poniedziałek, 28 października 2013

10. Bet The Step

Jason dostaje list
Justin chce się założyć

Jason McCann
Całe moje ciało trzęsło się przez koszmar, z którego właśnie się obudziłem. Zrobiło mi się zimno, kiedy o nim pomyślałem, mimo, że nie mogłem sobie przypomnieć o czym był.
Cholera, nienawidzę tych snów…
Usiadłem powoli i zamrugałem parę razy, by wyraźniej widzieć mój pokój. Cóż, mam nadzieję, że to mój pokój.
Zdałem sobie sprawę, że to moja sypialnia i że jest ranek.
Słońce świeciło przez czerwone zasłony, sprawiając, że w moim pokoju świeciło czerwone światło, które oświetlało całe pomieszczenie. Oh tak, powinienem wrócić do domu i wziąć moje rzeczy. A potem muszę iść na komisariat.
Dzisiejszy dzień będzie interesujący…
Powoli wygrzebałem się z łóżka, choć nie chciałem tracić ciepła, jakie mi zapewniało.
Podszedłem do drzwi od sypialni i leniwie je otworzyłem. Postawiłem jeden krok.
- Whoa! – nagle straciłem równowagę, ale w samą porę złapałem się poręczy od schodów.
- Co do… - powiedziałem, odwracając się, by zobaczyć o co się potknąłem. Podskoczyłem, kiedy zobaczyłem mój problem.
- Dzień dobry, Jason – Justin przywitał mnie, zawinięty w koc i z głową na poduszce.
- Dlaczego leżysz przed moją sypialnią? Potknąłem się przez ciebie! – spytałem go, wściekły.
Przeciągnął się i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Chciałem mieć pewność, że nie zabijesz się w nocy. Na szczęście nie zrobiłeś tego – odpowiedział, wstając.
- Śpiąc przed moimi drzwiami? – zmarszczyłem brwi w dezorientacji.
- Tak, słyszałbym stąd coś podejrzanego, więc urządziłem sobie tu biwak, by cię słyszeć.
Nie wiedziałem, że tak się mną interesuje. Miło to wiedzieć, ale go nienawidzę. Odwróciłem się i zacząłem iść po schodach.
- Cokolwiek…
Kiedy byłem już na dole, Ralph wyszedł z salonu, by mnie zobaczyć. Uśmiechnął się do mnie, kiedy nie okazywałem żadnych emocji.
- Gotowy do wyjścia? – zapytał.
- Nie – opowiedziałem krótko.
- Dlaczego nie? Przecież jesteś już ubrany – powiedział, patrząc na moje ubrania.
- Dlatego, że nie mam nic innego do ubrania! Noszę te same ciuchy odkąd przyjechaliśmy do tego domu! – krzyknąłem, wkurzony jego głupotą.
- Cóż, więc gdzie są twoje rzeczy?
- W MOIM domu!
- Więc jedźmy po nie – chwycił moje ramie i zaciągnął mnie do drzwi.
Cholera! Oszukał mnie!
Westchnąłem.
- Dobrze… Pojedziemy… ale nie na komisariat – zacząłem iść z nim do drzwi.
- Oh, wciąż musisz tam iść – stwierdził Ralph. - Dalej, jedźmy.
Warknąłem i wyszedłem razem z nim na zewnątrz.
Na niebie były ciemne szare chmury, które przyćmiewały błękit, co oznaczało, że będzie burza.
Nawet wilgotność wzrosła, sprawiając, że było ciepło. Do dupy, że wciąż mam na sobie długi rękaw. Wciąż muszę zakrywać moje poparzenia na ramionach, a to jest jedyna koszulka, którą mam.
Stary, będę gorący.
Cóż, już jestem.
Ralph wziął kluczyki od samochodu i wcisnął przycisk, otwierając drzwi furgonetki.  Chwyciłem klamkę od drzwi dla pasażera i leniwie je otworzyłem, wskakując do środka i zatrzaskując wściekle drzwi.
Po tym jak Ralph usiadł na miejscu kierowcy, zaczął się na mnie patrzeć z uśmiechem. Próbowałem nie nawiązać z nim kontaktu wzrokowego, ale nie mogłem tego znieść. Odwróciłem moją głowę i spojrzałem na niego, zirytowany.
- Przestań, to już nie działa.
Przewrócił oczami.
- Działa.
Moje usta zaczęły drgać, kiedy próbowałem się nie uśmiechać, patrząc na jego głupio wyglądającą twarz. Wiem, że robił to tylko, bym się uśmiechnął, a może nawet zaczął śmiać.
Zaśmiał się.
- Aha! Widzisz, to wciąż działa.
Potrząsnąłem głową z uśmiechem na twarzy.
- Jesteś taki wkurzający.
- W dobry sposób, prawda? – spytał, wkładając kluczyki do stacyjki i odpalając samochód.
- Nie – powiedziałem, kiedy wyjeżdżał samochodem z podjazdu.
- Jestem pewny, że w dobry sposób.
Zachichotałem cicho z jego głupoty.
- Zamknij się i jedź.
- Dobra, już, ale nie zamknę się. Muszę z tobą porozmawiać – odpowiedział.
Jęknąłem i zgarbiłem się, kiedy jechaliśmy wzdłuż ulicy.
- Więc, po pierwsze, muszę się spytać o sprawę z samobójstwem. O co w tym chodzi? – Ralph spytał, patrząc na mnie, a potem z powrotem na drogę.
Dreszcz przebiegł mi po plecach ze strachu. Nie chciałem teraz o tym rozmawiać. Patrzyłem się przez okno, by ukryć przed nim emocje, jakie malowały się na mojej twarzy.
- Nie chcę o tym rozmawiać…
Odchrząknął.
- Cóż, wkrótce będziesz musiał to zrobić. Wiesz, że cię kocham i nie chcę cię stracić. Czy zdajesz sobie sprawę, jak smutny bym był, gdybym stracił cię na zawsze i musiałbym żyć z moim przybranym synem, który wygląda dokładnie tak jak ty? Musiałbym uświadomić sobie, że to nie ty… że to tylko Justin… - jego głos prawie się załamał.
Ogarnął mnie smutek, kiedy to wyjaśnił; tęskniłby za mną.
- Więc nie nienawidzisz mnie? – spytałem, patrząc na niego, by usłyszeć jego odpowiedź.
Staliśmy na czerwonym świetle, więc mógł na mnie spojrzeć.
- Jason, nigdy cię nie nienawidziłem i nigdy nie będę. Co sprawiło, że myślisz, że cię nienawidzę?
Wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem. To, jak się zachowujesz i jak mnie traktujesz, sprawia, że myślę, że mnie nienawidzisz – wciąż na niego patrzyłem.
Westchnął smutno.
- Oh Jason, naprawdę przepraszam. Nie chciałem cie skrzywdzić i krzyczeć na ciebie, ale trudno sobie poradzić z twoją postawą i zachowaniem. Przepraszam…
Popatrzyłem na światła.
- Masz zielone.
Zrobił to, co ja.
- O, dzięki – i znowu zaczął jechać. – Więc, nigdy nawet nie myśl, że cię nienawidzę, ponieważ nigdy tak nie będzie - oznajmił poważnym tonem.
- Dobrze, nie będę – powiedziałem, znudzony tą rozmową.
Wciąż nienawidzę Ralpha i nie przeproszę go.
To gówno.
Dlaczego miałbym go przepraszać? To on mnie skrzywdził.
Jechaliśmy po mieście, coraz bardziej zbliżając się do ulicy, na której znajduje się mój dom. Tak naprawdę nie chciałem brać moich rzeczy, lub wchodzić do tego domu. Wciąż byłem w szoku, że Paul zmarł. To niesprawiedliwe.
Ralph zaparkował pojazd po stronie ulicy, która była pusta. W pobliżu nie było wielu samochodów.
- Dobra Jason, jesteśmy. Idź i szybko weź swoje rzeczy. Nie wydaje mi się, żebym mógł tutaj parkować – wyjaśnił Ralph, kiedy patrzyłem przez okno.
Zobaczyłem mój dom na końcu ciemnej uliczki, nawet żółtą taśmę, która była na budynku.
To znaczy, że policja była w pobliżu i w środku domu. Zastanawiam się, czy to miało coś wspólnego ze mną. Westchnąłem i popchnąłem drzwi furgonetki, wyskakując na betonowy chodnik.
Potem ruszyłem wzdłuż alejki, zaczynając drżeć. Ktoś może być teraz w tym domu.
Albo moje rzeczy mogły zostać skradzione.
To byłoby do dupy…
Żółta taśma blokowała drzwi trzema paskami. Popchnąłem środkowy pasek, schyliłem się i przeszedłem pod nim.
Teraz byłem w domu, ale nie było tu cicho. Ktoś tu był. Moje serce zaczęło bić szybciej, kiedy myślałem o osobie, która tu jest; włamywacz, morderca, boogie man...
Tak, powinienem przestać oglądać tyle horrorów.
Nie ma mowy. Uwielbiam horrory.
Kiedy postawiłem nogę na drewnianej podłodze, ona zaskrzypiała, strasząc mnie… i kogoś jeszcze.
- Kto tutaj jest?! Pokaż się! – krzyknął ktoś z przerażeniem. Brzmiał jak mężczyzna; młody mężczyzna.
Miał nawet akcent, ale nie brytyjski.
To mógł być policjant.
Zacząłem panikować, kiedy przeszedłem z korytarza do salonu, skąd pochodził głos. Rozejrzałem się, widząc, że Paul, albo ktoś inny ulepszył to miejsce. Wyglądało świetnie.
Wtedy moje oczy odnalazły kogoś, kto siedział na oparciu kanapy.
Tylko na niego patrzyłem.
Był to młody mężczyzna. Miał może 19 lub 20 lat.
Mężczyzna zlustrował mnie wzrokiem z góry na dół ze zmrużonymi oczami, kiedy z przerażeniem patrzyłem na jego twarz.
- Kim jesteś? – spytał, wściekłym głosem. - I po co tu jesteś?
Zacząłem się trząść, kiedy myślałem o powiedzeniu prawdy. On mógł mieć broń w ręce.
- J-j, Jestem Jason… J-Jason, M-McCa-ann – wyjąkałem, wciąż patrząc na niego. Nie mogłem odpowiedzieć na jego drugie pytanie.
Jego twarz stała się spokojna, kiedy wstał i podszedł do mnie z kartką w ręce. Kiedy był bliżej, uśmiechnął się i spojrzał na papier.
- Paul napisał ten list do ciebie. Mówi, że ten dom jest cały twój – wtedy podał mi pognieciony papier.
Wziąłem go od niego prędko, wiedząc, że to były ostatnio słowa Paula do mnie.
Patrzyłem na papier, czytając wszystko.

Drogi Jaosonie McCann,
Chciałbym dać ci cały ten dom, który razem zbudowaliśmy, byś miał z Charliemi gdzie mieszkać. Jest oficjalnie twój. Nawet go trochę udekorowałem, żeby nie był taki nudy i niewygodny. Upewnij się, że zajmiesz się Charliem. Dotrzyma ci teraz towarzystwa. To dlatego ci go dałem. Wiedziałem, że nie zostanę tutaj długo, więc musiałem znaleźć dla ciebie zwierzaka. I ty Jason, jesteś dobrym dzieciakiem. Byłeś dla mnie jak syn. Dziękuję, że się mną zająłeś przez te parę ostatnich miesięcy. Przepraszam za to nagłe pożegnanie. Miałem ci powiedzieć wcześniej, ale nie chciałem, żebyś mi pomagał. Powinieneś spędzać czas ze swoją prawdziwą rodzinną, z kimś, kogo nigdy nie miałem. Masz wielkie szczęście.
P.S
Upewnij się, że dasz swojemu przyrodniemu bratu szansę. Nie chcę, żebyś skończył jak ja. Jeśli miałbym szansę cofnąć czas, upewniłbym się, że mój młodszy brat mnie lubi.

Łzy zaczęły wypełniać moje oczy, kiedy czytałem wszystko po raz drugi. Nie wierzę, że to się dzieje. To nie moja winna, ale jego słowa sprawiają, że czuję się winny.
Spojrzałem na młodego mężczyznę, który stał przede mną.
- Jesteś jego bratem? – spytałem, mając nadzieję, że to nieprawda.
Potrząsnął powoli głową.
- Nie, jestem jego bratankiem, Dylan. Mój tata jest jego młodszym bratem – spojrzał na mnie smutno.
- Więc wiesz jak umarł? – spytałem desperacko.
Wzruszył ramionami.
- Myślę, że to z powodu jakiejś choroby. Ale osobiście winię mojego tatę – stwierdził, kiedy łzy zaczęły pojawiać się w jego piwnych oczach.
- Dlaczego? Co zrobił? – spytałem, ciekawy tej historiii.
Wytarł łzę.
- Nic. Zupełnie nic. To dlatego umarł.
Spojrzałem w dół, na list, a potem znów na Dylana.
- To dlatego napisał o jego młodszym bracie w tym liście?
- Tak, wytłumaczę to. – pociągnął nosem. – Spotkałem wujka Paula, kiedy miałem 8 lat, ale nie widywaliśmy się za długo, ponieważ mój tata go nienawidził, o czym ja i moja siostra nigdy nie wiedzieliśmy. Więc, moja siostra i ja widywaliśmy się z nim w tajemnicy. Nie był wtedy bezdomny, miał swój dom i pracę. Był świetnym facetem. Lubiłem go. Ale zgaduję, że stracił pracę i pieniądze, co sprawiło, że żył ubogo. Właściwie rok temu chciałem się z nim zobaczyć, po tym jak przeprowadziliśmy się do Barrie, ale mój tata się nie zgodził. Spytałem dlaczego, ale on powiedział tylko, że nie możemy. Wtedy dowiedzieliśmy się, że on zmarł, więc moja siostra przywiozła nas tutaj, do Stratford. Nawet nie wiedziałem, że był bezdomny. Więc winię mojego tatę, ponieważ on wszystko wiedział i nawet nie chciał mu pomóc, tylko dlatego, że siebie nienawidzili. – Dylan spojrzał na dół. - Nauczyłem się czegoś cennego dzięki tej historii. I chciałbym uratować wujka Paula. I być z nim, kiedy umierał, żebym mógł mu powiedzieć, że go kocham. Ale jest już za późno…
Nic już nie powiedział.
Wiedziałem jak się czuł.
To tak, jak wtedy, kiedy dowiedziałem się, że moi rodzice zostali zamordowani, i kiedy Alex i ja poznaliśmy Ralpha.
***
Miałem około 5 lat, a Alex 9.
Była noc, nasza czteroosobowa rodzina była na festiwalu Las Vegas, w prawdziwym mieście, ze światłami i budynkami. Zazwyczaj nie mogliśmy wychodzić, ponieważ na ulicach było bardzo niebezpiecznie.
Ale ta noc była dla rodzinnej zabawy.
Mój tata powiedział, że nic się nie stanie. Będziemy mieć dzisiaj szczęście.
Przerażające jest to, ze Pattie i tata Justina wyglądają prawie tak samo jak moi rodzice…
Kiedy siedziałem na ramionach mojego taty, chodząc przez kolorowe ulice, z daleka usłyszeliśmy mrożący krew w żyłach krzyk.
Nasza czwórka odwróciła się w stronę, z której pochodził głośny, przerażający krzyk. 
Wtedy usłyszeliśmy więcej krzyków; mężczyzny i kobiety.
Nawet pamiętam jak się wtedy czułem.
Moje małe serce zaczęło bić szybciej, kiedy słyszałem straszne krzyki innych ludzi.
Wszystko przypominało mi horrory, które oglądali moi rodzice; straszna, wolna muzyka i krwawe, drastyczne sceny. Teraz mogę sobie przypomnieć tylko kilka scen; pamiętam „Coś*”
Film był straszny jak cholera. To była klasyka, ale straszna.
Moi rodzice z Alexem zamarli. Szybko zostałem zdjęty z ramion mojego taty i postawiony na ziemi. Zacząłem panikować jeszcze bardziej, kiedy moje stopy dotknęły ziemi, więc stanąłem za nogami taty.
Nagle padły strzały. Słyszałem ich głośny ‘trzask’ w zatłoczonym miejscu i na wieczornym niebie.
Strzały były coraz głośniejsze i było ich coraz więcej. Były blisko.
Więcej krzyków, otaczali nas popychający się ludzie i strzały.
Byłem zdezorientowany. Nie wiedziałem co się dzieje.
Tata postawił krok do tyłu, przez co musiałem się ruszyć, nawet jeśli chciałem zostać blisko niego.
Mama trzymała rękę Alexa, prowadząc go.
Głośny krzyk wydobył się z ust mojej mamy. Brzmiał boleśnie.
Tata zawołał jej imię i chwycił ją zanim się przewróciła.
Nie wiedziałem dlaczego się przewróciła.
Swoje ręce trzymała ciasno na piersi. Dyszała, gwałtownie nabierając powietrze i je wypuszczając.
Upadła na kolana. Tata ukucnął obok niej,cały czas do niej  krzycząc..
Dlaczego to robi? 
Alex podszedł do mnie, przytulając mnie, bym był bliżej niego.
Wciąż pamiętam, kiedy przywykł to robić.
Spytałem go, co się dzieje.
Nie odpowiedział.
Mama wyglądała, jakby była zmęczona. Teraz leżała na ziemi. Tata wciąż był obok niej, płakał.
Jej małe, delikatne dłonie ślizgnęły się z jej piersi, ukazując coś.
To było ohydne. Przerażało mnie, tak jak horrory.
Krew
Miała na klatce piersiowej dużą, czerwoną plamę krwi; w miejscu, w którym znajdowało się jej duże, kochające serce.
- Mamo… - wymamrotałem, myśląc, że wszystko z nią w porządku.
Alex chwycił moją dłoń, dając mi trochę ciepła.
Pamiętam jak delikatna była jego mała dłoń.
Tata wstał z ziemi i szybko do nas podszedł, odpychając nas od mamy.
Spojrzałem na jego twarz, widząc lecącą łzę na jego czerwonej twarzy.
Smuciło mnie  widzenie go płaczącego.
Spytałem się co się stało, ale wciąż brak odpowiedzi.
Tata wziął nas na przeciwną ulicę, tak szybko, jak tylko mógł. Prawie zostaliśmy potrąceni przez jeżdżące samochody, próbując uciec od tego głośnego miejsca.
Popchnął nas w jakąś uliczkę, a następnie ukucnął, by być na  naszej wysokości. 
Więcej łez zaczęło lecieć po jego twarzy.
- Przepraszam was… - wyjąkał. - …Muszę tam wrócić.
Przytulił nas swoim wielkimi, silnymi ramionami. 
Kochałem to uczucie; ciepło, miłość. Tęsknie za tym.
- Kocham was chłopcy…
Tata przytulił nas mocniej, przyciągając nas bliżej.
Nie obchodziło mnie, że byłem zgnieciony. Rzadko słyszałem te słowa; “kocham cię”.
Teraz tylko jedna osoba mnie kocha.
Czułem się, jakby tata przytulał nas przez wiele godzin.
Nawet nie słyszałem już tych strasznych hałasów.
Były zablokowane.
Czułem się bezpiecznie, mimo że byliśmy w ciemnej uliczce.
Powoli nas puścił, pozwalając mi znowu marznąć.
Chciałem z powrotem ciepło jego ciała.
Puścił nas, sprawiając, że znów było mi zimno. 
Tata spojrzał na nas, posyłając nam spojrzenie z jego błyszczącymi oczami.
Potrząsnął delikatnie naszymi ramionami, a potem wstał, opuszczając nas.
- Bardzo was kocham.
To były ostatnie słowa, które od niego usłyszałem.
Posłał nam ostatnie spojrzenie I odwrócił się .Patrzyłem jak idzie przez zatłoczone ulice.
Usłyszałem pisk opon i głośne trąbienie.
Alex spojrzał poza uliczkę, a potem na mnie.
Patrzyłem się na niego zdezorientowany, wciąż nie wiedząc co się dzieje.
- Musimy iść… - powiedział.
Widziałem łzę spływającą po jego twarzy.
-  Płaczesz? – spytałem go, uważając to za dziwne.
Alex rzadko płacze. To nieczęsty widok.
Podciągnął nosem i spojrzał z powrotem na długość alejki.
Też chciałem tam spojrzeć.
- Nie, ty nie możesz na to patrzeć – Alex odepchnął mnie trochę, nawet na mnie nie patrząc.
Zawsze wierzyłem w to, że Alex był psychiczny, ponieważ zawsze wiedział co robię, nawet jeśli nie widział, że to robię.
- Tylko starsi bracia mogą patrzeć – odpowiedział.
Pamiętam jak zawsze używał tego jako wymówki. ‘Tylko starsi bracia…’
To był jeden z powodów, dlaczego nienawidziłem być młodszym; nie miałem za wiele praw.
Po kilku minutach, Alex chwycił moją dłoń i pociągnął mnie przez alejkę.
- Gdzie idziemy? – spytałem go, zostając za nim, dla bezpieczeństwa.
Zatrzymał się.
- Nie wiem – odpowiedział. I znów zaczął iść.
Nie miałem pojęcia co się działo i byłem zdesperowany, by się dowiedzieć.
Kocham jak ktoś mi odpowiada. Zazwyczaj moi rodzice nie odpowiadali na moje pytania, bo były głupie.
***
Żyliśmy na ulicy przez jakieś 3 dni; bez jedzenia; bez ciepła; bez domu.
Nienawidziłem tego. To nie było fajne.
Pamiętam jak pytałem Alexa, dlaczego nie możemy wrócić do domu i gdzie jest mama i tata. Tęskniłem za nimi.
Alex odpowiadał,
- Nie mamy domu, mama i tata nas zostawili.
Spytałbym dlaczego. Ale nie odpowiedziałby mi. To mnie rozczarowywało.
Poszliśmy do domu, by spakować kilka rzeczy, jak Lil’ Jasona. Nie mogliśmy go zostawić.
Pamiętam wszystkich ludzi, których spotkaliśmy na ulicy.
Bezdomnych, handlarzy narkotyków, pedofilii.
Pedofile przerażali mnie najbardziej. Szli po najmłodszych. Ale Alex jakoś się ich pozbył. Nie wiem, jak to zrobił.
Zawsze myślałem o nim, jak o super bohaterze, jak tata.
Nawet pamiętam jak policja nas znalazła, dzięki Alexowi. Próbował ukraść trochę jedzenia dla nas, ale zostaliśmy złapani. Na szczęście dostaliśmy tylko upomnienie.
Ale dostaliśmy również dom. Właśnie tak, dom.
Jednak to nie był dom, którego się spodziewałem.
To był sierociniec.
Pamiętam jak podekscytowany byłem, kiedy tam przyjechaliśmy.
Było tyle różnych dzieci, w różnym wieku. To było fantastyczne doświadczenie. To było jak szkoła, cóż, szkoła, w której śpimy. Miałem przyjaciół, którzy byli w moim wieku, ale kiedy dorastałem zdobyłem też wrogów.
Naprawdę nienawidziłem ludzi, którzy się nami zajmowali. Zaniedbywali wiele dzieci. I te same rzeczy działy się cały czas.
Obrzydliwe jedzenie. Ubogie meble. Brak zabawek. Przemoc.
To się działo 7 razy. Alex i  ja byliśmy w siedmiu różnych sierocińcach.
Niektórzy nie daliby rady zadbać o nas. Jeden sierociniec został złapany na przemocy i go zamknięto. Z niektórych uciekliśmy. A czasami musieliśmy się przeprowadzić.
To było zanim miałem 9 lat. Tak właśnie; przez 4 lata byliśmy w siedmiu domach dziecka.
Alex nawet tłumaczył mi dlaczego musieliśmy tam być. Każdego dnia skarżyłem się, że mam tak okropne życie.
W końcu powiedział mi, że nasi rodzice umarli; mama została zastrzelona, a tata przejechany przez samochód.
Umarli na moich oczach.
Wciąż pamiętam jak poznaliśmy Ralpha. Pamiętam to, jakby to było wczoraj.
To była najlepsza zmiana w moim życiu.
Siedziałem w ‘naszej’ sypialni, która była wielkim bałaganem. Łóżka nie były nawet wygodne.
Nie lubiłem bawić się z innymi dziećmi, ponieważ niektóre z nich były wredne. Nie wiedziałem dlaczego, ale były podłe.
Cóż, niektóre były miłe, ale zasady surowe, więc miałeś ograniczoną wolność.
Więc, codziennie było nudno.
Jeśli spędziłbym dzień w moim pokoju, nie wpakowałbym się w kłopoty.
To nie tak, że siedzenie na łóżku będzie dla niego bolesne.
Głupi opiekunowie.
W tym pokoju nie ma nic do robienia.
Ściany były zniszczone, zaczynały się odklejać. Motywem na ścianach były misie i kwiaty; dziecięca tapeta.
Na środku pokoju stała mała szafka z zabawkami. Było tam około 10 zabawek, ale nie były fajne. Pluszowe misie i zepsute figurki bohaterów; zero zabawy.
Byłem bardziej zainteresowany książkami, które mieli w miłej biblioteczce na dole.
Książki były dla dzieci, szczególnie w naszym wieku.
Były zajmujące. Kochałem te z wyskakującymi obrazkami.
Więc, już rozumiesz; domy dziecka nie są fajne.
Ale to jest ta dobra część.
- Jason! Jason! Jason! – usłyszałem jak ktoś na zewnątrz krzyczy moje imię.
Myślałem, że to jakieś dziecko, które będzie mnie zaczepiać, więc nie ruszyłem się i ignorowałem to. 
Wtedy zepsute drzwi od sypialni otworzyły się szybko, dmuchając na mnie zimnym powietrzem.
To było przyjemne.
Nie było klimatyzacji, a w Vegas zawsze było gorąco.
Alex stał pod framugą. Mogłem zobaczyć radość na całej jego twarzy.
Nie widziałem go takiego przez długi czas.
Z podekscytowania, z jego ust wydobył się pisk, kiedy przybiegł do mnie, chwytając mnie za ramiona.
Posłałem mu dziwne spojrzenie, trochę przerażony jego radością.
- Jason! Zgadnij co?! – wrzasnął, podskakując lekko.
- Co? – spytałem cicho.
- Ktoś nas zaadoptował! – krzyknął, przytulając mnie mocno.


Przyjąłem informację.



Zostaliśmy adoptowani… Zostaliśmy adoptowani… Zostaliśmy adoptowani… Adoptowani…


Krzyknąłem ze szczęścia, przytulając go i chowając twarz w jego klatce piersiowej.
Wiedziałem, że lecą mi łzy.



To był cud. Nigdy nie myślałem, że ktoś nas zaadoptuje.
Miałem nadzieję, że rodzice będą mili i opiekuńczy, bardziej niż nasi rodzice.
Odsunąłem twarz od jego klatki piersiowej, by na niego spojrzeć.
- Kim są rodzice? – spytałem go. Jego ręce powędrowały na moje ramiona.
Alex patrzył prosto w moje oczy.
- To tylko mężczyzna. Ale wygląda na miłego – uśmiechnął się, a potem odsunął się ode mnie, by wziąć swoją walizkę.
Przez cały czas, kiedy byliśmy w domach dziecka, zbieraliśmy takie rzeczy jak ubrania i jakieś przybory.
- Nie ma mamy?- spytałem go, czując się trochę zawiedziony.
- Nie. Nie ma mamy. Będziemy tylko my, trzech kolesiów – Alex zaczął sprawdzać zawartość swojej walizki.
Dziwne.
Będzie dziwnie bez mamy. Lubię mieć tatę, jak każdy syn, ale mamy mają specyficzny rodzaj miłości, jak moja mama. 
Ale to całkiem fajne, nie mieć żadnej kobiety w domu.
Nie będzie żadnych dziewczyn, ani wesz. Dzięki Bogu….
Tak, Alex powiedział mi, że dziewczyny mają zdechłe wszy, więc mam ich nie całować.
Nie chciał, żebym zbyt szybko dorastał. Co za miły braciszek.
Pamiętam jak zszedłem z łóżka i wziąłem moją walizkę.
Otworzyłem ją tylko po to, by upewnić się, że Lil’ Jason tam był.
Został skradziony dwa razy, więc Alex musiał walczyć z dwoma dzieciakami, by go odzyskać.
Po walkach został ukarany; był chłostany, uderzany, albo zamknięty w małym pokoju przez kilka godzin.
Ja też raz zostałem uderzony i zamknięty w małym pokoju.
Każdy dom dziecka miał takie same kary, nic nowego.



Stary, to było tak dawno temu, a nadal pamiętam pierwsze spotkanie z Ralphem.
Myśląc o tym, miałem łzy w oczach.
Był wysokim mężczyzną, tak jak dzisiaj. Ale wtedy miał dłuższą brodę i wydawał się szczuplejszy. Wyglądał na miłego, ale miałem przeczucie, że coś w nim jest; coś złego.
Ale z tą maską pokazującą radość, nie byłem pewien.


Wyglądał na podekscytowanego, widząc nas, ale jedna rzecz się nie zgadzała.




Teraz jesteśmy tutaj.
Widzisz jak silny i potężny jestem?
Ralph; zmienił mnie w bestię. I pokochałem to.
Może i zmienił mnie w kryminalistę, ale życie, które nam podarował było o wiele lepsze, niż to, które dali nam rodzice.
Ralph traktował Alexa i mnie, jak swoich synów; bez przemocy, tylko miłość.



Nigdy nie będę tego żałował.

***

Spojrzałem na Dylana.
- Wiem jak się czujesz.
Pociągnął nosem i uśmiechnął się do mnie.
- To okropne uczucie, prawda?
- Tak – odpowiedziałem, cały czas wyobrażając sobie śmierć rodziców.
Wtedy przypomniałem sobie o lekcji, jakiej się nauczył.
- Więc, czego się dzięki temu nauczyłeś? – spytałem, czując się trochę głupio.
Podrapał się po głowie, pod jasno brązowymi włosami.
- Lekcja? Tak, racja. Nauczyłem się, że nigdy nie powinienem nienawidzić mojej siostry, ponieważ może będę jej kiedyś potrzebował, albo ona będzie potrzebowała mnie. I powinienem mówić jej ‘kocham cię’ każdego dnia.
Byłem zdezorientowany.
- Dlaczego miałbyś mówić ‘kocham cię’ każdego dnia? Myślę, że to głupie
Potrząsnął głową, chichocząc po ciuchu.
- Cóż, co gdyby, nie, czekaj… Ok, wybierz jednego członka rodziny.
- Uh, mój tata… - powiedziałem, myśląc o nim.
- Ok, co jeśli opuściłby dom, a ty nigdy nie powiedziałbyś mu ‘kocham cię’ przez tydzień albo i więcej, i wtedy przytrafia mu się coś złego, jak śmierć. Odszedł na zawsze. A ostatnią rzeczą, jaką do nie go powiedziałeś nie było ‘kocham cię’… rozumiesz już?
Patrzyłem na niego, jakbym w ogóle nie słuchał.
- Uh… nie
- Ok, powiem to tak. Twój tata nie wiedziałby czy go kochasz, bo nie mówiłeś mu tego przez długi czas. A to jest po prostu smutne.
Nie mówiłem ‘kocham cię’ Ralphowi przez długi czas.
Co, gdyby teraz umarł?
Jedyną rzeczą, o której by myślał, to to, że go nienawidzę.
Ooohhh…
- Tak, teraz rozumiem. To smutne – spojrzałam na swoje stopy. Zrobiło mi się smutno, gdy pomyślałem o słowach, które powiedziałem Ralphowi.
Wtedy poczułem szorstką dłoń Dylana na moim ramieniu.
Spojrzałem w górę z przerażeniem.
- Więc, o co chodzi z tobą i z twoim bratem przyrodnim? Przeczytałem twój list, więc… przepraszam… - spytał mnie.
- Ah, jest okej. Mój ‘tata’ ożenił się w zeszły piątek i moja nowa ‘mama’ też ma syna, ale to wszystko jest naprawdę popierdolone. On wygląda dokładnie tak jak ja, jakbyśmy byli bliźniakami, ale w ogóle go nie znam i go nienawidzę. Po prostu chcę go zabić, ale nie chcę… to pokręcone – odpowiedziałem mu, uśmiechając się do niego niezręcznie.
Skinął głową, przyswajając sobie nowe informacje.
- Widzę, ale dlaczego go nienawidzisz? Zrobił ci coś?
- Cóż, jest wkurzający i ciągle zakłóca moją przestrzeń. Powiedział, że sprawi, że go polubię i że pokażę swoje emocje i cholera… myślę, że jest gejem
Dylan zaśmiał się z mojej odpowiedzi.
- Myślę, że po prostu chce cię lepiej poznać. Jest młodszy czy starszy?
Myślałem nad tym przez chwilę, ale naprawdę nie wiedziałem.
- Właściwie, to nie wiem. Próbuję go ignorować
- Cóż, chciałem powiedzieć, że wszyscy bracia są wkurzający. To jakby ich robota; wkurzać cię
Potrząsnąłem głową.
- Tak, znam tą robotę, ale mój przyrodni brat jest inny.
- Albo to może ty jesteś tym innym! – zażartował, śmiejąc się.
Patrzyłem na niego bez emocji.
Przestał się śmiać i patrzył na mnie niezręcznie.
- Hehe, przepraszam
- Ah, w porządku. Nic się nie stało
Odwróciłem wzrok, nie za bardzo się tym przejmując
BEEEEEP!
Rozbrzmiał klakson samochodu.
Odwróciłem się w stronę hałasu.
- Co to było? – spytał Dylan.
- To był mój tata. Przyszedłem tu po moje rzeczy, cóż, wtedy spotkałem ciebie – spojrzałem na niego, a potem zacząłem o nim myśleć. – Wiesz, lubię cię. Jesteś spoko gościem.
Uśmiechnął się.
- Dzięki. Ty też nie jesteś najgorszy
Skinąłem głową z uśmiechem.
- Cóż, powinienem już iść – powiedziałem, zanim go wyminąłem.
- Dobrze, w takim razie zobaczymy się później. Miło było cię poznać – powiedział, zanim wyszedł.
- Uh, ciebie też. Pa – odpowiedziałem niezręcznie.
Przeszedłem przez salon do mojego pokoju.
Popchnąłem drzwi, czując umykające zimne powietrze.
Zgaduję, że nikt nie otwierał tych drzwi przez długi czas.
Rozejrzałem się po pokoju, widząc, że Paul również udekorował mój pokój. Wyniósł nawet starą kanapę i postawił dwuosobowe łóżko.
Nie było nowe, ani czyste, ale byłoby idealne… z dziewczynami, oczywiście.
Grr, mogę poczuć jak twardnieje od samego patrzenia na łóżko.
Lepiej stąd wyjdę!
Moja walizka stała przy łóżku, więc podszedłem do niej i chwyciłem za uchwyt.
Westchnąłem, kiedy wyciągnąłem ją z pokoju. Nie chciałem mieć wszystkich moich rzeczy w domu gdzie jest Pattie… i Justin…
Włączając moje rzeczy potrzebne do robienia bomb. Co im powiem jak to zobaczą.
Teraz muszę się upewnić, że nikt nie wejdzie do tego pokoju. Tylko ja.
Ukradnę gdzieś jakieś sprzęty ochronne i zamontuję kamery na suficie. Potem będę mógł podłączyć je do mojego komputera i zobaczyć, kto był w moim pokoju.
Jestem geniuszem, prawda?
Kiedy dotarłem do żółtej taśmy przy drzwiach, zobaczyłem Dylana.
- Hej! – zawołał
- Hey. – odpowiedziałem. – Co jeszcze tutaj robisz?
- Musze poczekać na policję, bo dałem ci już list. A później musimy wymienić drzwi do twojego domu, byś tylko ty mógł wejść. Nie martw się, wszystko już przemyślałem. Podziękujesz mi później. Twój tata na ciebie czeka – wskazał na furgonetkę Ralpha.
Tak, lepiej już pójdę – zacząłem iść, ale wtedy przypomniałem sobie o Charliem.
- Hej, widziałeś białego kota z trzema nogami, kiedy tu byłeś? – spytałem, chcąc wiedzieć.
Zastanowił się przez chwilę.
- Hmm, jak pierwszy raz tutaj przyjechałem, widziałem kota, ale później sobie poszedł, nie za szybko, ale uciekł.
Ucieszyłem się, wiedząc, że Charlie wciąż gdzieś tutaj jest, ale byłem zawiedziony, że nie mogłem go zobaczyć.
- Dobrze, do zobaczenia – powiedziałem, idąc w stronę furgonetki Ralpha.
- Powodzenia – to wszystko co powiedział Dylan, ale nie wiem czy to cokolwiek znaczyło.
Podniosłem moją walizkę i wrzuciłem ją do bagażnika.
Ups, mogłem coś zepsuć.
Nieważne…
Podszedłem do drzwi pasażera i otworzyłem je, wskakując na siedzenie.
- Co ci zajęło tyle czasu? – spytał Ralph. – I co to za gość?
Uśmiechnąłem się do Dylana, który nawet na mnie nie patrzył, a następnie spojrzałem na Ralpha.
- Jedź. To długa historia, więc opowiem ci ją w drodze na komisariat.
Odpalił silnik i zaczął jechać po prostej drodze.
- Oh, czekaj, zanim zaczniesz, chcesz zjeść śniadanie? Nic dzisiaj nie jadłeś – stwierdził Ralph, co było prawdą.
Ah, prawda. Jeszcze nie jadłem śniadania, ani nie byłem w łazience.
- Tak, chodźmy. Dokąd? – spytałem, patrząc przez okno, by zobaczyć miasto.
- Nie wiem. Mają tu Tim Harton’s, ale nigdy wcześniej o tym nie słyszałem – odpowiedział Ralph.
Wzruszyłem ramionami.
- Pewnie jakieś Kanadyjskie. Chodźmy do McDonalds’a.
- Dlaczego, bo to amerykańskie?
- Nie, po prosty lubię ich placki ziemniaczane i McMuffins.
- Ok, jedźmy do McDonalds’a.
Widzisz, Ralph wie jak się mną zająć.
A to wszystko zaczęło się 7 lat temu.
*** 
Położyłem walizkę w moim pokoju, chwytając zamek i ciągnąc go, by ją otworzyć.
Spojrzałem na wszystkie rzeczy, które w niej były.
Rzeczy do bomb w plastikowej torbie, jakieś zabawki, prywatne rzeczy, dziwne urządzenia, ubrania i w końcu, Lil’ Jason.
Wyciągnąłem brudnego, starego, pluszowego misia z wypchanej walizki.
Pachniał dymem, Alexem i domem, przywołał wspomnienia do mojej głowy.
Gdyby tylko Alex mógł być teraz z nami.
Jest o wiele lepszy niż Justin.
Podszedłem do łóżka i położyłem Lil’ Jasona na jednej z poduszek.
Wyjaśnijmy to sobie; nie śpię z pluszakiem. Po prostu trzymam go na swoim łóżku. Czasami śpię z nim, kiedy jestem smutny, ale to wszystko.
Wróciłem do walizki, by ułożyć resztę rzeczy we właściwych miejscach w pokoju.
Rzeczy potrzebne do bomb = Szafa
Zabawki = Półki
Prywatne rzeczy = Półki, szafa, biurko, ściana
Dziwne sprzęty = Biurko
Ubrania = Szafa
Zrobione!
Teraz mój pokój wygląda tak, jak mi się podoba i jak chciałem, żeby wyglądał.
To 10 razy wygodniejsze niż dom, w którym mieszkaliśmy w Las Vegas.
Może powinienem dać szanse temu życiu.
Potrząsnąłem wesoło głową, kiedy otworzyłem drzwi od pokoju, by zejść na dół.
Oh, jeśli zastanawiasz się, jak było na przesłuchaniu, cóż, zostałem winny.
Przyzwyczaiłem się do bycia winnym.
Ale tym razem, dostałem tylko $2,000 grzywny. I Ralph za to zapłacił.
Teraz jestem wolny!
ALE… jestem na liście, gdzie znajdują się ludzie, którzy chcą popełnić samobójstwo. Ralph im o tym powiedział i teraz jestem na tej pierdolonej liście.
Będą za mną łazić, żeby upewnić się, że tego nie zrobię…
Głupie, nie?
Chodziłem po kuchni, szukając czegoś do jedzenia, ale wszystko było puste.
Ludzie od przeprowadzki już wszystko przenieśli, bo ich ciężarówek już nie ma, a dom był zapchany nowymi meblami.
I Justina gra na górze na pianinie.
Tak, mamy pokój ‘sztuki’ na górze. Jest tam również sztaluga. Powinienem kiedyś trochę porysować.
Nie mam pojęcia, dlaczego kuchnia jest pusta. Nikt nie poszedł na zakupy.
Jęknąłem z frustracji, kiedy odsunąłem krzesło i usiadłem przy stole. Nie ma nic do roboty w tym domu, cóż, jest, ale ja nie chce tego robić.
Kiedy skrzyżowałem ręce na stole, zauważyłem małą książkę. Byłem ciekaw, więc ją otworzyłem, widząc czysty, biały papier.
Hmmm…
Chwyciłem długopis, który leżał samotnie obok różnych papierów i zacząłem gryzmolić.
Nie jestem artystą, ale lubię rysować i bazgrać.
To odsuwa moje myśli na dalszy plan.
Moje kreatywne myśli odeszły, kiedy usłyszałem głosy Pattie i Ralpha, kiedy weszli do domu. Słyszałem stukanie obcasów Pattie, kiedy szła w stronę kuchni.
Próbowałem to ignorować, bazgroląc w stresie.
Ok, myślę, że ona mnie nienawidzi, bo kilka razy skrzywdziłem Justina.
Ale potrzebuję jej pomocy.
Oparzenia na moich ramionach zaczynały się goić, ale muszą być wyleczone, więc potrzebuję jej, ponieważ ona umie to zrobić.
Ale może tego dla mnie nie zrobić…
- Justin? – słyszałem jak mówi przy wejściu do kuchni.
Zrobiło mi się zimno ze strachu. Odwróciłem się, by na nią spojrzeć.
- Nie, Jason…
- Oh, przepraszam Jason. Trudno was odróżnić – powiedziała, z niewielką radością w głosie.
Patrzyłem na mój popisany papier, kiedy ona robiła coś w kuchni.
- Więc Jason, co robisz? – spytała. Byłem zaskoczony tym posunięciem.
Spojrzałem na nią, ze smutna miną, by z nią porozmawiać.
- Co się stało, Jason? - spytała spokojnie, podchodząc do mnie.
Powinienem się jej zapytać? Nie sądzę, żeby mnie nienawidziła, więc chyba spróbuję.
- Chciałbym, żebyś mi pomogła… jeśli nie jesteś zajęta… - wyjąkałem, martwiąc się trochę jej reakcją.
Posłała mi zdezorientowane spojrzenie.
- O co chodzi? Zobaczę w czym mogę pomóc.
To zszokowało mnie jeszcze bardziej. Dlaczego jest taka miła?
Westchnąłem, ostrożnie podwijając prawy rękaw, pokazując jej brązowo-czerwone rany.
- Zastanawiałem się, czy możesz je też opatrzyć. Robi się blizna – stwierdziłem.
Jej usta były otwarte w szoku, ale po chwili się do mnie uśmiechnęła.
- Ok, zostań tutaj, a ja pójdę po leki – i odeszła.
Nie wiedziałem, że pójdzie tak łatwo.
Ale teraz wiem, że ona też się o mnie troszczy. Miło jest wiedzieć, że ktoś o ciebie dba.
Wróciła po trzech minutach z wszystkimi butelkami w dłoniach.
- Dobrze, zaczynajmy – położyła leki na stole, by mogła usiąść na krześle obok mnie.
Ściągnąłem mój sweter, by pokazać jej moje ramiona.
- Ok Jason, niektóre rany będą piec, więc przygotuj się – powiedziała, podnosząc buteleczkę.
Przytaknąłem głową, pokazując jej, że jestem gotowy.
Zaczęła od mojego lewego ramienia, trzymający je, kiedy drugą ręką nakładała na moje ramię nieznany płyn.
Najpierw było dobrze, ale później zacznie parzyć, pamiętam to, ponieważ przy leczeniu moich nóg było tak samo.
Kiedy opatrywała moje ramie, zaczęła nucić piosenkę.
Nie wiedziałem, co to była za piosenka, ale brzmiała przyjaźnie.
Ale chciałem z nią porozmawiać.
- Uh, Pattie? – spytałem spokojnym tonem. Spojrzała w górę  i uśmiechnęła się, wciąż nucąc. - Jaki jest slogan Ontario? – spytałem, zaczynając się czuć głupio.
- Slogan Ontario to  'Yours To Discover’. Dlaczego pytasz? – spytała mnie.
- Cóż, Ralph chciał, żebym go poznał i dał mu szansę – wytłumaczyłem jej.
Uniosła brwi z zaskoczenia.
- Więc, Ralph chce, byś poznał otoczenie. Lubisz poznawać nowe rzeczy?
Przytaknąłem głową.
- Tak.
Uśmiechnęła się szeroko.
- Więc musimy kiedyś pojechać na wakacje. W Ontario mamy pełno atrakcji, jak wieża CN w Toronto, lub wodospad Niagara, albo możemy zostać w Stratford. Mamy małe festiwale, jak Swan Festiwal w kwietniu.
- Brzmi fajnie. Chciałbym kiedyś zobaczyć te ‘Kanadyjskie rzeczy’ – stwierdziłem, będąc trochę zainteresowany i podekscytowany.
- Więc kiedyś je zobaczymy – powiedziała, sprawiając, że uśmiechnąłem się do niej.
Teraz czułem się o wiele lepiej, wiedząc, że będę robił coś fajnego.
Powinienem dać temu życiu szansę.
Pattie ponownie zaczęła sobie nucić, kiedy nakładała więcej leków na moje rany. Wtedy usłyszałem, jak Justin schodzi po schodach… i wchodzi do kuchni.
Najpierw uśmiechnął się do Pattie, a potem bezczelnie uśmiechnął się do mnie, sprawiając, że czułem się trochę zażenowany.
Spiorunowałem go wzrokiem, mając nadzieję, że zostawi mnie w spokoju.
- Na co się patrzysz? – syknąłem na niego, kiedy szeroko się uśmiechał.
- Na ciebie.
Jęknąłem i spojrzałem w inną stronę, próbując go ignorować.
- Dobrze Jason, musisz odwrócić swoje krzesło, bym mogła opatrzyć twoje prawe ramię. Teraz musisz tylko rozluźnić lewą rękę.
Cholera… Teraz będę musiał patrzeć na twarz Justina.
Odwróciłem swoje krzesło i pozwoliłem Pattie zająć się moim ramieniem, kiedy patrzyłem się gniewnie na Justina.
Próbował powstrzymać śmiech, by zostać cicho lub, by mnie nie zdenerwować.
Nie jestem nawet śmieszny. I nie próbuję być.
Justin nadal się na mnie patrzył, robiąc głupie miny, bym się uśmiechnął.
Nie uśmiechałem się, ale posłałem mu wściekłe spojrzenie, sprawiając, że zaczął się śmiać. Musiał nawet zasłonić swoje usta, by nie rozproszyć Pattie.
Wtedy Justin zaczął bezgłośnie coś do mnie mówić.
Ale nie zrozumiałem.
Spróbował ponownie.
Nie. Nie wiem, więc potajemnie pokazałem mu środkowy palec.
Otworzył usta w niedowierzaniu, a potem wyszedł z kuchni. Wiem, że udawał.
Wygrałem.
- Ok, Jason. Skończyłam – Pattie stwierdziła, wstając. – Musisz się zrelaksować, by twoje ramiona się zagoiły. Może obejrzyj telewizję.
Wstałem z krzesła.
- Dobrze. Mogę to zrobić. Oh, i dziękuję za opatrzenie moich oparzeń, znowu…
Zaśmiała się lekko, głaszcząc mnie po włosach, zaskakując mnie.
- Zawsze do usług, Jason
Spojrzałem na nią zdezorientowany, nie wiedząc dlaczego to zrobiła, ale ona się tylko uśmiechnęła.
Pokiwałem głową i niezręcznie wyszedłem z kuchni.
To nawet przyjemne uczucie, gdy pogłaskała mnie po włosach, mam na myśli, w taki rodzinny, kochający sposób...
Wszedłem do salonu, widząc, że telewizor jest włączony. Leciała jakaś kreskówka. Podszedłem do czarnej, skórzanej kanapy i położyłem na niej rękę, by przez nią przeskoczyć.
Kiedy to zrobiłem, wylądowałem na czymś twardym, sprawiając, że to zaskomlało.
Przestraszyło mnie.
Spojrzałem w dół, widząc Justina.
Leżał na kanapie, więc kiedy ją przeskoczyłem, wylądowałem na jego brzuchu.
Zachichotałem i zostałem na nim, ignorując go, by go zezłościć.
- J-Jas-on… zejdź… - rozkazał, popychając lekko moją nogę.
- Nie
- P-Proszę?
- Nie
- D-Dlaczego nie…?
- Bo zrobiłeś mi to samo wczoraj. Więc teraz jest czas na zemstę.
Jęknął i utrzymywał wściekłe spojrzenie.
- Więc, co oglądasz? – spytałem, nawet nie patrząc.
- Spongeboba… - odpowiedział.
- Bob Sponge! Co za świetny serial! – powiedziałem sarkastycznie, chwytając pilot od telewizora.
- Hej! Wiesz, ja to oglądam! – krzyknął, próbując odebrać mi pilota.
- Szkoda, to takie smutne, ssij mojego kutasa** – powiedziałem, przełączając kanał.
- Szkoda, to takie smutne, ssij lizaka** – Justin mnie poprawił.
Wtedy Ralph wszedł i usiadł na fotelu.
- Szkoda, to takie smutne, twój tata. Teraz go oddaj**  – wyciągnął rekę, gestykulując do mnie, bym oddał mu pilota.
Jęknąłem i podałem mu go.
- Dziękuję – podziękował mi.
Wydąłem wargi w frustracji.
- To wszystko wina Justina – powiedziałem, szybko policzkując chłopaka.
- Ał! Wcale nie – poskarżył się, uderzając mnie w ramię.
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
- Chcesz iść? - spytałem, mając już go uderzyć, by zacząć walkę.
- Tak! – zgodził się, a następnie ponownie mnie uderzył.
Uderzyłem go mocniej.
Wtedy on uderzył mnie mocniej w ramię.
- Jesteś wkurzający – krzyknąłem, policzkując go, powodując głośny plask, gdy moja ręka spotkała jego policzek.
- Cóż, tak jak ty! – podniósł rękę i klepnął mnie w policzek, nie raniąc mnie za bardzo.
Pokiwałem głową w złości.
Podniosłem moją pieść, by go uderzyć, ale Ralph nas zatrzymał.
- Hej! Przestańcie się dotykać i pogódźcie się. I Jason, zejdź z Justina – nakazał, wskazując na podłogę, gestykulując ‘zejdź’.
- Ok, ok… zejdę – zgodziłem się niedbałym tonem.
Zanim zeskoczyłem z Justina, spoliczkowałem go, powodując jego jęk.
Usiadł i posunął się, bym też mógł usiąść na kanapie.
- Nienawidzę cię – wymamrotałem, ale tak, żeby Justin usłyszał.
- Też cie lubię! – krzyknął, śmiejąc się zaraz po tym.
Posłałem mu krótkie spojrzenie, a następnie skoncentrowałem się na programie, który włączył Ralph, czyli na programie z faktami.
Uughh…


- Ok, chłopcy – Pattie weszła do salonu. - Co chcecie na kolację?
- Poproszę Spaghetti – Justin podniósł rękę.
- Eww! A może stek?! – krzyknąłem obrzydzony. – Spaghetti jest ohydne – wykłócałem się.
- Spaghetti jest zdrowsze – zaprotestował Justin.
- Spaghetti nie ma smaku! A stek go ma! – walczyłem dalej, podając moje najlepsze argumenty.
- Nic dziwnego, że jesteś gruby… - powiedział niskim tonem, mrużąc oczy.
- Koniec! – byłem wściekły.
Zacisnąłem pięść, by uderzyć Justina, ale Pattie nas powstrzymała.
- Nie, proszę, przestańcie walczyć.
Justin i ja jęknęliśmy, kiedy usiedliśmy należycie na kanapie.
- Dziękuję. Teraz będę szła do sklepu i-- zaczęła Pattie, ale Justin jej przerwał.
- Też mogę iść? – spytał, nieco niewinnym głosem.
Westchnąłem i pokręciłem głową, z tego jakim jest maminsynkiem.
- Właściwie… - powiedziała Pattie. - Chciałam wziąć ze sobą Jasona.
Odwróciłem się w dezorientacji.
- Co?!- Justin i ja krzyknęliśmy w tym samym czasie.
Pattie tylko skinęła głową, kiedy patrzyła prosto na mnie.
Spojrzałem na nią, a później na Justina, by zobaczyć jego reakcję.
Uśmiechnął się.
- Idź. Sklep spożywczy jest fajny.
Posłałem mu zdegustowane spojrzenie, kiedy wstałem, by iść za Pattie.
Kiedy była już przy drzwiach, ja byłem w korytarzu, idąc wolno. Nie chciałem z nią iść. To trochę dziwne.
Wtedy poczułem jak ktoś chwyta mnie za ramię, sprawiając, że się odwróciłem w obronie.

To był Justin.

- Co znowu? – spytałem, zaczynając się na niego wkurzać.
Rozejrzał się, a potem spojrzał na mnie.
- Muszę ci coś powiedzieć – wyszeptał.
Teraz byłem zaciekawiony.
- Co? O co chodzi? – spytałem szeptem i przybliżyłem swoją twarz bliżej jego.
Odchrząknął i powiedział:





- Chcę się z tobą założyć.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*w oryginale The Thing, czyli tytuł amerykańskiego horroru. Po polsku nazywa się „Rzecz” albo właśnie „Coś”
** "Too bad, so sad, suck my dick." - Jason

     "It's too bad, so sad, suck on a lollipop." - Justin

     "I think it's too bad, so sad, your dad." - Ralph chyba chciał być fajny, więc sobie zrymował hahahh.

Tak, to moja wina. Tak, zawsze wszystko jest moją winą. W każdym razie chciałam was przeprosić, że tak długo nie było rozdziału, ale naprawdę nie miałam czasu, żeby to ogarnąć. Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że chociaż rozdział się podoba :) 
komentarze mile widziane c: