Jason ma plan.
Justin bierze w nim udział.
Justin Bieber
Patrzyłem jak Jason z mamą zmierzają w
stronę drzwi frontowych, by wyjść. Jason nie wyglądał na uszczęśliwionego
faktem, że został wybrany, by pójść do sklepu, ale to świetna okazja by poznał
się z moją mamą, tak samo jak ja z Ralphem.
Oh, zapomniałem powiedzieć czegoś
Jasonowi i lepiej jak zrobię to teraz.
Zszedłem ze skórzanej kanapy i pobiegłem za nim.
Leniwie szedł korytarzem prowadzącym do
drzwi. Szeroko się uśmiechnąłem i chwyciłem go za ramię, sprawiając, że szybko
się odwrócił.
Ups, nie powinienem go dotykać...
Zrobił wkurzoną
minę.
- Co tym razem? - zapytał, prawdopodobnie
mną zirytowany.
Rozejrzałem się dookoła, udając, że się
upewniam, że nie ma nikogo w pobliżu.
- Muszę ci coś powiedzieć - wyszeptałem.
Posłał mi zaciekawione spojrzenie.
- Co? O co chodzi? - zapytał szeptem,
przybliżając swoją twarz do mojej.
Teraz go mam!
Odchrząknąłem i powiedziałem,
- Chcę się z tobą założyć.
Odsunął się ode mnie i zabawnie na mnie
spojrzał.
- Zakład? Dlaczego?! - krzyknął.
Położyłem palec na ustach.
- Shhh... To nie tylko zakład. Pomoże tobie
i mnie. I musisz zachować to w tajemnicy, między nami - wyszeptałem.
Jason znów przybliżył się do mnie twarzą.
- Ok, więc o co chodzi? - zapytał,
bardziej zaciekawiony.
Zamknąłem oczy.
- Dobra, założę się, że nie wytrzymasz
dwóch miesięcy bez myślenia o popełnieniu samobójstwa - Wtedy otworzyłem je
ponownie, by zobaczyć jego reakcję.
Znów się ode mnie odsunął.
- Co?! Zwariowałeś?! To niesprawiedliwe!
- krzyknął z furią.
Podniosłem ręce do góry, by go uspokoić.
- Whoa, whoa... uspokój się. Nie
usłyszałeś jeszcze wszystkiego.
- Tak! Chcę wiedzieć co dostanę, gdy wygram zakład, a na pewno go wygram!
- Już do tego dochodzę. Ok, jeśli wygrasz
zakład możesz zrobić ze swoim życiem cokolwiek zechcesz, a ja cię nie
powstrzymam.
Wyglądał, jakby mnie nie słuchał.
- Uh... Więc jeśli wygram, będę mógł
robić co będę chciał i nie będziesz mnie powstrzymywał? - zapytał.
- Tak. Co tylko chcesz, a ja cię nie
powstrzymam.
- W-Więc... Będę mógł popełnić
samobójstwo... i... i ty mnie n-nie powstrzymasz?
- Dokładnie.
Pokazał mały uśmiech.
- Świetnie. Mogę to zrobić. To tylko dwa
miesiące... Czekaj... dwa miesiące? To jak pieprzony rok!
- Wcale nie...
- Nie mogę czekać tak długo!
- To tylko 60 dni!
- To jak 6 cholernych miesięcy!
- Wcale nie, a teraz się zamknij.
- Zmuś mnie.
- Czekaj, nie chcesz wiedzieć co się
stanie KIEDY ty przegrasz? - zapytałem go.
- Hej, JEŚLI przegram. I co się stanie? - zapytał,
posyłając mi zaciekawione spojrzenie.
- Nic.
- Nic?
- Nic. Będziesz po prostu szczęśliwy.
- Ale ja będę szczęśliwy, kiedy wygram!
- Ty tak myślisz. Więc chcesz zakładu? - wyciągnąłem do niego rękę,
by przypieczętować zakład.
Zdegustowany spojrzał na moją rękę, a
potem ponownie na mnie.
- Muszę potrząsnąć twoją ręką?
- Tak, chyba, że jesteś tchórzem i boisz się przegrać!
Ściągnął brwi i warknął.
- Nie
jestem tchórzem - I chwycił moją dłoń, ściskając ją tak, żeby mnie zabolało. - Niech
zakład się zacznie.
Puściliśmy swoje dłonie.
Jason zaczął wycierać swoje o dżinsy, próbując się pozbyć się mojego dotyku.
- Zamierzam to wygrać, ty cioto... -Jason
powiedział, idąc do drzwi frontowych.
- Nie, przegrasz, tłuściochu -
odpowiedziałem, po chwili lekko chichocząc.
Odwrócił się, zły.
- Jak mnie właśnie nazwałeś?!
- Tłuścioch. Mógłbym nazwać cię inaczej, ale nie mogę przeklinać...
Wzruszył ramionami i kontynuował drogę do
drzwi.
Stałem tam i patrzyłem jak ta dwójka opuszcza
dom.
Dobra, prawdopodobnie myślisz, że ten
zakład nie ma sensu, i faktycznie nie ma. Jason dba tylko o wygraną, więc
będzie myślał tylko o zwycięstwie, nie przegranej.
Zakład może
skończyć się inaczej i Jason wciąż może popełnić samobójstwo.
Na szczęście Jason nie wie, kiedy zakład
się kończy i skupia się na wygraniu.
Prawdopodobnie i tak o tym zapomni.
Ok, tu
małe wyjaśnienie, dlaczego udawałem, że to tajemnica.
Szeptanie jest po to, by go bardziej
zaciekawić, co sprawi, że będzie mnie słuchał. Wydaje się jakby lubił słuchać
sekretów, lub mnie szepczącego fałszywy sekret.
I moja mama i Ralph również biorą udział
w tym planie. Nie jest między mną a Jasonem.
Tak łatwo wpadł w naszą pułapkę.
To daje mi 60 dni na sprawienie, że Jason
będzie zadowolony ze swojego życia, co na zawsze powstrzyma go od
popełnienia samobójstwa.
I miejmy
nadzieję, że to sprawi, że mnie polubi.
Dobrze, więc dzisiaj jest 12 września. To
znaczy, że zakład kończy się 11 listopada. Mam dużo czasu na zmienienie zdania
Jasona.
Odwróciłem się i wróciłem do salonu, by
porozmawiać z Ralphem.
- Zaakceptował go - Ralph oznajmił, kiedy
przyglądał się jak zajmuję miejsce na kanapie.
- Tak, zaakceptował, ale skąd to wiesz? -
zapytałem ciekawy.
Zaczął chichotać.
-Słyszałem jego krzyki.
- Oh, nie myślałem, że był tak głośno. -
powiedziałem. - Ale jestem trochę zaniepokojony/trochę się martwię...
- Dlaczego? - Ralph zapytał, posyłając mi
przygnębione spojrzenie.
- J-Ja po prostu nie wiem czy mogę mu
pomóc. Na przykład co jeśli to on wygra zakład? Wtedy popełni samobójstwo...
- Kiedy zakład się kończy?
- 11 listopada...
Ralph potrząsnął głową z uśmiechem.
- Nie wygra. Jason nawet nie wie ile
trwają dwa miesiące, więc masz dużo czasu na zmienienie go, może nawet rok.
W każdym razie się nie martw. On po prostu mówi takie głupie rzeczy, kiedy jest
zły, więc prawdopodobnie nawet nie chce popełnić samobójstwa. Wiem, że przegra.
- Naprawdę?
- Tak.
- Tak. Wiem wszystko o Jasonie.
- Naprawdę...?
- Uh, cóż, niektóre rzeczy...
Lekko się zaśmiałem i spojrzałem w dół na
moje ręce na kolanach, nie bardzo wiedząc co teraz zrobić.
To robiło się trochę niezręczne.
Ralph spojrzał za mnie i zaczął nową
rozmowę.
- Więc... zrobiłeś już dla niego tą ‘listę
rzeczy , które ma zrobić Jason’. Chcę wiedzieć co będziesz robił - powiedział.
Ach tak,
lista.
To tylko
lista rzeczy, które sprawię, że Jason zrobi, które sprawią, że Jason ujawni
wszystkie swoje emocje.
- Tak, zrobiłem listę, ale jest w moim
pokoju. Ale pamiętam ją. Chcesz, żebym się nią z tobą podzielił? - zapytałem
Ralpha.
- Oczywiście. Może sprawdzę tą całą listę - odpowiedział.
Uśmiechnąłem się do niego.
- Dobra, to może pomóc. - Wtedy zacząłem myśleć o liście.
"Lista Jasona mówi:
Szczęście
Smutek
Złość
Podekscytowanie
Strach
Miłość
Poczucie winy
Wstyd
Zazdrość
Samotność
Zdziwienie
Ciekawość
Ale mam też inną listę:
Muszę sprawić, żeby Jason:
Śmiał się aż do bólu
Mocno płakał
Wybuchnął złością
Był
bardzo podekscytowany
Umarł ze strachu
Zakochał się
Czuł, że
zżera go poczucie winy
Był
zażenowany
Był
zazdrosny
Poczuł się samotny
Był
zaskoczony
Był
ciekawski"
- I to wszystko co na razie mam. Nie
wydaje mi się, że potrzebuję czegoś więcej, a to go na pewno zmieni. - wytłumaczyłem
Ralphowi, który miał zainteresowany wyraz twarzy.
- Wymyśliłeś to wszystko? - zapytał, wskazując na mnie.
- Tak, ale myślę, że to za dużo. Mogę go
skrzywdzić lub wystraszyć... - powiedziałem, odwracając od niego wzrok.
- Hej? Dlaczego jesteś przez to taki
smutny? - zapytał. Spojrzałem na niego, by mu odpowiedzieć, ale on wciąż mówił.
- Nie ma nic złego w twojej liście rzeczy do zrobienia. Myślę, że to świetny pomysł i właściwie chcę
zobaczyć Jasona pokazującego swoje uczucia. Połowy z nich u niego nie
widziałem. Sądzę, że powinieneś je nagrać, jeśli nie będzie mnie w pobliżu.
Uśmiech powrócił na moją twarz przez jego
miłe słowa.
Ralph rzeczywiście jest świetnym facetem
i jest naprawdę zabawny. Nie rozumiem dlaczego Jason go nienawidzi.
- Mogę to dla ciebie nagrać. Mój
przyjaciel specjalizuje się w kamerach... I, uh... Masz na myśli, że ukrywał
swoje emocje tak jak robi to teraz?
- Tak, ukrywał je odkąd skończył 4 lata. Czasem pokazuje trochę, ale nie pełne
emocje. Kiedy podrósł, był głównie zły, a następnie przejawiało się u niego
szczęście. To wtedy zacząłem ledwo widywać jego emocje. Jednak chciałbym je zobaczyć teraz - Ralph mi
wytłumaczył.
- 4 lata? Wow. Co sprawiło, że to zrobił?
Czy on jest naturalnie agresywny, więc to blokuje jego inne emocje? -
zapytałem, chcąc wiedzieć więcej o przeszłości Jasona.
- Cóż, Jason miał tego... ‘przyjaciela', który
powiedział mu, by nie pokazywać swojego smutku przez nie płakanie. Oczywiście
Jason posłuchał i się tego trzymał. I tak jak powiedziałeś on stał się
agresywny i zablokował inne emocje.
- Dlaczego ktoś miałby uczyć kogoś, by
nie płakać? To głupie. Wiesz dlaczego?
Ralph wzruszył ramionami i westchnął.
- To było coś, żeby wyglądać na fajnego lub wyluzowanego. I
masz rację, to głupie.
- Bez obrazy, ale to głupi powód. Nie
możesz wyeliminować wszystkich swoich emocji tylko po to, by wyglądać na
fajnego. Sprawię, że Jason będzie wyglądał jak kompletny idiota! - krzyknąłem z
dumą.
Wtedy moje myśli zaczęły wypełniać
wszystkie rzeczy, które mogę zrobić, by Jason pokazał swoje emocje.
Usiadłem na moim miejscu, ponieważ byłem
podekscytowany powiedzeniem tego Ralphowi. Wskazałem na niego i krzyknąłem:
- Nie mów mojej mamie, że to
powiedziałem, ale zamierzam zrobić z Jasona największą ciotę wszech czasów!
Uśmiechnąłem się, czując się
fantastycznie, że powiedziałem coś tak rewelacyjnego!
Nie mogłem już nawet rozsądnie myśleć.
Ralph zaczął mi klaskać, kiedy poczułem
się dumny i żywy.
- Zrobię z niego największą ciotę w
historii. Teraz to mój cel - oznajmiłem ponownie.
Ralph zachichotał do siebie.
- Wiem, że możesz to zrobić - zachęcił.
Ponownie usiadłem, patrząc na Ralpha.
- Dziękuję. Zrobię to dla nas wszystkich.
Uśmiechnął się i zwrócił swoje oczy na
telewizor.
- Moje życie właśnie staje się
ekscytujące - powiedział.
Zaśmiałem się i też spojrzałem na
telewizję, w której leciał hokej.
Wiesz, naprawdę polubiłem rozmawiać z
Ralphem.
Miło jest porozmawiać z kimś, kto jest
jak mój tata, odkąd jego nie ma już w pobliżu.
Myślę,
że się dogadamy.
Mam
nadzieję, że Jason I moja mama się dogadują.
Powinni.
Jason
nie mógłby krzyczeć na nią, lub skrzywdzić ją.
Czekaj… mógłby.
O nie...
Teraz zacząłem panikować.
Nie bardzo ufam Jasonowi. Zamiast pójścia
do sklepu spożywczego, mogą być gdzieś indziej.
Nie, nie mogą.
O mój boże!
Ale mogło być przeciwnie!
Mogą się teraz tak świetnie bawić, że
Jason mnie zastąpi!
To ja powinienem być ulubieńcem mojej
mamy! Nie on.
Prawdopodobnie próbuje ją zyskać.
- Justin.
Upewnię się, że to się nie stanie.
- Justin?
Ah! Ale moja mama i tak go zaakceptuje.
- Justin...
Dlaczego ona musi być taka miła?
Będzie też kochać Jasona, żeby poczuł się
częścią rodziny.
- Justin...?
Ona nawet powiedziała, że będę jej
ulubieńcem.
Ooohhh...
Głupi Jason...
- Justin.
Uniosłem
głowę do góry przez głos, który mnie wołał.
Ralph był tam, skąd pochodził.
Miał zmartwiony, zmieszany wyraz twarzy,
kiedy na mnie patrzył.
- Wszystko w porządku, Justin? - zapytał.
Oh, myślę, że moje myślenie zmuszało mnie
do robienia dziwnych rzeczy.
To musiało dziwnie wyglądać.
- Uh, tak, wszystko w porządku. Tylko
myślałem... głupio myślałem. To wszystko.
Pokiwał głową.
- Oh, widzę.
Kiwnąłem
do niego głową zanim
ponownie spojrzał na telewizor.
Ugh,
przesadzam.
Moja mama nie zrobiłaby z Jasona jej
ulubieńca. Po prostu będzie go traktowała jak syna lub jak mnie. Ale ja zawsze
będę ulubieńcem.
Nie pozwól Jasonowi wejść tobie w drogę.
Dlaczego wciąż rozmawiam ze sobą w
myślach?
Potrząsnąłem głową i spojrzałem na
Ralpha.
- Więc grasz w jakieś sporty? -zapytałem
go, starając się na tym skupić.
Odwrócił się, by na mnie spojrzeć.
- Nie, właściwie nie grałem w nic od
długiego, długiego czasu. Myślę, że to była piłka nożna, ale nie miałem zbytnio czasu, by zagrać
w prawdziwą grę lub dołączyć do drużyny - wytłumaczył.
Byłem zaskoczony, że nigdy wcześniej nie uprawiał prawdziwego sportu.
- Cóż, mógłbym cię nauczyć w coś grać,
jeśli byś chciał - oznajmiłem, sprawiając, że ciepły uśmiech zagościł na
jego twarzy.
- W jakie sporty grasz? - Ralph zapytał.
- Oh, gram w różne sporty, ale moimi
ulubionymi są hokej, koszykówka i piłka nożna.
- Ciekawe...
- Ah, to bardziej niż ciekawe. Nawet nie
zdajesz sobie sprawy.
Dobra.
Teraz zaczynamy.
I nie mówię o sportach.
***
- Kiedyś
zawsze grałem w tą grę. Mieliśmy ją na Nintendo 64.- powiedziałem Ralphowi.
- Grałem w nią tylko w wolnym czasie, ale jakimś
cudem się od niej uzależniłem. To był
jednak problem, ponieważ wciąż musiałem zajmować się Jasonem - Ralph
powiedział, przez co oboje się zaśmialiśmy.
Podskoczyłem gdy drzwi frontowe się
otworzyły, przeszkadzając mi i Ralphowi.
- WHOOOOHOOOO! - usłyszałem jak Jason
radośnie krzyczy.
Wskoczył do salonu, strasząc mnie i
Ralpha.
Spojrzałem na niego, widząc uśmiech na
jego twarzy.
Odwzajemniłem go, gdy na mnie spojrzał.
Kiedy wstałem by pomóc mamie,
gdziekolwiek jest, Jason dźgnął mnie palcem w klatkę piersiową, wywołując mały
ból.
- Co z
tobą? Czy
mama kupiła ci czekoladę? - zapytałem go, z moim uśmiechem.
- Nie, nawet lepiej - powiedział, a ja
mogłem usłyszeć cichy śmiech za jego głosem.
- Ok, dobrze. Ponieważ ja chcę tabliczkę
czekolady.
- Hej, przestań o tym mówić. Chciałem ci
tylko powiedzieć, że NIE mamy spaghetti na kolację! - zaczął się po tym śmiać,
następnie siadając na kanapie.
- Co?!
Podszedłem do niego i stanąłem przed
telewizorem. Popatrzył na mnie z uśmiechem.
Jasne, że się cieszę, że jest szczęśliwy,
ale myślę, że powinniśmy mieć spaghetti.
Tylko mówię...
- Więc co mamy? Stek? - spytałem ze
skrzyżowanymi ramionami.
Potrząsnął głową.
- Nie, mamy pulpety! - powiedział
podekscytowanym głosem.
- Pulpety? I to tyle?
- Tak, pulpety.
Dlaczego tylko pulpety?
Oh czekaj.
To jeden z żartów mojej mamy. Ona
tylko bawi się z Jasonem. Wścieknie się kiedy się dowie, że nie mamy
tylko pulpetów.
-
Czy teraz się przesuniesz? Próbuję oglądać telewizję - Jason rozkazał,
popychając mnie na bok kiedy usiadł na kanapie.
Spojrzałem na niego w dół i się uśmiechnąłem.
- Nie będziemy mieli tylko pulpetów.
Następnie on spojrzał w górę na mnie ze
zdegustowanym wyrazem twarzy.
- Tak, mamy. Pattie mi pokazała.
- Cóż, pominęła jedną rzecz.
- Co? Co pominęła?
Usłyszałem stukot jej wysokich szpilek o
drewnianą podłogę, kiedy weszła do domu, niosąc jakieś siatki. Zignorowałem
Jasona i poszedłem jej pomóc.
- Tutaj, wezmę je - powiedziałem,
uśmiechając się i odbierając od niej dwie torby.
- Dzięki kochanie. Weź je do kuchni. Na
zewnątrz jest więcej siatek - Uśmiechnęła się do mnie przed odwróceniem się.
- Ok! - krzyknąłem do niej w odpowiedzi.
Następnie zacząłem nieść siatki do
kuchni.
- Hej! Co pominęła? - Jason krzyknął do
mnie, jego oczy przyglądały mi
się dziwacznie, zza oparcia kanapy.
- Dlaczego mi nie pomożesz i się dowiesz?
- zapytałem w odpowiedzi, uśmiechając się.
- Nie ma mowy. To twoja robota.
- Oh, masz rację. Zapomniałem, że jesteś
za słaby do pracy, jak na przykład do noszenia siatek do kuchni! - krzyknąłem
na Jasona.
Podskoczył ze swojego miejsca i kroczył w
moją stronę z zmarszczonymi brwiami.
Wyglądało, jakbym właśnie zniszczył jego
szczęście.
- Daj mi torbę! - krzyknął, chwytając
uchwyt siatki, który trzymałem.
- Ok, masz. - puściłem ją dla Jasona. -
Ale bądź ostrożny, jest naprawdę ciężka.
- Oh, zamknij się. Jest lekka jak piórko
- oznajmił, wchodząc do kuchni.
Podążyłem za nim.
Jason upuścił siatkę i wyciągnął ramiona
w powietrze.
- Ahh, to było proste.
Delikatnie położyłem swoją na podłodze.
- Hej, powiedziałem ci, żebyś był
ostrożny. Mogłeś coś w niej rozbić. I jeśli już tu jesteś, pomóż mi wypakować
jedzenie - powiedziałem, zaczynając wyciągać produkty.
Głośno westchnął, oczywiście nie chcąc
tego robić. Ale tak czy inaczej to zrobił.
Kiedy położyłem bochenek chleba na stole,
Jason zamarł w miejscu.
- Uh oh - Usłyszałem jak mówi.
- Co? Twoje pulpety nie są przyprawione? - zażartowałem,
wciąż umieszczając rzeczy na stole kuchennym.
- Uh, nie...
Spojrzałem na niego, widząc go trzymającego
karton jajek, z jakąś dziwną przezroczystą cieczą powoli wypływającą z rogu, a następnie coś żółtego.
Miał rację. O nie...
Westchnąłem i podszedłem do niego,
wkładając rękę pod pudełko, by powstrzymać powolne wypływanie.
- Jason, rozbiłeś jajko... Powiedziałem
ci, żebyś delikatnie położył siatkę.
Otworzył kartonik, by spojrzeć.
- Uh, tylko jedno jajko popękało. Powiemy
Pattie, że piskle się z niego wykluło - zasugerował, co nie miało żadnego
sensu.
- Co? To nie ma sensu. Dlaczego piskle
miałoby wykluć się z niezapłodnionego jajka? - zapytałem, zabierając od niego pudełko
i umieszczając nad zlewem.
- EWW! Masz na myśli, że przez całe życie
jadłem spermę?!
- O czym ty do cholery gadasz?!
- Cóż, odkąd pisklęta wychodzą z jajek, musimy umieścić
je w lodówce, żeby nie mogły się wykluć. Następnie je jemy, kiedy mamy na nie
ochotę - wytłumaczył.
- Jason... to najgłupsza rzecz jaką
słyszałem! - krzyknąłem na jego głupotę.
-
Dlaczego głupie? Tego się nauczyłem.
- Cóż, w
takim razie nauczyciel musiał nie być nauczycielem...
- Masz rację... był terrorystą - zgodził
się ze mną.
- O mój boże... W jakiej szkole byłeś?! -
odwróciłem się, by na niego spojrzeć, wyrzucając ręce w powietrze.
Jason zaczął myśleć o moim pytaniu.
- Cóż...
Naprawdę...? Czy on naprawdę musi się nad
tym zastanawiać?
- Byłem wcześniej w szkole - dokończył.
- Naprawdę, bo jakoś ci nie wierzę -
oznajmiłem, odwracając się do niego plecami, by wyczyścić popękane jajko.
- Dobra, myśl co chcesz - Wtedy
usłyszałem jak odchodzi.
- Ja nie myślę, JA WIEM! - krzyknąłem,
żeby mnie usłyszał.
Wszystko co usłyszałem to jego głośny
śmiech w korytarzu.
Moja mama musiała wejść już z resztą
siatek, pewnie dlatego Jason
wyszedł.
Kiedy włożyłem pudełko jajek do lodówki,
Jason wszedł do kuchni z moją mamą.
- Więc słyszałam, że ktoś rozbił jajko -
mama oznajmiła.
Stanąłem poprawnie, by na nią spojrzeć.
- Jason rozbił jajko - przyznałem,
wskazując na Jasona, który marszczył brwi.
Ale to było fałszywe niezadowolenie.
Moja mama popatrzyła na niego.
- Jason, rozbiłeś jajko? - zapytała go.
Oohh, dostanie mu się.
Ona się wkurzy.
- Tak, rozbiłem jajko, ale to był
wypadek. Nie chciałem tego zrobić. Przepraszam - wyjaśnił niewinnym głosem.
Cholera! Zrobił tą ‘słodką’ minę.
Ja to
zawsze robię!
Mama uśmiechnęła się do niego, przyjmując
przeprosiny. Pogłaskała go po włosach, patrząc na plaster, na twarzy Jasona.
Nie sądzę, że jest do tego
przyzwyczajony, a to zabawne. Ale teraz jestem na niego zły za udawanie.
- Mamo, on udaje! - nagle do niej
krzyknąłem.
Spojrzała na mnie.
- Udaje co?
- To wzruszenie. On tak naprawdę nie
przeprasza. On jest zły!
- Justin, o czym ty mówisz? - zapytała,
kiedy podeszła do mnie, by chwycić mnie delikatnie za ramię.
Nie odpowiedziałem.
Właściwie jestem teraz zazdrosny;
Zazdrosny o Jasona.
Argh... Czuję się tak głupio.
Przez chwilę wpatrywałem się w mamę, cóż,
dopóki się nie uśmiechnęła.
- Kochanie, - zaczęła moim pieszczotliwym
imieniem.
O nie, rozszyfrowała mnie.
Proszę, nie mów tego przy Jasonie.
Potrząsnęła moim ramieniem.
- Nie ma powodu do zazdrości. Wiesz, że
zawsze będę cię kochać - następnie pocałowała mój gorący policzek.
Cholera, rumienię się z zażenowania. Spojrzałem
na Jasona, który miał na twarzy diabelski uśmiech. Myślę, że właśnie wpadł na
pomysł; zły pomysł. Westchnąłem i odszedłem od mamy.
Kiedy przypomniałem sobie, że będziemy
mieli kolację, mój uśmiech powrócił.
Teraz
sprawię, że Jason nie będzie już szczęśliwy.
- Mamo, możesz powiedzieć Jasonowi co
mamy na kolację? - zapytałem ją, wciąż patrząc na Jasona z moim uśmiechem.
Jason zatrzymał swój, nadal myśląc, że ma
rację.
- Będą pulpety... - powiedziała, nie
kończąc zdania.
- Tak! Widzisz, mówiłem! - Jason krzyknął
zwycięsko, pokazując na mnie.
Ja tylko czekałem na resztę zdania.
- I... spaghetti!
Jasona twarz wyrażała niedowierzanie.
Szeroko
otworzył usta, a jego oczy prawie wypadły z orbit.
- HA! Masz za swoje! Mówiłem! Spalooonyy - Skoczyłem
w jego stronę i lekko go klepnąłem, policzkując go.
- C-Co.. T-To n-niesprawiedliwe...
Powiedziałaś, że będziemy mieli pulpety... - Jason jąkał się, wciąż w szoku. -
D-Dlaczego mnie okłamałaś?
Mama zaczęła wyciągać produkty z szafek
kuchennych.
- Nie okłamałam cię.
- Cóż, masz rację... ale dlaczego
powiedziałaś tylko, że mamy pulpety?
- Ponieważ twoja twarz... - powiedziała,
ale jej przerwano.
- Ponieważ twoja twarz jest brzydka! -
Ralph krzyknął z salonu.
Zaśmiałem się z odpowiedzi Ralpha.
- Zgadzam się z Ralphem! - Podniosłem
ręce.
Mama potrząsnęła głową.
- Nie to chciałam powiedzieć.
Powiedziałam tylko, że mamy pulpety, bo twoja twarz wyglądała na taką znudzoną, bez uśmiechu. Więc jedynym
sposobem, byś się uśmiechnął było powiedzenie ci, że będziemy mieć pulpety.
- To straszny sposób na sprawienie, żeby
ktoś się uśmiechnął - Jason oznajmił, opierając się o ścianę.
- Ale zadziałało, uśmiechnąłeś się - odpowiedziała,
zaczynając przygotowywać kolację.
- Ahhrrroooohh... - Jason jęknął, leniwie
idąc do salonu. - Dobra, będziemy mieli spaghetti i pulpety, ale wszystkie
pulpety są moje. Nikt inny nie może ich mieć.
- Dobra. - Splunąłem na niego. - I tak
nie chcę twoich cuchnących pulpetów. Ale to znaczy, że ty nie możesz dostać
spaghetti.
- Dobrze, bo nie chcę żadnego
spaghetti...
- Dobra.
Poszedłem za nim do salonu, ponieważ
chciałem go zganić. Oboje
usiedliśmy na skórzanej kanapie, zostając cicho i nie łapiąc kontaktu
wzrokowego.
Jason nie wydawał się przejmować tym, że
siedzę z nim na kanapie. Prawdopodobnie też zamierzał mnie upomnieć.
- Jak śmiałeś nazwać własnego syna
brzydkim? - Jason powiedział do Ralpha.
Ralph tylko wzruszył ramionami, też nie
nawiązując z Jasonem kontaktu wzrokowego.
- Żartowałem.
- Racja...
- Naprawdę.
- Ok... Wierzę ci... ekhem nie ekhem.
Uśmiechnąłem się na to, jak próbował
ukryć swoje ostatnie słowo.
Ale wciąż jestem na niego zły.
- Hej Ralph, - Zawołałem. Spojrzał na
mnie, chcąc, bym przemówił. - Mógłbyś opuścić pokój, proszę? Muszę tu
porozmawiać z Panem McCannem - Trąciłem Jasona w ramie, strasząc go.
- Nie dotykaj mnie - Jason ostrzegł,
klepiąc moją rękę.
Ralph wstał ze swojego wygodnego
siedzenia.
- Ok, wyjdę, ale nie walczcie. I ja też
lubię tajemnice. Lubię również być w nie ZAANGAŻOWANY - oznajmił, zanim
poszedł do kuchni.
Nareszcie, teraz mogę go zganić.
Akurat jak chciałem zacząć, Jason to
przejął.
- Więc o czym Pan Zazdrosny chce
rozmawiać? - zapytał dziecięcym głosem, który pochodził z jego uśmiechu.
Znów poczułem się zażenowany, ale nie
mogłem pozwolić Jasonowi wykorzystać tego przeciwko mnie.
- Jason, nie chcę o tym rozmawiać. Chcę
ci powiedzieć, żebyś skończył to udawanie
i słodkość.
Patrzył w dół na swoje ręce, jakby
patrzył na swoje paznokcie.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Nie ukrywaj tego. Wiem co dokładnie
robisz.
Rzucił na mnie okiem.
- Masz na myśli co zacznę robić. To
zawsze zabawne bawić się z kimś zadzierać, zwłaszcza jeśli są maminsynkami.
To mnie
dobiło.
Wiem, że jestem, ale to tylko dlatego, że
ją kocham i jej potrzebuję.
- Twoje słowa już mnie nie ranią. Tylko
cię ostrzegam. Moja mama zawsze będzie mnie kochać i nie ma mowy, żebyś mi ją
ukradł. Ciebie też może kochać, ale nie podoba mi się wygrywanie jej - wytłumaczyłem mu, pokazując, że
jestem zły.
- Oh, nie lubisz, gdy to robię? -
zapytał, jakby nie wiedział.
- Wiedziałeś to.
- Dlaczego powinienem cię słuchać?
- Ponieważ... ponieważ cię skrzywdzę,
jeśli czegoś na niej spróbujesz. Poważnie, zranię cię. Może zamachnę się na
twoją pustą głowę kijem baseballowym. KA-BUM! - udałem, że uderzam Jasona w
głowę.
Parsknął i odwrócił ode mnie wzrok.
- Nie skrzywdzisz mnie. Jesteś za wielką
ciotą, by mnie zranić- Jego oczy błysnęły, kiedy powiedział ‘mnie'. Jego oczy były zdecydowanie jak oczy węża;
ciemne i tajemnicze.
Wzdrygnąłem się, kiedy udał, że mnie
uderz, co sprawiło, że głośniej zachichotał.
Jason wstał i spojrzał na mnie, kiedy ja
po prostu siedziałem na kanapie.
- Jeśli kiedykolwiek spróbujesz mi coś
zrobić, to ty będziesz ukarany. Nie przeze mnie, ale przez Pattie. Nie będzie
zadowolona, że zraniłeś mnie z zazdrości. Mogę sprawić, że pokocha mnie
bardziej niż ciebie i mam na myśli prawdziwą miłość. Pokocha mnie bardziej niż
Ralpha.
Byłem zszokowany jego chorym planem.
Jestem pewien, że to nielegalne rozkochać
w sobie swoją macochę. Jednak on nigdy tego nie osiągnie. Moja mama taka nie
jest. Byłaby rozczarowana, gdyby Jason wypróbował na niej jakiejś zboczonej rzeczy.
- Nigdy się w tobie nie zakocha. Nie jest
taka i to jest obrzydliwe
- upomniałem go.
- To możliwe. Jestem seksownym chłopcem.
Każda dziewczyna by mnie chciała - powiedział z dumą, robiąc pozę, która miała
być seksowna...
Eww...
- Nie rób tego przy mnie. To sprawia, że
mam ochotę zwymiotować - oznajmiłem, odwracając wzrok od pozującego Jasona.
- Oh, racja... - Jason zaczął. -
Zapomniałem, że byłeś chłopakiem - zaśmiał się.
O to chodzi! Mam dość!
Moje ciało rozpaliło się gniewem. Moje
mięśnie się napięły, dając im siłę. Chciałem go mocno uderzyć, ale nie mogłem. Wpadłbym
w tarapaty, gdybym skrzywdził Jasona.
Wypuściłem powietrze, krzyżując ramiona
by się uspokoić. Jason uśmiechnął się i wskazał na mnie.
Spiorunowałem go wzrokiem, pokazując, że
jestem zły i chcę być sam. Oczywiście nie posłuchał.
- Ah, znam tą minę. - powiedział. - twoja twarz, która mówi mi, że
chcesz mnie teraz zranić - zaczął chichotać.
Miał rację.
Chciałem go zranić... bardzo.
- Więc chcesz mnie zranić. Cóż, dlaczego
tego teraz nie zrobisz? No dalej. Dam ci wolny strzał. Ale ty tego nie zrobisz, bo JESTEŚ CIOTĄ! -
krzyknął na mnie.
Coś we mnie pękło, sprawiając, że złość przejęła
całe moje ciało.
Wstałem.
I
Powaliłem go
- AHHHHHHRRRGHHHHHAHHH! - Jason wykrzyknął,
powoli upadając, kiedy trzymał się za krocze.
- Będziesz... miał... wielkie...
kłopoty... - Jason jąkał się w bólu.
Kiedy upadł na podłogę, zaczął wydawać dźwięki płaczu, kiedy wołał o
pomoc.
- Udawanie tego nie ma sensu! - krzyknąłem na niego.
- Co się tu dzieje?! - Mama weszła do
pokoju i uklęknęła obok Jasona. Następnie spojrzała na mnie, zła.
- Momo, nie słuchaj go. On udaje!
-powiedziałem jej.
- N-Nie... On mnie zranił! - Jason
krzyknął do mnie.
Ok, wiem, że go boli, ale on udaje płacz,
żebym wpadł w tarapaty.
Nigdy nie płaczę, gdy zostanę powalony, Jason też nie
powinien.
Co za ciota.
- Justin, dlaczego zrobiłeś coś takiego?
- mama zapytała.
- Mówił wszystkie te bzdury o tobie i nim
razem i... - Ale ona mnie zatrzymała.
- Oh, proszę, nie mów, że zrobiłeś to z
zazdrości.
- Mamo, to nie było z zazdrości. Mówił o
tych zboczonych rzeczach...
Wtedy Jason zaczął krzyczeć z bólu,
przerywając mi.
O. Mój. Boże.
Kiedy to się skończy?!
- Co cię boli, Jason? Nie, nieważne.
Wstań i to wyleczymy - mama powiedziała, chwytając go za ramię, by go podnieść.
Uh... eww...
Jak można wyleczyć...? Cóż, no wiesz...
Kiedy Jason stanął na nogi, utykał na
prawą kostkę i jęczał.
Moja mama spojrzała na jego kostkę i
westchnęła smutno.
- Oh Justin...
Teraz byłem przygnębiony, że mi nie
uwierzyła.
Nawet go tam nie kopnąłem.
On wszystko udaje.
Patrzyłem jak zabiera go z salonu.
Właśnie wtedy Jason się odwrócił, by na
mnie spojrzeć.
Jego uśmiech błysnął, zanim został wciągnięty
do kuchni.
Głośno jęknąłem i z powrotem rzuciłem się
na kanapę, krzyżując ramiona, kiedy leniwie usiadłem.
Poczułem się zrozpaczony, że mama mi nie wierzy i mnie nie
słucha. Wciąż mnie kocha i wiem o tym, ale chce też zaopiekować się
Jasonem. Nie przeszkadza mi to, ale kiedy to kłamstwo, to to nie jest w porządku.
To głupie.
O Boże.
Muszę się uspokoić.
Moja mama nigdy nie pozwoli Jasonowi mnie
zastąpić. Nigdy przenigdy.
Zapomnij o tym. Po prostu o tym zapomnij.
Ale
zasługiwał na to uderzenie!
I mógłbym kopnąć go też w kostkę, jeśli
miałbym szansę.
***
Moja mama skończyła przygotowywać
kolację.
Usiadłem obok niej, a Jason po drugiej
stronie, koło Ralpha.
Nie chcieli, żebyśmy walczyli przy stole,
więc potrzebowaliśmy obok siebie osoby dorosłej.
Kiepsko, co?
Mam 16 lat i nie potrzebuję nadzoru
dorosłego do jedzenia przy stole.
Jason zdecydowanie potrzebuje.
-Hej, nie prosiłem o spaghetti! Chcę
tylko moje pulpety! - Jason narzekał, jako że zauważył talerz ze spaghetti z
pulpetami.
Następnie spojrzał na mój talerz
jedzenia, który był taki sam jak jego.
- Hej! Dlaczego on ma moje pulpety?! -
zapytał, jęcząc.
Posłałem mu gniewne spojrzenie i nabiłem
jednego pulpeta na widelec.
- To już nie są twoje pulpety -
Przysunąłem widelec bliżej ust.
- Nie jedz go kurwa! - Jason ryknął na
mnie.
Ralph przerwał naszą kłótnię. Sprawił, że
Jason na niego spojrzał przez pokazanie mu ręki.
- Hej, przestańcie się kłócić. Z Pattie
uzgodniliśmy, że musisz
przestać przeklinać w domu czy gdziekolwiek. Nie lubimy tego słyszeć. Więc
proszę przestań.
Jason szeroko się uśmiechnął.
- A co się stanie jeśli nie przestanę?
Ralph trzepnął go po głowie.
- Ow! - Jason położył rękę na miejscu,
które Ralph uderzył. - To bolało.
- Jeśli wciąż będziesz przeklinał ja będę
cię szczypał, a jeśli
nadal będziesz to robił, kupię obrożę elektryczną.
Zaśmiałem się z pomysłu Ralpha, złoszcząc
Jasona jeszcze bardziej.
Wpatrywał się prosto we mnie; jego oczy
mnie przeszywały.
- Ok, proszę. Po prostu cieszmy się tym
rodzinnym posiłkiem - moja mama ogłosiła.
Zacząłem jeść, kiedy to oznajmiła.
Jason zaczął nabijać jedzenie ze swojego
talerza na widelec.
- Jak mam się z niego cieszyć skoro mam
wszędzie spaghetti? To jak martwe tasiemce. Oooh, wiedzieliście, że tasiemce
żyją w twoich jelitach i jedzą wszystko co strawiłeś? - Szeroki uśmiech
powrócił na jego twarz.
- Jason, nie mów o tym przy jedzeniu -
Ralph upomniał go.
Ale Jason kontynuował,
- Jeśli nie ma tam więcej strawionego
jedzenia, one zaczną zasysać twoje jelita, w zasadzie jedząc cię żywcem.
- Jason... - Ralph spróbował ponownie.
Próbowałem zignorować Jasona i jego obrzydliwą
wiadomość.
Poważnie, mogłem stracić apetyt.
- To spaghetti właściwie może być
tasiemcami, prawda Justin?
Zacząłem
źle się czuć, gdy usłyszałem swoje imię.
Wiedziałem, co próbował teraz zrobić.
- Okej Jason, zamknij się i jedz. W takim
razie skończ swoje pulpety - Ralph polecił mu, pokazując na jego 5 pulpecików.
Jęknął i nabił jednego na widelec.
Uśmiechnąłem się przez mój nowy pomysł,
kiedy go obserwowałem.
Kiedy umieścił go w buzi, powiedziałem,
- Wow, nie wiedziałem, że lubisz jądra,
Jason.
- Justin! - mama zganiła mnie.
Wtedy Jason wypluł na mnie pulpeta, jakby
to była kula armatnia. Przeleciał
przez stuł i uderzył w moją klatkę piersiową.
Sapnąłem, kiedy mama i Ralph spojrzeli na
Jasona z niedowierzaniem.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał Ralph.
Jason zachichotał.
- Ponieważ on jest tym, który lubi jądra.
Po prostu się jeszcze z tym nie ujawnił.
Kiedy Ralph znowu zaczął na niego krzyczeć,
moja mama była zdezorientowana, a ja rzuciłem spowrotem w Jasona pulpetem, który
uderzył go w policzek.
Jason także sapnął, zanim jego twarz
poczerwieniała ze złości.
Zaśmiałem się z niego.
- Dobra! Mam dość! - Moja mama oznajmiła
z irytacją. - Nie rozumiem dlaczego nie możecie się dogadać. Obaj macie 16 lat.
Przecież umiecie się zachować - Jej łokcie podtrzymywały głowę, kiedy położyła ją
na dłoniach. - Myślałam, że to
może się udać.
Zacząłem czuć się winny po jej krótkiej
przemowie.
Nienawidziłem zasmucać mamy.
Jason nie wydawał się przejmować. Patrzył
na mamę, ale nie pokazywał żadnych emocji.
Spojrzałem w dół, zawstydzony swoim
zachowaniem.
To prawda.
Mam 16 lat, a zachowuję się, jakbym miał
6.
- Przepraszam - powiedziałem cicho,
kierując to do niej.
Trzymała głowę schowaną pod rękoma.
Ralph spojrzał na nas dwóch.
- Myślę, że wasza dwójka powinna pójść do
swoich pokoi - oznajmił spokojnym tonem.
Spojrzałem na Jasona, który patrzył na
mnie.
Obydwaj wstaliśmy ze swoich miejsc i
razem wyszliśmy z kuchni. Idąc korytarzem nic nie mówiliśmy, aż doszliśmy
do schodów.
- To wszystko twoja wina - Jason
powiedział, kiedy wchodził po schodach.
Teraz znów byłem zły.
- Co?! To wszystko twoja wina. To ty
jesteś tym, który musi dorosnąć! - powiedziałem, podążając za nim na górę.
- Ty dorośnij!
- Nie, ty!
Kontynuowaliśmy tą kłótnię, podczas
wchodzenia po schodach.
Zaraz przed wejściem Jasona do jego
pokoju, zatrzymałem go, chwytając za ramię. Obrócił się, by być twarzą do mnie
z ręką złożoną w pięść.
- Czekaj, tak czy inaczej nie powinniśmy
walczyć. Powinniśmy pomyśleć jak przeprosić mamę. Jesteśmy tymi, którzy ją
zasmucili, i to nasza wina - wyjaśniłem mu.
Odwrócił ode mnie wzrok, by pomyśleć.
- Hmmm... Mam lepszy pomysł - oznajmił,
ponownie na mnie spoglądając.
- Cóż, jaki?
- Nie przeprosimy jej.
- Dlaczego nie? To nasza wina.
- To to, co ona chce, żebyś myślał. Tak
właściwie to jej wina. To ona jest tą, która powinna przeprosić nas!
- Ale dlaczego?
- Nie pozwala nam robić tego, co chcemy,
a mamy 16 lat. Powinniśmy być szaleni i zwariowani. Jesteśmy wystarczająco
duzi, by to robić. Nie będziemy wiecznie 16-sto latkami.
Byłem trochę zmieszany przez jego plan,
ale brzmiał nieźle.
Zaczekaj, to plan Jasona.
- Czekaj, dlaczego powinienem ci zaufać?
Jak mogę mieć pewność, że to nie jedna z tych twoich głupich sztuczek, żeby
wpakować mnie w tarapaty?
Jason zachichotał i otoczył mnie
ramieniem, co było bardzo niewygodne.
-Oh Justin, zaufasz mi w tym. Chcesz
robić fajne rzeczy kiedy chcesz, czy chcesz, żeby Pattie kontrolowała twoje całe życie?
Myślałem przez chwilę czy powinienem zaufać
Jasonowi czy nie. I jego inne pytanie - naprawdę nie wiem.
Wciąż chcę się trochę pobawić w życiu,
ale również chcę, by mama mnie upominała i upewniała się, że jestem grzeczny.
- Uh,
nie jestem pewien, Jason - powiedziałem.
Uśmiechnął się i spojrzał mi prosto w
oczy.
- Cóż, chcesz, żeby Pattie przez cały
czas tobą dyrygowała?
- Nie, nie bardzo...
- Więc wszystko co musisz zrobić to
pokazać jej, że nie jesteś słaby. Jeśli ją upomnisz i nie przeprosisz, będzie traktowała cię jak mężczyznę, którym jesteś.
Pokażesz jej jaki jesteś twardy i że ona nie kontroluje twojego życia.
- N-Naprawdę... Myślisz, że to zadziała?
- zapytałem, czując jakby to mogło zadziałać.
- Wiem, że to zadziała. Ralph traktuje
mnie jak mężczyznę.
- T-To rawda. Cóż, myślę, że mogę
spróbować.
- Tak, i wszystko co musimy robić to
czekać. Jeśli ją zignorujemy, wtedy ona do nas przyjdzie. Wtedy ją odprawimy, jak szefowie.
Poczułem podekscytowanie.
- Tak, jak szefowie.
Jason zabrał swoje ramię i umieścił je u
swojego boku.
- Więc lepiej jak teraz pójdziemy do
swoich pokoi.
- Racja. Tak, powinniśmy.
Zacząłem kierować się w stronę pokoju,
ale Jason mnie zawołał.
- Pamiętaj o naszym planie. Pozbądź się jej, jak szef -
Uśmiechnął się i wskazał na mnie.
Odwzajemniłem uśmiech.
- Pamiętam, jak szef.
- Dobrze. Plan na pewno zadziała -Wtedy
wszedł do swojego pokoju.
- Dzięki za radę, Jason - zawołałem do
niego, ale nie usłyszałem odpowiedzi.
Potrząsnąłem głową, kiedy szedłem do
swojego pokoju.
Nie mogłem uwierzyć, że Jason był tak
bystry w układaniu planów. To mogła być sztuczka, ale myślę, że zadziała. Jasne,
że mnie nienawidził, ale myślę, że teraz się do mnie przyzwyczaił. I Ralph
traktuje go jak mężczyznę, cóż, czasami.
Może częściej powinienem słuchać Jasona.
Podszedłem do mojego łóżka i zacząłem
myśleć o tym, co muszę powiedzieć mamie.
Będzie
zszokowana.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam :)
W końcu pojawił się rozdział huh.
Trochę to zajęło, ale nikt nie narzekał, więc...
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Przepraszamy za ewentualne błędy.
Nie obraziłyśmy się jakbyście napisali czy podoba wam się rozdział hah
Możecie follownąć Jasona i Justina na tt
hahahahahahaaha dobry ten rozdział, jestem ciekawa jak wyjdzie to z tym zakładem
OdpowiedzUsuńswietne tlumczenie. rozni sie od innych i dla tego je tak lubie:) ILY<3 ps. swietnie tlumaczone
OdpowiedzUsuńzapraszam na tłumaczenie http://trustme-fanfiction-tlumaczenie.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńjeżeli o mnie chodzi, to uwielbiam to tłumaczenie. Nie jest takie jak wszystkie, o złym Justinie, w stylu Dangera, tylko jest śmiesznie. Za każdym razem, gdy go czytam śmieje się jak wariatka, a do tego jest świetnie przetłumaczony! Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńjejku kochaaaaaaaaaaaaaaaam to. czekam nn!
OdpowiedzUsuń