie będzie, zawsze możesz
przyjść do mnie – uśmiechnąłem się złowieszczo.
Chyba właśnie
odsunąłem od siebie mój plan.
Pattie
zaszlochała i odwróciła woje ciało, przytulając mnie. Moje wnętrze prawie
eksplodowało ze strachu. Jej ramiona były mocno owinięte wokół moich, co
sprawiło mi ból, w miejscach, w których byłem ranny.
Tak, w Las Vegas
nasze kryminalne życie zawsze sprowadzało nas do zbrodni, po których byliśmy
ranni i nie mogliśmy iść z tym do lekarza, więc moje ciało jest pokryte wieloma
ranami.
To był bardzo
niezręczny moment.
Nie przyzwyczaiłem
się do uścisków, odkąd moi rodzice umarli. Przytulanie było dla mnie obrzydliwe
po tym jak ode mnie odeszli. Cholera… co ja teraz zrobię? Nie chcę odwzajemnić
uścisku, ale muszę, prawda?
Przełknąłem ślinę
I odwzajemniłem uścisk, ale trząsłem się jak wariat. Pattie mnie puściła, ale
zatrzymała dłonie no moich ramionach. Posłała mi zdezorientowane spojrzenie.
- Jason,
kochanie, zimno ci? – spytała
Przestałem się
trząść.
- Nie, jest w
porządku. Po prostu poczułem swędzenie na moich plecach i próbowałem to
zignorować… - skłamałem.
Uśmiechnęła się.
- Oh, myślałam,
że cię ranię. Przepraszam, jeśli to zrobiłam.
Whoa, nie
sadziłem, że będzie tak myślała.
Cokolwiek… lubię
moją wymówkę.
-
Nie, nie zrobiłaś
tego. Nie martw się mną. Powinnaś martwić się o swojego syna, Justina –
wyjaśniłem jej.
- O czym ty
mówisz? Wciąż muszę martwić się o ciebie. Mówiąc o tym, muszę opiekować się 3
chłopcami w domu. To ciężka robota, opiekowanie się dwoma niepowiązanymi
bliźniakami i dorosłym mężczyzną – zachichotała.
Odwzajemniłem
uśmiech.
- Naprawdę
myślałem, że Ralph ma 79 lat – zaśmiałem się – Ale z jakiegoś powodu, ma 34.
Chociaż właściwie, to mnie to nie obchodzi.
Uniosła głowę I
popatrzyła na mnie.
- Co do tego, to
co stało się tobie i Ralphowi? Wyglądał na zmartwionego, kiedy wychodził stąd
po rozmowie z tobą.
Zmarszczyłem brwi
i spojrzałem na nią.
- Był wredny.
Uśmiechnęła się i
chwyciła moją dłoń, przykładając ją do swojej, używając swojego kciuka do
robienia kołek na mojej skórze.
- Nie to mi
powiedział – uśmiechnęła się, wiedząc, że kłamałem.
Zacząłem
panikować. Byłem wredny w stosunku do kobiet i nie chcę z nią o tym rozmawiać.
Więc wszystko co zrobiłem to wzruszyłem ramionami.
Pokręciła głową,
chichocząc.
- Jest dobrze;
nie musimy o tym rozmawiać – poczułem się lepiej. – Ale wy dwoje wyglądacie, jakbyście się nie dogadywali.
Dlaczego wy zawsze walczycie? Jest twoim tatą, powinieneś go szanować.
Ale on tak
naprawdę nie jest moim tatą.
- Uh, ja po
prostu go nienawidzę – powiedziałem.
- Ale dlaczego? Zawsze musi być jakiś powód – stwierdziła,
co było prawdą.
Westchnąłem.
- Nie wiem. On po prostu sprawia, że jestem zły i
zaczynam krzyczeć, i on zaczyna krzyczeć, i potem jestem przerażony… nigdy nie
lubiłem się z nim kłócić. Chciałbym się z nim dogadywać, tak jak ty z Justinem.
Oh, proszę nie mów Ralphowi, że to powiedziałem – poprosiłem.
Spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Dlaczego nie mogę mu tego powiedzieć? Jeśli by to
wiedział, to mogłoby być możliwe.
Pokręciłem głową.
- Nie chcę, żeby wiedział. To trochę żenujące… -
powiedziałem, patrząc na podłogę.
Objęła mnie ramieniem I przybliżyła mnie do siebie, co było miłe.
-
Dobrze, nie powiem mu. Możesz mi zaufać – wyszeptała do mojego ucha.
Uśmiechnąłem się, kiedy to powiedziała, więc pozwoliłem
mojemu ciału zrelaksować się.
- Dziękuję – wyszeptałem.
Zaczęła bawić się moimi włosami i nucić melodię.
Wciąż nie byłem przyzwyczajony do tego, że ktoś dotyka
moje włosy, ale pozwoliłem jej robić co chciała, ponieważ było mi jej żal.
Wspaniałą rzeczą jest to, że Pattie jest jak moja prawdziwa mama. To sprowadza
tyle wspomnień.
I zaczynam
widzieć efekty mojego planu.
Robiłem miny przy łazienkowym lustrze, kiedy Justin stał za mną, chcąc
umyć zęby… i próbując zmusić mnie do umycia moich. Justin pokazał mi 3 kolorowe
pasty.
- Ok, którą chcesz? Zieloną, żółtą czy niebieską? – zapytał.
- Żadną z nich – odpowiedziałem prosto, wytykając język, by zobaczyć go w
lustrze.
- Nie, musisz
jedną wybrać. Codziennie musisz myć swoje zęby, bo inaczej cukrowe robaki je zjedzą.
Spojrzałem na
niego, jakby był wariatem.
- Cukrowe robaki? Co to do diabła
cukrowe robaki? – spytałem.
On uśmiechnął się tylko i zaczął otwierać pastę.
- To małe, małe robaki, które zaczynają jeść twoje zęby,
kiedy one zaczynają próchnieć, bo ty nie umyłeś swoich zębów. Więc, jeśli nie
zaczniesz ich myć, zaczną je jeść, dopóki zjedzą wszystko.
Pokręciło głową, słysząc jego głupią historyjkę.
- To kłamstwo. Próbujesz mnie przestraszyć, żebym umył
swoje zęby.
Zaśmiał się lekko i podał mi pastę.
- Masz, weź to. Możesz mieć zieloną – nie wziąłem jej od
niego. – No dalej. Po prostu ją potrzymaj.
- Nie, nie chcę jej – powiedziałem, odpychając od siebie
jego rękę.
Odwrócił się ode mnie.
- Dobra, nie dajesz mi wyboru.
Skrzyżowałem ramiona i oparłem się o drzwi od łazienki,
by zobaczyć co Justin robi. Ten odłożył pasty na ladę i otworzył małą szafkę na
ścianie.
Wyciągnął dwie tubki pasty, tak myślę, i pokazał mi je.
Spojrzałem na nie; jedna była różowa, a druga biała.
- Hej! – krzyknąłem. – Kim jest ta gruba suka na różowej
paście?! – było tam zdjęcie dziewczynki z kreskówki.
Justin zaśmiał się i podał mi pastę. Wziąłem ją od niego.
- To Dora mała
podróżniczka. To pasta dla dzieci i jest o smaku owocowej bańki, więc jest dla
ciebie dobra – stwierdził.
Spojrzałem na
wzorek z kreskówki.
- Co do cholery?
To głupie – zwróciłem wzrok na tubkę, którą trzymał Justin. – Jak smak ma ta
pasta? – spytałem.
Justin podał mi
białą tubkę.
- Ta jest
miętowa. Nie wiem czy możesz jej użyć, ponieważ nie mam pojęcia przez jak długi
czas nie myłeś swoich zębów.
Odkręciłem nakrętkę miętowej pasty i
powąchałem ją. Mocny miętowy zapach uderzył w moje nozdrza, sprawiając
swędzenie i pojawienie się łez w moich oczach. Zamknąłem oczy, by psiknąć.
Odwróciłem się od Justina.
- A- psik!
- Gesundheit –
Justin odpowiedział na moje kichnięcie, śmiejąc sie po tym.
Przetarłem mój
noc i spojrzałem na niego ponownie.
- Słyszałem to
wcześniej, ale co to znaczy? – zapytałem.
- To znaczy
‘zdrowie’ po niemiecku. Mój pra - pradziadek nauczył mnie trochę niemieckiego,
więc stąd to znam.
Moje oczy
rozszerzyły się w zainteresowaniu.
- To właściwie
interesujące – stwierdziłem, posyłając Justinowi uśmiech. – Cóż, wiesz dlaczego
ludzie mówią ‘na zdrowie’?
Justin uśmiechnął
się i pokiwał głową.
- Uh, huh z tego
co słyszałem to, kiedy psikasz twoja dusza wychodzi z twojego nosa, więc ludzie
mówią „Na zdrowie”, by mieć pewność, że diabeł jej nie porwał. To trochę
dziwne, ale taka jest historia – wzruszył ramionami i chwycił fioletową
szczoteczkę z małego kubka.
Pokiwałem głową.
- To właściwie
dobra historia. Ma sens.
- Tak myślisz? –
Justin spytał, odkręcając kurek i przykładając pod lecącą wodę swoją szczoteczkę.
- Tak, myślę też,
że jest ciekawa.
Uśmiech Justina
powiększył się.
- To ciekawe, że
uważasz, że coś jest ciekawe – zaśmiał się z samego siebie i chwycił miętową
pastę.
Uśmiechnąłem się
tylko i patrzyłem jak nakłada biało-zieloną pastę na kłujące końce szczoteczki.
Następnie włożył szczoteczkę do buzi i zaczął szorować zęby.
Patrzyłem na niego, jakbym nigdy nie widział jak ktoś
myje swoje zęby. Justin odwrócił wzrok od lustra i spojrzał na mnie.
- Cóż, chcesz teraz umyć swoje zęby? – spytał figlarnie.
Zadrwiłem, chwytając moją zieloną szczoteczkę.
Zrobiłem poważną minę.
- Podaj tą pastę tej grubej suki.
Justin zaczął się śmiać, podajając mi różową tubkę.
***
Głośny grzmot
uderzył ponownie, sprawiając, że usiadłem na moim wygodnym łóżku. Wyjrzałem za
okno, widząc ciemność i obiekty, które kołysały się, poprzez silny wiatr.
Na zewnątrz było nawet widać świecące się błyskawice.
Ok, po pierwsze, wcale się nie boję.
Po prostu nie lubię dźwięku grzmotów. To zawsze przypomina mi wybuchających
bombach, które lubię, ale ten dźwięk sprawia, że myślę, że to są bomby.
Nie przeszkadzają mi błyskawice i burze, ale dźwięku
grzmotu nie znoszę.
Znowu usłyszałem ten odgłos, co sprawiło, że prawie
zapiszczałem. Nie mogę teraz być sam. Zazwyczaj, kiedy zaczyna się burza z piorunami
jestem z kimś, na przykład Ralphem czy Alexem.
Ale teraz nie mam nikogo. Alexa nawet tu nie ma, a na
Ralpha jestem wkurzony…
Grzmot ryknął
dwa razy głośniej
Oh słodki Jezu!
Ten mnie
wystraszył. Ohh, nie mogę tak spać. Burza cały czas mnie budzi.
Patrzyłem na
drzwi od mojej sypialni, rozmyślając nad tym czy mam iść po Ralpha, czy zostać
tutaj przerażony.
Cóż, Ralph jest
czasami przydatny i pewnie nie jest już na mnie zły.
Wyskoczyłem z
łóżka i poszedłem powoli stronę drzwi, tak, żeby podłoga nie skrzypiała. Kiedy
do nich dotarłem, otworzyłem je powoli i wyszedłem na korytarz. Stojąc tam,
poczułem chłód na całym ciele.
Pokój Ralpha i
Pattie był naprzeciwko mojej, ale trzeba było iść na około, ponieważ schody
były na środku. Nie chciałem tak chodzić, więc zacząłem krzyczeć.
- Ralph!
Brak odpowiedzi.
- Ralph!
Nic…
- RALPH!
…
-
RRRRAAAAAAALPHHHHHHHHHH!
Drzwi otworzyły
się, ukazując wkurzonego Ralpha.
- Co Jason? –
spytał zmęczonym i wściekłym tonem.
Wydąłem wargi, by
zrobić słodką minę, co z tego, że byłem w tym do dupy.
- Grzmoty cały
czas mnie budzą… - patrzyłem na niego, czekając, aż pozwoli mi zostać z nim.
Westchnął i
pokręcił głową.
- Nie jesteś już
na to za stary?
Zacząłem łapać
powietrze z trudem. To mnie zabolało w środku.
- Myślisz, że
jestem na to za stary?
- Tak…
- A co to było, w
tym roku, w kwietniu? Spałem z tobą i MIAŁEM 16 LAT! Wciąż mam 16 lat,
staruchu! – krzyknąłem na niego.
Dotknął dłonią
swojej twarzy, jakby nie wiedział co ma zrobić.
- Jason, to tylko
grzmoty. Nic ci nie zrobią.
- Nie boję się
ich, po prostu nienawidzę tego dźwięku… Jezus… dlaczego nigdy mnie nie
słuchasz? – spytałem, będąc coraz bardziej poirytowany.
Pokręcił głową.
-
Po prostu wróć do
łóżka. Obudzisz wszystkich – wtedy zamknął drzwi.
Byłem wściekły na
Ralpha, tak, że coś zaczęło się we mnie gotować.
- Pierdol się! –
krzyknąłem zanim wróciłem do pokoju i trzasnąłem drzwiami.
Jęknąłem I
wróciłem od mojego łóżka, kładąc sie na nim I przykrywając się ciepłą pościelą.
Ralph nigdy mnie
tak nie odrzuca. Zawsze był przy mnie, aż do teraz.
Głupi Ralph…
Chciałbym, żeby
to on umarł, a nie Paul…
Westchnąłem,
pozbywając się złości i zastępując ją smutkiem. Moja głowa leżała na poduszce, kiedy pościel była na
całym moim ciele, jak tarcza ochronna.
Kiedy odwróciłem głowę, by spojrzeć na ścianę, zauważyłem
Lil’ Jasona, który cały czas był pod kołdrą. Zacząłem myśleć o Alexie.
Wyciągnąłem go i objąłem go ramionami. Znowu poczułem sie jak dziecko, kiedy
miś był przy mojej klatce piersiowej i brudne futerko dotykało mojego karku i
podbródka.
Grzmoty były coraz gorsze, zaczęło nawet padać. Krople
deszczu zaczęły uderzać w nasz dach. Właściwie lubiłem dźwięk deszczu. To
sprawia, że jestem bardziej zmęczony.
Ziewnąłem, patrząc przez okno i widząc, że burza jest
coraz gorsza.
Myśląc o Alexsie I misiu w moich ramionach mogłem
spróbować zasnąć
Kto potrzebuje Ralpha, kiedy masz wypchanego,
brudnego misia, który nazywa się Lil’ Jason?
Słońce świeciło
mi w oczy, zmuszając mnie do obudzenia się. Zamrugałem oczami kilka razy, kiedy
przewróciłem się na drugą stronę, by uniknąć rażącego światła.
Kiedy zamknąłem
oczy na kilka sekund, mój brzuch zaburczał cicho, ale wywołał lekki ból. No
dobra… nie skończyliśmy wczoraj kolacji.
Co za
marnotrawstwo klopsików…
Oh przestań…
teraz jestem głodny?
Jęknąłem, wyślizgując
się z łóżka, dosłownie wyślizgując się z niego i kładąc się na podłodze.
Kiedy leniwie
wstałem już na nogi, zszedłem na dół, po jedzenie. Może zostały jeszcze klopsy
w lodówce. Kiedy dotarłem na parter, usłyszałem głośne chrupanie i odgłosy pochodzące z kreskówki.
Odgłosy
dochodziły z salonu. Byłem ciekawy, kto je wydawał, więc wszedłem do salonu, by
się dowiedzieć. Odgłos był coraz głośniejszy, kiedy wszedłem do środka.
Rozejrzałem się
po siedzeniach, ale nikogo na nich nie było, więc ktoś musi być na skórzanej
kanapie.
Przebiegle
dotarłem do wyznaczonego miejsca i wyjrzałem za kanapę, wiedząc… Justina?
Co? Nie, to nie może być Justin.
Leżał na kanapie
z paczką chipsów, przy
jego boku, oglądając jakiś program.
Chipsy na śniadanie?
To jest genialne.
Obszedłem kanapę dookoła, by spotkać się z Justinem.
- Hej Justin. Co robisz? – spytałem.
Podskoczył, kiedy
mnie zobaczył.
- Oh myślałem, że jesteś mamą – rozluźnił się. – Oglądam
telewizję I jem chipsy… rano! Jestem niegrzecznym chłopakiem.
Uśmiechnąłem się głupkowato z jego ekscytacji.
- Tak, właściwie, jesteś nim, bo ja nie jem chipsów na
śniadanie- stwierdziłem, co jest prawdą.
Widzisz, jem śniadanie tylko, kiedy jest to coś dobrego.
Chipsy nie są dobre na śniadanie.
Justin panikując, zeskoczył z kanapy z paczką chipsów.
- O nie! Będę miał kłopoty! – krzyczał, kiedy miał zacząć
uciekać.
Zanim pobiegł, chwyciłem jego koszulkę i odwróciłem go,
by spojrzał na mnie.
Uśmiechając się, powiedziałem mu
- Nigdy przedtem nie jadłem chipsów na śniadanie… - miał
zmartwiony wyraz twarzy. Wziąłem od niego chipsy - …do teraz! – dokończyłem.
Wskoczyłem na kanapę i zacząłem pożerać słone chipsy.
- Hej! Podziel się! – powiedział Justin, siadając obok
mnie na kanapie.
- Cholera Justin, lubię twoje myślenie. Muszę robić to
częściej – powiedziałem mu.
Uśmiechnął się.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że nie będziemy mieli kłopotów.
Podniosłem rękę w powietrze.
- Kogo to obchodzi? Mnie nie! Teraz jedz, zanim ktoś
weźmie nam tą paczkę! – krzyknąłem radośnie.
Kiedy jedliśmy i oglądaliśmy jakiś program, ktoś podszedł
do nas od tyłu, kładąc ręce na oparciu kanapy.
Justin i ja odwróciliśmy się, by zobaczyć Ralpha
stojącego i wyglądającego na zdezorientowanego.
- Który to Jason? – zapytał, patrząc na nas dziwnie.
- Idź sobie – powiedziałem.
Wskazał na mnie.
- Ok, to na pewno Jason. Ale dlaczego oboje jecie chipsy?
Jest dopiero 9 rano.
Odchrząknąłem.
-
Spójrz, umieramy z głodu. Teraz zostaw nas w spokoju –
rozkazałem, patrząc ponownie na telewizor.
Ralph westchnął w niedowierzaniu.
- Nie mogę uwierzyć, że mamy teraz dwóch Jasonów. Jak ja
to przeżyje? – wtedy odszedł.
Dwóch Jasonów?
Spojrzałem na Justina.
Hmmm, co jeśli sprawie, że będzie taki jak ja?
Mógłby być moim pomocnikiem, mógłby pomagać mi w
przestępstwach.
To naprawdę świetny pomysł.
Jeśli wymyślę więcej planów, by nabrać go, to będzie
takim dupkiem jak ja.
Zrobię z Justina prawdziwego mężczyznę i wtedy oboje
będziemy współpracować i robić rzeczy, które chcemy.
Fajną rzeczą jest to, że będzie
Taki jak ja.
Ale ja będę tym fajniejszym.
Na pewno będziemy bliźniakami…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam :)
Oto kolejny rozdział. Dosyć długi huh
Jason ma znowu nowy plan hahah, ten to ma łeb
Myślicie, że Justin będzie taki jak Jason?
Następny rozdział pojawi się w przyszłym roku ((dziwnie to brzmi))
Życzę udanego Sylwestra!
Oto kolejny rozdział. Dosyć długi huh
Jason ma znowu nowy plan hahah, ten to ma łeb
Myślicie, że Justin będzie taki jak Jason?
Następny rozdział pojawi się w przyszłym roku ((dziwnie to brzmi))
Życzę udanego Sylwestra!