poniedziałek, 30 grudnia 2013

12. Parent Talks



Jason ma drugi plan
Justin staje się dupkiem

Jason McCann
 Kiedy usłyszałem jak Justin mi dziękuję, podekscytowanie wskoczyłem do łóżka, szczęśliwy, że w to uwierzył. Właściwie wymyśliłem ten plan na miejscu, nawet nie myśląc, że się uda. Ale spójrz co zrobiłem…
Ten idiota właśnie w to uwierzył.
Sądzę, że jestem dobrym aktorem.
Uwierzył, że go lubię, prawdopodobnie dlatego pomyślał, że ten plan się uda.
Ale żałuję, że położyłem swoje ramię na nim.
Teraz będę musiał brać kąpiel codziennie, żeby pozbyć się jego dotyku.
Ugh...
Mam dreszcze, kiedy o tym myślę.
Czasami chcę zwymiotować, kiedy go widzę.
Jest taki gejowaty.
Justin zacznie krzyczeć na Pattie, co sprawi, że ona będzie smutna. Wtedy ja wkroczę do akcji. To ja będę ty przepraszającym, dbającym… kiedy Justin będzie wredny i obłąkany. To zepsuje ich relację matka-syn.
Wtedy zacznę odczuwać prawdziwą rodzinną miłość.
Oh Jason, dlaczego jesteś takim geniuszem; gorącym, seksownym geniuszem?
Zawsze wymyślam najlepsze plany i…
I uh… cóż, czasami zawodzą…
Ale ten powinien się udać.
Mogę tak  powiedzieć, ponieważ Justin jest bardzo podekscytowany, by zrobić to co mu powiedziałem.
O mój Boże, nie mogę się doczekać momentu, kiedy będą z tego jakieś efekty.
Sprawi, że będzie płakać.
To będzie wspaniałe.

‘Whooosh'
Whoa…
Co do cholery?
 To brzmiało jakby jakieś dziecko, które zostało porwane przez wiatr zaczęło krzyczeć.
Ale to był tylko wiatr.
To prawdopodobnie dlatego, że nadciąga burza.
Przesunąłem się na drugą stronę łóżka, by spojrzeć na okno. Moje łóżko jest przy ścianie, na której są okna, tak, żebyście wiedzieli.
Miałem racje. Na niebie pojawiły się duże, czarne chmury, sprawiając, że na zewnątrz zrobiło się ciemno.
 Nie mogłem nawet zobaczyć niebieskiego nieba. Drzewa, rośliny i przewody telefoniczne cały czas się kołysały przez silny wiatr.
Wygląda na to, że będziemy mieć tornado.
Trochę się już do tego przyzwyczaiłem.
Oczywiście, że mieliśmy takie burze w Las Vegas. Najczęściej były deszcze z piorunami i grzmotami, co wciąż mnie przeraża, kiedyś mieliśmy też małą burzę śniegową.
To byłoby prawdopodobnie najlepsza rzecz w moim życiu. Ale nie trwała długo, więc nigdy nie mogłem się w niej bawić.
Prawdopodobnie już nigdy nie zobaczę śniegu.
Westchnąłem I kontynuowałem patrzenie się na chwiejące się rzeczy.
Puk, puk, puk, puk, puk… puk, puk.
 Ktoś do rytmu zapukał do moich drzwi.
Dreszcz przeszedł po moich plecach, sprawiając, że było mi zimno. Prawdopodobnie mam teraz kłopoty.
 - Tak? – zawołałem do osoby za drzwiami, dając jej pozwolenie do wejścia/
Drzwi otworzyły się powoli, pozwalając Ralphowi wejść do pokoju.
Ah świetnie. Jestem pewnie w głębokim gównie…
Patrzyłem się na niego, kiedy położyłem się na łóżku tak, żeby nie było dla niego miejsca.
- Co tam? – spytałem, nie przejmując się tym, czy mam kłopoty, czy nie.
Powoli zbliżał się do łóżka, kiedy zaczął mówić.
- Cóż, musimy porozmawiać, ponieważ Pattie jest zawiedziona zachowaniem twoim i Justina.
Jęknąłem zirytowany.
-          Nie chcę o tym rozmawiać – zaskomlałem, zakrywając oczy lewą ręką.
- Cóż, i tak o tym porozmawiamy. Nie masz nic do gadania. Przesuń swoje nogi. Chcę usiąść – powiedział, popychając delikatnie moje nogi.
- To moje łóżko i ja mówię, że masz zakaz siedzenia na nim – powiedziałem mu.
Słyszałem jak westchnął.
- Ok, twój wybór…
Wtedy poczułem jak moje nogi zostały przygniecione.
- Hej! – odsunąłem ramię od moich oczu i zobaczyłem Ralpha, który siedzi na moich nogach. – Co ty do diabła robisz? To boli! – krzyknąłem do niego, próbując wyciągnąć spod niego nogi.
- Mogę tu siedzieć, ponieważ to nie jest twoje łóżko – powiedział uśmiechając się głupkowato.
- Ale przygniatasz moje nogi! – powiedziałem mu.
Słyszałem śmiech za moim głosem. Dlaczego ja się w ogóle śmieję?
- Jason, jesteś już dużym chłopcem. Możesz to znieść – powiedział Ralph, chichocząc.
- Nie, nie mogę! To boli, ale wciąż się śmieje z jakiegoś powodu!
- Jesteś dziwnym chłopcem, Jason.
Warknąłem i chwyciłem poduszkę, która była za mną i zacząłem nią obracać.
- Zejdź ze mnie! – rozkazałem, uderzając go poduszką wiele razy.
On po prostu siedział, przyjmując uderzenia, które w niego wymierzyłem. Jakby tego nie czuł.
-          Powiedziałem, wyjdź! – krzyknąłem, próbując uderzyć go mocniej.
- Jeśli nie przestaniesz mnie bić, odwdzięczę się. Wtedy będziesz żałował – ostrzegł.
- Nie boję się ciebie! Dalej, broń się! – krzyknąłem, wciąż go bijąc.
Siedział tam cicho.
-          Dalej! Pokaż na co cię stać!
Odwrócił się i spojrzał na mnie, dźgając mnie w brzuch dwoma pacam, co sprawiło, że dziewczęcy pisk wydobył się z moich ust. To wszystko stało się w sekundę. Jest taki podstępny. Nawet się tego nie spodziewałem.
Ralph zaczął się tak mocno śmiać, że musiał położyć się na łóżku.
Jęknąłem głośno, kiedy wyciągałem swoje nogi spod jego ciała i  upokorzony włożyłem je pod pościel. Nie wierzę, że wciąż tak piszczę. Myślałem, że ten odgłos już nie istnieje.
Ale teraz Ralph sprowadził go z powrotem.
Przeklinam twoje dziecinne łaskotanie!
Alex mi to robił!
On to wszystko zaczął!
Po kilku sekundach, śmiech Ralpha zaczął słabnąć. Zostałem skulony pod pościelą, chcąc być teraz sam.
- O Boże… to były czasy… - Ralph powiedział do siebie.
Byłem cicho.
- Jason – zawołał Ralph, kie potrząsał moją nogą.
- Co…? – wymamrotałem.
- Wyjdź z pościeli. Przepraszam. Po prostu dobrze się bawiłem.
- Cóż, ja się dobrze nie bawiłem. I upokorzyłeś mnie! – krzyknąłem na niego, zawijając się jeszcze w koc.
- Nie, nie zrobiłem tego.
- Tak, zrobiłeś.
- Nie. To ty pisnąłeś. Powinieneś się z tego śmiać.
- Ale nie spodziewałem się tego. Nie śmiałem się przez długi czas. I chcesz coś wiedzieć? Przypomniałeś mi przerażające wspomnienia! Dziękuję ci bardzo!
- Nie ma problemu.
Jęknąłem zirytowany I kopnąłem ponownie Ralpha.
- Teraz wyjdź z mojego pokoju. Chcę być sam – powiedziałem.
- Nie, podoba mi się tutaj, więc zostanę – wtedy Ralph przeturlał się, by być bliżej mnie.
- Poważnie. Wyjdź!
- Dlaczego?
Jęknąłem, próbując się odsunąć.
-          Jezu… jak możesz nie wiedzieć?!
-          Wiem, że to dlatego, że cię upokorzyłem… kiedy właściwie tego nie zrobiłem.
- Zrobiłeś!
- Nie. Jestem jedyną osobą, która to słyszała I przywykłem do tego. Kiedy ty i Alex byliście młodsi, piszczałeś tak przynajmniej 3 razy na dzień. Pewnie, to było śmieszne, ale słodkie… i wciąż takie jest!
Teraz, wróciły wspomnienia.
Głupi pisk... Głupi Alex…
- AHH! Nie chcę być słodki, chcę być… seksowny!
Ralph zadrwił ze mnie.
- Cóż, chcesz coś wiedzieć? – spytał.
- Co znowu…?
- Nigdy nie będziesz seksowny – wyszeptał, co mnie wkurzyło.
To sprawiło, że wybuchnąłem w środku. Jęknąłem i ukryłem twarz w materacu.
- Pierdol się – wymamrotałem do materaca.
Wtedy poczułem straszny ból uderzając w mój lewy pośladek.
Krzyknąłem i wyskoczyłem z pościeli, oddalając się od Ralpha tak daleko jak tylko mogłem.
- Ow! Czy ty uszczypnąłeś mnie w tyłek?! – spytałem wściekle, trzymając rękę w miejscu, które bolało jak diabli.
- Tak – odpowiedział krótko.
- Dlaczego kurwa miałbyś… OW!
Miałem ubraną zwykłą koszulkę, więc uszczypnął moje odsłonięte ramię.
- Przestań! To boli!
- Robię to, bo przeklinasz. Ostrzegałem cię – powiedział.
- Wiem, ale to nie fair. Jestem nauczony przeklinać i teraz nie mogę tego robić? Co do diabła jest z tobą nie tak?
Ralph wskazał na mnie palcem.
- Hej, nie nauczyłem cię przeklinać. Po prostu mówiłeś to co ja i Alex.
- Cóż, może trzeba było przy mnie nie przeklinać!
Odetchnąłem głęboko, zanim położyłem się na łóżku, chowając twarz w poduszkę.
Jedna z ciężkich dłoni Ralpha delikatnie przebiegła po moich plecach.
Byłem przyzwyczajony do tego, więc nie mówiłem nic, żeby się odczepił. Łóżko zaskrzypiało, kiedy on przesunął się bliżej mnie.
Wyszeptał:
- Więc, właściwie przyszedłem tutaj, by pogadać o tobie i Justinie. Oboje sprawiliście, że Pattie jest smutna. My po prostu chcemy wiedzieć dlaczego się nie dogadujecie.
Odwróciłem głowę, ale wciąż zostawiając ją na poduszce, by móc na niego spojrzeć.
- Nienawidzę go – stwierdziłem krótko, nie przejmując się tą rozmową.
- Ale dlaczego? Musi być jakiś powód.
Zaczął gładzić moje plecy, by mnie uspokoić. Ralph wie, że zazwyczaj już byłbym wściekły.
Kocham to jak on mnie zna…
Odetchnąłem.
- Jest gejem.
Zobaczyłem jak Ralph kręci głową z uśmiechem. Myśli, że jestem śmieszny.
-          Jesteś śmieszny.
Widzisz…  mówiłem.
- Ok Jason, dlaczego sądzisz, że jest gejem? – spytał Ralph.
Westchnąłem z nudy.
-          Cały czas jest szczęśliwy I próbuje mieszać się w moje sprawy. Jest taki denerwujący I nie wiem dlaczego nie chce mnie zostawić w spokoju. To tak jakby mnie lubił czy coś…
Nastała cisza. Ralph prawdopodobnie myślał nad moimi słowami.
- Wiesz, że to nie robi z niego geja, a nawet jeśli nim jest, to nic w tym złego.
-  To jest coś złego.
- Nie. Przestań tak mówić. Próbuję coś wytłumaczyć.
Zostałem cicho, by posłuchać co ma do powiedzenia.
- Nie mówię, że nim jest, ale nawet gdyby był to nic by nie zmieniało. Po prostu interesowałby się chłopakami.
- Wiem, ale to ohydne…- stwierdziłem.
- Dla ciebie, ale to nie prawda. Miłość to miłość i to się liczy.
- Ale co z powiedzeniem ‘jeśli kochasz kogo, daj tej osobie odejść’? – spytałem ciekawy.
- Jest do tego zakończenie, ‘jeśli ten ktoś wróci do ciebie, wtedy jest twój’
- Oh, cóż, to ma sens, tak myślę…
- Tak. Więc możemy wrócić do tematu? – spytał.
- Pewnie…
- O czym to ja mówiłem? Oh tak. Więc, chciałbym, żebyś przestał wyżywać się na Justinie, tylko dlatego, że jest inny niż ty.
- Ale ja go nienawidzę i on zasługuje na ból – powiedziałem Ralphowi, będąc zdenerwowany.
Zaczął masować moje plecy, by pozbyć się ze mnie złości, co działało…
- Nie zasługuje na to. Nienawidzisz go tylko dlatego, że wy dwoje nie znaleźliście jeszcze nic co was łączy. Oboje jesteście inni na swój sposób, ale jeśli się dogadacie, znajdziecie coś co oboje lubicie.
- To nie dlatego! – krzyknąłem, odsuwając się, ale Ralph przesunął swoją rękę na moją szyję, sprawiając, że zamarłem.
- Zostań, albo znów dźgnę cię w twój czuły punkt – zagroził w dziecięcy sposób.
Zaskomlałem z chichotem, zostając na brzuchu.
- Dobry chłopiec – powiedział, kładąc ponownie dłoń na moich plecach.
Odetchnąłem i ułożyłem się wygodnie.
- Nie skończyłem jeszcze. Teraz, przestań mi przeszkadzać – powiedział. – Więc, właściwie ty, Jason jesteś problemem w tej walce.
- Jak to, ja jestem problemem?! – spytałem, krzycząc wściekle.
Ralph szurnął mnie lekko w szuję, co sprawiło, że pisk wydobył się z moich ust.
-          Nie złość się, Jason. Wyjaśnię ci to. – stwierdził.
Nie wierzę.
Jakim cudem cholery to jest moja wina?
To oczywiste, że to wina Justina.
- To twoja wina, ponieważ to ty nie pozwalasz Justinowi być dla ciebie miłym.
- To dlatego, że go nienawidzę.
- Nie skończyłem jeszcze.
- Wiem, ale nienawidzę tej rozmowy.
- Cóż, szkoda. Do właśnie prowadzimy tą rozmowę.
Jęknąłem głośno i ponownie schowałem głowę w poduszce. Zrobiło się cicho.
Ralph westchnął smutno.
- Wiesz, że Justina dzieciństwo było trudne – w końcu powiedział.
- Nie obchodzi mnie to. To karma – powiedziałem.
Moje dzieciństwo było trudne i wciąż żyję, będąc mężczyzną, którym chciałem być. Ale Justin jest wciąż ciotą.
-          Pattie opowiedziała mi całą historię. Czułem się strasznie po usłyszeniu jej. Jest gorsza niż twoje dzieciństwo. Kiedy ją usłyszysz, ucieszysz się, ponieważ twoje dzieciństwo było inne.
- Więc dlaczego mi jej nie opowiesz? – spytałem, będąc wkurzony, ponieważ on cały czas opowiadał o Justinie.
Co ze mną?
Lubię rozmawiać o mnie.
- Myślę, że powinieneś spytać Justina.  Będziesz mógł poczuć jego ból i porozmawiać o nim. To pomoże wam zbudować więzi.
Myślałem o tym.
Mógłbym porozmawiać o moim dzieciństwie, ale wtedy wydałby się sekret.
- Ale Ralph, jeśli powiedziałbym o moim dzieciństwie, oni by nas sypnęli i znienawidzili. – powiedziałem mu.
Patrzył na mnie przez chwilę, a potem przeniósł wzrok na podłogę.
-          Powiedziałeś już Pattie? – spytałem desperacko, mając nadzieję, że tego nie zrobił.
Westchnął i spojrzał na mnie.
- Nie, nie mogłem jej tego powiedzieć. Pattie i ja nie jesteśmy tacy sami, ale zakochałem się. Nie mogę wziąć teraz rozwodu – wytłumaczył, patrząc ponownie na podłogę.
Usiadłem obok niego, popychając do lekko, aby zachęcić go do kontynuowania  tej rozmowy.
- Cóż, to co im powiemy? Ukrywamy przed nimi wiele sekretów – powiedziałem.
Ralph westchnął, kiedy trzymał swój wzrok na ziemi.
- Wiem. Jestem okropną osobą.
- Masz na myśli ‘my’.
- Ok, jesteśmy okropnymi ludźmi. Powinienem powiedzieć to zanim się oświadczyłem.
- Więc, co teraz zrobimy? Musisz mieć jakiś pomysł.
Milczał przez chwilę, myśląc.
-          Cóż, musimy rzucić nasze kryminalne życie i zachowywać się, jakbyśmy nigdy nimi nie byli. I zamierzam nas tutaj zameldować. Oh, I nie złość się, ale będziesz chodził do szkoły.
- Ok… whoa, czekaj… Szkoła? NIE! – krzyknąłem, odpychając go ode mnie. – Jesteś Pier-AAHH! Przestań to robić! – krzyknąłem, kiedy znowu mnie uszczypnął.
Uderzyłem go mocno w ramię, z całą złością, która we mnie eksplodowała.
- Tak bardzo cię teraz nienawidzę – skrzyżowałem moje ręce i odwróciłem od niego wzrok.
Ralph zachichotał i położył rękę na moim ramieniu, by nim potrząsnąć.
- Mówiłem ci, żebyś się nie złościł.
- Nie obchodzi mnie to! Nie byłem w szkole odkąd moi rodzice umarli! I teraz każesz mi tam iść?! – wykrzyczałem, ale Ralph złapał moją głowę i przyłożył rękę do moich ust.
- Shhh… Zamknij swoją duża buzię. Nie chcesz, by Pattie I Justin się dowiedzieli – wyszeptał.
Zacząłem znów mówić, kiedy odsunął swoją dłoń I puścił mnie.
- Może chcę. Może nie chcę. Ale ja im to powiem.
Kiedy moja stopa dotknęła ciemnej, drewnianej podłogi, poczułem jak dłoń chwyta tył mojej koszulki, co uniemożliwiło mi wyjście.
- Nigdzie nie idziesz – powiedział Ralph, ciągnąc mnie do niego.
Nadal szedłem do przodu.
- Oh tak, idę.
- Jeśli wyjdziesz,  sprawię, że zemdlejesz. 
- Jeśli zemdleję, zrobię ci krzywdę.
- Jeśli zrobisz mi krzywdę, będę z tobą walczył.
- Jeśli będziesz ze mną walczył, zabiję cię.
- Jeśli mnie zabijesz, wrócę do życie i zabiję cię.
- Jeśli mnie zabijesz, wtedy… ja… ja… hmm… Oh! Będę szczęśliwy! – krzyknąłem, odpychając się od niego jeszcze bardziej.
- On nie… nie znowu… - powiedział Ralph, wstając, ale ciąż trzymając moja koszulkę.
- Tah, dalej, zabij mnie!
Owinął ramię wokół mojej tali i klatki piersiowej, podnosząc mnie z podłogi.
- Hej! Postaw mnie! – rozkazałem, krzycząc I wykręcając się z jego uścisku.
- Nie, musisz dochować tajemnicy dopóki czegoś nie wymyślę. Zgódź się to wtedy cię postawię.
 - Nigdy!
-          Będę cię trzymał dopóki się nie zgodzisz!
Jęknąłem, wciąż próbując się wyrwać.
- Hej, czy nie było zakładu nie myślenia o samobójstwie? – zapytał Ralph.
- Tak, a co?
- Cóż, właśnie przegrałeś.
Kiedy te słowa do mnie dotarły, podskoczyłem w panice,
- Nie! Nie! Nie mógłbym przegrać! – chwyciłem ramię Ralpha. – Bądź dobrym tatą i nie mów Justinowi, że przegrałem – wyszeptałem desperacko.
Pokręcił głową.
- An, no nie wiem…
- Nie! Proszę! Nie możesz! Muszę to wygrać! – szarpnął jego koszulkę, by uzyskać odpowiedź.
- Hmm… wciąż nie jestem pewien.
- Proooooooooooooooooooooooooszę?
Ralph pokręcił głową.
- No dalej. Będę cię już zawsze lubił.
- Co się stało z miłością?
- Za bardzo cię nienawidzę, by cię kochać.
- To było naprawdę niemiłe, Jason.
- Ja tak nie myślę.
Ralph westchnął zdenerwowany.
-          Ok, ustalmy coś. Jeśli ty nie powiesz naszego sekretu, ja nie powiem Justinowi twojego – powiedział.
- Zgoda! Teraz mnie postaw! Ranisz mnie! – krzyknąłem, popychając jego klatkę piersiową, by od niego uciec.
Szybko wziął swoje ramię, zwyczajnie mnie zrzucając.
Moje stopy ciężko wylądowały na ziemi, przesyłając  ból poprzez moje nogi, po czym poczułem jeszcze większą udrękę.
- Ał! To bolało jeszcze bardziej! Powiedziałem postaw mnie, a nie rzuć mnie – stwierdziłem uderzając go w ramię.
Ralph podniósł ręce w geście poddania.
- Hej, chciałeś, żebym cię puścił, więc się puściłem. To już nie ma znaczenia.  I tak jesteś już na ziemi.
Jęknąłem głośno zirytowany, podchodząc do łóżka i wskakując na nie, by na nim usiąść. Ralph odwrócił się i ot kwil swój wzrok na mnie. Spojrzałem na niego z grymasem na twarzy.
Ralph zaśmiał się, kręcąc głową.
- Poważnie, nie rób tej miny. Brzydko tak wyglądasz.
- I kto to mówi. Jestem przystojniejszy od ciebie. I oczywiście bardziej… seksowny! – przybrałem moją seksowną twarz, by mu pokazać.
- Nie powinieneś tak mówić. Kiedy ja byłem w twoim wieku…
Przerwałem mu.
- Tak, to było około 100 lat temu – zaśmiałem się z niego.
- Właściwie, 18 lat temu. To dlatego idziesz do szkoły. By nauczyć się matematyki.
- Whoa, masz 79 lat? Nawet nie masz jeszcze zmarszczek… - stwierdziłem, przechylając głowę, kiedy patrzyłem na jego twarz.
- Oh, byłeś blisko, Jase. Mam 34 lata!
Oh, był sarkastyczny, cóż z tym pierwszym zdaniem. Myślałem, że mówił poważnie.
- To wciąż dużo – powiedziałem.
- Zamknij się. Wróćmy do mojej historii.
- Ha!
- Więc, byłem babiarzem. Każda dziewczyna chciała ze mną być. Byłem najprzystojniejszym i najseksowniejszym facetem w szkole. Ale spójrz na siebie. Siedzisz tutaj będąc single lady – wskazał na mnie, z uśmiechem.
Odwzajemniłem uśmiech i parsknąłem.
-          Niech zgadnę, wszystkie z nich umarły na AIDS.
- Jason, to chore. Jak możesz tak mówić?
- Hej, nie widziałem żadnej kobiety, kiedy z tobą mieszkałem. Byłeś tylko ty, ja i Alex. Żadnej dziwki w kuchni, robiącej nam kanapki.
Ralph stał tam z obrzydzeniem na twarzy.
- To boby niegrzeczne. Dlaczego jesteś taki seksistowski? Nie uczyłem cię tak traktować kobiet, Alex też nie. Poważnie Jason, co ci się stało?
Siedziałem tam, myśląc i nie przejmując się tą rozmową.
- Ja-Ja po prostu żyję swoim życiem. Będę robił rzeczy, które chcę zrobić i będę mówił to co będę chciał. Nie jesteś już moim szefem.
- Oczywiście, że wciąż nim jestem! Co sprawia, że myślisz, że nie mam nad tobą kontroli?
Otworzyłem moje usta, by mu to wyjaśnić, ale nic nie przyszło mi do głowy. Właściwie nie miałem żadnego powodu.
Ralph zadrwił.
- Nic? Nie masz żadnego powodu? – szybko podszedł do mnie, co mnie przeraziło.- Nie bez powodu zostałem twoim opiekunem prawnym. Beze mnie, ty i Alex już byście nie żyli. I jeśli cię teraz zostawię, zostałbyś sam. Nie możesz żyć na własną rękę, Jason. Ty prawie nic beze mnie nie umiesz zrobić. Dlatego mnie posłuchaj. Zacznij traktować mnie tak jak powinieneś traktować rodzica, a obiecuję ci, że będę cię traktował tak samo.
Poczułem łzy wypełniające moje oczy, kiedy myślałem o moim dzieciństwie i moim życiu teraz. To było piekło, a szczególnie teraz.
Spojrzałem na dół, na moje kolana, by ukryć mój smutek przed Ralphem.
- Nawet nie wiem co ci się stało Jason. Odkąd tu przyjechaliśmy ty jesteś chamski i obrażasz całą naszą trójkę; mnie, Pattie i Justina. Dlaczego? Oni nic ci nigdy nie zrobili, ale ty wciąż traktujesz ich jak gówno! Próbujemy ci pomóc, ale ty i tak nie słuchasz.
Mała łza spłynęła po moim policzku. Nie wytarłem jej, gula pojawiła się w moim gardle.
Dlaczego jestem z tego powodu smutny?
Ja się tak nie zachowuję.
- Więc dalej, Jason, podaj mi wszystkie swoje powody. Chcę wiedzieć, dlaczego się zmieniłeś – rozkazał Ralph, ostrym tonem.
Byłem przestraszony. Ralph nigdy nie był tak zdenerwowany I nigdy nie odzywa sie do mnie w taki sposób.
To smutne.
Ralph westchnął i zaczął upadać na kolana.
Cholera.
Zanim zaczął mówić, spojrzał w moje załzawione oczy, sprawiając, że na jego twarzy pojawił się smutek.
- Jason…
Zamknąłem oczy, sprawiając, że dwie łzy spadły na moje nogi.
-          Nie chciałem, żebyś był smutny. Po prostu chcę ci coś udowodnić. Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem, ale czasami naprawdę mnie wkurzasz. Jeśli byś posłuchał, nie prowadzilibyśmy teraz tej rozmowy.
Zirytował mnie, mówiąc, że to moja wina, a tak naprawdę to wszystko przez niego. Pociągnąłem nosem zanim spojrzałem mu w oczy.
- Spójrz Ralph, to przez ciebie się tak zachowuję. Jeśli nie wyprowadzilibyśmy się z Las Vegas, wtedy nie mielibyśmy tego pierdolonego problem.
- Język…
- Zamknij się do cholery! Nie obchodzą mnie już te pierdolone zasady! Zacznij mnie słuchać! Moje dzieciństwo było trochę straszne, ale kochałem takie życie. Ale spójrz, gdzie teraz jesteśmy! Jesteśmy w pierdolonym domu z 2 innymi ludźmi! Jedną osobę stąd właściwie lubię, ale później jest ten pieprzony gej, którego nienawidzę i, który z jakiegoś pieprzonego powodu wygląda tak jak ja! Chcę, żeby Paul wrócił! Chcę, żeby Alex wrócił! Chcę, żeby nasze starsze życie wróciło! Dlaczego tak trudno jest ci to zrozumieć?!
Ralph posłał mi głębokie spojrzenie. Zanim zaczął, już mu przerwałem.
- Nie, nie opowiadaj mi tych gówien. Zamierzasz coś zrobić, a później wrócisz do Ameryki beze mnie. Wiem, że coś przede mną ukrywasz – wytarłem kilka łez, które opuściły moje oczy. – Wiedziałem, że nie mogę ci ufać! Cały czas miałem rację. Udajesz, że kogoś lubisz, a później, kiedy się już z nim dogadujesz, traktujesz go jak gówno. To właśnie teraz przydarza się mi. Ty, Pattie i Justin zamierzacie zrobić coś, co złamie mnie kiedy dojdziemy do etapu zaufania. Jak mogłeś mi to zrobić?!
- Nie planujemy nic takiego – Ralph wstał. – Jestem miły, ponieważ muszę i kocham cię. Pattie jest przyjazna, ponieważ jest twoją macochą i chcę cię lepiej poznać. A biedny Justin, on po prostu chce być twoim przyjacielem – zaczął ode mnie odchodzić.
- Nie mogę ci już ufać. – zaszlochałem. – Wszystko zepsułeś.
- Właściwie, nie. Jeśli byś dorósł wtedy wszystko byłoby dobrze – skarcił mnie surowo.
To mnie zabolało. Przetarłem oko,, kiedy zaczęło mnie swędzieć.
- Możesz być moim prawnym opiekunem, ale nigdy nie będziesz moim pierdolonym ojcem. Nigdy…
Zacząłem płakać jeszcze bardziej.
Pokręcił głową, próbując pozbyć się gniewu.
- Po prostu chcę wrócić do domu – stwierdziłem.
Ralph podszedł do drzwi i nacisnął na klamkę.
- To jest dom.
Pokręciłem głową, kie łza leciała po moich czerwonych policzkach, mając nadzieję, że to nie prawda. Ale to jest oficjalny dom.
- Nienawidzę Cię! – krzyknąłem, zaraz po jego wyjściu.
Po tym nastała cisz, byłem sam. Dlaczego za każdym razem, kiedy rozmawiam z Ralphem wszystko zamienia się w strasznie ostre argumentacje? Nie sądzę, że kiedykolwiek miałem z nim jakąś przyjemną rozmowę.
Poważnie…
Za każdym razem, kiedy rozmawiamy, Ralph musi to zniszczyć.
Albo to przeze mnie.
Cóż, nie obchodzi mnie to. Nienawidzę go. To on jest dupkiem, nie ja. Albo po prostu to ja nim jestem.
Gdzieś w moim sercu poczułem poczucie winy. Może byłem zbyt ostry dla Ralpha, ale on powinien traktować to jako żart.
I mam również nowe życzenie.
Pewnie, chcę wrócić do domu, ale chciałbym również, żebyśmy Ralph i ja przestali się ciągle kłócić. Są takie dni, kiedy chce się z nim powygłupiać, a potem są te dni, kiedy chcę go zabić.
Teraz, nie wiem co chcę zrobić…
Przetarłem ramieniem twarz, by  pozbyć się łez, które leciały po moich policzkach. Moja twarz zaczęła piec od tarcia. Wtedy przypomniałem sobie o mojej łazience, cóż, mojej I Justina…
Patrzyłem się na ciemno drewnianą podłogę, decydując się czy iść, czy też nie. Wzdychając smutno, zszedłem z łóżka i szedłem w stronę drzwi. Owinąłem swoją ciepło rękę wokół zimnego uchwytu, obracając ją i popychając.
Otwierając drzwi, nawiązałem z kimś kontakt wzrokowy.
O kurwa…
To Justin!
Cholera!
Odwróciłem się od niego I wytarłem wszystkie łzy, bym nie wyglądał jakbym płakał przed chwilą.
Justin stał tam, opierając się o zlew. Wyglądał jakby płakał. Justin pociągnął nosem.
- Co się stało Jason? – spytał Mutnym głosem, patrząc w moje obolałe oczy.
- Co masz na myśli? Ze mną wszystko w porządku – skłamałem, próbując ukryć emocje.
Potarł prawe oko.
- Nie, coś jest nie tak. Nie musisz tego ukrywać – odpowiedział.
- Nie, wszystko jest okej – stwierdziłem z fałszywym uśmiechem.
Justin westchnął.
-          Widać, że płakałeś. Twoje oczy są czerwone, a policzki wciąż mokre.  Wiem, że to ma coś wspólnego z Ralphem, bo słyszałem jak na siebie krzyczeliście – łzy powróciły do moich oczu.
Ok, więc…
Myślałem przez chwilę o jego martwieniu się.
To on płacze, ale wciąż upewnia się, że ze mną wszystko ok?
Um…
- Uh, więc dlaczego upewniasz się, że wszystko ze mną w porządku? To ty płaczesz – powiedziałem.
Stał wyprostowany, przecierając oczy. Posłał mi uśmiech, zanim zaczął mówić.
- Cóż, nie lubię widoku płaczących ludzi; a już w ogóle rodziny, przyjaciół i mam jeszcze słabość do dziewczyn. Nie zniosę płaczących dziewczyn. Dbam o siebie, ale myślę, że inni są na pierwszym miejscu – Justin odwrócił ode mnie wzrok, prawdopodobnie zawstydzony.
Ale dlaczego się wstydzi? Może dlatego, że właśnie brzmiał jak dziewczyna?
Cóż, to trochę słodkie.
Whoa, czekaj…
- Uh, czy ty nazywasz mnie dziewczyną? – spytałem, sprawiając, że drgnął.
Wow, nie wiedziałem, że aż tak go przerażam. Posłał mi szybkie spojrzenie, zanim ponownie spojrzał na podłogę.
- Uh, nie. Jesteś w części z rodziną… - jego uśmiech powiększył się, kiedy z powrotem spojrzał na mnie.
Przychyliłem głowę i spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Dlaczego jestem w  rodzinnej części? – spytałem, kołysząc swoim ciałem w przód i w tył.
Justin podrapał się po karku, jakby był zdenerwowany.
- Cóż, jesteś teraz częścią mojej rodziny, więc…
Tak, był zdenerwowany. Skinąłem głową, kiedy przyjąłem do siebie jego słowa. To miłe, ze zaakceptował mnie jako członka rodziny.
- Ok, ok. Więc, dlaczego płakałeś? I co się stało z Pattie? – spytałem, krzyżując ramiona, by go wysłuchać.
Jego uśmiech zmienił się w grymas, kiedy odwrócił się, by spojrzeć w lustro.
- Ja- Ja sprawiłem, że.. się popłakała… - wyjąkał, próbując nie płakać.
Uśmiechnąłem się do niego szczęśliwy.
- Więc, dlaczego jesteś smutny? To super, że sprawiłeś, że płakała. Teraz jesteś prawdziwym mężczyzną – położyłem rękę na jego plecach, ale szybko ją cofnąłem.
Eww… dlaczego właśnie to zrobiłem?
Teraz będę musiał myć swoje ręce 3 razy, a potem je odkazić.
- Nie sądzę, że nim jestem.  Nigdy nie sprawiłem, że płakała – stwierdził, pozwalając łzom spłynąć po jego policzku.
- Whoa, czekaj, nie sądzisz, że jesteś mężczyzna, ale czujesz to. Więc, czujesz, że jesteś mężczyzną?
Wytarł łzy.
- N-Nie… czuję się okropnie, jak wredny syn… - wtedy rozpłakał się jeszcze bardziej.
Westchnąłem i pokręciłem głową, zirytowany jego płakaniem. Ale muszę zostać spokojny.
- Okej, rozumiem, ale jutro będzie traktować cię inaczej. Cokolwiek jej powiedziałeś, było świetne.
- Nie sadzę…
- To dlatego, że nie jest przyzwyczajona do takiego zachowania. Jeśli ja z nią porozmawiam, to będziemy razem wolni.
Pociągnął nosem i skinął głowa.
- Tak, możesz to zrobić. Niedługo przyjdzie z Toba porozmawiać, a Ralph przyjdzie do mnie. Oh, i powiedz mamie, że jej nie nienawidzę. Wciąż ją kocham, ale… Byłem trochę wredny.
Uśmiechnąłem się i skinąłem głową.
- Ok, ale jeśli Ralph będzie z Toba rozmawiał, powiedz mu, że go nienawidzę.
- Umm, ok…
- Dobra. Idę do mojego pokoju – odwróciłem się, by wyjść, ale Justin chwycił moje ramie, by mnie zatrzymać.
- Zaczekaj – zaczął. – Na pewno powiesz jej to co ja?
Skinąłem głową.
- Oczywiście – miałem już się odwrócić, ale Justin ponownie mnie zatrzymał.
- Dlaczego tak się martwisz? To był nasz plan. A teraz żegnaj.
- Ale Jason!
- Co?!
Odsunął się ode mnie, żebym go nie krzywdził.
-          J-Ja chce się tylko upewnić – wyjąkał w strachu.
Przyłożyłem głowę do czoła i powoli przejechałem nią po twarzy. Odetchnąłem by się uspokoić.
- Jason… - zawołał Justin spokojnym głosem.
Zamknąłem oczy, kiedy utrzymywałem wzrok na ziemi.
Justin podszedł bliżej mnie.
- Chcę po prostu, żebyś mi obiecał. To by dla mnie dużo znaczyło, jeśli to wszystko wyjdzie, tak jak mówiłeś.
Patrząc powoli na Justina, poczułem inne emocje, które uderzyły we mnie, skanując jego twarz.
Nieśmiały uśmiech pojawił się na jego twarz, kiedy jego oczy poszerzyły się z nadziei.
Mówił o tym poważnie.
Nie mogę w to uwierzyć.
- Uh… ja nie… - wyjąkałem, patrząc na jego twarz.
Był weselszy, kiedy zacząłem się jąkać.
- Ja….
Nie mogłem nic powiedzieć.
Dobra, poddaję się.
Jestem mięczakiem, kiedy pojawiają się takie słodkie twarze.  Nie mogę na nie patrzeć. Wtedy czuje się winny. I nie mówię, że twarz Justina jest słodka, cóż nie w taki sposób…
Ale teraz nie wiem co mam robić. Powiedział, że to dużo dla niego znaczy, jeśli to wyjdzie, nie obchodziłoby mnie to, gdyby nie zrobił tej miny.
Ale wtedy mój plan nie wyjdzie. Powinienem sprawić, że Justin będzie jeszcze bardziej zazdrosny, kiedy przeproszę Pattie. A teraz głupia twarz Justina sprawia, że chcę zmienić palny. Oh, chcę, żeby poczuł się jak mężczyzna chociaż raz i mógłbym powiedzieć Pattie, żeby się odczepiła, ale chcę zrealizować mój plan.
Hej!
O czym do diabła ja myślę?
Nienawidzę tego dzieciaka i miałem zamiar ulec jego twarzy?
O Boże… zaraz zwymiotuję.
-          Ja uh… Nie wiem… - powiedziałem, chcąc odejść.
-          Jason! Wrabiasz mnie! Nie mogę uwierzyć! – krzyknął Justin
Odwróciłem się, by wszystko wyjaśnić.
-          Hej! Zamknij się! Nie wrabiam cię! – odkrzyknąłem.  
-          To dlatego nie chcesz mi tego obiecać?!
-          Dlaczego muszę obiecać?!
Jason pokręcił głową.
- Chce mieć pewność, że ty…
Westchnąłem, myśląc co mam zrobić.
- Jaka to ma być obietnica? Na paluszek…? – spytałem sarkastycznie, pokazując mój mały palec.
Uśmiechnął się i spojrzał na mnie, jakbym był jakimś szaleńcem.
- Nie, chcę po prostu, żebyś obiecał.
Byłem coraz bardziej wściekły przez te wszystkie dziecięce rzeczy, które mam dla niego zrobić. Odetchnąłem i uśmiechnąłem się fałszywie, by wyglądać jakbym się na to zgadzał.
- Obiecuję.
Justin uśmiechnął się szeroko. Czułem się obrzydliwie, ponieważ musiałem zrobić coś czego on chciał.
- Dziękuję, Jason. Naprawdę chcę, żeby to wyszło – podziękował, patrząc się na mnie przerażająco.
Odgoniłem go ręką.
- Tak, tak… jesteś szczęśliwy…. Teraz zostaw mnie w spokoju – opuściłem łazienkę.
Jezu, co za idiota.
To takie proste sprawić, by uwierzył w coś tak głupiego.
Oh, jestem geniuszem.
Podchodząc do łóżka, zauważyłem Lil’ Jasona, który ciąż leżał na poduszce. Chyba Ralph go jeszcze nie widział, albo po prostu nie chciał o nim wspominać.
Może powinienem go schować, żeby Pattie go nie zobaczyła. Co miałbym jej powiedzieć, gdyby zobaczyła pluszowego misia na łóżku? Powiedzieć, że wkrótce - nieżywy - brat mi go dał? Nie.
Westchnąłem, patrząc na misia, po chwili wziąłem go I włożyłem pod pościel. Dobrze, nikt nie powinien go zobaczyć. Usiadłem na łóżku i czekałem na przyjście Pattie.
Ale co ja mam jej w ogóle powiedzieć?
My nie znamy się przez lata…
To może być trochę niezręczne…
Puk, puk, puk…
Ktoś zapukał lekko w moje drzwi. Zapewne to Pattie.
- Proszę – zawołałem.
Gałka powoli się przekręciła, a następnie drzwi otworzyły się, wpuszczając Pattie do środka. Spojrzałem na nią, widząc uśmiech na jej twarzy, prawdopodobnie fałszywy. Jej oczy były wciąż czerwone od płaczu. Justin musiał ją naprawdę zasmucić, ponieważ oni naprawdę mocno się kochają.
Czasami chciałbym, żebyśmy ja, Ralph i nawet Alex mieli taki związek jak oni. Kiedyś odczuwałem taką miłość, cóż dopóki moi rodzice nie zostali zabici. Widzisz, Ralph pokazywał nam swoją miłość do nas… ale był w tym okropny…
Ocknąłem się, kiedy usłyszałem jak Pattie zaczyna mówić. Powoli podeszłą do mojego łóżka, więc przesunąłem się, by zrobić jej miejsce.
Pewnie czułby się przez to urażony.
Kiedy mi podziękowała, uśmiechnąłem się do niej.
O nie… znów to.
Poczułem niewielki ból w moim brzuchu tylko od patrzenia na nią. Zdałem sobie sprawę, że to moja wina, że Pattie i Justin płakali. To moja wina, że są smutni i rozdarci. Wszystko co chciałem zrobić, to zabawić się trochę z Justinem, ale teraz nie wiem co zrobić. Mogłem mieć wielkie kłopoty, jeśli się dowiedzą o moim planie.
Może mogę zrobić obie rzeczy, ale z pewnością muszę przeprosić. Pattie utrzymywała wzrok na podłodze, więc to dało mi szansę.
- uh, Pattie? – zacząłem.
- Tak, Jason? – powiedziała, ale nie nawiązała ze mną kontaktu wzrokowego.
- Um… ja chciałem przeprosić za to co się stało podczas kolacji. Byłem wredny i głupi przy stole. Przepraszam za to, że cie zdenerwowałem i za to, ze jestem głupi. Naprawdę mi przykro. Nie musisz mi wybaczać. Zrozumiem, jeśli tego nie zrobisz.
To śmieszne, bo to KOMPLETNE kłamstwo.
Dlaczego powinienem przeprosić?
Mam 16 lat! Przecież nie będę miał 16 lat przez całe życie!
Łzy pojawiły się w oczach Pattie, kiedy uśmiechnęła się do mnie. Położyła swoją delikatna dłoń na moją, co mnie zaskoczyło. Ale nie odsunąłem jej, bo nie chciałem, żeby była jeszcze bardziej smutna.  Pattie odetchnęła.
- Dziękuję, Jason. Miałam nadzieję, że ty albo Justin przeprosicie.
Uśmiechnąłem się głupawo, kiedy znów odwróciła ode mnie wzrok.
- To znaczy, że Justin nie przeprosił? – udawałem zdziwienie.
Pokręciła głową.
- Nie, nie wiem dlaczego… - uroniła kilka łez, ale szybko je wytarła.
Ah, Justin nie przeprosił.
Czyli dobrze sobie poradził.
To sprawia, że mój plan jest jeszcze prostszy.
- Oh, to fatalnie. Jak on może nie przeprosić kogoś tak kochanego jak ty? I po tym wszystkim co dla niego zrobiłaś – powiedziałem w troskliwy sposób.
Odsunęła swoją rękę od mojej, zasłaniając swoją twarz obiema dłońmi.
Wtedy zaczęła płakać.
Whooops…. Myślę, że nie powinienem mówić ‘I po tym wszystkim co dla niego zrobiłaś’.
Ralph powiedział, że dzieciństwo Justina było ciężki i gorsze niż moje.
Musiało być naprawdę straszne skoro teraz płacze. 
Co mam teraz zrobić?
Nie mogę pozwolić, żeby płakała, kiedy ja tu niezręcznie siedzę.
Oohhh… nie cierpię Radzic sobie z kobietami.
Przesunąłem się bliżej niej i położyłem rękę na jej plecach, czego prawie nigdy nie robię.
-          W porządku. Justin nie będzie wiecznie na ciebie zły. On prawdopodobnie nie może wytrzymać minuty bez twojej opiekuńczości. Ale jeśli jego nie będzie, zawsze możesz przyjść do mnie – uśmiechnąłem się złowieszczo.
Chyba właśnie odsunąłem od siebie mój plan.
Pattie zaszlochała i odwróciła woje ciało, przytulając mnie. Moje wnętrze prawie eksplodowało ze strachu. Jej ramiona były mocno owinięte wokół moich, co sprawiło mi ból, w miejscach, w których byłem ranny.
Tak, w Las Vegas nasze kryminalne życie zawsze sprowadzało nas do zbrodni, po których byliśmy ranni i nie mogliśmy iść z tym do lekarza, więc moje ciało jest pokryte wieloma ranami.
To był bardzo niezręczny moment.
Nie przyzwyczaiłem się do uścisków, odkąd moi rodzice umarli. Przytulanie było dla mnie obrzydliwe po tym jak ode mnie odeszli. Cholera… co ja teraz zrobię? Nie chcę odwzajemnić uścisku, ale muszę, prawda?
Przełknąłem ślinę I odwzajemniłem uścisk, ale trząsłem się jak wariat. Pattie mnie puściła, ale zatrzymała dłonie no moich ramionach. Posłała mi zdezorientowane spojrzenie.
- Jason, kochanie, zimno ci? – spytała
Przestałem się trząść.
- Nie, jest w porządku. Po prostu poczułem swędzenie na moich plecach i próbowałem to zignorować… - skłamałem.
Uśmiechnęła się.
- Oh, myślałam, że cię ranię. Przepraszam, jeśli to zrobiłam.
Whoa, nie sadziłem, że będzie tak myślała.
Cokolwiek… lubię moją wymówkę.
-          Nie, nie zrobiłaś tego. Nie martw się mną. Powinnaś martwić się o swojego syna, Justina – wyjaśniłem jej.
- O czym ty mówisz? Wciąż muszę martwić się o ciebie. Mówiąc o tym, muszę opiekować się 3 chłopcami w domu. To ciężka robota, opiekowanie się dwoma niepowiązanymi bliźniakami i dorosłym mężczyzną – zachichotała.
Odwzajemniłem uśmiech.
- Naprawdę myślałem, że Ralph ma 79 lat – zaśmiałem się – Ale z jakiegoś powodu, ma 34. Chociaż właściwie, to mnie to nie obchodzi.
Uniosła głowę I popatrzyła na mnie.
- Co do tego, to co stało się tobie i Ralphowi? Wyglądał na zmartwionego, kiedy wychodził stąd po rozmowie z tobą.
Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na nią.
- Był wredny.
Uśmiechnęła się i chwyciła moją dłoń, przykładając ją do swojej, używając swojego kciuka do robienia kołek na mojej skórze.
- Nie to mi powiedział – uśmiechnęła się, wiedząc, że kłamałem.
Zacząłem panikować. Byłem wredny w stosunku do kobiet i nie chcę z nią o tym rozmawiać. Więc wszystko co zrobiłem to wzruszyłem ramionami.
Pokręciła głową, chichocząc.
- Jest dobrze; nie musimy o tym rozmawiać – poczułem się lepiej. – Ale wy dwoje wyglądacie, jakbyście się nie dogadywali. Dlaczego wy zawsze walczycie? Jest twoim tatą, powinieneś go szanować.
Ale on tak naprawdę nie jest moim tatą.
- Uh, ja po prostu go nienawidzę – powiedziałem.
- Ale dlaczego? Zawsze musi być jakiś powód – stwierdziła, co było prawdą.
Westchnąłem.
- Nie wiem. On po prostu sprawia, że jestem zły i zaczynam krzyczeć, i on zaczyna krzyczeć, i potem jestem przerażony… nigdy nie lubiłem się z nim kłócić. Chciałbym się z nim dogadywać, tak jak ty z Justinem. Oh, proszę nie mów Ralphowi, że to powiedziałem – poprosiłem.
Spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Dlaczego nie mogę mu tego powiedzieć? Jeśli by to wiedział, to mogłoby być możliwe.
Pokręciłem głową.
- Nie chcę, żeby wiedział. To trochę żenujące… - powiedziałem, patrząc na podłogę.
Objęła mnie ramieniem I przybliżyła mnie do siebie, co było miłe.
-          Dobrze, nie powiem mu. Możesz mi zaufać – wyszeptała do mojego ucha.
Uśmiechnąłem się, kiedy to powiedziała, więc pozwoliłem mojemu ciału zrelaksować się.
- Dziękuję – wyszeptałem.
Zaczęła bawić się moimi włosami i nucić melodię.
Wciąż nie byłem przyzwyczajony do tego, że ktoś dotyka moje włosy, ale pozwoliłem jej robić co chciała, ponieważ było mi jej żal. Wspaniałą rzeczą jest to, że Pattie jest jak moja prawdziwa mama. To sprowadza tyle wspomnień.
I zaczynam widzieć efekty mojego planu.                

Robiłem miny przy łazienkowym lustrze, kiedy Justin stał za mną, chcąc umyć zęby… i próbując zmusić mnie do umycia moich. Justin pokazał mi 3 kolorowe pasty.
- Ok, którą chcesz? Zieloną, żółtą czy niebieską? – zapytał.
- Żadną z nich – odpowiedziałem prosto, wytykając język, by zobaczyć go w lustrze.
- Nie, musisz jedną wybrać. Codziennie musisz myć swoje zęby, bo inaczej cukrowe robaki je zjedzą.
Spojrzałem na niego, jakby był wariatem.
- Cukrowe robaki? Co to do diabła cukrowe robaki? – spytałem.
On uśmiechnął się tylko i zaczął otwierać pastę.
- To małe, małe robaki, które zaczynają jeść twoje zęby, kiedy one zaczynają próchnieć, bo ty nie umyłeś swoich zębów. Więc, jeśli nie zaczniesz ich myć, zaczną je jeść, dopóki zjedzą wszystko.
Pokręciło głową, słysząc jego głupią historyjkę.
- To kłamstwo. Próbujesz mnie przestraszyć, żebym umył swoje zęby.
Zaśmiał się lekko i podał mi pastę.
- Masz, weź to. Możesz mieć zieloną – nie wziąłem jej od niego. – No dalej. Po prostu ją potrzymaj.
- Nie, nie chcę jej – powiedziałem, odpychając od siebie jego rękę.
Odwrócił się ode mnie.
- Dobra, nie dajesz mi wyboru.
Skrzyżowałem ramiona i oparłem się o drzwi od łazienki, by zobaczyć co Justin robi. Ten odłożył pasty na ladę i otworzył małą szafkę na ścianie.
Wyciągnął dwie tubki pasty, tak myślę, i pokazał mi je. Spojrzałem na nie; jedna była różowa, a druga biała.
- Hej! – krzyknąłem. – Kim jest ta gruba suka na różowej paście?! – było tam zdjęcie dziewczynki z kreskówki.
Justin zaśmiał się i podał mi pastę. Wziąłem ją od niego.
- To Dora mała podróżniczka. To pasta dla dzieci i jest o smaku owocowej bańki, więc jest dla ciebie dobra – stwierdził.
Spojrzałem na wzorek z kreskówki.
- Co do cholery? To głupie – zwróciłem wzrok na tubkę, którą trzymał Justin. – Jak smak ma ta pasta? – spytałem.
Justin podał mi białą tubkę.
- Ta jest miętowa. Nie wiem czy możesz jej użyć, ponieważ nie mam pojęcia przez jak długi czas nie myłeś swoich zębów.
Odkręciłem nakrętkę miętowej pasty i powąchałem ją. Mocny miętowy zapach uderzył w moje nozdrza, sprawiając swędzenie i pojawienie się łez w moich oczach. Zamknąłem oczy, by psiknąć. Odwróciłem się od Justina.
- A- psik!
- Gesundheit – Justin odpowiedział na moje kichnięcie, śmiejąc sie po tym.
Przetarłem mój noc i spojrzałem na niego ponownie.
- Słyszałem to wcześniej, ale co to znaczy? – zapytałem.
- To znaczy ‘zdrowie’ po niemiecku. Mój pra - pradziadek nauczył mnie trochę niemieckiego, więc stąd to znam.
Moje oczy rozszerzyły się w zainteresowaniu.
- To właściwie interesujące – stwierdziłem, posyłając Justinowi uśmiech. – Cóż, wiesz dlaczego ludzie mówią ‘na zdrowie’?
Justin uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Uh, huh z tego co słyszałem to, kiedy psikasz twoja dusza wychodzi z twojego nosa, więc ludzie mówią „Na zdrowie”, by mieć pewność, że diabeł jej nie porwał. To trochę dziwne, ale taka jest historia – wzruszył ramionami i chwycił fioletową szczoteczkę z małego kubka.
Pokiwałem głową.
- To właściwie dobra historia. Ma sens.
- Tak myślisz? – Justin spytał, odkręcając kurek i przykładając pod lecącą wodę swoją szczoteczkę.
- Tak, myślę też, że jest ciekawa.
Uśmiech Justina powiększył się.
- To ciekawe, że uważasz, że coś jest ciekawe – zaśmiał się z samego siebie i chwycił miętową pastę.
Uśmiechnąłem się tylko i patrzyłem jak nakłada biało-zieloną pastę na kłujące końce szczoteczki. Następnie włożył szczoteczkę do buzi i zaczął szorować zęby.
Patrzyłem na niego, jakbym nigdy nie widział jak ktoś myje swoje zęby. Justin odwrócił wzrok od lustra i spojrzał na mnie.
- Cóż, chcesz teraz umyć swoje zęby? – spytał figlarnie.
Zadrwiłem, chwytając moją zieloną szczoteczkę.
Zrobiłem poważną minę.
- Podaj tą pastę tej grubej suki.
Justin zaczął się śmiać, podajając mi różową tubkę.
***
Głośny grzmot uderzył ponownie, sprawiając, że usiadłem na moim wygodnym łóżku. Wyjrzałem za okno, widząc ciemność i obiekty, które kołysały się, poprzez silny wiatr.
Na zewnątrz było nawet widać świecące się błyskawice.
Ok, po pierwsze, wcale się nie boję.
Po prostu nie lubię dźwięku grzmotów.  To zawsze przypomina mi wybuchających bombach, które lubię, ale ten dźwięk sprawia, że myślę, że to są bomby.
Nie przeszkadzają mi błyskawice i burze, ale dźwięku grzmotu nie znoszę.
Znowu usłyszałem ten odgłos, co sprawiło, że prawie zapiszczałem. Nie mogę teraz być sam. Zazwyczaj, kiedy zaczyna się burza z piorunami jestem z kimś, na przykład Ralphem czy Alexem.
Ale teraz nie mam nikogo. Alexa nawet tu nie ma, a na Ralpha jestem wkurzony…
Grzmot ryknął dwa razy głośniej
Oh słodki Jezu!
Ten mnie wystraszył. Ohh, nie mogę tak spać. Burza cały czas mnie budzi.
Patrzyłem na drzwi od mojej sypialni, rozmyślając nad tym czy mam iść po Ralpha, czy zostać tutaj przerażony.
Cóż, Ralph jest czasami przydatny i pewnie nie jest już na mnie zły.
Wyskoczyłem z łóżka i poszedłem powoli stronę drzwi, tak, żeby podłoga nie skrzypiała. Kiedy do nich dotarłem, otworzyłem je powoli i wyszedłem na korytarz. Stojąc tam, poczułem chłód na całym ciele.
Pokój Ralpha i Pattie był naprzeciwko mojej, ale trzeba było iść na około, ponieważ schody były na środku. Nie chciałem tak chodzić, więc zacząłem krzyczeć.
- Ralph!
Brak odpowiedzi.
- Ralph!
Nic…
- RALPH!
- RRRRAAAAAAALPHHHHHHHHHH!
Drzwi otworzyły się, ukazując wkurzonego Ralpha.
- Co Jason? – spytał zmęczonym i wściekłym tonem.
Wydąłem wargi, by zrobić słodką minę, co z tego, że byłem w tym do dupy.
- Grzmoty cały czas mnie budzą… - patrzyłem na niego, czekając, aż pozwoli mi zostać z nim.
Westchnął i pokręcił głową.
- Nie jesteś już na to za stary?
Zacząłem łapać powietrze z trudem. To mnie zabolało w środku.
- Myślisz, że jestem na to za stary?
- Tak…
- A co to było, w tym roku, w kwietniu? Spałem z tobą i MIAŁEM 16 LAT! Wciąż mam 16 lat, staruchu! – krzyknąłem na niego.
Dotknął dłonią swojej twarzy, jakby nie wiedział co ma zrobić.
- Jason, to tylko grzmoty. Nic ci nie zrobią.
- Nie boję się ich, po prostu nienawidzę tego dźwięku… Jezus… dlaczego nigdy mnie nie słuchasz? – spytałem, będąc coraz bardziej poirytowany.
Pokręcił głową.
-          Po prostu wróć do łóżka. Obudzisz wszystkich – wtedy zamknął drzwi.
Byłem wściekły na Ralpha, tak, że coś zaczęło się we mnie gotować.
- Pierdol się! – krzyknąłem zanim wróciłem do pokoju i trzasnąłem drzwiami.
Jęknąłem I wróciłem od mojego łóżka, kładąc sie na nim I przykrywając się ciepłą pościelą.
Ralph nigdy mnie tak nie odrzuca. Zawsze był przy mnie, aż do teraz.
Głupi Ralph…
Chciałbym, żeby to on umarł, a nie Paul…
Westchnąłem, pozbywając się złości i zastępując ją smutkiem. Moja głowa leżała na poduszce, kiedy pościel była na całym moim ciele, jak tarcza ochronna.
Kiedy odwróciłem głowę, by spojrzeć na ścianę, zauważyłem Lil’ Jasona, który cały czas był pod kołdrą. Zacząłem myśleć o Alexie. Wyciągnąłem go i objąłem go ramionami. Znowu poczułem sie jak dziecko, kiedy miś był przy mojej klatce piersiowej i brudne futerko dotykało mojego karku i podbródka.
Grzmoty były coraz gorsze, zaczęło nawet padać. Krople deszczu zaczęły uderzać w nasz dach. Właściwie lubiłem dźwięk deszczu. To sprawia, że jestem bardziej zmęczony.
Ziewnąłem, patrząc przez okno i widząc, że burza jest coraz gorsza.
Myśląc o Alexsie I misiu w moich ramionach mogłem spróbować zasnąć
Kto potrzebuje Ralpha, kiedy masz wypchanego, brudnego misia, który nazywa się Lil’ Jason?
Słońce świeciło mi w oczy, zmuszając mnie do obudzenia się. Zamrugałem oczami kilka razy, kiedy przewróciłem się na drugą stronę, by uniknąć rażącego światła.
Kiedy zamknąłem oczy na kilka sekund, mój brzuch zaburczał cicho, ale wywołał lekki ból. No dobra… nie skończyliśmy wczoraj kolacji.
Co za marnotrawstwo klopsików…
Oh przestań… teraz jestem głodny?
Jęknąłem, wyślizgując się z łóżka, dosłownie wyślizgując się z niego i kładąc się na podłodze.
Kiedy leniwie wstałem już na nogi, zszedłem na dół, po jedzenie. Może zostały jeszcze klopsy w lodówce. Kiedy dotarłem na parter, usłyszałem głośne chrupanie i  odgłosy pochodzące z kreskówki.
Odgłosy dochodziły z salonu. Byłem ciekawy, kto je wydawał, więc wszedłem do salonu, by się dowiedzieć. Odgłos był coraz głośniejszy, kiedy wszedłem do środka.
Rozejrzałem się po siedzeniach, ale nikogo na nich nie było, więc ktoś musi być na skórzanej kanapie.
Przebiegle dotarłem do wyznaczonego miejsca i wyjrzałem za kanapę, wiedząc… Justina?
Co?  Nie, to nie może być Justin.
Leżał na kanapie z paczką chipsów, przy jego boku, oglądając jakiś program.
Chipsy na śniadanie?
To jest genialne.
Obszedłem kanapę dookoła, by spotkać się z Justinem.
- Hej Justin. Co robisz? – spytałem.
Podskoczył,  kiedy mnie zobaczył.
- Oh myślałem, że jesteś mamą – rozluźnił się. – Oglądam telewizję I jem chipsy… rano! Jestem niegrzecznym chłopakiem.
Uśmiechnąłem się głupkowato z jego ekscytacji.
- Tak, właściwie, jesteś nim, bo ja nie jem chipsów na śniadanie- stwierdziłem, co jest prawdą.
Widzisz, jem śniadanie tylko, kiedy jest to coś dobrego. Chipsy nie są dobre na śniadanie.
Justin panikując, zeskoczył z kanapy z paczką chipsów.
- O nie! Będę miał kłopoty! – krzyczał, kiedy miał zacząć uciekać.
Zanim pobiegł, chwyciłem jego koszulkę i odwróciłem go, by spojrzał na mnie.
Uśmiechając się, powiedziałem mu
- Nigdy przedtem nie jadłem chipsów na śniadanie… - miał zmartwiony wyraz twarzy. Wziąłem od niego chipsy - …do teraz! – dokończyłem.
Wskoczyłem na kanapę i zacząłem pożerać słone chipsy.
- Hej! Podziel się! – powiedział Justin, siadając obok mnie na kanapie.
- Cholera Justin, lubię twoje myślenie. Muszę robić to częściej – powiedziałem mu.
Uśmiechnął się.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że nie będziemy mieli kłopotów.
Podniosłem rękę w powietrze.
- Kogo to obchodzi? Mnie nie! Teraz jedz, zanim ktoś weźmie nam tą paczkę! – krzyknąłem radośnie.
Kiedy jedliśmy i oglądaliśmy jakiś program, ktoś podszedł do nas od tyłu, kładąc ręce na oparciu kanapy.
Justin i ja odwróciliśmy się, by zobaczyć Ralpha stojącego i wyglądającego na zdezorientowanego.
- Który to Jason? – zapytał, patrząc na nas dziwnie.
- Idź sobie – powiedziałem.
Wskazał na mnie.
- Ok, to na pewno Jason. Ale dlaczego oboje jecie chipsy? Jest dopiero 9 rano.
Odchrząknąłem.
-          Spójrz, umieramy z głodu. Teraz zostaw nas w spokoju – rozkazałem, patrząc ponownie na telewizor.
Ralph westchnął w niedowierzaniu.
- Nie mogę uwierzyć, że mamy teraz dwóch Jasonów. Jak ja to przeżyje? – wtedy odszedł.
Dwóch Jasonów?
Spojrzałem na Justina.
Hmmm, co jeśli sprawie, że będzie taki jak ja?
Mógłby być moim pomocnikiem, mógłby pomagać mi w przestępstwach.
To naprawdę świetny pomysł.
Jeśli wymyślę więcej planów, by nabrać go, to będzie takim dupkiem jak ja.
Zrobię z Justina prawdziwego mężczyznę i wtedy oboje będziemy współpracować i robić rzeczy, które chcemy.
Fajną rzeczą jest to, że będzie
Taki jak ja.
Ale ja będę tym fajniejszym.
Na pewno będziemy bliźniakami…


 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Witam :)
Oto kolejny rozdział. Dosyć długi huh
Jason ma znowu nowy plan hahah, ten to ma łeb
Myślicie, że Justin będzie taki jak Jason?

Następny rozdział pojawi się w przyszłym roku ((dziwnie to brzmi))

Życzę udanego Sylwestra!