Jason jest nudziarzem.
Justin jest zabawny.
Justin Bieber
Przeżuwając chrupiącego chipsa, kątem oka
zauważyłem parę oczu wpatrującą się prosto we mnie.
Powoli odwróciłem głowę, widząc złośliwie
uśmiechającego się Jasona, kiedy patrzył na mnie, jakbym był dziewczyną, którą
był zainteresowany.
Uh, eww...
Zmieszany patrzyłem na niego, by
zobaczyć, czy odwróci wzrok czy mnie zgani, jako że to była jego normalna reakcja.
Ale on tylko patrzył na mnie z tym samym
wyrazem twarzy. Żadnej innej reakcji. Żadnej innej emocji.
Być może był pogrążony w marzeniach.
Rozejrzałem się po pokoju, zanim znów na niego
spojrzałem, tylko by zobaczyć, czy mam miejsce do ucieczki. Na szczęście
miałem.
Następnie skupiłem swoją uwagę na
Jasonie.
- Jason? - zawołałem, by zobaczyć, czy
naprawdę był pogrążony w marzeniach. - Jason - spróbowałem ponownie, ale nic
się nie stało.
Tak, zdecydowanie się rozmarzył.
Przybliżyłem
dłoń do jego twarzy I pstryknąłem palcami.
Jego twarz wypełnił strach i lekko
podskoczył, następnie szybko zamrugał wracając do rzeczywistości.
Uśmiechnąłem się przez jego reakcję,
kiedy uznałem ją za śmieszną, ale kiedy był już z powrotem w naszym świecie,
spiorunował mnie wzrokiem, powodując, że straciłem ten humor.
Jego twarz wypełniła się obrzydzeniem,
wciąż uważając mnie za okropnego ‘okropnego’.
- Czy zabrałeś mój nos? - nagle zapytał.
Co?
Poczułem, że zaraz wybuchnę śmiechem, ale
on był poważny. Nie uśmiechnął się i nie odwrócił wzroku.
Próbowałem powstrzymać uśmiech, ale
nie. To było niemożliwe.
Co to było za pytanie?
To stawało się zbyt trudne. Zaraz wybuchnę. Zamiast
tego cichy śmiech wydobył się z moich ust, ale to bardziej zezłościło Jasona.
- Zrobiłeś to? - krzyknął na mnie,
siadając w swoim miejscu na kanapie. Musiał być teraz urażony/się teraz
obrazić.
Moja twarz wypełniła się strachem, kiedy
zauważyłem, że zamierza mnie uderzyć.
- N-Nie... Dlaczego miałbym ukraść twój
nos? - zapytałem głupio, wciąż uważając to za głupie, ale śmieszne.
Wziął swoją rękę i potarł się po nosie,
by się upewnić, że wciąż jest do niego przyłączony.
- Hmm. Nieważne, wciąż go mam - Wtedy
wskazał na mnie - Ale jeśli kiedykolwiek go ukradniesz to ci nogi z dupy
powyrywam - ostrzegł wściekle.
Pokiwałem głową i ponownie odwróciłem się
do telewizora, próbując zapomnieć, że to się stało.
- Dobrze - Jason powiedział i zrelaksował
się na swoim miejscu.
Oglądałem telewizję i wciąż byłem
zmieszany sprawą nosa Jasona. To nie chciał dać mi spokoju.
Dlaczego
miałby być taki zaniepokojony, jeśli ktoś
ukradłby mu nos?
I tak nie można tego zrobić...
Cóż, wiem, że to zabawa w jaką bawisz się
z dziećmi, by się śmiały, ale Jason? Ma 16 lat i on wierzy, że ktoś ukradł jego
nos. Ralph musiał w jakiś sposób sprawić, że w to uwierzył.
Dobrą rzeczą jest to, że teraz mogę się z
nim pobawić, co będzie komiczne.
Jednak może nie zrobię tego dzisiaj,
ponieważ Jason jest... cóż, jest szczęśliwy.
Potraktował mnie miło, kiedy odkrył, że
jadłem chipsy na śniadanie.
Zgaduję, że lubi, kiedy robię coś, co on
by zrobił, ale nie zamierzam robić złych rzeczy, tylko po to, żeby był
szczęśliwy.
Muszę tylko sprawić, żeby był miły i
pokazać mu co sprawia, że ludzie są szczęśliwi.
Ale będę robił co chcę, gdyż plan Jasona
zadziałał.
Jedynym problemem jest to, że nie chcę
znów zasmucać mamy.
Wciąż ją kocham i szanuję.
Miejmy nadzieję, że Jason jej to
powiedział.
Ponownie spojrzałem na Jasona, myśląc o
jego głupim, ale zabawnym pytaniu.
‘Czy zabrałeś mój nos?' odtworzyłem w
głowie pytanie Jasona, przez co się uśmiechnąłem.
Oczy Jasona były wlepione w telewizor,
nawet nie zauważając, że się w niego wpatrywałem.
- Hej, hej, Jason? - zawołałem go.
- Tak...? - wymamrotał, nie spuszczając
wzroku z programu, który był włączony.
- Zdajesz sobie sprawę, że jeśli
zabrałbym twój nos, wyglądałbyś jak Lord Voldemort - powiedziałem, powodując,
że jego głowa odwróciła się twarzą do mnie.
Wydawał się zmieszany.
- Nie wiem kto to jest...
Potrząsnąłem głową w niedowierzaniu, nie
rozumiejąc.
- Jak możesz nie wiedzieć? - Harry Potter
jest teraz znany. Każdy powinien wiedzieć. - Cóż, znasz Hary'ego Pottera? -
zapytałem, ułatwiając rozmowę.
On tylko patrzył na mnie tępo, wciąż nie
przetwarzając informacji.
Czekałem na odpowiedź.
Ale ona nie nadeszła.
Wpatrywałem się w niego, zmartwiony, że
muszę więcej wyjaśniać.
- No wiesz, dzieciak, który dowiaduje
się, że jest czarodziejem i jest wysłany do szkoły o nazwie Hogwart? -
spróbowałem znów uprościć
Kontynuował gapienie się.
Westchnąłem z irytacji.
- Ma bliznę na czole, jego rodzice
zostali zabici i nosi okulary
Jason usiadł na swoim miejscu radośnie.
- Tak! Teraz już wiem! Ale mam to
gdzieś... - Wtedy ponownie usiadł
- I wiem czym Harry Potter jest. Nie musisz tego wyjaśniać... Jezu... -
Jason potrząsnął głową zirytowany.
Zignorowałem jego ostatnie nieprzyjemne
słowa.
- Ok, świetnie. Cóż, znasz białego
gościa, który nie ma nosa? - zapytałem go, mając nadzieję, że kojarzy tę
postać.
Jego twarz wypełniła się obrzydzeniem.
- Jesteś rasistą? - splunął, marszcząc
brwi.
Jego pytanie zbiło mnie z tropu.
- Co? W jaki sposób jestem rasistą?
- Mówisz, że biali kolesie nie mają
nosów! - odpowiedział wkurzonym głosem.
- Uh, Jason, to właściwie nie ma żadnego
sensu i to nie jest rasizm... - wytłumaczyłem mu delikatnie, próbując go nie
zirytować.
- Nieważne! Wiesz o co mi chodzi! -
machnął na mnie ręką, olewając mnie, by obejrzeć coś w telewizji.
Kontynuowałem niewinne patrzenie się na
niego.
- Nie, właściwie to nie wiem... -
powiedziałem cicho.
Jason głośno jęknął i rozwścieczony
zgarbił się na swoim miejscu, ale próbował udawać wyluzowanego.
Tylko się na niego patrzyłem, nie bardzo
wiedząc czy powinienem kontynuować rozmowę.
Cóż, chciałem mu to szybko powiedzieć.
- Ok, przepraszam, Jason, ale pozwól mi
kontynuować. - powiedziałem mu. - Jeśli nie miałbyś nosa, wyglądałbyś jak Lord
Voldemort - Uśmiechnąłem się, gdy o tym pomyślałem; Jason bez nosa.
Jason ponownie na mnie spojrzał,
wyglądając na bardziej podenerwowanego niż zazwyczaj.
- A twoim celem jest? - zapytał
niegrzecznie.
Nie podobał mi się sposób, w jaki to
powiedział, ale musiałem być miły.
- Uh, to nie ma żadnego celu. Tylko
mówię. To przykład, jakbyś nie
miał nosa. - wytłumaczyłem.
Jason potrząsnąć głową bez uznania.
- Cóż, to była strata - Następnie
odwrócił ode mnie wzrok, by obejrzeć telewizję.
- Strata czego? - zapytałem, wciąż
zdezorientowany i zasmucony, ale ciekawość wzięła nade mną górę.
Ponownie na mnie spojrzał ze złością
wymalowaną na twarzy.
- To była strata mojego życia przez słuchanie ciebie i strata twojego
oddechu na mówienie czegoś tak nudnego i głupiego. Na przykład, dlaczego
nie powiesz mi czegoś zabawnego i interesującego, zamiast po prostu mówienia?
Jesteś taki nudny - I znów zwrócił wzrok na telewizor.
Moje usta otworzyły się w niedowierzaniu,
kiedy jego bolesne słowa we mnie uderzyły. Jak mógł to powiedzieć?!
Ale to także wywołało mój śmiech. Jak
mógł?! Poważnie?!
Zadrwiłem z niego.
- Myślisz, że to ja jestem tym nudnym? – zacząłem się śmiać pod nosem.
Znowu na mnie spojrzał, wyglądając na
trochę zaskoczonego moją reakcją.
- Tak,
tak myślę... - oznajmił.
Tym
razem zacząłem śmiać się naprawdę głośno.
Poważnie, jak mogłem być tym nudnym?
Twarz Jasona wyrażała lekkie
zdezorientowanie z mieszanką gniewu.
- Hej, co jest takie śmieszne? – Zapytał
Jason.
Nie podobało mu się to, że śmiałem się z
niego.
Potrząsnąłem głową i powstrzymałem
śmiech, by odpowiedzieć.
- Nic, to tylko to, że
sądzisz, że jestem nudny, kiedy tak naprawdę to ty taki jesteś - zachichotałem
i zrelaksowałem się na swoim siedzeniu, patrząc na telewizję, by go wkurzyć.
Jeśli będę udawał, że mnie to nie
obchodzi, na pewno go tym zasmucę.
Jason
zmienił swoją pozycję kładąc się na lewej nodze i opierając rękę o oparcie
kanapy, by się podnieść. Chyba chciał zapewnić sobie komfortową pozycję do tej
interesującej rozmowy.
- Co masz na myśli, mówiąc, że jestem tym
nudnym? - zapytał chytrze, kiedy utrzymywał na mnie swój wzrok, czekając na
odpowiedź.
Wyszczerzyłem się żartobliwie, ale na
niego nie spojrzałem.
-
Dlaczego cię to obchodzi? - To podchwytliwe pytanie, którym go podpuszczę.
Jason, będąc podstępnym, uniknął mojego
pytania.
- Zapytałem CIĘ pierwszy. Teraz wyduś to
z siebie, zanim cię zmuszę - zagroził, pewien swojego zwycięstwa.
Zachichotałem i przyjąłem taką samą
pozycję jak on, lubiąc tą rozmowę.
- Cóż, jesteś naprawdę nudny. Przez
większość czasu siedzisz zły. To tak, że za każdym razem, gdy zrobię coś, co ci
się nie podoba, wkurzasz się. I
tak nie wiesz co to zabawa. Nawet prawie nigdy się nie uśmiechasz ani śmiejesz.
Zabawa sprawia, że się uśmiechasz i śmiejesz, a nie widziałem, żebyś się kiedyś
bawił To ty jesteś nudny. Nie ja - wytłumaczyłem, odbierając mu zwycięstwo.
Zacząłem chichotać, kiedy zauważyłem jak
jego złość zaczęła wzrastać. Od samego patrzenia na jego twarz możesz
stwierdzić, że zaraz wybuchnie. Nawet zaciska zęby, ale ukrywa je za swoimi
wargami, trzymając zamkniętą buzię.
Ponieważ nie odpowiedział, zdecydowałem
ponownie przemówić.
- Więc teraz powiedz mi, dlaczego cię to
obchodzi - powiedziałem chytrze, bezczelnie się do niego uśmiechając z
pochyloną głową.
Jason nabrał powietrze buzią i wypuścił
je nosem, by się zrelaksować na tyle, żeby udowodnić, że się mylę twierdząc, że
to on jest nudny i zły przez cały czas.
Patrzył mi prosto w oczy i powiedział,
- Nie obchodzi mnie. Po prostu chcę
wiedzieć - odpowiedział prosto, co prawdopodobnie było kłamstwem.
-
Naprawdę? Nie obchodzi cię, że jesteś nudny? - zapytałem go, znów go.... nabierając.
Potrząsnął głową.
- Nie, nie obchodzi mnie to, bo nie
jestem nudny! - Wtedy jego emocje powróciły do gniewu. Wiedziałem, że nie wytrzyma.
Uśmiechnąłem się do niego.
- Jeśli byś się nie przejmował, nie
obchodziłoby cię kim jesteś. Ale spójrz teraz na siebie; jesteś zły... znowu -
lekko zachichotałem
Jason jęknął, kiedy wrócił do swojej
poprzedniej zgarbionej pozycji. Wymamrotał kilka słów, które prawdopodobnie
były przekleństwami.
Uśmiechnąłem się i usiadłem jak należy,
wiedząc, że naprawdę wygrałem, odkąd Jason się poddał.
Wtedy wpadłem na pomysł; zabawny pomysł,
który mógł wywołać emocje z ‘Listy Nastrojów Jasona.'
Złośliwie się uśmiechnąłem i ponownie na
niego spojrzałem.
- Hej, Jason? - zawołałem go, by zdobyć
jego uwagę.
Jason powoli odwrócił swoją głowę, wciąż
próbując być spokojnym. Sfałszował uśmiech i zamknął oczy.
- Co...? - Następnie otworzył je,
posyłając mi znudzone spojrzenie.
Wpatrywałem się w niego przez kilka
sekund, zanim zacząłem mówić.
- Jeśli nie uważasz, że jesteś nudny,
zrób teraz coś zabawnego - Mój uśmieszek wzrósł, kiedy dostrzegłem jego
zdziwienie, pokazujące się na jego twarzy.
Wydawał się zszokowany i zagubiony.
Wtedy Jason westchnął i spojrzał w dół.
- Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, w tym
domu nie ma dziewczyn, pomijając Pattie, a nie mam zamiaru jej wyruchać... -
Następnie spojrzał na mnie z małym uśmiechem na twarzy.
Również uśmiechnąłem się przez jego
odpowiedź, nawet jeśli była niepokojąca.
Potrząsając głową, powiedziałem,
- Ok, to nie jest to, co mam na myśli
przez zabawę. Ale lubię jak potrafisz sprawić, że się uśmiechasz - Uśmiech
Jasona wzrósł, kiedy dobrze przyjął moje słowa.
- Tak, to dlatego, że jestem fantastyczną
osobą - Włożył ręce za głowę i zrelaksował się, zamykając oczy.
Zachichotałem z jego odpowiedzi.
- To nie to, że jesteś fantastyczny. Masz
po prostu dobrze poczucie humoru, co jest jedną z rzeczy, które nas łączą -
oznajmiłem mu, co sprawiło, że otworzył oczy.
Wczoraj, kiedy Ralph przyszedł ze mną
porozmawiać, powiedział mi, że powinienem odkryć coś, co mamy z Jasonem
wspólnego. Teraz już coś mam: Poczucie humoru.
Oczy Jasona poruszyły się, by na mnie
spojrzeć, a także żeby zostać w jego wygodnej pozycji.
- Czy Ralph rozmawiał z tobą o
znalezieniu czegoś, co mam z tobą wspólnego? Też mi to powiedział - Jason
powiedział, wydając się na trochę znudzonego.
- Tak, mówił o tym. Ale wiedziałem, że
obaj mamy poczucie humoru zanim mi to powiedział. I nie byłem zmuszony tego
zrobić, więc się na mnie nie wściekaj - Podniosłem obie ręce w geście obrony.
Na szczęście tylko zadrwił z mojej
odpowiedzi.
- Nie, nie. Nie wścieknę się. Ralph
powiedział mi o wielu rzeczach, które powinienem z tobą zrobić, czego nie chcę.
Wolę być sam - Ponownie zamknął oczy i położył nogi na stoliku, by się
zrelaksować.
Było mi trochę przykro, że nie chce nic
ze mną robić, ale będzie, kiedy już dostanę się do jego serca... nie tak
dosłownie. To obrzydliwe.
Wtedy przypomniałem sobie coś, co
powiedziałem Jasonowi.
To powinno być zabawne, jeśli naprawdę to
zrobi.
- Czekaj, Jason. Zapomniałeś, że miałeś
pokazać mi coś zabawnego. Masz już jakiś pomysł? - zapytałem ponownie.
Jego twarz znów wypełniła się szokiem.
Zgaduję, że na nic nie wpadł.
Moja racja udowodniona; Jason jest tym nudnym.
- Uh... nie wiem...? - Jason powiedział,
co wyszło bardziej jak pytanie.
- No dalej. Jedna rzecz. To wszystko.
Tylko jedna zabawna rzecz - zachęciłem go.
Westchnął i wstał ze swojej wygodnej pozycji, wpatrując się we mnie.
- Ok, nie ruszaj się - powiedział, lekko się
do mnie przybliżając.
Patrzyłem na niego niezręcznie, kiedy on
patrzył na moje ramię.
- Co zamierzasz zrobić? - zapytałem,
trochę przestraszony co sobie zaplanował.
- Po prostu się nie ruszaj i czekaj - To
wszystko co powiedział.
- Ok... - odpowiedziałem nerwowo.
Jason uśmiechnął się i cofnął swoje
ramię.
Whoa czekaj... co on wyprawia?
Jego prawa ręka zamieniła się w pięść.
Oh, teraz już wiem.
Następnie
jego ręka leciała w moją stronę wymierzając we mnie cios.
Nie chcę tego!
Jego pięść zderzyła się z moim ramieniem,
ale to nie było tak silne. Wywołało tylko lekki ból w tym miejscu. Dźwięk,
który wydobył się z moich ust nie mógł się zdecydować czy miał być to śmiech
czy jęknięcie.
Głównie śmiałem się z odczucia, jakie mi
to dało.
Jego uderzenie było jak cios, który
wymierzasz przyjaciołom, kiedy żartują lub się z tobą wygłupiają. Jak
uderzenia, które zadaję Chazowi i Ryanowi, kiedy głupio się zachowują.
- Ow. Nie sądziłem, że to zabawa -
oznajmiłem, trzymając się za ramię, by zmniejszyć lekki, mrowiący ból.
Jason tylko się uśmiechnął i powrócił do
swojej wygodnej pozycji.
- Myślałem, że to zabawa. Ranienie ciebie
jest dla mnie zabawą - powiedział z łatwością.
Jednak nie podobało mi się to, co
usłyszałem. Jak ranienie kogoś mogło być zabawą?
Wiem, że jeśli twój przyjaciel będzie
miał mały wypadek jest to zabawne, ale jeśli to ty ich ranisz, jest to po
prostu smutne.
- Mówiąc zabawa miałem na myśli coś, co
sprawi radość nam obu - powiedziałem, upominając go.
Jason usiadł wygodnie, ciesząc się moim
narzekaniem.
- Cóż, śmiałeś się, więc zakładam, że się
dobrze bawiłeś.
- Ale ja to zawsze robię. To płacz ze
śmiechem w tym samym czasie, nie mogę nic na to poradzić.
Jason
wydał chichot.
- Cokolwiek.
Mój smutek wzrósł przez jego lekceważące
słowa.
Naprawdę chcę teraz rewanżu, ale nie
chciałem robić czegoś
hardkorowego.
Cóż, skoro on uważa, że zabawa jest
wtedy, kiedy pierwsza osoba się tym cieszy, w takim razie będę miał ‘zabawę'.
Pamiętając o żarcie ‘Mam twój nos',
powoli przesunąłem ręką przed twarzą Jasona, pozwalając mojej dłoni ostrożnie
chwycić jego nos, by go ‘ukraść'
Wytrzeszczył
oczy, gdy tylko
poczuł jak moja ręka dotyka jego cennego nosa.
Kiedy podskoczył, cofnąłem swoją rękę,
trzymając ją zaciśniętą w pięść, by pokazać mu, że mam jego nos. Jason patrzył
na moją pięść, a następnie na twarz, pokazując, że był wkurzony.
- Hej?! Co myślisz, że robisz?! - Jason
krzyknął na mnie, przygotowując się do rzucenia się na mnie.
Uśmiechnąłem się i trzymałem dłoń blisko
siebie, żeby nie mógł się do niej dostać.
- Oh, nic. Po prostu pomyślałem, że
powinienem zabrać twój nos. - Trzymałem rękę w górze. - Cóż, chcesz go z
powrotem? - zapytałem, uśmiechając się.
Pokazał swoje zaciśnięte zęby i
zmarszczył brwi, posyłając mi złośliwe spojrzenie.
- Oczywiście, że chcę go z powrotem! A
teraz go oddawaj! - Wyciągnął dłoń po swój nos.
Opuściłem dłoń.
- Hmmm... No nie wiem. Czy naprawdę
zasługujesz na swój nos?
- Duh! Oddawaj go! - krzyknął z irytacją.
- Ale Jason, to byłoby nudne, gdybym ci
go oddał. Myślę, że najpierw powinniśmy się trochę pobawić - zagruchałem
dziecinnie, by rozdrażnić go jeszcze bardziej.
- Nie ma mowy! - Wyciągnął ramię, by
dosięgnąć mojej ręki.
Zszedłem z kanapy i stałem tam, używając
mojej wolnej ręki wskazałem na niego palcem.
-Ah, buh buh buh... - Uciszyłem go. - Nie
tak szybko, mój drogi Jasonie. Złapanie nie rozwiąże twoich problemów -
oznajmiłem moim głupim brytyjskim akcentem, przez co zaśmiałem się z siebie.
Jason nie uważał tego za zabawne. Myślę,
że właśnie jeszcze bardziej go wkurzyłem.
No dobrze.
Jason głośno jęknął, wstając by mnie
dorwać.
-
Schwytanie ciebie rozwiąże każdy problem!- krzyknął,
kiedy miał już chwytać moją koszulkę, ale ja na czas złapałem jego rękę moją
wolną dłonią.
Jego twarz wypełnił szok, kiedy
zorientował się, że złapałem jego rękę.
-C-C... Co...? - Jason jąkał się,
utrzymując wzrok na naszych złączonych dłoniach.
Uśmiechnąłem się z wdzięcznością i
podskoczyłem w dziewczęcy sposób.
- Aww, Jason! Nie wiedziałem, że to do
mnie czujesz! (nie mogłam tego ująć jakoś po polsku xd) - zapiszczałem i
ścisnąłem jego rękę, tylko po to, by mu dołożyć.
Widzicie, ja też mogę grać!
Jason podniósł na mnie wzrok, zdezorientowany,
dopóki nie przyswoił moich kapitalnych umiejętności aktorskich.
Wyrwał swoją rękę i trzymał ją z dala od
siebie, jakby była jakaś
obrzydliwa.
- Ja uh... Ja nie... uh jak ty... um uh,
nienawidzę cię - wyjąkał, kiedy nie mógł zdecydować się na co patrzeć; jego
rękę, moją rękę czy moją twarz.
Tak, był zdecydowanie zmieszany moim
graniem
To
naprawdę odwróciło jego uwagę od tematu.
Powinienem częściej grać.
Jason zaczął wycierać w koszulkę rękę,
którą trzymałem, jakby był na niej jakiś trwały znak.
- Z-Zostałem... zarażony... gejostwem!
Muszę... to... zmyć! - zaczął pocierać całą rękę materiałem swojej koszulki;
plując na nią, a następnie wycierając.
Eww... Nie dotknę ponownie jego dłoni
dopóki nie umyje jej mydłem... i odkażaczem do rąk.
Kiedy przyglądałem się jemu czyszczącemu
swoją rękę, cofnąłem się o kilka kroków, by mieć trochę przestrzeni, by uciec,
kiedy Jason skończy. Cóż, może już zapomniał. Mógł zapomnieć, że zabrałem jego
rękę, skoro wydaje się bardziej skupiony na swojej skażonej ręce.
Jakieś 5 minut później, opierałem się o
drewnianą framugę drzwi do salonu, patrząc na Jasona czyszczącego swoją rękę...
nadal!
Stał tam plując i wycierając swoją
zakażoną dłoń.
Coś we mnie pękło, przez co na niego krzyknąłem,
- Po prostu idź do łazienki i umyj swoją
rękę na miłość boską! - Byłem zirytowany.
Jason podniósł na mnie wzrok, posyłając
mi srogie spojrzenie, kiedy do mnie podszedł.
- Dobra, zrobię to. Jezu... - wymamrotał
ostatnią część, kiedy mnie minął.
Zadrwiłem, patrząc jak idzie do łazienki.
- Upewnij się, że się odkaziłeś -
krzyknąłem do niego z miejsca, w którym stałem.
- Uh... Nie ma tutaj odkażacza! -
odkrzyknął z łazienki.
- Ok, cóż, po prostu dobrze wyczyść ręce!
- Dobra! A teraz się zamknij!
- Ok!
Dźwięk lejącej się wody ucichł, co
oznaczało, że Jason skończył.
Wyszedł z łazienki, wycierając jego
mokre, czyste ręce w koszulkę i jeansy.
Nie skupiał się nawet na tym, gdzie
idzie, więc nagle stanął i rozejrzał się dookoła.
- Użyłeś mydła? - zapytałem, uśmiechając
się do niego.
Jego głowa wystrzeliła w górę, kiedy
usłyszał mój głos.
- Tak. Teraz moje ręce pachną jak... -
Podniósł ręce do góry, by je powąchać. - Uh... lawenda i wanilia... tak sądzę?
- powiedział, podchodząc do mnie.
Uśmiechnąłem się do niego, kiedy zdałem
sobie sprawę co właśnie zrobił.
Jason podniósł brew w zdezorientowaniu.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? -
zapytał.
Potrząsnąłem głową na jego zmieszanie.
- Właśnie coś odkryłeś.
- Ooh! Co odkryłem? - zapytał
podekscytowany.
- To nic nowego, ale łap wskazówkę.
Powąchałeś swoje ręce - Mój uśmieszek wzrósł, gdy patrzyłem na myślącego
Jasona.
Wzruszył ramionami.
- Hmm, nie wiem.
Cicho zaśmiałem się z jego głupoty.
- Ok, kolejna podpowiedź. Wącha się... -
Wskazałem na Jasona, żeby dokończył moją wypowiedź.
- Uh... nosem? - odpowiedział, nie
wiedząc, czy to prawidłowa odpowiedź.
- Doskonale! - Szeroko się do niego
uśmiechnąłem i czekałem aż zorientuje się, że tak naprawdę nie zabrałem jego
nosa.
- Uh, wciąż nie rozumiem - odpowiedział.
Westchnąłem i uniosłem palec do jego
twarzy, delikatnie dotykając czubka jego nosa.
- Tutaj, masz swój nos z powrotem... -
powiedziałem nudno.
Uśmiech pojawił się na jego ustach, kiedy
usłyszał moje słowa.
Wziął swoją rękę, by potrzeć się po nosie
dla pewności, że naprawdę tam jest.
- Ah, tak! Teraz nie muszę cię zranić -
powiedział i zrobił zeza, żeby spojrzeć na swój nos, co było zabawne.
Ale, wiesz, moja zabawa nie była
skończona.
Popatrzyłem w dal korytarza, by spojrzeć na schody.
Jeśli ponownie ‘zabiorę' nos Jasona, mogę
zorganizować wyścig po niego.
Ponownie spojrzałem na Jasona, który
wciąż podziwiał swój nos, i wskazałem na jego nos z udawanym zdziwieniem.
- O nie, Jason, masz coś na nosie -
powiedziałem z udawanym strachem.
- Co! Co to jest?! - Zwariował. - Zdejmij
to!
- Ok, ok. Zdejmę...
Powoli przysunąłem rękę do jego nosa i
uszczypnąłem go, następnie zdejmując z niego moje ręce, by udać, że go
zabrałem.
- Hej! - Jason krzyknął na mnie.
- Mam twój nos - Potrząsnąłem w powietrzu
moją pięścią i pobiegłem korytarzem, zrywając boki ze śmiechu.
- Wracaj tutaj! Oddaj go! - krzyknął na
mnie, a po chwili usłyszałem za sobą jego kroki.
Kiedy byłem już blisko schodów ślizgnąłem się po drewnianej podłodze, by być gotowym do
wbiegnięcia po nich.
W tym czasie Jason prawie złapał mnie za
koszulkę, ale na czas wskoczyłem na schodek.
- Grr... Jak już cię dorwę, URWĘ ci
głowę! - krzyknął, trzymając się za mną.
-
Chciałbym zobaczyć jak próbujesz! - Przemierzyłem schody i wbiegłem do swojego
pokoju, odwracając się, żeby zamknąć Jasonowi drzwi przed nosem.
Stałem oparty o drzwi, oddychając szybko
przez strach i śmiech.
Klamka zaczęła ruszać się jak szalona,
podczas gdy Jason próbował dostać się do środka.
Zaczął uderzać w drzwi, by się otworzyły.
- Otwórz! Teraz! - krzyknął, uderzając i
kopiąc w moje drzwi.
- Nie! To zabawne, jak się włamujesz! - odkrzyknąłem, śmiejąc się, co mnie osłabiało.
Kilka sekund później nastała cisza. Jason
przestał walić w drzwi.
Głęboko odetchnąłem i odwróciłem się, by przyłożyć
do nich ucho. Jason wciąż mógł tam być.
- Jason, wiem że tam jesteś! -
krzyknąłem, napierając na drzwi, by się upewnić, że nie dostanie się do środka.
- Masz rację. - Usłyszałem jak mówi z
drugiej stron drzwi. Następnie zapukał do drzwi. Puk, puk. - Puk, puk. -
powiedział pukając.
- Kto tam? - zapytałem, stosując się do jego żartu.
Nic po tym nie powiedział. Tylko cisza.
- Kto tam? - jeszcze raz spytałem.
Nagle
drzwi od łazienki otworzyły się z zamachem.
- Jason! - Jason krzyknął, kiedy wszedł
do mojego pokoju z łazienki.
Odwróciłem się, by go zobaczyć, przez co
głośno krzyknąłem ze strachu.
Przekręciłem klamkę w drzwiach i szybko
je popchnąłem, wybiegając z pokoju, zanim Jason mógłby mnie złapać.
Ponieważ Jason jest w moim pokoju, ja wszedłem
do jego i zamknąłem drzwi.
Jego ciało wleciało w drzwi, by je
otworzyć, ale się nie udało.
- Justin! Po prostu mnie wpuść! Chcę mój
nos z powrotem! - krzyknął, uderzając pięścią w drzwi.
- Nie, zranisz mnie jeśli to zrobię! -
odkrzyknąłem, napierając na drzwi najmocniej jak potrafiłem.
- O to chodzi jełopie!
Właśnie wtedy usłyszałem delikatne kroki
dochodzące z głębi korytarza, zaraz przy tym pokoju.
Kto to mógł być?
- Dlaczego robicie taki hałas? - Spokojny
głos mamy odezwał się zza drzwi.
- Twój kradnący nosy syn
ukradł mój nos - Jason jej odpowiedział.
- Nie chcę dwóch nosów! Chciałem tylko
ukraść twój dla zabawy! - oznajmiłem, by poprawić jego uzasadnienie.
- Ale to nie jest zabawne!
- Ale twoją definicją zabawy było ‘zabawa
tylko dla pierwszej osoby', więc ha!
Jason jęknął i wymamrotał,
- Głupi Justin... - I oparł się o drzwi.
Popchnąłem
drzwi, by przewrócić go.
- Whoa! Hej! Za co to było?! - Jason
krzyknął na mnie.
Zanim mogłem odpowiedzieć, moja mama
przerwała.
- Ok, wy dwaj, przestańcie się wygłupiać.
Dlaczego nie pójdziecie pobiegać na zewnątrz?
- Nie wiem - Jason i ja odpowiedzieliśmy
w tym samym czasie.
- Pech! Wisisz mi colę! - krzyknąłem, delikatnie chichocząc.
- Cholera, nie! Nie zasługujesz na nią! -
Jason odkrzyknął.
- Ok, może masz rację, ale wiesz na co ty
zasługujesz? - zapytałem zaczepnie.
- Na co?
- Na porządne lanie!
- Zamknij się! - Jason krzyknął,
potrząsając klamką, by dostać się do środka.
- Hej! Hej! Chłopcy! - Mama krzyknęła na
nas. - Przestańcie się kłócić! Jeden z was na tym ucierpi!
Oboje z Jasonem zamilknęliśmy.
Następnie Jason przerwał błogą ciszę.
- Naprawdę chcę zranić twojego syna,
Pattie. Mam pozwolenie? - Jason zapytał jej.
Znowu zapadła cisza.
- Nie, Jason. Dlaczego o to pytasz? -
zapytała, prawdopodobnie zasmucona.
- Chciałem tylko wiedzieć...? - Jason
powiedział trochę tchórzliwie.
Mama westchnęła.
- Dobrze, oboje przestańcie robić co
właśnie robicie. Nie chcę, by któremuś z was stała się krzywda. Po prostu
zejdźcie na dół i pooglądajcie telewizję - zasugerowała.
- Ale mamo, - zacząłem. - Powiedziałaś,
że powinienem codziennie przez godzinę ćwiczyć na zewnątrz. Dlaczego chcesz,
abym oglądał telewizję? - zapytałem jej, chcąc odpowiedzi na jej chełpienie się
o ‘gimnastyce.’
- Oh, Justin, wiesz co miałam na myśli. -
Jej głos wyśpiewał. Wiedziałem, że nie chciała o tym rozmawiać.
- Nie, przepraszam, mamo. Właściwie to
nie wiem - powiedziałem, by przekazać jej, że
‘Naprawdę nie wiem.’
Mama westchnęła.
- Ok... To tylko to, że obaj jesteście
spokojni i cisi jak oglądacie telewizję. Ale to nie znaczy, że chcę, żeby wasza
dwójka przez cały dzień się obijała - wyjaśniła nam, co było prawdą.
- OK, rozumiem mamo. Dzięki... -
zrozumiałem.
- Dobrze, a teraz oddaj Jasonowi jego
nos... - powiedziała, współgrając, żeby Jason nie był wyróżniony.
- Jasne... ekhem, nie, ekhem... - udałem
zgodę.
Nastała cisza, ale mogłem usłyszeć jak
mama schodzi na dół.
Kiedy tam tak stałem, drzwi od łazienki
szeroko się otworzyły, odpychając mnie. Jason przeraźliwie pojawił się przede
mną, co wystraszyło mnie na śmierć.
- Cóż, daj mi mój nos - Jason zażądał,
wyciągając rękę.
Zmartwiony uśmiech pojawiał się na moich
ustach, kiedy spojrzałem na jego rękę, a potem z powrotem na Jasona.
Wystartowałem, uciekając od Jasona.
- Hej! PATTIE POWIEDZIAŁA, ŻE MASZ GO
ODDAĆ! - Jason krzyknął, kiedy znów zaczął mnie gonić.
Przebiegłem przez łazienkę do mojego
pokoju, a następnie na korytarz, wracając do pokoju Jasona.
Jason followed me anyway I went, which was a complete circle... over and
over again.
Cały czas krzyczał, a ja biegłem.
Kiedy zacząłem się męczyć, nie słyszałem
już Jasona biegnącego za mną, ale nie mogłem się zatrzymać, bo nie byłem tego
pewien. (zmień tu coś, bo to nie ma sensu). Nie miałem czasu, by się odwrócić.
Jeśli bym to zrobił, łatwo by mnie złapał. To byłoby jak samobójstwo.
Kiedy tylko wybiegłem z mojego pokoju…
BAM!
Moja głowa zderzyła się z czyjąś i
musiałem złapać się framugi.
Oh, to bolało jak cholera...
***
- Mamo! To bolało! Krwawię? Czy moja
głowa jest złamana?! - wariowałem, kiedy mama oglądała moje czoło.
- Kochanie, jest w porządku. To tylko guz
– odpowiedziała, lekko go dotykając.
- OW! Ranisz mnie! – jęknąłem, kuląc się przez ból.
- Przepraszam. Przyłóż sobie lód – podała
mi go owiniętego w papierowy ręcznik.
Ostrożnie go chwyciłem I przyłożyłem do
guza, przez co zadrżałem. Ale to było odświeżające (tego tu chyba nie
powinno być)
Cóż, zorientowałem się, że zderzyłem się
z Jasonem, kiedy próbował mnie podpuścić biegnąć od innej strony.
Teraz oboje jesteśmy pokrzywdzeni,
siedząc na kanapie z mamą i Ralphem, którzy do nas mówili.
Żałuję ‘zabrania' jego nosa.
- Jesteś pewna, że nie jest złamana? -
zapytałem jeszcze raz.
- Justin, jestem pewna. To tylko guz.
Przestań się martwić – powiedziała, kładąc dłoń na mojej nodze I potrząsając
nią.
- Okej, to po prostu boli – oznajmiłem i
posłałem jej uśmiech.
Odwzajemniła go przed wstaniem, żeby
wyjść.
- Czekaj! – zatrzymałem ją. – Możesz
pocałować guza, żeby przestało boleć? – zapytałem, czując się jak dzieciak.
Zachichotała.
- Oczywiście, kochanie – I zostawiła
wielkiego, czułego buziaka na moim czole.
Mój uśmiech wzrósł i poczułem się lepiej.
- Dzięki – powiedziałem, pokazując jej
mój wielki, wdzięczny uśmiech.
- Proszę bardzo – Spojrzała na Jasona. –
Jason, też chcesz buziaka? – zapytała troskliwym głosem.
Odwróciłem się do niego i zobaczyłem jego
zmieszanie i zażenowanie. Poważnie, jego policzki były czerwone.
- N-Nie… Buziaki są dla cipek… -
powiedział i spuścił wzrok na swoje kolana.
Ralph zaczął się śmiać, co wkurzyło
Jasona, ale nic nie powiedział
Uśmiechnąłem się do Jasona, gdy na mnie
spojrzał.
Wydawał się bardziej zawstydzony niż zły.
Ale dlaczego miałby się wstydzić?
Kiedy mama opuściła pokój, Ralph spojrzał
na nas i zapytał:
- Chłopcy, więc co dokładnie robiliście
wcześniej?
- Justin ukradł mój nos – Jason
wymamrotał i smutno spojrzał na Ralpha.
Ralph z niego zadrwił.
- Poważnie Jason?
- Tak…
Ralph zaczął się głośno śmiać, ale starał
się powstrzymać, żeby nie zasmucić Jasona.
Cóż, za późno.
- No co?! - Jason krzyknął na niego. -
Potrzebuję mojego nosa do ważnych czynności! To nie jest śmieszne!
Starałem się powstrzymać, ale nie
wytrzymałem i zaśmiałem się, więc Jason na mnie spojrzał.
Uśmiechając się, powiedziałem:
- Mówiąc ważne rzeczy masz na myśli dłubanie w nim? - zażartowałem.
- Nie! - Jason jęknął, zanim uderzył mnie
w ramie. Nie zabolało, więc tylko je potarłem.
- Hej! - Ralph dołączył do naszej kłótni.
- Nie rańcie się celowo.
Zatrzymałem swój uśmieszek i zmierzyłem
Ralpha wzrokiem, czekając aż się odwróci.
- Nawet nie odzyskałem swojego nosa... -
Jason wymamrotał smutnym głosem. Ralph spojrzał na niego, dając mi szansę na
rewanż.
- Tutaj, możesz go mieć... znowu! -
Uderzyłem go ręką w twarz, przez co podskoczył.
- Ow! Ty draniu! - Jason wściekle na mnie
krzyknął, zamierzając znów mnie uderzyć.
- Nie ma za co!
Wtedy Ralph zainterweniował.
- Hej! Hej! Wy obaj, przestańcie! -
krzyknął na nas, chwytając nas za ręce. - Przestańcie się bić. Nie rozumiem
dlaczego wciąż musicie walczyć. Czemu nie możecie się po prostu pogodzić?
Poczułem się winny, ale także zły, że
wpakowałem się w kłopoty.
- To wszystko wina Jasona - powiedziałem
cicho.
- Co?! Myślisz, że to wszystko moja
wina?! - Jason krzyknął na mnie.
- Słyszałeś, durniu...
- To nie jest moja pieprzona wina!
- Hej, uważaj na język. - Ralph trzymał
Jasona za rękę, by go uspokoić. - A teraz się uspokój. To nie jest niczyja
wina.
Jason westchnął i położył się na kanapie,
by się zrelaksować. Zamknął też oczy.
- To wina Justina - powiedział spokojnie.
Jason westchnął I spowrotem położył się
na kanapie, by się zrelaksować. Zamknął również oczy.
- To wina Justina – powiedział spokojnie.
Pokręciłem głową pomimo tego, że i tak
tego nie widział.
- Nie, to twoja wina – powiedziałem,
również spokojnie.
Jason otworzył oczy i spojrzał na Ralpha.
- Dlaczego wszyscy zwalają wszystko na
mnie? – jęknął, brzmiał, jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Nie zwalamy tego na Ciebie – powiedział
Ralph, patrząc na Jasona.
- Cóż, Justin to robi.
- Bo taka jest prawda… - powiedziałem pod
nosem.
Jason spojrzał na mnie. Kiedy na niego
patrzyłem, mogłem zobaczyć winę w jego oczach.
Zaczął drapać sie po karku, był
zdenerwowany.
- Właściwie to… chyba zaczynałem się do
ciebie przyzwyczajać, ale teraz zdałem sobie sprawę, że jesteś dupkiem. Muszę
być ostrożny – posłał mi złowrogie spojrzenie.
- Oh, stary.. – powiedziałem zawiedziony.
Byłem tak blisko!
- Jestem idiotą – powiedział po cichu Jason.
- Nie jesteś idiotą, Jason – powiedział
Ralph.
Jason odetchnął i odprężył się w swoim
siedzeniu.
Nastała cisza.
- Uh, Justin? – zawołał Ralph.
Spojrzałem na niego.
-
Wiesz jakie masz
lekcje w tym semestrze?
Skinąłem głową.
- Tak, ale zapomniałem. Kartka wisi na
lodówce, jeśli chcesz ją przeczytać – powiedziałem mu, patrząc na kuchnię.
- Dziekuję – powiedział, zanim wstał i
wyszedł.
Kiedy opuścił pokój, zacząłem rozmowę z
Jasonem.
- Hej Jason, myślałem, że może.. mógłbym
przeprosić mamę? – spytałem.
Odwrócił głowę, by spojrzeć na mnie,
wyglądał na przestraszonego i zaskoczonego moim pytaniem.
- Co? Dlaczego miałbyś ją przepraszać? To
zniszczy cały plan! – powiedział wkurzony.
- Zdałem sobie sprawę, że wciąż jej
p-poptrzebuję. Musze ją przeprosić.
- Nie, nie musisz!
- Muszę! Po tym wszystkim ona wciąż się
mną zajmuję! Zżera mnie poczucie winy!
- Więc?
- Więc, czuję się okropnie. Za bardzo ją
kocham, by jej nie przeprosić za każdym razem, kiedy zrobię coś złego. Nie chcę
już brać udziału w twoim planie. Zostajesz z nim sam. – podniosłem rękę I
odgoniłem go.
Jason westchnął I pokręcił głową.
- Dobra, dobra! Możesz odejść, ALE!
- Ale?
Nagle chwacił moje ramię i ścisnął je
mocno, co wywołał ból, który przeszedł wzdłuż mojej ręki. Ciche jęknięcie wydostało
się z moich ust, kiedy wyrwałem moje ramie z jego uścisku, by zatrzymać ból.
Wydąłem wargi, patrząc na niego, by pokazać, jak przykro mi jest.
Jason popatrzył na mnie i pokazał swoje
zęby.
- Ale, nie możesz powiedzieć Pattie o tym
planie.
- Dlaczego? – zapytałem, zaczynając się
denerwować.
- Bo będę miał kłopoty i ty też.
- Dlaczego ja miałbym je mieć?
- Za każdym razem, kiedy coś o mnie
powiesz zostaniesz ukarany. Dosłownie, zabiję cię – zagroził głębokim głosem.
Uśmiechnąłem się, kiedy powiedział
‘dosłownie’.
- To się nie stanie.
Wtedy poczułem ostry ból w mojej głowie. Jason
przycisnął swoje paznokcie do mojej głowy, by rozszarpać ją pazurami.
-
Ał! Przestań! –
jęknąłem, uderzając go w ramię.
- Następnym razem słuchaj tego, co mówię.
Nie wiesz na co mnie stać – użył swojej dłoni, by złożyć z niej broń i wskazał
na mnie, udając, że strzela. - Pif! Paf!
- N-nie.. nie masz prawdziwej broni… -
jąkałem się przestraszony, mając nadzieję, że to nie prawda.
Jason zadrwił.
- Tak, nie mam. Mam bronieE, nożE…bombY!
– podkreślił ostatni litery każdego słowa.
- C-co?
- Tak.
Przełknąłem strach, kiedy pomyślałem o
bolesnych sposobach, jakimi mógłby mnie zabić.
Siedząc tam zamarłem, bałem się Jasona,
który szeptał do mojego ucha, co wywołało dreszcze na moim ciele.
- Jedna. Małe. Słówko… a dopadnę cię.
Zamknąłem oczy i potrzasnąłem głową.
Wtedy Ralph wszedł do pokoju, trzymający
karki z informacjami o półroczu szkolnym. Usiadł na swoim fotelu i zaczął
czytać.
- Geografia, fizyka, matematyka i
plastyka. Hmm, fajny plan – Ralph uśmiechnął się do mnie.
Sfałszowałem uśmiech I przytaknąłem
głową.
- Tak, powinno być łatwo. Więc dlaczego
chciałeś zobaczyć mój plan?
Spojrzał na Jasona.
-
Cóż, to również
lekcje Jasona.
- CO?! – krzyknęliśmy oboje.
- Tak, już zapisałem Jasona i musi mieć
takie same lekcje, jak ty. Będziecie partnerami.
- NIE! – krzyknęliśmy ponownie.
- Spójrz, to nowa szkoła I nowe
możliwości, więc Jason będzie musiał nauczyć się od Ciebie I twoich przyjaciół,
jak zachowywać się w szkole – wyjaśnił Ralph.
- Oh, ok. Nie przeszkadza mi to –
powiedziałem, co było kłamstwem. Po prostu nie chciałem kontunować tej rozmowy.
- Dobrze, teraz muszę tylko wiedzieć,
kiedy zaczyna się szkoła – powiedział, patrząc na mnie z uśmiechem.
- Uh… właściwie, to jutro – odpowiedziałem,
co wywołało szok u niego i Jasona.
- Co się stało?
- Um, musimy kupić przybory szkolne dla
Jasona… - Ralph posłał mi kłopotliwy uśmiech i spojrzał na Jasona.
- Nie! Krzyknął Jason. – Po co mi one? I
tak nie będę ich używał! – skrzyżował ramiona i zgarbił się.
- Lepiej, żeby Pan nie zawalił żadnego
przedmiotu – Ralph wskazał na Jasona, ostrzegając do.
- Nie obchodzi mnie to…
- Ale mnie tak. Zawal jakiś przedmiot a
wyślę cię do szkoły letniej.
Jason warknął głośno, co przypominało
bardziej ryk.
Wow, problemy z agresją.
- Przygotujcie się. Pójdziemy szybko do
„Staples” – powiedział Ralph, wstając.
- Nie chcę iść!- jęknął Jason i zaczął
drapać kanapę w złości.
- Nie musisz, ale ja wybiorę ci plecak,
który będzie różowy i będzie na nim zdjęcie Barbie albo Hello Kitty –
uśmiechnął się szeroko Ralph.
Uśmiechnąłem się i spojrzałem na Jasona.
- Tak, pomogę mu wybrać. Może jeszcze
różowy, świecący piórnik i, może różowe okładki na zeszyty, by pasowały! –
dokuczałem mu, smiejąc się razem z Ralphem, kiedy przybiliśmy sobie piątkę.
- DOBRA! PÓJDĘ! Boże… - poddał się.
***
-
Zamawiam siedzenie
w wózku! – krzyknął Jason, kiedy weszliśmy do środka budynku.
-
- Nie, nie bierzemy
wózka. Możesz ponieść swoje przybory – powiedział Ralph.
-
Ale ja jestem za
leniwy, by chodzić i nosić te rzeczy! – jęknął Jason, garbiąc się.
Zauważyłem koszyki przy wejściu.
Chwytając jeden, powiedziałem
- Hej, może weźmiemy koszyk? – pokazałem
im przedmiot.
Uśmiech od razu pojawił się na twarzy
Jasona.
Spojrzał na koszyk.
- Możesz mnie w nim nieść? – zapytał
wesoło, mając nadzieję na pozytywną odpowiedź.
Zaśmiałem się.
- Nie, masz dwie nogi i możesz ich używać
– uderzyłem nogi Jasona plastikowym koszykiem dla zabawy.
- Ale ja nie jestem ciężki. Ważę tylko 50
kilogramów - wyjaśnił Jason, mając nadzieję, że mnie przekona.
- Wiem. Mamy te same ciała, geniuszu, co
mnie przeraża…- powiedziałem mu.
- Wiem, głupku – odpowiedział.
Kiedy chodziliśmy po sklepie, biorąc
przedmioty potrzebne do szkoły, Jason zwrócił uwagę na pisaki i kredki.
Widziałem jak biegnie wzdłuż alejki i
patrzy na wszystkie paczki z kredkami.
Szablony nie były zbyt interesujące. I
dlaczego chłopak taki, jak Jason jest zainteresowany kredkami?
Nieważne, przynajmniej się czymś
interesuje.
- Ok, Jason. Weź jedną paczkę i
wychodzimy – powiedział Ralph, podchodząc do Jasona.
Jason spojrzał na niego, jak na wariata.
- Ralph, ja nie chcę tylko jednej paczki,
chcę tą urozmaiconą – chwycił opakowanie i pokazał nam je. - Tutaj jest 48
kredek. To jest to, o czym mówię. – powiedział szczęśliwy i wrzucił paczkę do
koszyka.
- Do czego ci tyle? I tak nie będziesz
nic robił w szkole.
- Hej, nie podsuwaj mu pomysłów –
powiedział Ralph.
- Mylicie się – odezwał się Jason. – Będę
ich używał.
Ralph spojrzał na opakowanie w koszyku, a
później na Jasona.
- Cóż, chyba możesz to wziąć. Jeśli cię
to uszczęśliwia to, to weźmiemy.
- W końcu zrobiłeś coś, czego chcę –
powiedział Jason zanim odszedł, by obejrzeć pisaki.
Było mi żal Ralpha, ponieważ Jason mu
nawet nie podziękował. Jason musi naprawdę go nienawidzić.
Jason skanował półkę, na której leżało
pełno opakowań z pisakami.
Kiedy znalazł odpowiednie, wrzucił je do
plecaka. Ralph i ja spojrzeliśmy w dół na pisaki.
- 24 pisaki? – spytałem, zaskoczony.
-Co będziesz robił z 24 pisakami? – zapytał
Jasona Ralph, patrząc w górę, by zobaczyć, gdzie jest chłopak.
Jason odwrócił się z cwanym uśmieszkiem
na twarzy.
- To chyba oczywiste, będę nimi kolorował
obrazki. Co innego można robić z pisakami? – zapytał zanim odwrócił się, by
zobaczyć co leży na innych półkach.
Jason zaczął wypełniać koszyk
opakowaniami z ołówkami, gumkami i temperówkami.
Na
plastyce, wszystko to mamy zapewnione, więc on nie potrzebuje tych rzeczy.
Zanim spojrzeliśmy na jego przybory
szkolne, Ralph zatrzymał Jasona.
- Uh, Jason skoro masz tyle rzeczy do
rysowania, to może weź jeszcze blok rysunkowy?
Jason odwrócił się i pokazał nam uśmiech.
- To świetny pomysł! Zaraz wrócę! –
odbiegł od nas, by znaleźć jakiś zeszyt lub blok.
Kiedy od nas odszedł, spojrzałem na
Ralpha.
- Dziękuję za kupienie tego wszystkiego
Jasonowi. Wiem, że naprawdę to docenia – powiedziałem mu.
- Dlaczego dziękujesz mi za Jasona? –
zapytał zaniepokojony.
- Pomyślałem, ze chciałbyś, żeby ktoś ci
podziękował. Wygląda na to, że Jason tego nie zrobi, więc ja to zrobiłem.
Zasługujesz na podziękowania.
Jego jasne, zielono-szare oczy zaczęły
błyszczeć od nagłych łez.
- Dziękuję – powiedział po cichu.
- Nie ma za co – uśmiechnąłem się do
niego szeroko, wesoły, ponieważ uszczęśliwiłem Ralpha.
Teraz naprawdę chcę, żeby Jason I Ralph
zaczęli się znowu dogadywać. Patrzenie na smutnego Ralpha z powodu Jasona jest
naprawdę dobijające.
***
Kiedy Ralph
odwoził nas do domu swoją furgonetką, postanowiłem zadać trochę pytań na temat
życia Ralpha i Jasona.
- Więc, uh… skąd wy w ogóle jesteście?
Przeprowadziliście się do Stratford, ponieważ nie Widziałem was tam wcześniej?
– spytałem ich.
Jason był zdezorientowany moim pytaniem,
więc spojrzał na Ralpha.
- Cóż, Justin. My jesteśmy z poza Kanady…
- odpowiedział mi Ralph.
- Skąd dokładnie? Stany Zjednoczone?
– spytałem ponownie.
Jason spojrzał na mnie I zaczął mówić.
-
Um…w Ameryce chodzisz do szkoły, ale w Rosji szkoła przychodzi do ciebie –
wydawał się niepewny z tym, co właśnie powiedział.
- Uh… ok… więc jesteście z Rosji I byłeś
uczony w domu? – zapytałem, zdezorientowany.
- Dokładnie… - powiedział nerwowo Jason.
A później spojrzał na wsteczne lusterko samochodu. Kiedy zrobiłem to co on,
zobaczyłem Ralpha, który na niego patrzył, co sprawiło, ze Jason miał na twarzy
przestraszone i zdezorientowane spojrzenie.
Zacząłem być podejrzliwy co do tej
dwójki.
Jestem naprawdę zmieszany.
-
Więc jak długo
uczyłeś się w domu, Jason? – zapytałem.
-
Uh… um, cóż… całe
życie! Aż do teraz… - wyjąkał.
Wyglądało to, jakby wyrzucał z siebie
bezsensowne słowa, jakby opowiadał fałszywą historykę. Nie wiem, czy Jason i
Ralph tu wymyślają, czy mówią prawdę.
To by była naprawdę dziwna prawda.
Więc, Json całe życie uczył się w szkole
I mieszkał w Rosji. Później skończyli w małym miasteczku zwanym Stratford i
teraz są częścią mojej rodziny.
Wow, dużo tego.
Ale wszystko jest możliwe.
***
Wchodząc do kuchni, zauważyłem mamę myjącą
naczynia. Muszę porozmawiać z nią o Jasonie.
-
Mamo, widziałaś Jasona? Musze z nim pogadać – powiedziałem, rozglądając się po
kuchni.
- Chyba jest w swoim pokoju. Może
pójdziesz sprawdzić? – zapytała.
- Tak, pójdę. Dzięki – zacząłem
od niej odchodzić.
- Nie ma za co – usłyszałem za mną jej
czuły głos.
Uśmiechnąłem się i zacząłem wchodzić po
schodach.
Przeprosiłem mamę, kiedy wróciliśmy ze
sklepu za tą straszną rzecz, którą zrobiłem. Cieszę się, ze po tym wszystkim mi
wybaczyła. Dobrze, że już się pogodziliśmy, ponieważ kocham naszą więź;
mama-syn. Nie mógłbym bez niej żyć.
Kiedy podszedłem do drzwi od sypialni
Jasona, zapukałem w nie po cichu, żeby mu nie przeszkodzić.
Puk, puk, puk..
- Jason? Jason? – zawołałem szeptem.
Ale nie dostałem odpowiedzi. Tylko cisza.
- Jason? – zawołałem głośniej, ale wciąż
brak odpowiedzi.
Otworzyłbym drzwi, ale Jason ma zasady
dotyczące jego rzeczy, na przykład: jego pokoju.
Nie mogę tam wchodzić dopóki nie dostanę
pozwolenia. Więc zdecydowałem odejść od drzwi i pójść do mojego pokoju, by
odpocząć.
Kiedy otworzyłem drzwi, zimne powietrze
wpadło do pokoju przez co dreszcze przeszły przez moje ciało.
Szukałem pstryczka od światła, by
oświetlić mój pokój, ale zatrzymałem się, kiedy zauważyłem małe światło.
Biały blask przechodził przez szkło od
drzwi balkonowych, pozwalając mi zobaczyć pyłki krzu latającego po moim pokoju.
Zdałem sobie sprawę, że światło pochodzi od księżyca, podszedłem do szklanych
drzwi, by przyjrzeć się mu. Jeśli światło jest jasne, to księżyc musi być
jeszcze bardziej jaśniejszy.
Wtedy zauważyłem, jak coś rusza się obok
drewnianych foteli, które stały obok siebie. Moje serce zaczęło mocniej bić,
ponieważ bałem się tego, co mogło się tam znajdować. Nie wiem czy powinienem
tam iść, czy to odstraszyć albo po prostu to zostawić.
Cóż, chciałem lepiej przyjrzeć się
księżycowi, a chyba na zewnątrz nie ma niczego co mnie zje.
Kiedy odkluczyłem drzwi balkonowe,
popchnąłem i wyszedłem na zewnątrz po czym usłyszałem jak drewno skrzypie pod
moimi stopami oraz, jak ktoś zgniata jakiś papier.
Zamarłem i spojrzałem w stronę fotela,
nagle zauważyłem patrzące na mnie oczy.
O Mój Boże… to jest straszne.
Postać odwróciła się i warknęła, co
brzmiało znajomo.
Czekaj….
- Jason? – zawolałem postać.
- Odpierdol się… - odpowiedział oschle. Brzmiał
jakby był zmęczony.
Podszedłem po cichu do foteli, by nie
wiedział, że jestem blisko.
- Czekaj, Jason. Chcę z tobą pogadać.
- Fajnie. Zostaw mnie w spokoju –
Widziałem jak ukrywa to, co robił przed chwilą. Położyłem rękę na oparciu
pustego fotela, by spojrzeć co Jason robił.
Nogi Jasona były zgięte przed nim, tak by
mógł położyć na nich swój blok, by mógł rysować. Stół między krzesłami był
zagracony pisakami i ołówkami.
Więc, Jason siedzi tutaj I rysuje.
Interesujące…
- Więc, Jason co tu sam robisz? –
zapytałem go, na co podskoczył zaskoczony i przyłożył książkę do swojej klatki
piersiowej, bym nie mógł zobaczyć rysunku.
- N-nic… teraz wracaj do środka… -
rozkazał mi zmęczonym głosem. Wiedziałem, że odpoczywał tutaj.
Powinienem mu przeszkadzać?
Tak!
-
Nie, nie chcę mi
się. Wolałbym robić ‘nic’ z tobą – powiedziałem i usiadłem na pustym krześle
obok Jasona.
Uśmiechnąłem się, gdy na niego
spojrzałem. Spojrzał się na mnie przez ramie, co wskazywało na to, że był
zdenerwowany.
Wtedy się poddał, zirytowany moją
obecnością.
- Ok, czego chcesz?! - krzyknął na mnie.
- Po prostu chciałem z tobą pogadać, ale
widzę, że jesteś zajęty… robieniem ‘niczego’ – powiedziałem, wskazując na jego
blok.
Spojrzał na dół, na niego.
- Oh, ok – popatrzył na mnie.
- Kontynuuj to co robisz. Po prostu
chciałem przeprosić. To wszystko – stwierdziłem, drapiąc się po karku.
- Dobra… - powiedział Jason i odwrócił
swoje ciało, by na mnie spojrzeć i, żeby schować przede mną swój rysunek.
Patrzyłem, jak znowu zaczyna pracować nad
swoim dziełem.
-
Um, ok… - zacząłem.
– Cóż, chciałem przeprosić za to, że powiedziałem wcześniej, że to twoja wina.
Zdałem sobie sprawę, że to wszystko przeze mnie się stało. Przepraszam, że cię
oskarżyłem. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy – powiedziałem, posyłając
mu przepraszające spojrzenie.
Ale Jason nie trudził się, żeby na mnie
spojrzeć. Zatrzymał wzrok na kartce.
- Um, dzięki… chyba – powiedział,
koncertując się na jego rysunku. – Właściwie to nie wiem, dlaczego zawsze
wszystko jest moją winą. To boli mnie w środku, kiedy słyszę, że to moja wina.
Cieszę się, że mnie przeprosiłeś. To pewnie pierwszy raz kiedykolwiek ktoś to
zrobił – popatrzył na mnie ze smutnym spojrzeniem na jego bladej twarzy.
- To nie fair – powiedziałem spokojnie.
- Prawda… - powiedział Jason, a później
powrócił do rysowania.
- Więc… co rysujesz? - zapytałem, patrząc
jak jego lewa ręka pracuje.
- Nie rysuję, tylko gryzmolę –
powiedział, poprawiając mnie.
Zadrwiłem lekko.
- Co za różnica? – spytałem.
Spojrzał na mnie, jakbym miał wielkiego
pająka na twarzy; był zszokowany I zaskoczony.
- Co? Jak ty możesz nie widzieć różnicy? –
spytał mnie, jakby to ja był tym głupim.
- Nie wiem. To powiedz mi.
- Ok, cóż, rysowanie to sposób
przekazania talentu a gryzmolenie to tylko jakiś sposób na rozrywkę. Ja tylko
gryzmolę.
Uśmiechnąłem się, kiedy powrócił do
gryzmolenia.
- Więc, nigdy nie rysujesz?
Jason spojrzał na mnie ze smutkiem w
oczach.
- Nie, ja nie umiem rysować – westchnął,
patrząc na swoje gryzmoły.
- Jason, wszyscy umieją rysować. To
proste – powiedziałem mu, sprawiając, że mały uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Nie, ja naprawdę nie umiem. Wolę
gryzmolenie – przyznał, wciąż nie odrywając ręki od ołówka.
- Ok, a mogę zobaczyć twoje gryzmoły? –
zapytałem, wpatrując się w jego kartki.
- Chyba… - podał mi powoli blok.
Uśmiechnąłem się do niego zanim chwyciłem
przedmiot.
Kiedy otworzyłem blok, by zobaczyć jego
gryzmoły, rozszerzyłem oczy, by widzieć lepiej. Mój uśmiech powiększył się,
widząc jak dobre były jego gryzmoły.
Była tam nabazgrana wielka jaszczurka,
pewnie Godzilla, która niszczyła miasto na dole. Nie było dużo szczegółów,
przez co wychodziły z tego bazgroły, ale było słodkie. Wyglądało jak mały
obrazek z komiksu.
- Whoa, Jason. To naprawdę dobre –
spojrzałem jeszcze raz na kartkę. - Podoba mi się.
Widziałem, jak twarz Jasona rozjaśnia się
ze szczęścia i z uznania, kiedy usłyszał moją opinię.
- Naprawdę?
Skinąłem głową z uśmiechem.
- Oczywiście. Nie okłamałbym cię
– oddałem mu blok.
Wziaął go i uśmiechnął się, patrząc na
jego gryzmoły.
- Wow, dz-dziękuję – spojrzał na mnie
ponownie.
- Nie ma za co – uśmiechnąłem się.
Wtedy wpadłem na pomysł; pomysł, który
pokaże talent Jasona.
- Hej Jason. Możesz pokazać mi jak
wygląda rysunek i gryzmoły?
- Rysunek? Nie wiem… - powiedział, trochę
tym zawstydzony.
- Po prostu nagryzmol obrazek, a potem
dodaj szczegóły i jakieś efekty. Po prostu pokaż mi jak skończysz.
- Uh… dobrze…
Około 7 minut później Jason spojrzał na
mnie, kończąc swój rysunek.
- Ok, skończyłem, ale jest do kitu –
podał mi blok.
- Jason, rysunek nie może być do kitu.
Otworzyłem blok, by spojrzeć na obrazek.
Jason narysował tym razem motyla. Miał
chude, długie ciało i wielkie skrzydła. Były ciemno niebieskie z zielonymi
plamami. Ciało było żółte, czułka zrobił zakręcone i pokolorował je na
niebiesko. Było to kreatywne i zwariowane dzieło. To nie był nawet rysunek, to
była sztuka.
Uśmiechnąłem się i przewróciłem blok, by
pokazać rysunek Jasonowi.
- Więc, Jason nazwałbyś to rysunkiem? –
zapytałem go.
- Nie… - odpowiedział monotonnym głosem.
Zaśmiałem się.
- Zła odpowiedź. Ok, wyobraź sobie, że
jesteś jedyną osobą na ziemi. Tylko ty. I zobaczyłbyś ten obrazek. Nazwałbyś
to rysunkiem? Nie ma nikogo innego, by coś o nim powiedział. Jesteś tylko ty i
twoja opinia.
Jason milczał przez chwilę, a następnie
spojrzał na mnie i zaczął mówić.
- Powiedziałbym, że to rysunek – ale nie
uśmiechnął się, kiedy to powiedział.
Uśmiechnąłem się, pokazując zęby.
- No właśnie! Narysowałeś
rysunek! – krzyknąłem szczęśliwy I podałem mu blok.
Spojrzał na kartkę.
- Jak?
- Tylko artysta może zdecydować czy to
rysunek, a to właśnie jesteś ty – wskazałem na niego. Wyglądał na zdziwionego.
- Tak naprawdę też myślę, że to jest dzieło sztuki. Chciałbym mieć to na swojej
ścianie – skinąłem głową z aprobatą.
- Naprawdę?
- Tak. Einstein to powiedział, ”Jestem
wystarczająco twórczy, by móc swobodnie korzystać z wyobraźni”.
W końcu uśmiech Jasona pojawił się na
jego twarzy, pokazując jego zęby.
- Dziękuję, Justin. Nigdy wcześniej tak o
tym nie myślałem. Nawet nei wiem co powiedzieć! – przyznał szczęśliwy, śmiejąc
się wesoło.
-
Nie ma problem,
Jason. Zawsze tu będę, by ci pomóc – powiedziałem, posyłając mu uśmiech.
Uśmiechnął si do mnie, a później spojrzał
w górę; na księżyc.
Zrobiłem to co on, by również spojrzeć na
księżyc.
Była nów księżyca.
Mały kawałek po boku świecił się, kiedy
druga część była po prostu czarna.
I tak wyglądało to pięknie.
- Hej, Justin – zawołał cichy głos
Jasona.
Spojrzałem na niego.
- Tak?
- Możesz iść… możesz iść do mojego pokoju
po gumkę do mazania? – zapytał. – Leży na biurku.
- Pewnie, zaraz wrócę – wstałem i
odszedłem od Jasona, i foteli by wejść do pokoju chłopaka poprzez szklane
drzwi.
Chwyciłem klamkę i pociągnąłem za nią, by
otworzyć drzwi. Wszedłem do środka i podszedłem do biurka.
Wszystkie rzeczy, które kupiliśmy leżały
na ziemi, oczywiście oprócz przyborów do rysowania.
Zauważyłem białą gumkę do mazania na
biurku, więc wziąłem ją i poszedłem w stronę wyjścia.
- Ok Jason. Mam ją… huh? – podszedłem do foteli, ale Jasona tam nie było, jego rzeczy do rysowania również
zniknęły.
- Jason? – zawołałem jago imię i
rozejrzałem się. - Jason?!
Nie
mógł wejść do środka. Usłyszałbym go.
- Jason?! – podszedłem do drewnianej
barierki i spojrzałem w dół.
Mógł wyskoczyć.
Rozglądałem się uważnie, by zobaczyć
jakikolwiek ruch.
Wtedy moje oczy zauważyły ciemną sylwetkę,
skaczącą przez płot, by dostać się na drogę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Heyy!
Tak wiemy, rozdział miał być w weekend, ale cóż wyszło tak, że jest dzisiaj hah.
Myślę, że rozdziały pojawiałyby się szybciej, ale nie mamy żadnej motywacji do tłumaczenia ich, idk.
Obiecuję, że następne rozdziały będą szybciej.
Mówcie czy podoba wam się rozdział c:
Przepraszam za błędy.