Jason pokazuje uczucia.
Justin chce
powstrzymać Jasona.
Justin Bieber
Było około jedenastej w nocy.
Szykowałem się do łóżka, ponieważ to był długi dzień i jestem zmęczony. Natomiast Jason jest gdzieś,
prawdopodobnie szukając więcej jedzenia. Ostatnim razem gdy go widziałem był w
kuchni, znowu.
Musieliśmy mieć dzisiaj na kolację pizzę,
ponieważ jeszcze nie przywieźliśmy
i nie mieliśmy tutaj żadnego jedzenia. Zaczniemy
to robić kiedy ludzie od przeprowadzki przyniosą już
wszystkie nasze rzeczy. Więc zamówiliśmy cztery pudełka pizzy; trzy dla mnie,
jedno dla mamy i Ralpha i jedno dla Jasona, ponieważ jęczał, że umrze z głodu przez dzielenie się z
nami. Ale teraz
gdzieś przepadł.
Poszedłem w stronę swojego pokoju, by
przebrać się w jakieś wygodne spodnie od piżamy. Kiedy podszedłem do szafy z
jasnego drewna, zauważyłem inne drzwi w moim pokoju. To nie była szyba. To były
inne drewniane drzwi, jakby prowadziły do innego pokoju. Może to garderoba. Zignorowałem to i
zacząłem grzebać w szafie, szukając czegoś, co mógłbym założyć na noc. Wybrałem
parę luźnych czerwonych
spodni z małymi żółtymi i pomarańczowymi wzorkami. Kiedy się w nie wślizgnąłem,
zdecydowałem zostawić moją koszulkę, zamiast zmieniać ją na świeżą.
Następnie spojrzałem na drzwi, ciekawy co
kryje się za nimi, ale to prawdopodobnie tylko garderoba. Ostrożnie do nich
podszedłem, jakbym miał znaleźć tam kogoś martwego. Położyłem rękę na zimnej,
lśniącej gałce i lekko ją
przekręciłem. To były drzwi ,
które trzeba pchać. Przeważnie w garderobach drzwi się ciągnie. W każdym razie lekko je
popchnąłem, by się otworzyły, zaglądając do środka.
Kiedy tam spojrzałem, zauważyłem Jasona
stojącego tam i trzymającego w ręce maszynkę do golenia. Zmieszany, zawołałem
jego imię.
- Jason? - powiedziałem, by zwrócić jego
uwagę.
Cicho krzyknął i
odskoczył ode mnie, jako że go wystraszyłem, upuszczając golarkę. Usłyszałem
szczęk, jaki zrobiła, gdy upadła na podłogę.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu,
wyraźnie widząc, że to łazienka z wanno-kabiną, jednym dużym, długim blatem ze
zlewem, lustrem na ścianie i sedesem. To wyglądało trochę jak luksusowa toaleta.
- Za co to do cholery to było?!
Wystraszyłeś mnie! - Jason krzyknął wściekle, schylając się, by podnieść
żyletkę. Odwróciłem ku niemu głowę, widząc cały gniew goszczący na jego twarzy.
- I nie słyszałeś o pukaniu zanim wejdziesz do toalety? Pieprzony zboczeniec. -
kontynuował, przyglądając się brzytwie, którą właśnie podniósł.
Stałem się naprawdę zmieszany. Mam w pokoju drzwi prowadzące do łazienki i
Jason w niej jest? Co jest grane? To powinna być moja toaleta.
Zmarszczyłem brwi, ponieważ byłem na
niego trochę wkurzony.
- Więc dlaczego jesteś w MOJEJ łazience?
- zapytałem go, unosząc brwi, czekając na jego głupią odpowiedź.
Zadrwił i szeroko się uśmiechnął.
- Twoja łazienka? To MOJA łazienka. A
teraz wynocha! - wskazał na drzwi od
mojego pokoju.
- Ale to mój pokój i te drzwi
prowadzą do tej łazienki, więc ty się wynoś - pokazałem na drzwi od mojego
pokoju, by
pokazać mu, że moja sypialnia jest dokładnie za futryną za którą stałem.
Posłał mi zmieszane spojrzenie. Ha! Miałem
racje!
- Czekaj, masz na myśli, że to twój
pokój? - Ominął mnie i rzucił okiem na drzwi. - O cholera... -a wtedy podszedł
do drzwi na drugim końcu łazienki.
- W czym problem? - zapytałem, znudzony
jego sprzeczkami.
Otworzył drzwi naprzeciwko moich,
ukazując mi ścianę wytapetowaną na czerwono, przez co zorientowałem się, że to
również była sypialnia.
- To mój pokój... - Jason przemówił spokojnym głosem, patrząc na
mnie.
Moje usta otworzyły się w niedowierzeniu.
- C-Czekaj, to znaczy...
Jason dokończył moje zdanie.
- Dzielimy łazienkę...
Wpatrywaliśmy się w siebie, nie wierząc,
że to się dzieje.
- Kurwa! - Jason krzyknął, zaciskając
zęby ze złości. - To wszystko wina Ralpha!
- To nie zadziała... - powiedziałem do
siebie, patrząc na podłogę.
- Nie chcę dzielić z tobą łazienki! -
Jason wskazał na mnie, obracając się, by przejść się trochę po łazience.
- Jak myślisz, że ja się czuję? -
zapytałem go, też nie lubiąc tego pomysłu.
- Zamknij się! - Krzyknął i odkręcił
kurek, pozwalając wodzie wlecieć do umywalki. Włożył twarz pod zlew i pochlapał
swoją twarz wodą. - Nie mogę tak żyć! - jęknął, potrząsając głową, przez co
krople wody rozprysnęły się dookoła.
Zaczynał mnie drażnić swoim biadoleniem.
- Cóż, wielka szkoda! Żyj z tym! -
wykrzyknąłem, przez co zamarł.
Spojrzał do góry na mnie, wydając się
zszokowany, że mu odpyskowałem. Następnie zmarszczył brwi i się skrzywił.
O nie... Co ja narobiłem?
By odpędzić go od nowych myśli, zadałem
mu wymijające pytanie.
- Uh, więc dlaczego trzymasz maszynkę? -
zapytałem, mając nadzieję, że się tego uczepi.
Jason nagle zmienił wyraz twarzy na
zmartwiony, kiedy odwrócił wzrok na golarkę, oglądając ją.
- Cóż, uh, chciałem się nią ogolić. Co
innego mógłbym zrobić z golarką? - zapytał, wydając się czymś zdenerwowany. Może to jego pierwsze golenie.
Przez chwilę pomyślałem o ostrzu, jednak
golenie było jedynym, o czym pomyślałem.
- Cóż... Myślę, że golenie jest jedyną
rzeczą, jaką możesz zrobić... - oznajmiłem Jasonowi, wzruszając ramionami.
Wyglądał, jakby to przyniosło mu ulgę.
- Yep... - odetchnął, uspokajając swoje
nerwy.
Następnie patrzyliśmy się na siebie w
kompletnej ciszy, przez co zrobiło się niezręcznie.
Jason odwrócił się, by urwać kontakt
wzrokowy i zaczął nową rozmowę.
- Cóż, powinieneś już wyjść - powiedział
szybko, i nagle chwycił mnie za ramię i popchnął do swojego pokoju.
Pisnąłem przez niespodziewany ruch
Jasona. Wystraszył mnie na śmierć.
- Czekaj, mój pokój jest— przerwał mi,
wypychając mnie przez drzwi, zamykając je za moimi plecami.
Ostatnią rzeczą, jaką usłyszałem było kliknięcie
klamki, co oznaczało, że Jason właśnie zakluczył drzwi. Byłem teraz w ciemnym,
przerażającym pokoju Jasona .
Cóż, co powinienem teraz zrobić? Nie
utknąłem w jego pokoju, ale nie wiem co zrobić.
Światło w jego pokoju nie było włączone,
więc nie mogłem wiele zobaczyć. Myśl o Jasonie i jego pokoju w mojej głowie,
spowodowała, że zacząłem myśleć o tym jak o filmie pt. „Piła”. Jeśli
nie wydostanę się stąd wciągu minuty, zostanę pobity przez Jasona i możliwe, że umrę.
Zadrżałem przez nierealistyczną myśl i
przeszedłem przez jego pokój w stronę drzwi, by nacisnąć włącznik światła, który
był na ścianie obok futryny.
Lampa z
trzema żarówkami, która była
na środku sufitu, rozświetliła cały pokój, ukazując wszystkie czerwone i
pomysłowe wzory, pokrywające pokój Jasona. Wydawał się on bardzo wygodny i
bardzo wymyślny.
Rzuciłem okiem na rzeczy w jego pokoju.
Był taki jak mój, poza czerwonymi ścianami i pościelą, i on nie miał żadnych
plakatów na ścianach. Pokój Jasona był bardziej fantazyjny od mojego. Ale wydawał się trochę nudny
bez niczego w nim. Jason powinien mieć tu coś swojego.
Nie było tu ubrań, klamotów ani żadnych
dekoracji, które mógł mieć. Wszystkie rzeczy w jego pokoju były rzeczami, które
nie były nawet jego; wszystko było kupione. Jedyną rzeczą należącą do Jasona są
ciuchy, które teraz nosi i które nosił od jakichś... kto wie jak długo. Pięć
miesięcy?
Znudziłem się oglądaniem nijakiego pokoju
Jasona, więc zacząłem wychodzić, kierując się w stronę drzwi od jego sypialni,
które prowadziły na korytarz.
Jak już miałem wychodzić do swojego
pokoju, moje oczy znalazły mały, biały kawałek papieru na podłodze. Miałem to
zignorować, ale nie było więcej innych kawałków papieru w jego pokoju. Coś może
na nim być. Ciekawy ale ostrożny, pochyliłem się i powoli go podniosłem, czując
lekki niepokój i zmartwienie przez to, co może na nim być. Podniosłem go do
twarzy, by móc go przeczytać.
Nic nie było na przodzie, więc go
odwróciłem. Tam było coś napisane, więc to przeczytałem.
Co? Co to jest?!
Moje ciało natychmiast zrobiło się zimne.
Przeczytałem to dwa razy, by się upewnić. To nie może być prawda. Chciałbym
nigdy tego nie przeczytać. Nie mogłem w to nawet uwierzyć.
Odgoniłem się od moich irytujących myśli
i w panice zacząłem wybiegać z jego pokoju.
Proszę, nie rób tego, Jason...
Jason McCann
Rozebrałem
maszynkę, by wyjąć z niej żyletkę. Ponieważ nie mogłem rozbić mojego lustra, musiałem użyć
czegoś innego. Wyjąłem
tylko jedną; dość ostrą, szarą. Jednak nie będzie szara zbyt długo.
Odłożyłem żyletkę, kiedy
oglądałem złamany kawałek ostrza pomiędzy moim palcem wskazującym a kciukiem.
Diabelski uśmiech wkradł się na moje usta, podczas gdy patrzyłem i wyobrażałem
sobie, co może się stać, gdy z tym skończę.
Ok, zaczynamy. Byłem
zdenerwowany i przestraszony, ale chciałem to zrobić.
Odetchnąłem, nabierając trochę śmiałości,
by wykonać ten śmiertelny ruch. Przystawiłem ostrze do
mojego nadgarstka, przysuwając je bliżej skóry, prawie ją dotykając; by ją
przebić.
Nagle, drzwi od pokoju Justina otworzyły
się wraz z kimś krzyczącym "JASON!" w sposób, jakby mieli umrzeć.
Podskoczyłem z okrzykiem, wystraszony nagłym hałasem. Nawet złamane ostrze
wypadło z mojej ręki. Justin był tym, który wpadł do środka krzycząc i mnie
irytując. Znów zapomniał zapukać!
- Jason, co to jest?! - Justin zapytał
wściekle, przysuwając mały kawałek papieru przed moją twarz.
Strzepnąłem jego rękę, poirytowany.
- O czym ty mówisz?!
Znów podniósł to do mojej twarzy.
- O TYM! Co TO ma znaczyć?! - Odsunąłem
się od niego i przeczytałem mały kawałek papieru.
1.
Popełnić Samobójstwo.
O cholera...
Dowiedział się. Szkoda, że już tego nie
robię. Realizuję drugi plan.
- Nie wiem o czym mówisz - powiedziałem
do niego, odwracając wzrok i mając nadzieję, że zostawi mnie teraz w spokoju.
- Dlaczego chcesz popełnić samobójstwo?
Czy wiesz jak niebezpieczne to jest? - upomniał mnie, pokazując palec.
Zaskoczony, odwróciłem się, by na niego
spojrzeć, widząc jego rozczarowanie.
- Oczywiście, że wiem. To znaczy, że nie
będę ‘żyć’ - Uśmiechnąłem się do niego, żeby w końcu załapał co miałem
wcześniej na myśli.
Spojrzał na mnie z lekkim zmieszaniem,
ale następnie nareszcie zrozumiał. Jego oczy wypełniły się łzami. Mogłem
powiedzieć, że zaraz się popłacze.
- Dlaczego o tym żartujesz? To poważna
sprawa - Justin oznajmił, patrząc mi prosto w oczy.
Schyliłem się, by podnieść ostrze.
- Nie sądzę, że to tak poważnie i nie
planuję tego zrobić - Kiedy wstałem z ostrzem w ręku, łzy Justina zaczęły
opuszczać jego oczy.
- Więc o co chodzi z tą żyletką? Co masz
zamiar z nim zrobić? Golić się? Wątpię... - Justin otarł oczy ręką, pociągając
nosem. Nienawidzę widzieć go płaczącego. To takie gejowskie i dziecinne.
Westchnąłem, chcąc być teraz samym.
- Duh, co mogę zrobić ze złamanym
ostrzem, poza dźgnięciem cię? - zapytałem, szydząc z tego, jak zabawne to było.
Ponownie otarł łzy i następnie chwycił
się za nadgarstek, jakby go bolał, pozwalając kolejnym łzą spływać po jego
policzkach.
- T-Ty... ch-chciałeś... się pociąć...
prawda? - załkał w bólu; bólu dla mnie.
Odwróciłem od niego wzrok, ponieważ byłem
dotknięty jego emocjami i słowami. Nie odpowiedziałem, by nie zaczynać o tym
rozmowy. Nie chciałam z nim o tym rozmawiać. On by tylko narzekał . Odkrył, co
robiłem, czego nienawidziłem. Nienawidzę, gdy ludzie wiedzą, co zamierzam
zrobić. To psuje moment.
- T-ty chciałeś! Dlaczego?! Jak mogłeś?!
- krzyknął na mnie, zasmucając się jeszcze bardziej.
Westchnąłem i ponownie na niego
spojrzałem.
- Okej, po prostu chciałem wiedzieć jakie
to uczucie, ponieważ tak
właściwie nie wiem, co robić. - przyznałem, czując się pokonanym. I to była prawda; nie
wiem co robić.
Nie wiedziałem, jak się czułem i nie
wiedziałem którą opcję zrealizować. Jeśli bym się pociął, wywołałbym sobie ból.
Miejmy nadzieję, że to dałoby mi odpowiedź. Jeśli to boli, nie zrobię tego
ponownie, ale jeśli nie, w takim razie w porządku.
- C-co... masz na myśli? - Zaszlochał,
zatrzymując łzy. Już miałem mu powiedzieć o swoim innym wyborze, ale wtedy on
ponownie przemówił. - Nie, nie mów. Ludzie tną się, ponieważ mają depresję... a
ty nie masz depresji! Jesteś... jesteś... - jąkał się, starając się wymyślić
jakieś odpowiednie słowo, by mnie opisać.
Zadrwiłem z niego, wkurzając się na niego
za krzyczenie na mnie i upominanie.
- Jaki? Jaki jestem? Śmiało, powiedz to!
- wyzwałem go, czekając na okropne
słowa, które miał na opisanie mnie.
-Jesteś... jesteś po prostu GŁUPI! -
krzyknął, płacząc jeszcze bardziej. - Jesteś głupi i popieprzony w głowie!
Tylko idioci mogliby się pociąć tylko dlatego, że ‘chcą poczuć jakie to uczucie’!
Starałem się ci pomóc, będąc miłym, ale ty jesteś po prostu zbyt uparty, by mieć chociaż serce! Nic dziwnego, że Ralph miał
z tobą ciężki okres! Masz
jakieś problemy ze złością! Zmień się! – odetchnął - Ty... jesteś idiotą...
Po jego przemowie zapadła cisza.
Whoa...
Nie wiedziałem, że byłem tyloma rzeczami,
cóż, nikt wcześniej mi tego nie powiedział, ponieważ jeśli by to zrobili,
zabiłbym ich. To było dla mnie przykre. To nowość. Dziwny ból przejął moje
ciało, jako że jego słowa zostały w mojej głowie.
Nigdy przedtem nie słyszałem nikogo
oceniającego mnie, więc nigdy nie wiedziałem jaki byłem dla innych, ale Justin
właśnie opisał mnie całego, co było bardzo zadziwiające. Jednak zbytnio mi się
to nie spodobało. Nawet nie wiedziałem, że byłem tymi wszystkimi rzeczami.
Naprawdę jestem aż tak okrutny?
Przynajmniej to ułatwiło moją decyzję.
Patrzyłem się na Justina z fałszywym
uśmieszkiem, powoli się do niego zbliżając.
- Masz szczęście, że nie zamierzam
popełnić samobójstwa - złośliwie się uśmiechnąłem, chcąc poprawnie wykonać
interesy.
Justin zaczął się wycofywać, z powrotem
wchodząc do swojego pokoju.
- C-cięcie się... jednak może być
samobójstwem - Jego oczy wypełniły się strachem, wiedząc, że go zranię.
Rzuciłem się na niego, chwytając jego
ramię, zanim mógłby uciec. - Złośliwie się do niego uśmiechnąłem i wyszeptałem,
- To zależy jak tniesz - Zacząłem wciągać go do swojego pokoju.
Justin sapnął i zaczął się szarpać i
krzyczeć na mnie, gdyż byliśmy coraz bliżej mojego pokoju, nie chcąc wchodzić
do środka i otrzymać tego, co chciałem mu dać.
- Czekaj! Cofam wszystko co powiedziałem!
Nie miałem na myśli niczego z tych rzeczy! - Justin wykrzyczał, wystraszony
tym, co mogę mu zrobić.
- Oczywiście, że miałeś - Pociągnąłem i
popchnąłem go mocniej.
- Przepraszam! - znów wykrzyczał,
starając się wyrwać z mojego śmiertelnego uścisku. - Bardzo, bardzo
przepraszam!
Jak byliśmy już w moim pokoju, wepchnąłem
do niego Justina i popchnąłem go na ścianę moimi rękami owiniętymi na jego
szyi, wykorzystując wolną rękę do trzymania złamanego ostrza. Mogłem poczuć
jego szybki puls i przełykanie strachu, kiedy mocno przyciskałem go do ściany
moją prawą ręką. To było niedopuszczalne, ale znaczyło, że był przerażony.
Idealnie.
- J-Jason... co... t-ty.. r-robisz? -
wyjąkał, zaczynając drżeć, gdy mi się przyglądał.
Patrzyłem prosto w jego oczy z ostrzem
między palcami.
- Oh, nic. Po prostu coś, co chciałem
zrobić już dawno temu - złośliwie się uśmiechnąłem i przesunąłem ostro
zakończone ostrze przed jego twarz, by dać mu na nie widok.
Utrzymywał na nim wzrok, zaczynając produkować
więcej łez.
- Jason... proszę nie... - Zapiszczał, a
łzy zaczęły płynąć. Zostałem cicho, przysuwając ostrze bliżej jego gardła. -
Proszę... - Zaczął się szarpać.
- Hej, nie ruszaj się - rozkazałem,
stając na jego stopie i przypierając łokciem jedno z jego ramion z powrotem do
ściany. Przytknąłem czubek ostrza do
jego szyi; dokładnie na środku, gdzie
żadna kość nie będzie mi blokowała jego skóry.
- Jason... Proszę nie rób tego... Ja chcę
żyć... - wyjąkał swoje błaganie.
- Cóż, ja nie chcę żyć z tobą -
stwierdziłem, lekko drapiąc jego skórę ostrzem. Spojrzałem w jego oczy, a on w
moje. - Jakieś ostatnie słowa? - zapytałem, przygotowując się do przecięcia
jego gardła.
Przełknął ślinę i wysapał.
-Tak... Puść mnie! - Umieścił swoje
ramiona pod moimi i kładąc ręce na mojej klatce piersiowej, odepchnął mnie,
przez co poleciałem do tyłu z sapnięciem.
Tym razem udało mi się utrzymać na
nogach, ale Justin wciąż popychał mnie do tyłu, jako że chciał chwycić moje
lewe ramię i dłoń. Byłem zaskoczony, że mógł to ze mną zrobić. W końcu myślałem, że był przerażony.
Cóż, spójrz na niego teraz!
- Co do cholery robisz?! - krzyknąłem na
niego, odpychając go, by mnie puścił.
- Daj mi to ostrze! - wykrzyczał swoje
żądanie, cały czas łapiąc moje lewe ramię, by zabrać moją nową broń z dala ode
mnie.
- Nie! Jest moje! - upomniałem go,
walcząc.
- Nikt w tym domu nie umrze! Po prostu mi
je daj! - Justin krzyknął, wskakując na mnie i popychając mnie bliżej łóżka.
- Spierdalaj!
Kontynuowaliśmy krzyczenie i popychanie
siebie nawzajem. Nawet próbowałem dźgnąć go ostrzem w twarz, ale on był
wystarczająco silny, by odepchnąć moje ramię.
To do bani! Nie mogę go nawet zranić!
Wtedy Justin mocno uderzył mnie w brzuch,
odbierając mi dech w piersiach. Jęknąłem i upadłem na łóżko, powodując trzask
kręgosłup, co było świetnym uczuciem, tak przy okazji. I niespodziewanie,
Justin wskoczył na mnie, sprawiając jeszcze większy trzask mojego kręgosłupa,
co nie było przyjemne.
To zniszczyło miłe uczucie.
W zasadzie Justin usiadł na mnie
okrakiem, przytrzymując moje
ramiona na łóżku przez popychanie ich w dół nad moją głową, żeby moje ręce były
z dala od niego. To była bardzo, bardzo, bardzo, bardzo razy dziesięć niewygodna pozycja, a także
bardzo, bardzo, bardzo, bardzo razy tysiąc niezręczny, niewłaściwy
moment. On był ewidentnie gejem.
- Złaź ze mnie ty pedale! - krzyknąłem na
niego, szamotając się, by się wydostać, ale on był zbyt ciężki. Ha! On jest
teraz gruby!
- Nie, dopóki nie powiesz mi o tej sprawie
z samobójstwem, która właśnie miała miejsce - Położył swoje zgięte nogi
po moich obu stronach, wywołując mały ból w moich żebrach i łokciach. Zacząłem
inaczej oddychać.
- Poważnie, złaź! To gejowskie! To gejowski gwałt! - krzyknąłem, zaczynając
poruszać lewą ręką, by go dźgnąć. - Nienawidzę cię! - warknąłem, gniewnie na
niego patrząc.
- Nie! Znów próbujesz mnie dźgnąć! -
Justin zganił mnie, napierając na moje ramiona jeszcze mocniej.
- O to chodzi, jełopie! - Moja lewa ręka
zaczęła się unosić z całą moją siłą, przysuwając się coraz bliżej twarzy
Justina.
Justin zacisnął zęby, starając się użyć
swojej siły do strącenia mojego ramienia z powrotem w dół. Rozluźniłem swoje
prawe ramię, żebym mógł go oszukać. Jeśli będzie zrelaksowane, jakby było
słabe, nie będzie się nim przejmował.
Kilka sekund później Justin się poddał.
Użył obu rąk do przytrzymywania mojej lewej ręki. Oszukałem go!
Podniosłem swoje prawe ramię i chwyciłem
go za tył głowy, mocno ciągnąc go za włosy, żeby krzyknął, ale on wciąż mnie
przytrzymywał.
- Hej! Natychmiast mnie puść! -
krzyknąłem, ciągnąc mocniej, by go z siebie ściągnąć.
Mocno zacisnął oczy, by zignorować ból.
- N-Nie... Nie dopóki nie oddasz mi
ostrza i powiesz, dlaczego to robisz - Wtedy zaczął przyciskać swoje nogi
mocniej do moich boków, zaczynając mnie teraz sprawiając mi ból. Oddychanie
stało się trudniejsze.
Nie dostawałem wystarczająco tlenu, ale
jeszcze się nie poddałem. W zamian chwyciłem szyję Justina, próbując go powstrzymać, z nadzieją zabicia
go.
- J-Jason... odpuść... - Justin
zaskomlał, ciężej oddychając.
Potrząsnąłem głową, jęcząc.
- Najpierw ty mnie puść! - Zacząłem
ściskać mocniej, w zasadzie miażdżąc kości w jego szyi. Wyraz jego twarzy mówił
mi, że tego nie przetrwa.
Justin starał się oddychać,
ale nie wychodziło mu to zbyt dobrze. Jego czas już prawie się skończył.
Nagle, Justin ciężko wciągnął powietrze,
następnie upadając na mnie.
Eww! - Zapiszczałem i podskoczyłem, by
zepchnąć z siebie jego nieruchome ciało. Złapałem oddech i wstałem z łóżka, by
zobaczyć ciało Justina leżące na podłodze. - Nareszcie - Wyszeptałem,
otrzepując swoje boki od niewielkiego bólu, jaki Justin mi sprawił.
Poczułem
się szczęśliwy, kiedy stałem wolny.
Zapadła cisza.
Właściwie nie wiedziałem co teraz zrobić.
Mam tutaj ciało Justina i stoję tutaj, jakby nic się nie stało.
Spojrzałem w dół na niego, by go
sprawdzić.
- Uh... Justin... - Lekko potrząsnąłem jego ciałem moją stopą. - Justin... obudź się... - Ale on wciąż tam leżał.
Błądziłem wzrokiem po pokoju, szukając czegoś, co mogłoby go uratować. - O
nie... - powiedziałem spanikowany.
Justin nie żyje, tak jak chciałem, ale
nie czułem się z tym dobrze.
Co powinienem zrobić z jego ciałem? Nie
mogę go nigdzie ukryć. Rzuciłem ostrze na łóżko i upadłem na kolana, by być
bliżej jego ciała.
- Nie chciałem... - powiedziałem do
niego, co nie wydawało się prawdą. - Ja-Ja... Ja nie wiem...
Byłem zmieszany. Miałem dziwne uczucie w
brzuchu.
Dobra, wiem, że powiedziałem, że chcę go
zabić i tak dalej, ale gdy to się stało, nie poczułem się szczęśliwy. Byłem
smutny, winny, i jak powiedział, ignorancki. Oczywiście, że zabiłem wielu
ludzi, ale nawet ich nie znałem i zabiłem ich szybko przez zastrzelenie lub
wybuch bomby.
Ale tym razem użyłem swoich własnych rąk.
Udusiłem Justina. Nawet czasami mieliśmy jakąś więź. To sprawiło, że wszystko
było inne.
Westchnąłem.
- Tak bardzo przepraszam, Justin... Ja
nie chciałem... Ja... Ja byłem po prostu zły... - Moje oczy wypełniły się
nowymi ciepłymi łzami, rozmazując mi widok. - Co powinienem teraz zrobić? -
Pochyliłem głowę w dół, pozwalając kilku łzom upaść na moje kolana.
Nigdy taki nie jestem. Nikogo nie szanuję
i o nikogo się nie troszczę. Nawet nie płaczę. Byłem w tej chwili obrzydzony
samym sobą. Nie chciałem być ciotą.
Usłyszałem głosy Pattie i Ralpha, gdy
wchodzili po schodach. O cholera. Ralph mnie zabije, dosłownie, a Justina nie
będzie tu, by mnie ochronić.
Poczułem ból w szyi, gdy o tym myślałem.
Ralph może ponownie pozbawić mnie przytomności. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach,
myśląc o całym bólu, który otrzymam od niego i jego bolesnych kar.
Chciałem się stąd teraz wydostać. Nie
mogę tego więcej znosić!
Szybko nabrałem powietrze i je
wypuściłem, czując ciepło, gdy zacząłem panikować. Szybko wstałem i podbiegłem
do szklanej szyby prowadzącej na drewniany balkon, biegnąc do jego najbardziej
odległej części, by być najdalej jak to tylko możliwe. Biegłem i biegłem,
dopóki nie chwyciłem drewnianej poręczy, która pełniła rolę granicy balkonu, upewniając się, żeby nikt nie wypadł.
Chciałem się stąd wydostać. Chciałem
zniknął. Jęcząc, spuściłem głowę i zamknąłem oczy, pozwalając wydostać się
świeżym łzom i uderzyć w poniższy trawnik. Starałem się przestać, ale nie
mogłem. Byłem przestraszony i zdenerwowany tym, co może się ze mną stać.
Dając sobie chwilę ciszy w samotności,
delikatnie otarłem pozostałe łzy, które
zaczęły swędzieć. Nie chciałem by ktoś
później widział, że płakałem, więc najlepiej jak teraz wysuszę moją twarz.
Delikatnie łkając, kiedy rozejrzałem się
dookoła po spokojnym, ciemnym miejscu, zacząłem się trochę uspokajać. Był stąd
przyzwoity widok. Było tam tyle rzeczy do oglądania; drzewa, ludzie,
sąsiedztwo. To było dla mnie interesujące, ponieważ nie widywałem tego w Las
Vegas.
Przyjemny wiatr uderzył w moją twarz,
osuszając ślady po łzach na moich policzkach. To orzeźwiające uczucie. To tak,
jakby wiatr pomagał mojemu samopoczuciu.
Pewnego dnia chcę coś badać. Drzewa wokół naszej ulicy sprawiły, że
zacząłem myśleć o lesie, który mnie zaciekawił i sprawił, że byłem podekscytowany wszystkimi przygodami.
Poczułem się o wiele lepiej, gdy o tym
pomyślałem. To zabrało moje straszne myśli.
Pewnego dnia, kiedy będę miał doła, ucieknę. Ucieknę w głąb
lasu albo do pięknego oceanu i po prostu tam odpocznę, zapominając o wszystkich
złych wspomnieniach. Naprawdę chciałbym to zrobić.
Kiedy już się zrelaksowałem, oparłem się
o poręcz, czując się bezpieczniej przed Ralphem lub kimkolwiek innym. Po prostu chciałem, żeby
okazało się, że nie zabiłem Justina. Jasne,
że go nienawidzę, ale on jest w porządku będąc w okolicy. Jednak wciąż jest
ciotą. Ja nie jestem. Nadal muszę utrzymywać mój wizerunek bad boya. Nie
powinienem nawet płakać.
Zamknąłem oczy, myśląc o wszystkich
rzeczach, które zrobiłem źle. Może powinienem płakać. Może powinienem się
pociąć. Zasługuję na wykrwawienie
się w bólu. Ale nie byłem co do tego taki
pewien.
Westchnąłem, zmieszany tym, co powinienem
zrobić ze swoim nowym życiem i ludźmi mieszkającymi ze mną.
Za sobą usłyszałem delikatny chichot.
- Tęskniłeś za mną?
Odwróciłem się w szoku, mając nadzieję,
że ten chichot należał do chłopaka, którego nienawidziłem.
Gdy zobaczyłem mojego sobowtóra stojącego
tam z uśmiechem, natychmiast odczułem
ulgę, czując uśmiech na mojej twarzy.
- Justin! Ty żyjesz! - krzyknąłem
szczęśliwy. Czekaj. O czym ja mówię? - ... Miałem na myśli... oh... ty
żyjesz... - powiedziałem znudzony, żeby Justin niczego nie podejrzewał.
Dlaczego tak wybuchnąłem? W każdym razie
cieszyłem się, że żyje. Teraz nie będę miał kłopotów.
On szeroko się uśmiechnął i podszedł do
mnie, krzyżując ramiona, gdy stanął w miejscu.
- Cóż, zgaduję, że jednak masz serce - Justin powiedział rzeczowym
tonem.
Wpatrywałem się w niego, stając się nieco
poirytowany.
- Każdy ma serce. Tak żyjemy. I jak ty
jeszcze żyjesz? Nie jesteś szalonym zombi. Myślałem, że cię zabiłem! -
przeleciałem wzrokiem po jego ciele, by zobaczyć, jak mógł to przeżyć.
Zaśmiał się ze mnie, zanim wytłumaczył.
- Udałem to.
Szok wstrząsnął moim ciałem.
- Co? - Rozszerzyłem oczy. Zostałem
właśnie wkręcony?!
- Udałem to. Udałem, że umieram, żebyś nie mógł mnie naprawdę zabić.
I żeby zobaczyć twoją reakcję; bezcenne - zaśmiał się, uważając to za zabawne.
Moja złość na niego wzrosła, ponieważ żartował sobie ze mnie moimi uczuciami.
- Ja-Ja też po prostu udawałem...
Właściwie chciałem twojej śmierci... - jąkałem się, chcąc opanować sytuację.
- Naprawdę? - Justin zapytał udawanym
zaskoczonym tonem.
- Tak... naprawdę. Właśnie tak bardzo
cię nienawidzę - wyrzuciłem z siebie te
okrutne słowa, chcąc, aby uwierzył, że to co mówię jest prawdą.
- Teraz mnie nienawidzisz? - Justin udał
ponownie, próbując być zabawnym.
- Tak! - krzyknąłem na niego, wściekając
się jeszcze bardziej.
- Dlaczego? - zapytał, posyłając mi niewinne spojrzenie.
- Zamknij się... - Potrząsnąłem głową i
odwróciłem od niego wzrok.
- Nie, powiedz mi - wypalił, podchodząc
bliżej do mnie.
- Nie... - odmówiłem.
- Dlaczego? - zapytał ponownie.
- Ponieważ... - przerwałem, nie chcąc
tego powiedzieć.
- Ponieważ? - Justin zapytał sprytnie,
łącząc brwi, gdy zbliżał się do mnie coraz bardziej, robiąc wolne, małe
kroki.
Przez chwilę się nad tym zastanowiłem.
Dlaczego znów nienawidzę Justina? A tak.
- Ponieważ... cię nienawidzę... -
oznajmiłem dumnie. Kurwa, to nie ma żadnego sensu. Jestem takim idiotą.
- To nie ma sensu... - Justin stwierdził,
uśmiechając się.
Westchnąłem i odwróciłem od niego wzrok,
by spojrzeć na widok za mną; drzewa i sąsiedztwo.
- Cokolwiek. - dałem sobie z tym
spokój, chcąc, by mnie teraz zostawił samego.
Justin podszedł do mnie i stanął obok,
patrząc na mnie zamiast na piękny widok przed nami.
- Dobrze, czy możesz mi powiedzieć,
dlaczego chciałeś popełnić samobójstwo? Musiałeś mieć ku temu jakiś powód -
powiedział spokojnie, z lekką
desperacją.
Dałem mu prostą odpowiedź, unikając
kontaktu wzrokowego.
- Chciałem tego, ponieważ jestem głupi...
- Jak to mówiłem, mój głos
wypełniał się złością przy każdym słowie. Nie chciałem rozmawiać. To
takie głupie.
Nie chciałem przyznać się mu
dlaczego chciałem popełnić samobójstwo.
To dla mnie osobiste i nawet nie mogę mu zaufać, że zatrzyma to dla siebie.
Justin zamiast odpowiedzieć po prostu
patrzył na mnie w ciszy, więc ja też na niego spojrzałem.
- Co? - splunąłem, zirytowany nim.
Zmrużył oczy, jakby chciał dojrzeć coś
małego.
- Kłamiesz - w jakiś sposób się
zorientował. Dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa, ponieważ wiedziałem,
że to był prawda.
Odwróciłem się od niego, pochylając się
do przodu, chowając twarz pod moimi skrzyżowanymi ramionami na drewnianej poręczy.
Moje oczy się zaszkliły, kiedy pomyślałem o moich prawdziwych powodach.
Justin westchnął, przysuwając się bliżej
do mnie, kiedy zobaczył, że posmutniałem.
- Proszę, powiedz mi o prawdziwym
powodzie. Jeśli mi powiedz, możemy to naprawić - błagał.
Nie podobało mi się to co powiedział. To
było złe; bardzo złe!
- Nie możesz naprawić mojego powodu! -
wykrzyknąłem zasmucony. - Mój powód odszedł. Odszedł na zawsze i nigdy go nie
odzyskam! - Przetarłem oczy rękawem, kiedy nowe łzy zaczęły napływać do oczu.
Justin także ułożył głowę na swoich
skrzyżowanych rękach, sprawiając, że nasze łokcie się stykały. Nie starałem się
odsunąć. Moje powody były jedynym, o czym mogłem teraz myśleć.
-Cóż, czy i tak możesz podać mi swój
powód? - zapytał zmartwionym głosem.
- Nie... - Pociągnąłem nosem.
- Dlaczego nie? Możesz mi wszystko
powiedzieć. Obiecuję zatrzymać to dla siebie - Justin powiedział delikatnym
głosem, pokazując, że nie jest zagrożeniem.
- Jak mogę ci zaufać? - krzyknąłem,
zasmucając się jeszcze bardziej moim powodem.
Justin wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Po prostu możesz. Jestem
godzien zaufania i troskliwy, więc możesz. Wszystko czego chcę to pomóc tobie.
To nie jest złe - Justin oznajmił, posyłając mi pełne zrozumienia spojrzenie.
Myślałem o jego słowach, by odjąć
decyzję. Jakiś gniew rozprzestrzenił się po moim ciele, gdy zacząłem wkurzać
się na Justina za jego żałosne błagania.
Mocno zacisnąłem oczy, kiedy szybko
potrząsnąłem głową, chcąc, żeby wszystko odeszło.
-Nie! Nie zrozumiałbyś! - krzyknąłem, kilka
łez powoli wypłynęło z moich oczu.
Justin westchnął smutno, nie lubiąc mojej
reakcji.
- Spójrz, widzę, że to cię martwi, ale ja
naprawdę chcę wiedzieć, by móc ci pomóc. Nie chcę, żeby mój własny brat
przyrodni myślał o popełnieniu samobójstwa, kiedy w zasadzie mamy przed sobą
całe życie, aby spędzać razem czas i robić razem fajne rzeczy. Nie podobałoby ci się to? - Powiedział delikatnym
głosem. Zostałem cicho, jako że myślałem. Dodał, - Jeśli umrzesz nie będziemy
mogli robić żadnej z tych rzeczy - Posłał mi lekki uśmiech, mając nadzieję, że
mnie przekonał.
Wtedy się złamałem. Wstałem,
chwytając poręcz jedną ręką, górując nad Justinem. Spojrzał na mnie z
przerażeniem, jakbym miał go zranić.
- Jeśli byłbym martwy każdy byłby dużo szczęśliwszy,
ja byłbym bezpieczniejszy i... i... - Moje oczy zaczęły piec od łez, gdy mój
smutek zaczął się pokazywać. - I... Mógłbym... - nie mogłem kontynuować. Łzy
zaczęły wylatywać, wolno spływając po moich chłodnych policzkach.
To
było dla mnie za dużo do zniesienia.
Poczułem ból w piersi, moje oczy
wypełniły się łzami a moje ciało stało się słabe. Dlaczego to musiało się stać?
Chciałbym, żeby moje życie było takie jak
kiedyś.
__________
Mamo, Tato... Kocham was dwoje bardzo mocno.
I za wami tęsknię. Chcę być z wami.
Chcę być z wami w niebie.
Nie mogę zostać tutaj, na Ziemi z tą nową
rodziną.
Ralph torturuje mnie dwójką nowych ludzi
w naszej rodzinie.
Chcę wrócić do Las Vegas i być z Aleksem.
Chcę moją starą rodzinę z powrotem.
Dlaczego musieliście zginąć w wypadku?
Czy mogę odejść i być z wami?
__________
Kiedy miałem zamknięte oczy, poczułem
delikatną, ciepłą dłoń na moich plecach. Otworzyłem oczy i spojrzałem na
Justina, ponieważ to była jego ręka. Justin posłał mi winne spojrzenie, jakby
to wszystko było jego winą. Wyglądał na takiego zmartwionego, jakby miał się
zaraz sam rozpłakać.
‘Nie pozwól mu się do siebie dostać.’
Ostrzegłem samego siebie, wiedząc, że jeśli dostanie się zbyt blisko, zrujnuję
wszystko na dobre.
- Nie dotykaj mnie... - zażądałem, lekko odtrącając jego rękę.
Justin patrzył na mnie przez kilka
sekund, zanim przemówił.
- Jason... Nie musisz kończyć...
Usłyszałem wystarczająco... Przykro mi...
Pociągnąłem nosem.
- Dobrze, ponieważ być nie zrozumiał...
- Myślałem, że mógłbym, jeśli mi powiesz,
ale nie musisz... Już rozumiem... - Spojrzał w dół ze wstydem.
- Jak? - zapytałem zaciekawiony,
wycierając kilka łez. Jak mógł zrozumieć?
Posłał mi lekki uśmiech i zaczął.
- Cóż, rozumiem jedną rzecz.
Powiedziałeś, że byłbyś bezpieczniejszy, co z pewnością znaczy, że nie byłbyś
zraniony, gdybyś odszedł, nie czując bólu. Ale mógłbyś uciec od wszystkich kar
Ralpha, co by ci się podobało, prawda? - zapytał, patrząc w moje zaszklone
oczy.
- Uh huh... - Pokiwałem głową na jego
poprawną odpowiedź.
Wtedy on się do mnie uśmiechnął.
- Ale nie martw się o Ralpha, masz mnie i
moją mamę. My cię tak nie ukarzemy - powiedział.
- W takim razie jak mnie ukarzecie? -
zapytałem z desperacją w głosie, chcąc poznać jakieś mniej bolesne sposoby.
Justin delikatnie zachichotał.
- Uh, my byśmy po prostu to
przedyskutowali, uziemili cię lub dali ci jakąś robotę.
Pociągnąłem nosem i spojrzałem na niego
zmieszany.
- To wszystko?
- Tak, to wszystko - uśmiechnął się
bezczelnie, drapiąc się po głowie,
Whoa, życie jest tutaj o niebo lepsze.
Kto by pomyślał, że kary nie muszą zawsze boleć.
Nagle mój prawdziwy powód chęci
popełnienia samobójstwa wrócił do moich myśli, pozwalając mi porównać to życie z tym, co mogłoby się
stać, jeśli wybrałbym inną drogę.
Wiesz co? Wolałbym być martwy, niż być
tutaj z tymi trzema idiotami.
Wstałem i spojrzałem na Justina, który
wciąż miał uśmiech na twarzy. Westchnąłem.
- Dzięki za rozmowę, ale muszę coś
zrobić... - Zacząłem od niego odchodzić, by wrócić do swojego pokoju.
Justin także wstał, by podążyć z mną,
szczęśliwy, że przekonał mnie do życia. Cóż, on tak myśli.
- Co zamierzasz zrobić? Przeprosić
Ralpha? - zapytał z nadzieją, tak
myślę.
Zadrwiłem i potrząsnąłem głową.
- Pieprzyć tego kretyna, mam coś dużo
lepszego - stwierdziłem, ciągle idąc w stronę szklanej szyby prowadzącej do
mojego pokoju.
- Zatem co to takiego? - zapytał, wciąż
za mną idąc.
Zignorowałem go i otworzyłem drzwi,
wchodząc do środka i podstępnie
zatrzaskując przed nim drzwi. Miał zdziwiony wyraz twarzy, kiedy zablokowałem
drzwi, by nie mógł wejść. Szeroko się do niego uśmiechnąłem i położyłem palec na nadgarstku,
następnie udając, że go przecinam.
Twarz Justina wypełniła się strachem i
szokiem. Zaczął walić w moje drzwi.
- Nie! - krzyknął przez szybę.
Zachichotałem i odszedłem od drzwi.
Ostrze było na moim łóżku, jako że
przypomniałem sobie rzucenie go tam. Rozejrzałem się za nim, ale go nie
widziałem. Musi być w pościeli.
Nagle drzwi od łazienki otworzyły się,
sprawiając, że odskoczyłem od nich z zaskoczenia.
- Jason! Nie rób tego! - Justin wbiegł do
mojego pokoju i sprawdził pokój w
poszukiwaniu ostrza.
- Będę robił co będę chciał i kiedy będę
chciał! - krzyknąłem i też zacząłem się rozglądać. Właśnie wtedy spostrzegłem
ostrze obok mojej poduszki..
Zaśmiałem się w zwycięstwie i podszedłem
do łóżka, by je podnieść, ale
Justin zatarasował mi drogę, rozkładając ramiona w obie strony.
- Wynoś się z mojego pokoju! - krzyknąłem
na niego, wściekły przez jego obecność.
Potrząsnął głową.
- Nie ma mowy - wówczas dał nura do moich
nóg, drapiąc swoimi palcami w ten wrażliwy punkt pod kolanem.
Dziwny krzyk wydobył się z mojego gardła,
kiedy upadłem przez wstrząs, jaki Justin spowodował. Obydwaj byliśmy teraz na
drewnianej podłodze. Tuż przed tym, jak mogłem się podnieść, Justin znów na
mnie usiadł, by utrzymać mnie na dole.
- Już to przerabialiśmy! Nie jestem
gejem! - krzyknąłem na niego, starając się go zepchnąć.
-Cóż, to tak jak ja! - Po prostu na mnie został.
- Złaź! Jaki sens ma siedzenie
na mnie?! - zapytałem, starając się go zrzucić, zaciskając zęby.
Justin zaczął naciskać na moje ręce, by
zatrzymać je przed spychaniem go.
- Powstrzymanie cię przed dosięgnięciem
ostrza - oznajmił, co już wiedziałem. Jaki był sens pytać?
- To popieprzone! - wykrzyczałem mu w
twarz, nieco się podnosząc.
- Nie tak jak ty... - wymamrotał, ale
tak, żebym usłyszał.
Teraz to mnie wkurzyło.
- Oh, to jest to! Jesteś martwy! -
próbowałem uderzyć go w twarz, żeby go zranić.
- Hej! Przestań! - rozkazał, blokując
moje uderzenia swoimi rękami.
- Nigdy! - zacząłem uderzać go mocniej,
mając nadzieję, że ze mnie zejdzie i się podda.
Wówczas obydwaj usłyszeliśmy zgrzyt
otwieranych drzwi. Oboje przestaliśmy i zamarliśmy, patrząc się na drzwi, by
zobaczyć kto wszedł. Zauważyłem Ralpha robiącego mały krok, patrząc na nas ze
zmieszaniem wymalowanym na twarzy.
Oh, pozycja w której jesteśmy...
- Więc, uh — Ralph zaczął, ale przerwałem
mu ze złością, nie lubiąc jego obecności.
- Wynoś się z mojego pokoju do cholery!
Nie byłeś zaproszony! - krzyknąłem, sprawiając, że cofnął się o krok do tyłu,
na zewnątrz, ale otwierając drzwi trochę szerzej, by wciąż nas widzieć.
Uśmiechnął się w przerażający sposób,
znajdując nas dwóch bawiących
się.
- Więc co wasza dwójka robi?
- zapytał nas.
Justin wypuścił wesoły
chichot, spoglądając na mnie w dół z uśmiechem, także uznając to za śmieszne.
Posłałem mu piorunujące spojrzenie, chcąc, żeby ze mnie zszedł.
Justin wówczas złośliwie się
uśmiechnął, spojrzał z powrotem na Ralpha i powiedział,
- Mamy tylko bitwę na
łaskotki.
Jasna cholera; czy on naprawdę właśnie to
powiedział? Naprawdę?!
- Kurwa! Teraz nie mamy! Jesteś pedałem!
- krzyknąłem na Justina, sprawiając, że zaśmiał się jeszcze bardziej.
Mogłem poczuć krew gotującą się pod moją
skórą, trochę czując się tak, jak może się czuć wulkan. Kurwa! To była
najbardziej gejowska rzecz, jaką mógł powiedzieć! Dlaczego?! Ja... mógłbym...
po prostu... RRRAHHRAR! Rozdziel go ode mnie! Kiedy zacisnąłem zęby z całą moją
złością, Justin patrzył na mnie ze swoim szalmowskim uśmiechem, śmiejąc się do
siebie.
Ralph tylko zachichotał z tego, jak
oszalałem.
- Hej, zamknij się! Nie jesteś w to
zaangażowany! - krzyknąłem na Ralpha, by przestał się śmiać. Nie wiedziałem co
w tym śmiesznego. Uderzyłem pięścią kolano Justina, ale on nie wydawał się
przejmować.
Ralph potrząsnął głową, uśmiechając się.
- Ah, tak. Teraz pamiętam - oznajmił
dumnie.
- Co?! Co do cholery pamiętasz?! -
krzyknąłem, chwytając w paznokcie spodnie od piżamy Justina, by go uszczypnąć.
- Tak, co? - Justin zapytał ze mną,
wyglądając na zdesperowanego.
Ralph rzucił na nas okiem, następnie
zamykając oczy.
- Łaskotki Jasona - wyśpiewał radośnie, wiedząc, że będę pokonany.
Krzyknąłem wykorzystując całą moją złość.
To nie może się dziać! Pieprzony Ralph!
Najpierw zamierzam go zabić.
-
Zapamiętam to sobie - Justin spojrzał na mnie w dół, śmiejąc się przez moje
krzyki.
Natychmiast przestałem, czując się
spokojniej. Zgaduję, że moje krzyki mnie uspokoiły.
- Kurwa... - wymamrotałem. Skupiłem swój
wzrok na Ralphie, który miał najobrzydliwszy uśmiech przyklejony do twarzy - Cholernie cię nienawidzę! -
krzyknąłem na niego. Ralph tylko potrząsnął głową i odszedł od drzwi.
- Pieprzony Ralph... Zabiję go... - mruknąłem
do siebie.
- Ah, nie zrobisz tego - Justin spierał
się, kiedy mnie usłyszał - Nie pozwolę
ci nikogo skrzywdzić, nawet siebie.
- To jest to! Mam dość! - krzyknąłem,
odpychając się rękami w górę, ponieważ Justin wciąż siedział na mnie okrakiem.
- Hej! - Justin krzyknął, nadal na mnie
siedząc.
- Tak, złazisz w tej chwili! Jestem
tym zmęczony! - Kiedy stałem jż na nogach, Justin wreszcie ze mnie zszedł. Cóż,
spadł ze mnie.
Szybko wstałem, żeby nie mógł ponownie na
mnie wejść. Kilka razy wpuściłem i wypuściłem powietrze, by pozbyć się całego
stresu, który się we mnie zgromadził.
- Nareszcie... - powiedziałem,
rozglądając się po pokoju. Podszedłem do łóżka, by wziąć stamtąd ostrze,
którego szukałem.
- Nie, nie dostaniesz ostrza - Justin
powiedział, jeszcze raz mnie blokując.
- Kurwa mać, po prostu się przesuń... -
spiorunowałem go wzrokiem, zirytowany tym, co się działo.
On się tylko złośliwie uśmiechnął.
- Dobra... - I odsunął się na bok.
Proste.
Odczułem ulgę, gdy się odsunął. Ta ciota
musi się mnie teraz bać. To będzie proste. Szukałem ostrza na moim łóżku, ale
nigdzie go nie widziałem. Nie było go nawet na poduszce.
Gdzie ono do cholery może być?
Poklepałem koce, z nadzieją, że je
poczuję. Nawet potrząsnąłem poduszką, ale wciąż go tam nie było.
Czekaj chwilę.
Odwróciłem się wściekły, widząc Justina
wychodzącego za drzwi mojego pokoju. Podszedłem do niego i chwyciłem go za
ramię, sprawiając, że podskoczył. Obrócił się przodem do mnie z poczuciem winy
i strachem.
- Gdzie ono jest? - krzyknąłem mu w
twarz, wiedząc, że je ma.
- Nie wiem o czym mówisz... - powiedział,
próbując je schować.
Jęknąłem i spojrzałem na jego ręce, jedna
z nich była zaciśnięta. Aha! Miał je!
- Masz je! Daj mi je! - Podszedłem do
niego by je zabrać, ale on schował obie ręce za swoimi plecami.
Uśmiechnął się i powiedział,
- Zgadnij w której ręce.
Walnąłem się w czoło w niedowierzaniu. Co
do cholery jest nie tak z tym pedałem?
- Żartujesz sobie ze mnie?!
Justin potrząsnął głową.
- Nie, nie żartuję. Zgadnij poprawnie a
ja ci je dam - powiedział, robiąc z tego grę.
- Naprawdę? - zapytałem, lekko zdziwiony.
- Tak, naprawdę. Teraz zgaduj - rozkazał
wesoło
- Dobra, dobra. Pozwól mi najpierw pomyśleć
- spojrzałem na jego obie ręce, decydując którą wybrać. - Uh, twoja prawa ręka?
- zgadłem, unosząc brew.
Zachichotał i potrząsnął głową.
- Nie.
- Zmieniłem zdanie. Wybieram twoją lewą
rękę! - krzyknąłem, pokazując na jego lewą rękę.
- Nie możesz tego zrobić. Musisz
spróbować jeszcze raz - zaśmiał się, potrząsając głową.
- Nie... To niesprawiedliwe! - jęknąłem,
tupiąc nogą.
- To sprawiedliwe. Po prostu odpowiedz
dobrze, a ci je dam - Justin poinstruował, jakby to byłlo proste, ale ta gra
jest trudna.
Jęknąłem z irytacją.
- To głupie...
- No dalej, zgaduj - Justin zachęcił
Westchnąłem i spojrzałem na jego ramiona,
by się zdecydować.
- Uh... twoja lewa ręka? - zgadłem bez
nadziei.
Zachichotał i potrząsnął głową.
- Nie, znowu źle.
- Nie, miałem rację! Najpierw wybrałem
prawą rękę! - krzyknąłem, by powiadomić go, że się myli.
- Tym razem wybrałeś lewą rękę - Justin
obronił się, udowadniając mój błąd.
- Ale najpierw wybrałem prawą rękę.
Wygrałem, a teraz mi je oddaj - wyciągnąłem rękę w żądaniu.
- To była nowa gra i wybrałeś lewą rękę -
Justin oznajmił, próbując mi to wytłumaczyć.
- W takim razie to odwołuję. Teraz
wybieram prawą rękę! - zmieniłem odpowiedź, wkurzony.
Głośno się ze mnie śmiał.
- J-Jason... nie możesz tego zrobić -
Justin kontynuował, zginając się ze śmiechu.
- Dlaczego nie?! - moja złość wzrosła,
nie łapiąc tej głupiej gry.
- Ponieważ to oszustwo - Justin
powiedział, gdy się uspokoił.
Jęknąłem i wróciłem na łóżko, rzucając
się na nie.
- Dobra, zatrzymaj je. Powieszę się...
Justin przestał się wygłupiać i
podszedł do mojego łóżka. Posłał mi rozczarowane spojrzenie.
- Proszę, nie popełniaj samobójstwa.
Chcę, żebyś z nami został, jak prawdziwa rodzina.
Prawdziwa rodzina. Miałem kiedyś taką i
chciałbym mieć ją z powrotem. Łzy uzbierały się w moich oczach, kiedy o tym
pomyślałem, gdyż jest to przykry powód.
Nie odpowiedziałem. Z powrotem położyłem
się na łóżku i włożyłem ręce pod głowę, by się zrelaksować. To moja ostateczna
decyzja. Opuszczam ten okropny dom.
Justin podszedł bliżej mojego łóżka.
Uśmiechając się, oznajmił,
- Lubię cię jako mojego brata
przyrodniego. Myślę, że jesteś
fajny i jest zabawnie, kiedy jesteś w pobliżu.
Wypuściłem powietrze.
- Nie jest zabawnie, kiedy jestem w pobliżu, ale
to, że jestem fajny, to zdecydowanie prawda.
Zachichotał z mojej odpowiedzi.
- Oczywiście, że jesteś zabawny.
Świetnie się bawiłem, gdy graliśmy w tą grę. Myślałem, że to byłe
zabawne - Justin wytłumaczył, pozwalając mi o tym pomyśleć.
Poczułem uśmiech na moich ustach, kiedy
pomyślałem jak głupi byłem w tej grze. To było naprawdę komiczne.
- Tak, przypuszczam, że masz rację -
powiedziałem, zgadzając się z nim. Wtedy mój uśmiech znikł. - Ale wciąż nie
chcę być w pobliżu…
Justin westchnął i z powrotem na mnie
spojrzał.
- Dobra, muszę ci coś powiedzieć, coś
ciekawego.
Spojrzałem na niego, zaskoczony i
zaciekawiony o czym on myśli.
- Śmiało...
Wciągnął powietrze i przemówił,
- Sprawię, że mnie polubisz, jako
przyjaciela i brata. Sprawię, że pokażesz wszystkie swoje emocje i przestaniesz
je ukrywać. Sprawię, że zagrasz w przynajmniej jeden sport i grę. Sprawię, że pogodzicie się z Ralphem.
I najważniejsze, sprawię, że będziesz cieszył się życiem - Szeroko się
uśmiechnął.
Westchnąłem i dałem m swoją odpowiedź,
- Zawsze będę cię nienawidził, więc nawet
się nie staraj. Pokazałem już moje emocje, głównie złość. Moim sportem jest
flirtowanie a moją grą jest seks. Ralph jest kutasem i jego też będę zawsze
nienawidził. I moje życie jest do bani, nie można się z niego cieszyć i
popełnię samobójstwo bez względu na wszystko - Zmarszczyłem na niego brwi.
Justin utrzymał uśmiech, jakby nie usłyszał co właśnie
powiedziałem.
- Nie zrobisz tego.
- Zrobię to - sprzeczałem się.
- Nie!
- Tak!
Następnie Justin zaczął iść do tyłu, by patrzeć
na mnie, gdy wychodził.
- Nie.
- Tak! - krzyknąłem ostatni.
Opuścił mój pokój.
Wreszcie... Myślałem, że to się nigdy nie
skończy.
Usiadłem, by się przeciągnąć, następnie
ziewając. Potrzebowałem snu. Myślę, że jestem zmęczony ‘zapasami’ z
Justinem i płakaniem. I kochałem te wielkie łóżka. Są takie wygodne. Mógłbym po
prostu zasnąć.
Może zostawię moją ‘Misję Samobójczą’ na
inny dzień. Pójdę innego dnia i zobaczę, czy powinienem zostać.
Kiedy wstałem, by pójść do łazienki, ktoś
stał w moich drzwiach. Odwróciłem głowę do osoby, która po prostu tam stała.
Cholera... to był Ralph, znowu...
- Nie jesteś zaproszony, a teraz wyjdź -
rozkazałem, złoszcząc się na niego.
- Nigdzie się nie wybieram dopóki z tobą
nie porozmawiam - powiedział, wchodząc do mojego pokoju i zamykając za sobą
drzwi.
Westchnąłem.
- Nie chcę z tobą rozmawiać.
Uśmiechnął się do mnie i usiadł na moim
łóżku. Tylko na niego patrzyłem. Dlaczego on do cholery jest na moim łóżku?
- Cóż, muszę z tobą porozmawiać. - Ralph
zaczął. - To ważne.
Nie odpowiedziałem.
Ralph
zaczął mówić, po co tutaj przyszedł.
- Jutro wychodzimy. Musimy
zabrać twoje rzeczy z twojego ‘domu' w tej
ciemnej ulicy, a później musimy pojechać porozmawiać na komisariat.
- Co?! Nie... Nie chcę iść! - biadoliłem,
krzyżując ramiona.
- Nie planowałem cię tam zabierać, ale
twoje nastawienie do mnie jest przykre,
więc idziemy.
- To głupie... - narzekałem, teraz
wkurzony.
- W takim razie powinieneś zmienić swoje
zachowanie, Panie - pokazał palec.
Westchnąłem zirytowany.
- Spójrz, jedynym powodem zmiany mojego
zachowania jest to, że jestem wkurzony i wstrząśnięty przyjazdem do Kanady! Cholernie nienawidzę mojego
nowego życia!
Ralph potrząsnął głową.
- Nienawidzisz jej tylko dlatego, że nie
dałeś jej jeszcze szansy. Znasz
slogan Ontario? - zapytał sprytnie,
jakby to była dobra, ważna rzecz to poznania.
- Uh, nie... Nawet nie wiedziałem, że jesteśmy w Ontario... -
powiedziałem, czując się trochę głupio.
Zadrwił.
- Cóż, powinieneś go znaleźć i poznać.
Będzie miał sens, kiedy już go zrozumiesz.
- Ok... - Westchnąłem znudzony.
Uśmiechnął się kiedy wstał z mojego
łóżka.
- Więc przygotuj się rano.
Wyjeżdżamy trochę wcześnie.
- Tak, tak... Przygotuję się... - poganiałem go.
- Okej, już mnie nie ma - Ralph się
pożegnał i zaczął zmierzać w stronę drzwi, by opuścić mój pokój.
Myślałem
o jutrze, a wtedy wpadłem na wspaniały pomysł. To będzie doskonałe!
- Czekaj! - zawołałem Ralpha. Odwrócił
się zmieszany, czekając aż przemówię. - Jako że idziemy jutro do mojego domu,
czy mogę tam mieszkać? Nienawidzę
tego tutaj i powinienem móc mieszkać na swoim. Nawet
Paul, mój przyjaciel, może się mną zaopiekować. I ty też możesz mnie odwiedzać! - starałem się go przekonać. Byłoby świetnie, gdybym
mógł tam mieszkać.
Wyglądał na lekko rozczarowanego.
- Dlaczego ci się tutaj nie podoba?
Spojrzałem na niego, wpatrując się w
niego znudzonym wzrokiem przez jego głupie pytanie.
- Oczywista odpowiedź... Jeden, mój brat przyrodni jest gejowską cipką.
Dwa, nienawidzę cię. I trzy - chcę moje stare życie z powrotem, więc życie tak,
jak żyliśmy w Las Vegas będzie lepsze niż to całe gówno... - niedbale ułożyłem
ręce po swoich bokach, uśmiechając się.
Ralph wciąż wydawał się zmieszany i
rozczarowany.
- Uh, ale Jason, to wszystko jest już za
nami. Po prostu o tym zapomnij i ciesz się naszym nowym życiem - Wzruszył
ramionami.
Te słowa uderzyły we mnie, powodując ból
w moim złamanym sercu. Dlaczego
to powiedział? Moje serce zaczęło boleć i poczułem łzy wypełniające moje oczy.
- J-Jak... Jak mogłeś to
powiedzieć? - mój głos się załamał od tego, kiedy Ralph mnie zasmucił.
Moją przeszłością było moje dzieciństwo i
kochałem je, cóż, było okropnebyło
lepsze niż tutaj. Nie mogę o tym zapomnieć.
Westchnął, zdając sobie sprawę, że źle to
ujął.
- Jason, nie miałem tego na myśli -
Wyciągnął do mnie rękę, by mnie pocieszyć, ale ja się cofnąłem.
- Chcesz, żebym zapomniał o naszych
wszystkich przestępstwach, dobrych czasach... i naszej rodzinie? - zacząłem
szlochać.
- Jason... - Ralph przywołał mnie, chcąc,
bym go wysłuchał.
- Nie, nie mów. Nie wiesz jak bardzo w
tej chwili tęsknię za Aleksem i to twoja wina, że on nie jest teraz z nami. I
teraz chcesz, żebym zapomniał o mojej PRAWDZIWEJ rodzinie? Jak mogę zapomnieć o
ludziach, którzy pozwolili mi żyć i wychowali mnie na mnie? To smutne,
że chcesz mnie teraz wychować inaczej. Po prostu chcę wrócić do Las Vegas... -
Kilka łez uwolniło się z moich oczu.
Tylko na mnie patrzył nic nie mówiąc.
- Moim jedynym życzeniem jest powrót do
Las Vegas – powiedziałem, opuszczając głowę, by się ukryć.
Ralph posłał mi tylko rozczarowane
spojrzenie, jako że nie lubił faktu, że jestem
smutny.
- Nie wiem co powiedzieć Jason. Nie
możemy wrócić.
Pociągnąłem nosem i wytarłem kilka łez.
- Jeśli nie możemy wrócić, w takim razie
zamieszkam z Paulem... ponieważ on będzie lepszym tatą! - krzyknąłem na niego,
mając nadzieję, że go zraniłem.
- Nie możesz mieszkać z Paulem... -
sprzeczał się złym tonem, teraz urażony.
- Dlaczego nie?! - krzyknąłem, wkurzając
się na Ralpha i jego głupotę.
Zapadła cisza, która sprawiła, że stało
się dramatycznie.
Ralph odetchnął, nie chcąc tego mówić.
- Ponieważ... Paul nie żyje.
Upadłem w szoku na kolana jako że byłem oniemiały. Moje
ciało zrobiło się nawet zimne. Ralph to wie? Jak on może nie żyć? Dlaczego
każdy, którego naprawdę polubię musi umierać?
Pieprzyć moje życie...
Patrzyłem w podłogę i przemówiłem.
- Nie ma powodu, abym żył, więc popełnię samobójstwo - przyznałem się, chcąc, żeby wiedział
co chcę zrobić.
Ralph zaczął wychodzić z mojego pokoju.
- Nie zrobisz tego - powiedział, tak jak
Justin.
- Po prostu wynoś się z mojego pokoju do cholery! - krzyknąłem z całą
nową złością, która mnie przejmowała. Ralph zrobił co kazałem. Zostawił mnie
zranionego i słabego.
Kiedy usiadłem na podłodze, wyciągnąłem z
kieszeni kawałek papieru, na którym była moja stara decyzja.
Brzmiała:
2. Zabić Ralpha, Pattie i
Justina
Podarłem go na kawałki i rozrzuciłem małe
kawałki przed sobą. Nie chcę dłużej tego robić.
To moje życie.
Będę robił co będę chciał.
Kiedy będę chciał.
I nikt nie może mnie powstrzymać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam.
Oto dziewiątka. Mam nadzieję, że się podoba. Przepraszamy za błędy.
Pod ostatnim rozdziałem było, aż 6 komentarzy...wow. Właściwe nie powinnam narzekać, to chociaż więcej niż 2, nie? Ale nie mam pojęcia gdzie się podziały osoby, które informujemy. Naprawdę chciałybyśmy poznać waszą opinie o opowiadaniu.
jest świetny, i na prawde podziwiam was że tłuamczycie tak długie rozdziały
OdpowiedzUsuńświetny rozdział! Uwielbiam Jasona, jak on to wszystko opisuje, to leje ze śmiechu!
OdpowiedzUsuńJejku... tyle się dzieję w tym rozdziale, że aż nie wiem co napisać :o
OdpowiedzUsuńNa pewno najważniejszą rzeczą, którą muszę napisać jest to, że: KOCHAM TEKSTY JASONA ♥
Tak wiem, mówiłam to już jakieś 18726178627816 razy, ale ja go po prostu uwielbiam i czasem jak on coś powie to siedzę i nie mogę przestać się śmiać...
Co do Justina to go podziwiam, że mimo tego, że Jason jest dla niego taki chamski no i nawet próbował go zabić to on wciąż się nie poddaje i chce mu pomóc. Justin jest kochany ♥
No i mam nadzieje, że Jason się nie zabije ani nie zabije też Ralpha, Justina ani Pattie omg
Niech to się wszystko jakoś ułoży i niech wreszcie wszystko będzie dobrze :c
I na koniec wam powiem, że kocham to opowiadanie i jestem wam naprawdę wdzięczna, że je tłumaczycie i zawsze z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ♥ :)
Eh Jason jest strasznie dziwny :c lubie gdy sie dogaduja jak sie kloca jest za duzo dramatu ehh
OdpowiedzUsuń