sobota, 17 maja 2014

15. Good To Bad

Jason nie może się przyznać
Justin nie da się wrobić

Justin Bieber
Piątek, 17 września.
Dokładnie 4 dzień od kiedy Jason chodzi do szkoły, wszystko się zmieniło.
Mama, Ralph i ja myśleliśmy, że Jason będzie się starał w szkole, ale wszyscy się myliliśmy.
Jason zmienił wszystko drugiego dnia szkoły.
Śmieje się ze mnie w obecność Ryana i Chaza, co ich denerwuje.
Ale również robi to przed wszystkimi innymi, oni się śmieją, a ja jestem zażenowany. Wyzywa mnie albo wymyśla jakieś kłamstwa, albo robi jakieś małe żarty.
To takie żenujące. To wszystko sprawia, że chcę się ukryć przed wszystkimi.
Ale wciąż muszę chodzić do szkoły.
Po prostu chcę, żeby Jason już do niej nie uczęszczał.
 Jason oblewa egzamin, ociąga się, ale i tak chce zdać do następnej klasy. I Ralph nie pozwala mu rzucić szkoły. Więc, tkwię z nim na wszystkich zajęciach.
Już powiedziałem wszystko mamie i Ralphowi, więc będzie musiał codziennie zmywać naczynie, nie wiadomo jak długo. Moja mama pomagała mu przez 2 dni, więc dzisiaj powinien zrobić to sam, nie mogę się doczekać, aż zobaczę go przy pracy.
Ale teraz Jason jest na mnie zły, bo powiedziałem o wszystkim, więc uderzył mnie parę razy i groził mi. Ale już się go nie boję, więc jest dobrze.
Po prostu chciałbym, żeby przestał mnie upokarzać. Mógłbym mu coś zrobić, ale to zepsułoby naszą ‘przyjaźń’ i ‘zaufanie’. Jason znienawidziłby mnie, gdybym się mu sprzeciwił. A wtedy już nigdy by mnie nie polubił.
Mama nauczyła mnie, by nie krzywdzić innych psychicznie. Mógłbym porozmawiać o tym z Jasonem, ale on by nie słuchał.
Nie wiem co zaplanował, ale cokolwiek to jest, kończy się dzisiaj.Nie będzie miał nade mną przewagi.
Była około 6:25 rano.
Wstaliśmy wcześnie, żebyśmy mieli czas na zjedzenie czegoś I przygotowanie się do szkoły, która zaczyna się o 7:55.
Nienawidzę wstawać wcześnie, ale muszę chodzić do szkoły, więc będę musiał do tego przywyknąć.

Siedząc na kanapie, oglądałem SpangeBoba, ponieważ lubiłem tą bajkę i akurat leciała w tv. I tak nie mam nic lepszego do robienia.
Jason nawet się jeszcze nie obudził, więc mam władzę nad telewizorem, ponieważ on nie lubi pooglądać takich programów.
Wiem, że lubi SpangeBoba, ale nie obejrzy go, kiedy ja jestem z nim; tylko jak jest sam.
Było zabawnie, kiedy nakrywałem go jak to ogląda.
_________________________
Drugiego dnia szkoły dowiedziałem się, że Jason lubi SpangeBoba.

Byłem w moim pokoju o 21, bo musiałem się wyspać do szkoły.
 Nawet Ralph i mama spali, ale Jason nie.
Nie było go w pokoju.

Myślałem, że znowu wyszedł, ponieważ wczoraj też zniknął, ale chyba musiał zmienić plany.
Słyszałem jakieś odgłosy z dołu.
Więc poszedłem to sprawdzić.
Kiedy zszedłem na dół usłyszałem głosy SpangeBoba, Patricka i Squidwarda.
Zajrzałem do salonu, widząc na płaskim ekranie SpangeBoba.
To był dowód.

Później zobaczyłem tył głowy Jasona, siedzącego na puszystej kanapie.
To jest jeszcze większy dowód.
Chcę zobaczyć jego emocje, czy naprawdę to lubi.


Poszedłem do korytarza, by podejść do drugiej framugi. Z tej mogłem zobaczyć twarz Jasona, ponieważ obok niej stoi telewizor.
 Zajrzałem powoli do salonu, tak, żeby Jason mnie nie zauważył.
Jeden mały ruch i Jason wiedziałby, że tu jestem.

Patrzyłem na jego twarz, by wyczytać z niej emocje i byłem zaskoczony.

Jego ciało leżało ociężale na kanapie, kiedy oglądał telewizję.
Jego mina była dowodem, którego potrzebowałem.
Jego usta były lekko rozchylone, ale uśmiechał się; leniwie się uśmiechał.
Nie zamrugał ani razu, ani nie odwrócił wzroku od telewizora.
To oczywiste, że lubi SpangeBoba.

 Za każdym razem, kiedy te śmieszne momenty pojawiały się na ekranie, jego uśmiech powiększał się, a czasami nawet wydobył z siebie chichot.
To nawet fajne, kiedy widzisz kogoś kto zawsze jest zły, wesołego i oglądającego kreskówkę dla dzieci.
Uśmiechnąłem się i odsunąłem się od framugi, by wrócić do korytarza. Podszedłem do framugi, z której widać telewizor i tył głowy Jasona. Chciałem się zakraść, kiedy znowu się zaśmieje, a wtedy ja wyskoczę i powiem mu, że miałem racje.

 Na palcach wszedłem do salonu, podszedłem do tyłu kanapy, by się za nią schować.
Uklęknąłem i położyłem brodę na oparciu kanapy, tak, żeby moja głowa była blisko Jasona.
Widziałem jego i telewizor.
Teraz musze tylko czekać. Więc zacząłem oglądać razem z nim.


- Dlaczego każde 11 minut mojego życia musi być wypełnione nieszczęściem?! Dlaczego?! – wykrzyczał Squidward.
- Głowa do góry. Mogło być gorzej – powiedział wesoło SpangeBob.
Następnie pojawił się Patrick.
- Tak, mógłbyś być łysy i mieć wielki nochal – powiedział głupkowato.
 To sprawiło, że Jason się zaśmiał.
- AH HA! – wyskoczyłem zza kanapy, na co Jason zaskomlał.
Odskoczył ode mnie z wielkim przerażeniem na twarzy; wytrzeszczonymi oczami, otwartymi ustami w szoku z bladą jak ściana twarzą.
Zaśmiałem się z jego reakcji.
Jason próbował coś powiedzieć, ale nie wyszły z niego żadne słowa. Zaniemówił!
To oznacza, że mogę udowodnić mój punkt widzenia.
- Więc, Jason, widzę, że jednak lubisz SpangeBoba – powiedziałem figlarnie, przysuwając się do niego.
Jego oczy rozglądały się po całym pokoju, kiedy ten prawdopodobnie myślał nad jakąś wymówką.
 Kiedy jego czy spotkały się z moimi, sfałszował uśmiech.
-          Cóż… co do tego… - zaczął nerwowo Jason.
Patrzyłem na niego, co sprawiło, że ponownie odsunął się ode mnie.
- Uh… ja nie oglądałem… SpangeBoba… - powiedział tchórzliwie.
Uśmiechnąłem się I spojrzałem na ekran, a następnie z powrotem na niego.
- Oh naprawdę? Jak to nie jest SpangeBob kanciastoporty, to co to jest? Żółta gąbka wygląda doglądnie jak SpangeBob.
Jason zadrwił.
- Pfff… SpangeBob? Nie… oglądam… oglądam… uh… Kurczaka Ro- robota… - jąkał się.
Pokręciłem głową.
- To nie wygląda, ani nie brzmi jak Kurczak Robot – powiedziałem.
Wzrok Jasona przeniósł się na telewizor, a później z powrotem na mnie.
- Uh… to…uh reklama…?
Uśmiechnąłem się i usiadłem obok niego, pozwalając mu usiąść.
- Oh, cóż to chyba obejrzę z tobą Kurczaka Robota. Poczekajmy razem – powiedziałem, przybliżając się do niego.
Uśmiechnął się fałszywie zanim wzruszył ramionami i oparł się o tył kanapy.
Uśmiechnąłem się do niego szeroko.

Oglądaliśmy reklamy przez 5 minut.
Chciałbym, żeby Jason przyznał się do tego, co lubi. Ale to zabawne, przekonywanie go, żeby przyznał się.
Mam swoje sposoby.

Uśmiechnąłem się i odwróciłem głowę w stronę Jasona, widząc uśmiech na jego twarzy zanim skrzywił się i ukrył go.
Chciałem mu powiedzieć jedną rzecz.
- Jason, lubię oglądać z tobą reklamy. Powinniśmy robić to częściej.
____________________

To było zabawne.
Pewnego dnia w końcu się do tego przyzna.

- Dobra, idę do Tima Hortona*, cokolwiek to jest. – krzyknął Ralph.
Kiedy go usłyszałem, od razu pomyślałem o kawie mrożonej.
Ale chciałem pączki.
- Hej Ralph! Kupisz mi pączki? – krzyknąłem do niego.
Wtedy mama pojawiła się w salonie.
- Justin, nie potrzebujesz pączków. Zaraz zrobię śniadanie – odpowiedziała mi.
- Ale mamo, możemy kupić babeczki, kawę i wszystko inne. Możemy mieć Tima Hartona na śniadanie – wytłumaczyłem.
Patrzyła na mnie, a później na Ralpha. Westchnęła.
- Niech będzie. Ale tylko, jeśli Ralphowi to pasuje.
Ralph uśmiechnął się.
- Pasuje mi. Wezmę kawy dla mnie i dla Ciebie, a dla Jasona i Justin pączki, czy coś tam – zachichotał.
- Mogę też dostać mrożoną kawę? – zapytałem cicho.
- Justin! – krzyknęła mama.
Odwróciłem się do niej, widząc ją złą.
Zaczęła mówić.
- Wiesz, że nie możesz mrożonej kawy w tygodniu. One są z kofeiną.
- Ale mamo… - jęknąłem.
- Żadnych ale, Justin. Nie chcę, żebyś szedł późno spać I, żeby nie chciało ci się wstać następnego dnia. Poczekaj do piątku albo soboty.
Jęknąłem i spojrzałem na Ralpha.
Śmiał się ze mnie.
- Kupiłbym ci, ale to jej zasady. Szanuj kobiety. Słuchaj ich – uśmiechnął się do mamy, na co ta zachichotała.
Przewróciłem oczami I oparłem się o tył kanapy.
To żenujące, kiedy flirtują ze sobą. Ale nie mnie to osądzać.  Może to niezręczne, ponieważ ja nie mam nikogo z kim mógłbym dzielić moją miłość.
Cóż, połowę miłości oddaję Jasonowi, ale nie ma mowy, żeby mną a nim zrobiło się poważnie.
To może brzmieć źle, ale ja nie sądzę, żeby to było ohydne.
Kiedy on już będzie ze mną współpracował będziemy mieli bromance.

- Dobra, ja wychodzę! Nie martw się, jeśli przyniosę ci coś złego – wykrzyknął Ralph, stojąc przy drzwiach.
- Pa – powiedziałem, skupiając się na telewizorze.
Ralph zamknął ostrożnie drzwi, próbując nas nie rozpraszać.
W końcu mogę obejrzeć telewizję w spokoju.

- Justin, kochanie! – mama zawołała z kuchni.
O Boże, czego ona chce?
- Tak? – odkrzyknąłem. Powiedziałbym ‘co’, ale byłaby zła za to, że jestem oschły.
- Możesz iść na górę obudzić Jasona? –zapytała.
- Co? On mnie zabije! – krzyknąłem zaskoczony.
Weszła do salonu, opierając się o framugę skrzyżowała ramiona.
Oh, ta zdenerwowana pozna.
 Teraz ją wkurzyłem.
- Justin, on cię nie zabije. Po prostu idź na gore I upewnij się, że wyszedł już z łóżka – powiedziała.
Jęknąłem i zgarbiłem się jeszcze bardziej na kanapie.
- Mamo, on będzie wściekły i mi coś zrobi.
- Justin, jeśli nie zauważyłeś to ja jestem w domu i Ralph zaraz wróci. Nic ci nie zrobi.
- Al-
- Justin! Bez wymówek!
Zaskomlałem.
Mama patrzyła na mnie, kiedy ja siedziałem bez ruchu.
Nie patrzyłem na nią, ale mogłem czuć jej wzrok na mnie.
- Mamo.. – wychrypiałem, mając nadzieję, że znowu nie zacznie krzyczeć.
- Tak Justin? – zapytała, wyglądała na spokojną.
Pomyślałem, ze to dobry moment, żeby o coś zapytać.
- Dlaczego nie poczekamy aż Ralph wróci do domu i go obudzi?
- Justin Bieber! Wiesz jakie to jest niegrzeczne?! – krzyknęła, na co podskoczyłem.
Przez moje ciało przeszedł dreszcz, myślałem, że mnie uderzy, ponieważ byłem przyzwyczajony, że kiedy Jason jest zły to mnie bije.
Skrzywiłem się i usiadłem na kanapie ze zgiętymi nogami, zasłaniającymi moją klatkę piersiową.
- N- nie… przepraszam. Pójdę to zrobić – powiedziałem, wstając powoli.
Kiedy już stałem w pełni na moich stopach, spojrzałem na moją mamę, widząc jej złość. Pokazałem jej, że jest mi smutno, ale nie zwróciła na to uwagi.
Odszedłem od niej, wychodząc z salonu i idąc do góry.
- Dziękuję, Justin – powiedziała, zanim wszedłem na górę.

Teraz czułem się bezpiecznie.

Nie wierzę, że myślałem, że mnie uderzy. Znęcanie się Jasona naprawdę uderzyło mi do głowy. Nie powinienem myśleć, że moja mama zrobi mi coś, kiedy jest zła. Nigdy by tego nie zrobiła. Ale Jason jest czasami bardzo obraźliwy.

Wszedłem po schodach na górę i stanąłem w korytarzu. Pokój Jasona był po prawej stronie, obok mojego pokoju. Naprawdę nie chciałem iść do jego pokoju, ponieważ mam zakaz wchodzenia tam.
On mnie spoliczkuje albo uderzy, jeśli złamię jego zasady.
Jego stare zasady: nie dotykaj, nie patrz, ani nie rozmawiaj ze mną; już się nie liczą, chyba, że jest bardzo zły.
Potrząsnąłem głową, próbując pozbyć się myśli o skrzywdzeniu mnie przez Jasona.
Jest źle, kiedy o tym myślę.

Wzdychając, podszedłem do drzwi, prowadzących do jego pokoju. Podniosłem rękę, zaciskając dłoń w pięść, by zapukać, ale nie mogłem tego zrobić.
 Nie chciałem tego zrobić, ponieważ wtedy będę musiał obudzić Jasona.
A budzenie Jasona go wkurza.
A ponieważ jestem dla niego łatwym celem, na pewno mi coś zrobi.
Powód: ponieważ go obudziłem i on mnie nienawidzi.
Ohh, chciałbym, żeby Jason był milszy.
 To tak jakbym żył z potworem…

Przełknąłem strach, przesuwając pięść bliżej drewnianych drzwi.
Dreszcze przeszły przez moje ciało. Tak bardzo się bałem.
Jest źle.
Cóż, no to jedziemy.
Po tym będę umarłym Bieberem…
Żegnaj okrutny, piękny świecie…

Puk…puk…puk…

Zapukałem po cichu do jego drzwi.
- Jason? Jason? – zawołałem słabym, przestraszonym głosem.

Brak odpowiedzi.

Puk…puk…puk…drzwi otworzyły się lekko.

Upss…
Nie chciałem tego robić. Ale nie było żadnej odpowiedzi ze strony Jasona. Może mógłbym wejść tam i go obudzić. Mama chciała, żebym go obudził, więc mogę być w jego pokoju. Powiem Jasonowi, że mnie tu wysłali. To dobry plan.
Popchnąłem lekko drzwi, sprawiając, że zaskrzypiały.
- Jason? – zawołałem ponownie, rozglądając się po pokoju. – Jason?
Wciąż brak odpowiedzi.
Popchnąłem je do końca, wchodząc do jego pokoju. Wow, jego pokój to śmietnik.
Jego drewniana podłoga była przykryta różnymi rzeczami. Czyste i brudne bokserki były wszędzie porozrzucane, co było śmieszne, ponieważ niektóre były  z nadrukami z kreskówek, tak jak moje…
Czekaj, niektóre z nich są moje.
Nieważne, nie chcę ich, jeśli Jason je nosił…
Czekaj!
To znaczy, że był w MOIM POKOJU!
Cholera!
Teraz mam kolejny powód, by być w jego pokoju.

Nieważne… zobaczmy co jeszcze leży na podłodze.
Hmm….
Jakieś papierki… po przekąskach, które należą do szkoły!
Kawałki metalowych rzeczy.
Jakieś urania, koszulki i jeansy. I kilka bluz.
Oh, I jakieś przewody... i… biały proszek?
Obok szafy Jasona leżała mała górka białego proszku.
Nie wiem co to jest, ale mam nadzieję, ze to nie jest kokaina. To byłoby straszne. Ale nie sprawdzam tego.
Przeniosłem wzrok z podłogi na łóżko Jasona. Pościel była nie ułożona. Jeden z koców w połowie znajdował się poza łóżkiem. Ile na tym łóżku jest koców? 4?
Cóż, nie widziałem Jasona w łóżku, więc podszedłem do niego ostrożnie, uważając, żeby na nic nie nadepnąć.
Kiedy stanąłem przy łóżku, rozejrzałem się po nim, widząc Jasona głowę schowaną w poduszkach i jego ramiona leniwie leżące; jedno pod poduszką, a jedno wyciągnięte na zewnątrz.
Jego głowa była odwrócona w moją stronę, pozwalając mi zobaczyć jego otwarte usta i jego bladą twarz. Było oczywiste, że spał.
Ale muszę go obudzić, chociaż nie chcę tego robić.
- Jason… Jason – wyszeptałem.
Nie ruszył się ani nie odpowiedział.
 - Jason… - wyszeptałem trochę głośniej, kiedy szturchnąłem go w policzek.
Jason jęknął cicho, kiedy przewrócił swoje ciało na drugą stronę tak, że widziałem teraz jego plecy I nieułożone, brązowe włosy. Włożył ramię pod koc, by wtulić się w ciepło.
Uśmiechnąłem się, ponieważ roiłem postępy.
Popchnąłem lekko jego plecy, by go przesunąć. 
- Jason, czas wstawać – powiedziałem.
- Mhmm, jeszcze 5… godzin, Ralph… - powiedział zmęczony.
Mój uśmiech powiększył się. 5 godzin, nie 5 minut. Jason potrafi być czasem zabawny.
Ale ja nie jestem Ralphem.
- Właściwie, Jason, to Justin. Nie Ralph. I musisz już się obudzić – położyłem rękę na jego plecach, by szturchnąć go lekko.
Jęknął znowu, odwracając się, by położyć się na plecach.
Jego oczy otworzyły się powoli, ale zaraz po tym zmrużył je, ponieważ nadal był zmęczony.
Po zamruganiu kilka razy, jego oczy skierowały się na mnie.
- Która jest godzina? – spytał.
Rozejrzałem się po pokoju, by zobaczyć czy ma tu zegar, ale niestety go nie znalazłem, więc zgadywałem.
- Um, jest około 6:35 rano.
Jason westchnął.
- Za wcześnie. Chcę spać.
Uśmiechnąłem się do niego, ponieważ czułem to samo.
- Tak, zgadzam się. Ale musimy iść dzisiaj do szkoły.
Jason zacisnął mocno oczy i  rozciągnął swoje ramiona, ziewając. Kiedy zakończył czynność schował soje ramiona z powrotem pod koc.
- Nienawidzę się budzić, kiedy jest mi zimno – przyznał Jason, tuląc się do pościeli.
- Ja też, ale musisz wstać, bo musisz się przygotować do szkoły – powiedziałem.
Nałożył koc na głowę.
- Ale ja nie chcę…
Zaśmiałem się.
- Nie ma chowania się. Musisz wstać – chwyciłem koc i ściągnąłem go z niego na co zaskomlał.
Wyskoczył z łóżka, by odebrać mi koc.
- Oddaj! Zimno mi! – krzyknął, szarpiąc za koc.
Trzymając mocno przedmiot zauważyłem, że ma na sobie tylko koszulkę i bokserki.
- Jeśli ci zimno, to dlaczego nosisz tylko koszulkę i bokserki? Nie masz żadnych spodni od piżamy, jak te? - zapytałem, kładąc nogę na jego łóżku.
Jason przestał ciągnąć za koc i spojrzał na moje wygodne spodnie. Zmarszczył brwi.
- Nie…- odpowiedział krótko.
Było mi goi szkoda, więc nie mogłem pozwolić, żeby było mu zimno. Przewróciłem oczami.
- No cóż…- zacząłem.
Jason spojrzał na mnie swoim smutnymi oczami. Nie wiem czy to były oczy szczeniaczka, ale były słodkie…
- Mogę dać ci jedną parę moich spodni, jeśli chcesz – powiedziałem troskliwie.
- Naprawdę?
- Pewnie. Tylko przyjdź do mojego pokoju I dam ci je, ale najpierw oddaj mi moje bokserki – powiedziałem I uśmiechnąłem się patrząc ponownie na podłogę.
Jason zrobił to samo, chichocząc po cichu.
- Są twoje? – zapytał, schodząc z łóżka.
- Tak. I chcę je wszystkie wyprane, skoro leżą na ziemi.
Widziałem jak Jason uśmiecha się patrząc na podłogę. Następnie schylił się i podniósł jedną parę, śmiejąc się.
- Mówisz, że te też są twoje?
Trzymał dwoma palcami bokserki z Super Manem.
- Podoba mi się ten niebieski i znaczek super mana z przodu.
Moje Poliki zrobiły się czerwone, kiedy wyśmiewał się z nich.
- N- nie… te nie są moje – skłamałem, drapiąc się po karku.
Jason uśmiechnął się patrząc mi w oczy.
- Oh, a te? – podniósł inną parę ze SpangeBobem.
Moje zakłopotanie jeszcze bardziej wzrosło, gdy mi dokuczał.
- Cóż, SpangeBob jest gejem, więc to oczywiste, że te bokserki są TWOJE. Założę się, że on kocha być na two…
- Ok! Wytarczy! – przerwałem mu.
Zachichotał uśmiechając się do mnie złośliwie.
- No co? Miałem powiedzieć, na twojej waginie.
Przewróciłem oczami i zabrałem bokserki z rak Jasona.
- Haha, bardzo śmieszne. Teraz pomóż mi je pozbierać. Muszą być czyste – rozkazałem, patrząc na wszystkie bokserki, na podłodze.
Jason stanął, również patrząc na bałagan. Posłałem mu zdezorientowane spojrzenie, mimo, że na mnie nie patrzył.
- Więc?
Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Co?
- Nie zamierzasz ich podnieść? – zapytałem, krzyżując swoje ramiona.
- Oczywiście, że nie. Są twoje, więc TY je podnieś – powiedział, również krzyżując swoje ramiona.
Teraz mnie wkurzył.
Wyrzuciłem ramiona w powietrze.
- Nie będę ich podnosić! Twój kutas w nich był! – przekląłem, krzycząc z całych moich sił.
Pożałowałem tego, ponieważ mama by mnie zabiła, jeśli by to usłyszała. Spanikowałem na chwilę, rozglądając się po pokoju. Aż moje oczy spotkały się z oczami Jasona, które były zaskoczone. Właściwie, jego cała twarz wyglądała na zaskoczoną i w szoku.
Rozejrzał się po pokoju jakby ktoś nas obserwował. Następnie spojrzał ponownie w moje oczu ze złowieszczym uśmiechem na twarzy. Zaczynałem się bać, miałem wrażenie, że zaraz coś mi zrobi. Jason zaczął podchodzić powoli do mnie, wciąż z uśmieszkiem na twarzy. Zmarłem, patrząc na niego i widząc jego każdy ruch. W końcu stanął przede mną.
- Wow Justin. Nie wiedziałem, że masz to w sobie – powiedział, patrzą na moje ciało i robiąc krok do tyłu.
Albo mnie obczajając, albo robić coś innego, ale to jest niepokojące.
Jego jasnobrązowe oczy spotkały się z moimi.
- Ty naprawdę umiesz przeklinać. Ale wciąż jesteś pedałem. Nie umiesz tego powtórzyć – zamknął oczy i uśmiechnął się.
Zmarszczyłem brwi i zacisnąłem zęby, wkurzony na jego słowa.
- Dla twojej informacji mama nie pozwala mi przeklinać, ale jeśli bym chciał, powtórzyłbym to – odpowiedziałem Jasonowi, chcąc go uderzyć w tyło głowy.
Oczy Jasona szybko się otworzyły, patrząc na mnie. Jego uśmiech zniknął, a jego brwi lekko się zmarszczyły. Położył swoje dłonie na biodrach i przechylił głowę, skanują moją twarz,
- Hmm… To tylko potwierdziło jedną rzecz – podniósł swój palec. – Jesteś synkiem mamusi – jego uśmieszek powrócił.
Spojrzałem na podłogę zawstydzony. Czułem się słaby słysząc, że jestem ‘synkiem mamusi’. Ale estety zdałem sobie z czegoś sprawę.
Uśmiechnąłem się do siebie i spojrzałem ponownie na chłopaka.
Powiedziałem szczęśliwy
- Tak, jestem nim. I jestem dumny -  stwierdziłem.
Jason spojrzał na mnie zszokowany i lekko zdezorientowany.
Uśmiechnąłem się do niego i odwróciłem się, by wyjść z pokoju.  Jason nie odzywał się, stojąc cały czas w tym samym miejscu. Byłem z siebie dumny. To dobry znak.
- Czekaj – powiedział za mną Jason, ale zignorowałem go.
Miałem już opuścić pokój, ale Jason przebiegł obok mnie i stanął tak, że nie mogłem wyjść.
- Czego chcesz, Jason? – spytałem zdenerwowany.
Próbowałem przejść obok  niego, ale wciąż stawał mi na drodze.
- Dlaczego jesteś taki dumny z bycia maminsynkiem? Powinieneś się tego wstydzić – powiedział.
- Co się to obchodzi? – spytałem, wciąż próbując wyjść z pokoju, ale bez skutku.
- Zapytałem pierwszy.
- Cóż, ale ja chce wiedzieć dlaczego.
- Trudno, odpowiedz mi na moje pytanie.
- TY ODPOWIEDZ MI NA MOJE PYTANIE! – krzyknąłem na Jasona.
- Nie! Najpierw odpowiedz na moje!
- Najpierw na moje!
- Najpierw na moje!
- Nie!
- Tak!
Dlaczego my zawsze walczymy? Dopiero teraz to zauważyłem. Ale nei zamierzam się poddać.
- Nie! – odkrzyknąłem.
- Tak!
Okej, wkopię go.
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Tak!
- Nie! Whoa, czekaj…kurwa! – uderzył się w czoło.
Uśmiechnąłem się w zwycięstwie.
- Haha, teraz gadaj. Dlaczego cię to obchodzi.
Jason zmarszczył brwi i wydął wargi, krzyżując ramiona.
- Nie obchodzi mnie.
- Obchodzi. Nie pytałbyś mnie wtedy dlaczego nie jestem upokorzony – wytłumaczyłem mu.
Oczy Jasona spojrzały na sufit, kiedy ten kołysał się na swoich stopach. Chyba właśnie udowodniłem mu, że to ja mam racje, a teraz on próbuje wymyślić coś, żeby się nie wkopać.
Uśmiechnąłem się, patrząc na myślącego Jasona.
- Cóż…uh…może dlatego, że chce wiedzieć dlaczego nie było ci głupio? – zapytał niepewny.
- Ale dlaczego? – spytałem, uśmiechając się.
Jason westchnął z frustracji i zamknął swoje oczy.
- Tylko nie rób sobie krzywdy – zaśmiałem się z niego.
Jason warknął i odwrócił ode mnie wzrok.
- Zamknij się...
- No dalej, po prostu chce wiedzieć  - przesunąłem się tak, by stać twarzą do niego.
Kiedy jego oczy spotkały się z moimi odwrócił się i spojrzał ponownie na sufit.
Trochę uparty…
- Proszę, po prostu mi powiedz.
Ale on zamknął oczy i trzymał głowę skierowaną na sufit.
- Jason? – zawołałem, ale bez odpowiedzi.
Dawał mi tylko tą głuchą ciszę. Nie wiem dlaczego on się tak szybko wkurza. Westchnąłem, patrząc na ciało Jasona, ale nie w gejowski sposób, po prostu skanowałem go. Kiedy miałem odwrócić wzrok, spojrzałem na brzuch Jasona.
Przypomniał mi się dzień, w którym Jason chciał się pociąć.
_______

Siedziałem na tali Jason, żeby go zatrzymać, kiedy Ralph wszedł do pokoju.
Ralph uśmiechnął się dziwnie, widząc naszą pozycje.
- Więc co robicie? – spytał nas.
Uśmiechnąłem się do Jasona i następnie spojrzałem na Ralpha i powiedziałem
- Mamy bójkę na łaskotki
I wtedy Jason oszalał i przyznał, że on nie ma łaskotek, co zazwyczaj jest kłamstwem
_______
Wciąż się na niego patrzyłem, myśląc czy powinienem to zrobić, czy nie. Nie chce go znowu wkurzyć. Nie wyrzucił mnie jeszcze z pokoju, co było dobrym znakiem, ale kłótnia zmieniła jego emocje.
Moja mama jest na dole, więc jeśli Jason spróbuje mi coś zrobić mogę jej o tym powiedzieć.
To nic takiego. Tylko go szturchnę.
Jason – zawołałem go, szturchając go w brzuch, na co szybko zareagował.
Drgnął wydając z siebie dziwny dźwięk. Jason spojrzał na mnie, stawiając krok w strone korytarza.  Patrzyłem na jego twarz, widząc uśmiech i nie wiem czy on chciał się uśmiechać czy to był po prostu grymas.
Uśmiechnąłem się głupawo widząc reakcje Jasona, Kidy go szturchnąłem.
Jason skrzyżował swoje ramiona, zakrywając nimi swój brzuch..
- Nie dotykaj mnie tam - powiedział, odwracając ode mnie wzrok.
- Dlaczego nie? – zapytałem figlarnie, stawiając krok bliżej niego.
Jason odsunął się.
- W ogóle mnie nie dotykaj. To była jedna z moich zasad, głupku.
- Wow, naprawdę lubisz Pillsbury Doughboy*. Szturchnij mnie i umrzyj – naśladowałem wysokim głosem.
 Jason uśmiechnął się słysząc moją interpretacje.
- Prawda.
Odwzajemniłem uśmiech, widząc, że się zgodził i uspokoił się.
Staliśmy uśmiechając się do siebie, co było trochę dziwne.
- Jestem!
Głośny głos Ralpha rozniósł się po domu.
- Tak! – krzyknąłem, uderzając powietrze z podekscytowania.
Jason odwrócił się i spojrzał na schodu.
- Co tak pachnie?
Podszedłem do niego i oparłem się o barierkę, by tez poczuć ten zapach.
Zapach gorącej kawy i świeżo upieczonych wypieków dotarł do moich nozdrzy, co spowodował burczenie w moim pustym brzuchu.
Jason wydawał się zaskoczony tym odgłosem. Spojrzał na mnie, a potem uśmiechnął się patrząc mi w oczy.
- Myślałem, ze to mój brzuch, ale ja nie jestem głodny – wytłumaczył
- Oh, będziesz głodny, kiedy zobaczysz co Ralph przyniósł – powiedziałem, na coś uśmiechnął się szeroko.
Spojrzał z powrotem na schody.
- Więc chodźmy zobaczyć
Myślę, że myślimy o tym samym.
- Ścigamy się na dół? – spytałem.
Jason przytaknął głową.
- Na trzy
Ustawiłem się w pozycje do startu.
Jason zaczął odliczać
“1…..3” wystartował przede mną.
Poszedłem w jego ślady.
- Hej! Oszukujesz! – krzyknąłem, śmiejąc się I biegnąc.
Jason również się zaśmiał.
- Nieważne! Teraz jestem głodny!- odkrzyknął.
Jason chyba może być tylko miły, kiedy jest szczęśliwy, wtedy jest spoko.
Jeśli tylko zatrzymam jego szczęście, zaakceptuje wszystko co robie i będzie mnie lepiej traktował. Dorastałem bez rodzeństwa, oprócz Jazmyn u Jaxona. Ale oni są za mali, żeby cokolwiek z nimi robić. CO mam na myśli to, to, że nigdy nie miałem rodzeństwa, z którym mógłbym się droczyć. Ale teraz mam Jasona. Byłbym naprawdę szczęśliwy gdyby on zachowywał się jak brak, którego chciałbym mieć.


***


Jest drugi semestr szkoły; przyroda - lekcja, której najbardziej nienawidzę.
Cóż, skoro teraz przerabiamy chemię to nie jest jeszcze tak źle.
Ale na razie tylko coś piszemy… przez Jasona…
- Gdzie do diabła jest nauczyciel?! – krzyknął, kładąc się na swojej ławce.
Aż zabolały mnie uszy, ponieważ siedział zaraz obok mnie. Odwróciłem się do niego.
- Nie wiem. I proszę nie krzycz - powiedziałem zirytowany.
- Zamknij się, Justin. Nie pytałem o twoją opinię! – krzyknął ponownie.
Nawet nie wiem czy to miało sensu. Nieważne! To Jason. Po prostu go zignoruj.
Zaczął mi dokuczać, kiedy tylko weszliśmy do szkoły. Jest tylko wredny, kiedy jesteśmy w szkole. Dzisiaj rano próbował mnie upokorzyć przed dużym tłumem ludzi, ale nie udało mu się, ponieważ odwróciłem się i uderzyłem go.
Stary, on był naprawdę zażenowany.
Pewnie dostanę straszną karę.
- Jakie nudy!
Zacisnąłem wkurzony zęby. Jason jest strasznie wkurzający. Naprawdę chcę go uderzyć.
Ale nie mogę tego zrobić. Więc, spojrzałem tylko na podłogę.
- Zamknij się, Jason… - wymamrotałem.

I nagle…

Poczułem, jak ktoś uderzył mnie w tył głowy.

- Nie mów mi co mam robić! – powiedział wkurzony Jason.
Odwróciłem się, by spotkać się z jego twarzą.
- Po prostu się zamknij – powiedziałem, opierając dłoń na mojej głowie, wspierając się łokciem, który ją trzymał.
Wtedy poczułem dłonie na moich plecach i zostałem popchnięty, przez co prawie spadłem z krzesła, ale moje stopy zatrzymały mnie.
- Co do diabła?! – krzyknąłem wkurzony.
- Na podłogę! – krzyknął Jason jeszcze bardziej mnie popychając.
Teraz jeszcze bardziej mnie wkurzył.
Docisnąłem stopy do podłogi, by przód moich butów powstrzymał mnie przed upadkiem.
- Odwal się, Jason! – odkrzyknąłem, próbując uderzyć go z łokcia.
- Sam się odwal! – popchnął mnie ponownie, przez co upadłem.
Usiadłem na chwilę na ziemi, ale szybko podniosłem się, ponieważ Jason też wstał. Miał zamiar mnie kopnąć, ale odskoczyłem od niego.
- Serio Jason! Nie chce walczyć! – krzyknąłem, cofając się o krok, kiedy zbliżył się do mnie ze ściśniętymi pięściami.
- Ty nie musisz, ale ja tak! – przeskoczył na jedną stopę, próbując uderzyć mnie w brzuch.
Szybko zareagowałem.
Biorąc jeden krok do tyłu, ułożyłem dłonie przed moim brzuchem, tak, że wewnętrzna strona moich dłoni była przed twarzą Jasona.
Jego pięść wylądowała na wewnętrznej części mojej dłoni, więc zacisnąłem je, by uwięzić jego pięści.
- Co do cholery?! – krzyknął Jason, szarpiąc swoją ręką, by się wydostać.
Spojrzałem mu w oczy, mimo, ze był skupiony na swoich dłoniach.
- Powiedziałem ci, ze nie chce walczyć, więc ty też nie będziesz walczył – stwierdziłem, mówiąc poważnym głosem.
Ciało Jasona się uspokoiło. Jego ramiona nie wyglądały już tak silnie. Patrzyłem na niego uważnie, żeby być pewny, że to nie jest żadna sztuczka. Zobaczyłem uśmiech na twarzy Jasona, podniósł swoją głowę i spojrzał mi w oczy.
To przypominało mi tych złych chłopaków, którzy patrzyli swoim wzrokiem na tych dobrych, żeby zrobić scenę bardziej dramatyczną.
Jason parsknął głośno i szarpnął swoimi ramionami, przez co byłem bliżej niego. Szybko złapał za mój kołnierz i przybliżył mnie do swojej twarz tak, że nasze nosy prawie się dotykały. Patrzył w moje oczy, jakby chciał wyczytać coś z moich myśli. Przyśpieszył swój oddech.
Zacząłem bać się jego strasznego spojrzenia. Jego twarz sprawiła, że zamarłem ze strachu.
On mnie chyba zabiję przed piątką innych uczniów, którzy siedzą wokół nas i patrzą na nasza walkę.
Dlaczego mi nie pomogą?
Powinienem sam się postawić.
Jestem silną osobą i musze pokazać to Jasonowi.
- Jason… po prostu mnie puść Będziemy mieć kłopoty. Nie doniosę na ciebie, jeśli mnie zostawisz – wytłumaczyłem mu spokojnie.
Jego uśmiech tylko się powiększył.
- To nie ma znaczeni. I tak w końcu ci się dostanie. Teraz nadszedł czas.
Jason wyszarpał swoją drugą dłoń i cofnął ją, by mnie uderzyć. Musiałem szybko zareagować, bez bronienia się.
Poniosłem lewą nogę i kopnąłem go w kolano, przez co stracił równowagę. Następnie ułożyłem dłonie na jego klatce piersiowej i popchnąłem go. Nie wiedziałem, że zrobiłem to z taką siłą, ale najwidoczniej tak było.
Jason upadł na plecy, trzymając swoją rękę na kolanie.
Nie wiedziałem, że to go aż tak zabolało.
Czuję się winny.
- Panie Bieber! – usłyszałem za sobą męski głos.
Podskoczyłem przestraszony i odwróciłem się, widząc nauczyciela od przyrody, Pana Williama.
Whoa, czekaj… widział co zrobiłem Jasonowi?
- Tak… Panie W-Williamie…? – wyjąkałem lekko przerażony, bałem się tego co zaraz powie.
- Co zrobiłeś swojemu przyrodniemu bratu? – zapytał srogim tonem.
Spanikowałem i rozejrzałem się po klasie, a następnie spuściłem wzrok na podłogę.
- ….N-Nie wiem o czym Pan mówi…
Pan William spojrzał na mnie.
- Justin, Widziałem co się stało. Kopnąłeś go w kolano i popchnąłeś go na ziemię.
Wyrzuciłem ręce w powietrze, w niedowierzeniu.
- Ja praktycznie nic nie zrobiłem! To Jason wszystko zaczął! – wytłumaczyłem mu. – Ja tylko się broniłem!
Pan William posłał mi tylko krótki spojrzenie, co oznaczało, że mi nie uwierzył.
Spojrzałem na ciało Jasona, widząc, że udawał śmierć, ponieważ jego język wystawał z jego budzi. Super. Jesteś świetnym aktorem, Jason.
- Niech Pan się nim nawet nie przejmuje. On udaje… znowu – powiedziałem znudzony.
- Nie wygląda dobrze – powiedział, podchodząc do Jasona.
Wyciągnąłem rękę, by go zatrzymać.
- Nie! Nie… mogę udowodnić, że on udaje.
Odwróciłem się do Jasona i postawiłem krok w jego stronę.
- Nie Panie Bieber, nie kopniesz go znowu. Po prostu usiądź.
- Ale proszę pana!
Wskazał na moją ławkę.
- Usiądź. Później zadzwonię do twoich rodziców.
Jęknąłem i podszedłem powoli do mojej ławki, zdenerwowany, że Jasonowi znowu się nie dostanie.
- Powiedz im też o Jasonie – wymamrotałem do siebie, żeby nikt nie usłyszał.
Odsunąłem swoje krzesło i opadłem na nie z grymasem na twarzy.
- Wszystko w porządku, Jason? – Pan William ukucnął obok niego, by sprawdzić co się z nim dzieje.
Słuchałem uważnie co ma zamiar powiedzieć.
Cichy jęk wydostał się z ust Jasona.
- M- Moja noga… boli – powiedział
Nie mogę się doczekać, aż usłyszę co Pan Wiliam ma do powiedzenia.
- Cóż, chcesz iść do pielęgniarki? – zapytał Jasona.
Świetnie, po prostu świetnie…
- Tak, chyba tak. Wie Pan może czy jest on gorąca? – Jason usiadł powoli.
Nie mogę w to uwierzyć.
- Co to za pytanie?! – krzyknąłem głośno. Nie miałem takiego zamiaru, ale tak wyszło. To naprawdę głupie pytanie.
- Panie Bieber, proszę nie krzyczeć i siedzieć cicho – nakazał nauczyciel.
- Tak Justin! Zamknij się! – powiedział następnie Jason.
Pan William zaczął pomagać Jasonowi z jego nogą.
- Wiesz gdzie jest gabinet pielęgniarki? – zapytał Jasona, który się podnosił.
- Tak. Będzie dobrze…. Ale wezmę windę – Jason zaczął odchodzić, podnosząc rękę, by machnąć niedbale.
- Na razie
Pan William skrzyżował ramiona, tupiąc swoją prawą nogą.
- Poczekaj, nie zapomniał Pan czegoś?
Jason zatrzymał się i odwrócił się na piętach.
- Uh… czego zapomniałem? – zapytał nerwowo.
Dostanie mu się, musze to widzieć.
Pan William odwrócił się i wziął mały papierek z jego biurka i podał go Jasonowi.
- Tego.
Wyraz twarzy Jasona wskazywał na to, że jest Zaskoczyny i zmartwiony.
- Nie przyniosłeś jeszcze swojej zgody. Gdzie ona jest?
Jason rozejrzał się po klasie zanim spojrzał z powrotem na nauczyciela.
- Co do tego…
- Panie McCann! Nie będzie Pan mógł uczestniczyć w zajęciach, jeśli nie dostanę tej zgody! – powiedział.
Jason podbiegł do niego.
- Proszę! Musi mi Pan pozwolić chodzić na zajęcia! Muszę skończyć ta klasę! – prosił.
Pan William milczał, patrząc na Jasona.
- Czy Pan właśnie przybiegł bez żadnego bólu? – zapytał, przez co w całej klasie zapanowała cisza.
Jason nie odzywał się przez chwilę.
Następnie złapał się za kolano.
- Ał… - powiedział zakłopotany.
- Usiądź! – Pan William wskazał na ławkę, która była obok mnie.
Jason spojrzał na mnie wkurzony, podchodząc do swojego miejsca. Uśmiechnąłem się bezczelnie, patrząc na niego.
- Wygrałem! – krzyknąłem w zwycięstwie. – A ty właśnie przegrałeś! – wskazałem na Jasona.
Poczułem jak Jason klepnął mnie w tył głowy, kiedy szedł za mną, by dostać się do ławki obok. Już mnie to nawet nie obchodzi.
Pan Wiliam zaczął coś pisać na tablicy.
- Dostanie ci się wieczorem – wyszeptał mi do ucha
Uśmiechnąłem się słysząc jego groźbę.
- Co dostanę? Babeczkę? Kocham babeczki – zażartowałem, mówiąc seksownym głosem, przez co Jason spojrzał na mnie z wyrazem twarzy ‘co do diabła?’.
- N- Nie? – wciąż był rozproszony moim głosem. Może go podnieciłem.
Zaśmiałem się na tą myśl.
- Miałem na myśli, że w końcu cię dopadnę.
Wiem co miał na myśli, ale chciałem sobie pożartować. A Jason nic mi nie zrobi, ponieważ Ralph i Mama będą w domu. Frajer…
Uśmiechnąłem się i odpowiedziałem Jasonowi.
- Nic mi nie zrobisz, co Ralph i mama są dzisiaj w domu. Ale życzę dobrej zabawy przy próbach zrobienia mi czegoś – powiedziałem dumnie.
Jason uśmiechnął się słysząc moje słowa, jakby to był kolejny żart.
- Nie bądź głupi. Słyszałem jak rozmawiają o ty, że wychodzą gdzieś dzisiaj. Może pójdą do baru, a później do motelu – uśmiechnął się głupawo, unosząc brwi.
Przełknąłem mój strach słysząc jego słowa, ale zdałem sobie sprawie, że mówi tak tylko dlatego, żeby mnie przestraszyć. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na niego ponownie.
- Nie, przestań mnie straszyć. Nie zostawiliby mnie z tobą.
Jason pokręcił głową.
- Cóż, oni oboje są głupi. Dlatego zostawiają cię w domu… ze mną..
Poczułem jak po moim kręgosłupie jeżdżą paznokcie, trafiając w każdy nerw. Zgarbiłem się, czując ten dotyk. Kiedy paznokieć dotarł do dołu moich pleców, pisk wydostał się z moich ust przez co wszystkie oczy w klasie były zwrócone na mnie. Nawet Jason zaśmiał sie słysząc mój pisk.
- Justin, co to za dziewczęcy pisk? – Pan Wiliam patrzył na mnie, przerywając swoją lekcję.
Jason usiadł na swoim miejscu.
- Bo tak właściwie to Jason jest dziewczyną! – krzyknął.
Odwróciłem się wściekły, widząc uśmiechniętego Jasona.
- Oh tak? To dla czego nie mam cycków? To chyba jasne, że jestem facetem skoro mam kutasa w spodniach!
Jason westchnął.
- Jak śmiesz obrażać pochwę!
- Hej, Bliźniacy! Przestańcie się kłócić! – krzyknął do nas nauczyciel. – I proszę nie rozmawiajcie o tym w klasie. Jeśli nie przestaniecie, będę was musiał wyprosić z klasy chyba, że już chcecie wyjść? – skrzyżował ramiona, czekając na naszą odpowiedź.
- Nie – powiedzieliśmy w tym samym czasie.
Whoa, co do…?
Oboje odwróciliśmy swoje głowy, patrząc na swoje zszokowane twarze.
- To było dziwne – powiedzieliśmy oboje. – Przestań! Nie ty przestań! Po prostu się zamknij! – kontynuowaliśmy.
Jason jęknął głośno, co zabrzmiało jak ryk.
Wygląda na to, że bliźniacy nieraz tak robią, ale ja i Jason nie jesteśmy nawet spokrewnieni. Jesteśmy bliźniakami, bo wyglądamy tak samo, ale nie ma między nami żadnego pokrewieństwa.
Może to była po prostu zwykła sytuacja. To mogło się zdarzyć każdemu.
- Skończyliście? – Pan William spytał niecierpliwie.
- Tak… - powiedzieliśmy w tym samym czasie, znowu…
- Zamknij się! – krzyknął Jason, uderzając w ławkę.
- Jesteście dla siebie stworzeni. Wasi rodzice muszą być dumni – zażartował Pan Wiliam pisząc coś na tablicy.
- Tak, wiem – uśmiechnąłem się szeroko, kładąc dłoń na ramieniu Jasona.
Jason potrzasnął swoim ciałem.
- Nie dotykaj mnie – wymamrotał. – Jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz, odetnę ci rękę! – zagroził.
Odsunąłem rękę od Jasona i położyłem ja na ławce, śmiejąc się.
Pokręciłem głowa.
- Ah, Jason jest takim świetnym bratem


***


- Ok, podchodzi do gangu Chandlera i śmieją się z niego, i teraz Jason jest wściekły… oh! Jason krzyczy na nich, ale oni wskazują na niego palcami, Uh, Jason właśnie spróbował kopnąć Chandlera i ten jest teraz zły… uh… Jason znowu krzyczy…. A teraz… Oh! O MÓJ BOŻE! – Ryan klasnął dłońmi. – Jason dostał w twarz!
- ZAMKNIJ SIĘ, RYAN! – krzyknąłem na niego.
- Co? Ja po prostu mówię…
- Ryan…. Nie chcę tego słuchać…
Ryan uśmiechnąłem się i spojrzał za mnie.
- Uh… ktoś z grupy Jasona pomógł mu…
- Ryan, nie obchodzi mnie to.
- Zaraz ktoś mu przywali!
Odwróciłem się szybko. Jeden z chłopaków trzymał ramie Jasona, ale nie Widziałem tam pięści. Jason wyrwał się i ponownie zaczął na nich krzyczeć. Codziennie widzę go z nimi. Nie wiem czy on próbuje się popisać, czy dostać się do ich grupy.
Jesteśmy na stołówce. Ryan, Chaz i ja siedzimy przy naszym stoliku. Ryan siedzi na przeciwko mnie, a Chaz obok mnie, ale nie za blisko. Nie wiem dlaczego.
A za mną Jason i grupa Chandlera znowu coś kombinują. Musze tam cały czas chodzić, żeby upewnić się, że Jason nie weźmie udziału w poważnej walce.
Nie wiem co z Caylee. Zazwyczaj jest tutaj z nami.
Odwróciłem się do Ryana, który uśmiechał się głupawo. Warknąłem na niego, wściekły, że mnie oszukał.
- Nie rób tego, serio. Musze uważać na Jasona. Jak będziesz tak dalej robił to Jasonowi naprawdę się coś stanie.
Ryan wzruszył ramionami.
Poczułem przypływ gniewu w moim ciele, więc wstałem i uderzyłem prawa dłonią o stół, a następnie wskazałem na niego palcem.
- Słuchaj, czuje, że jesteś na mnie zły bez powodu! Nie podoba mi się, jak mnie traktujesz, bo coś ci zrobiłem! Proszę, przestań! Mój dzień był ciężki i wieczór też taki będzie, więc po prostu przestań!
Jęcząc, opadłem na krzesło. Ryan patrzył na mnie pustym wzrokiem, jakby zobaczył kogoś umierającego.
Zacząłem oddychać przez nos, by się uspokoić. Nie krzyczałem tak przez całe moje życie. Teraz tego żałuję, ale wciąż nie wiem, dlaczego on jest na mnie zły.
Wtedy Ryan uśmiechnął się, kładąc ręce na stole.
- Jestem na ciebie zły, bo urządziłeś imprezę… - powiedział.
- Co?! Ale…
Ryan podniósł palec.
- Hej. Nie skończyłem jeszcze.
Nie odezwałem się, chcąc wiedzieć co jeszcze ma do powiedzenia.
- Powiedziałem, że nie masz nic robić, a ty nadal…
- Ale…
- Justin…
Westchnąłem.
- Ja po prostu nie chciałem żadnej imprezy, a ty i tak ją urządziłeś. Dlatego jestem na ciebie złu.
Zmarszczyłem brwi.
- Ale… podobała ci się… tak? – spytałem, mając nadzieje, że powie ‘tak’.
Przyłożył dłoń do swojej brody, by pomyśleć.
- Hmm… nie wiem. Podobała mi się? – uśmiechnął się.
Spojrzałem mu w oczy,, próbując wyczytać jego myśli.
- Tak, myślę, że ci się podobało.  Widziałem jak rozmawiałeś z jakimiś dziewczynami i tańczyłeś  z jedną z nich!
- Wcale nie. Wszyscy mi to wczoraj mówili. Ale my nawet nie możemy tak tańczyć w szkole – wytłumaczył Ryan.
- Ok, nieważne. Po prostu dalej bądź na mnie zły.
Ryan nadal się na mnie patrzył.
Spojrzałem na niego.
- Co?
Pokręcił głową.
- Zdałem sobie sprawę, że nie mogę być na ciebie zły. Jesteś zbyt dobrym przyjacielem dla mnie.
Mały uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
- N- Naprawdę? Czy znowu żartujesz?
- Nie, nie żartuję. Impreza była super, bo mam najlepszych przyjaciół – uśmiechnął się szeroko, pokazując, że mówi prawdę.
- Aw, to słodkie – zaczęło mi być ciepło.
- Co jest słodkie?! – krzyknął Chaz.
Zaśmiałem się.
- Chaz, nie rozmawiamy o jedzeniu.
- Ooh… - jęknął Chaz i wrócił do dłubania widelcem w swojej misce.
- Co ty w ogóle jesz? – zapytał Ryan.
- Sałatkę… - odpowiedział.
- Dlaczego? Ty nawet nie lubisz sałatek – stwierdził.
Chaz wzruszył ramionami.
- Pomyślałem, że powinienem jeść zdrowiej. Chcę być w dobrej formie na nadchodzące zawody sportowe.
Zdziwiłem się, słysząc słowa Chaza.
- Prawda. Zapomniałem o nich.
- Tak, Dobrze myślisz, Chaz – powiedział Ryan.
Chaz uśmiechnął się i wrócił do jedzenia swojej sałaty.
- Oh! Jason jest za Tobą! – powiedział Ryan, trochę zmartwiony.
Odwróciłem się, widząc jak Jason idzie w moją stronę. Westchnąłem, patrząc na Ryana.
- O Jezu… ciekaw czego chce…
Dwie dłonie uderzyły w stół. Spojrzałem w górę, by zobaczyć Jasona, patrzącego na mnie.
- Hej Justin, masz pieniądze na lunch? – zapytał Jason, patrząc na stół.
- Tak, dlaczego? – odpowiedziałem zmartwiony, nie wiedząc co ma zamiar zrobić.
Jason spojrzał na sufit.
- Cóż… zastanawiałem się, czy może mógłbyś mi je dać – jego oczy spotkały się z moimi.
- Nie, masz swoje. Użyj ich.
- Ale ja już jw. Wydałem i nadal jestem głodny – spojrzał w tył.
- Jak można wydać 10 dolarów na jedzenie i wciąż być głodnym? – zapytałem.
- Um… Metabolizm? – powiedział niepewnie.
Patrzyłem na niego zdezorientowany.
- Czuje, że mnie okłamujesz I coś złego się stało.
Jasona oczy prawie wyskoczyły.
- N- Nie! Nic sie nie stało. Dlaczego pytasz?
Teraz jestem pewnie, że coś się stało.
Spojrzałem mu w oczy.
- Po prostu powiedz nam co się dzieje. Jak mi powiesz to może dam ci pieniądze.
Jason myślał przez chwile, patrząc na mnie uważnie.
- Nie… nic się nie stało – powiedział w końcu.
Westchnąłem i odwróciłem się od niego.
- Dobra. Po prostu się martwiłem… bo mi zależy…
Jason również westchnął, ale odszedł od stolika. Chciałbym, żeby przyznał się co mu chodzi po głowie.


***


Mama I Ralph stali przy drzwiach, przygotowując się do wyjścia.
- Nie! Proszę, proszę, proszę nie wychodźcie! On mnie zabije! – błagałem ich.
- Justin, on ci nic nie zrobi. Ale jeśli zrobi to ja i Ralph z nim pogadamy – powiedziała mama.
- I dostanie klapsa… - dodał Ralph, żartując.
- Mamo, on mi powiedział, że to zrobi. Boje się – stwierdziłem, patrząc na nią z miną szczeniaczka.
Ralph westchnął.
- Ok, jeśli Jason nic ci nie zrobi to jutro zabierzmy  gdzieś was obu – wytłumaczył mi. – Słyszałeś Jason? – krzyknął Ralph.
- Tak – krzyknął Jason z kuchni.
- Dobrze – powiedział Ralph.
Tak, Jason jest w kuchni i myje naczynia. Musiał to zrobić po zjedzeniu kolacji, fajnie jest sobie na to popatrzeć. To jak oglądanie starych ludzi, którzy walczą. A czasami to wygląda jak oglądanie wiadomości, ponieważ Jason narzeka na to czego nie lubi i pochwala to, co mu się podoba.
- Będziemy w domu przed 11, więc powinniście być już wtedy w łóżkach – powiedziała mama.
- Co?! Przed 11?! Przecież jest piątek wieczór! – narzekałem
- Tak, wiem.
- Więc nie możemy zostać dłużej?
Zastanowiła się przez chwilę.
- No dobrze. Macie czas do 11:30 – uśmiechnęła się do mnie.
- Mamo… - zaskomlałem.
- Dobrze, dobrze… do 12. I to jest ostateczna decyzja.
- Tak! Dziękuję.
- Nie ma za co, kochanie. Bądź grzeczny., my wychodzimy – odwróciła się i zaczęła iść w stronę wyjścia.
- Ok, pa. Kocham cię – powiedziałem.
- Też cię kocham. Dobranoc  - pomachała mi zanim wyszła na dwór.
Ralph stał przy wyjściu, czekając na coś. Spojrzałem na niego.
- Ralph, trochę się boje zostać sam z Jasonem – wyszeptałem.
Spojrzał na mnie nieco zmartwiony.
- Chciałem zatrudnić nianię, ale Pattie powiedziała, ze jesteście za duzi – wyszeptał.
- Nie! Nie obchodzi mnie to! Ja chcę nianię! – krzyknąłem po cichu.
- Cóż, właściwie to chciałem wziąć nianie dla Jasona, ale Pattie myślała, że dla was obu – uśmiechnął się.
Również się uśmiechnąłem, uważając to za śmieszne.
- Tak, ale wciąż mogłeś to zrobić.
Oparł się framugę, śmiejąc się.
- Tak, mogłem. Ale wszystko co musisz zrobić, to uszczęśliwić go. Jason lubi filmy, więc możecie obejrzeć, coś co lubi albo możesz zamknąć się w łazience I siedzieć tam do 11 – wytłumaczył.
- Wolę zrobić tą pierwszą rzecz. Jest ciekawsza  - stwierdziłem, uśmiechając się.
Ralph zaśmiałem się, słysząc moją odpowiedź.
- Dobry wybór. Może to was do siebie zbliży. Pomyśl o tym – powiedział.
- Pomyślę. Dzięki – kiwnąłem głową.
- Nie ma problemu. Teraz lepiej pójdę, bo Pattie pomyśli, że dzwonie po nianię. Upewni się, że wszystko będzie w porządku.
- Tak, bawcie się dobrze, ale nie za dobrze – Ralph odwrócił się, a ja zacząłem go popychać. – Nie chcę, żebyście byli pijani albo, żebyście mówili mi, że będę miał rodzeństwo za 9 miesięcy.
Ralph wyszedł na zewnątrz.
- Ok, ok. Obiecuję, że nie zrobimy żadnej z tych rzeczy. Nie martw się o nas, martw się o Jasona.
- Upewnię się, że nic się nie stanie. Miłej zabawy – powiedział, trzymając dłoń na gałce od drzwi.
- Dobrze. Pa, do zobaczenia później – zszedł ze schodków.
- Pa! – krzyknąłem, zamykając drzwi, a następnie blokując je.
W końcu poszli. Teraz możemy coś zacząć. Ale najpierw chcę pooglądać, jak Jason myje naczynia. To zabawne.
Wszedłem do kuchni, widząc znudzonego Jasona wycierającego talerz gąbką. Uśmiechając się, powoli podszedłem do stołu i usiadłem przy nim, tak, że  Jason nawet  nie zauważył. Teraz mogę go obserwować.
Zauważyłem jak ciało Jasona zatrzymało się na chwilę, ale zaraz wrócił do mycia.
Uff! Było blisko.
Jason położył czysty talerz na suszarce i wziął kolejny przedmiot. A dokładniej; nóż. Ale nie taki do masła, ale duży nóż, którego użyliśmy do krojenia steku. Tak, mieliśmy stek na kolacje i, o Boże, był pyszny.
- Aw, kurwa! – Jason wyszeptał do siebie.
Odwrócił głowę.
Justin! – zawołał.
Wstałem zszokowany tym, co się działo I podszedłem do niego.
- Co się stało? – zapytałem, patrząc na umywalkę i naczynia.
Jason podniósł swoją dłoń i pokazał mi ja całą we krwi.
- O Boże! Co ty zrobiłeś? – spytałem.
- Myłem nóż I dźgnąłem się nim przez przypadek – powiedział, wciąż pokazując mi swoją rękę.
- Oh Jason, po prostu przemyj to w umywalce, a ja pójdę po plaster.
Już miałem odchodzić, kiedy Jason zaczął się śmiać. Chyba sobie żartujesz…
Ha, dałeś się nabrać. Frajer! – powiedział zgryźliwie.
Odwróciłem się zdenerwowany.
- Ok, to nawet nie było śmieszne. To było głupie.
- Dla mnie było. Jak mogłeś pomyśleć, że ketchup to krew? Jesteś ślepy? – zapytał dziecinnie, poruszając dłonią, by prysnąć na mnie ketchupem.
- Ew! – wrzasnąłem, odskakując. – Nie pryskaj tym na mnie! Umyj się i wracaj do pracy! – powiedziałem i odszedłem w stronę salonu.
- Czekaj! – krzyknął Jason.
- Co?! – odkrzyknąłem, nie odwracając się.
Na chwilę zapanowała cisza, aż w końcu Jason się odezwał.
- P- pomożesz mi w zmywaniu? – zapytał nieśmiało.
Odwróciłem się na palcach, patrząc na Jasona.
- Dlaczego powinienem ci pomagać? – zapytałem zły, przez co chyba zrobiło mu się smutno.
Widziałem smutek w jego oczach, ale chyba był to udawany smutek.
- Chciałem, żebyś mi pomógł, bo jest piątek i chciałbym trochę odpocząć albo porobić coś lepszego – przyznał, to brzmiało, jak kłamstwo.
Spojrzałem na niego podejrzanie.
- Ja też, a skąd mam wiedzieć, że mówisz szczerze?
Jason westchnął i zgarbił się lekko.
- Jeśli nie mówiłbym prawdy to byłoby mi głupio. Ale naprawdę źle się czuje i jestem tym zmęczony. Piątki to fajne dni, a nie nudne…
Powoli podszedłem do niego, wciąż obserwując jego twarz, by znaleźć coś fałszywego. Ale nic nie znalazłem. Widziałem tylko jego zmarszczone brwi i te smutne oczy. Westchnąłem I spojrzałem na zlew, a później z powrotem na niego.
 - Dobra, pomogę ci, ale tylko dzisiaj. Następnym razem robisz to sam 0 powiedziałem, podchodząc do umywalki.
- Naprawdę?! Tak! Dziękuję! – krzyknął, stojąc obok mnie.
- Taa, przestań się ekscytować i pomóż mi – powiedziałem mu, ale on nadal stał obok mnie cały szczęśliwy.
To mu chyba pomoże. Nawet przyznał się do swoich uczuć, a to dobry znak. Przynajmniej sprawiłem, że jest szczęśliwy, co wszystko zmienia.


***


- Justin! Justin! Justin! – usłyszałem Jasona, krzyczącego moje imię.
- Co? Co? Co? – odkrzyknąłem.
Zauważyłem wbiegającego do salonu Jasona. Podszedł do mnie, kiedy siedziałem na kanapie I położył swoje dłonie na moich kolanach, pokazując swoją uśmiechniętą twarz mojej znudzonej.
- Robotników już nie ma! Basen jest już zrobiony! Chodźmy go zobaczyć! – krzyknął, aż zapiszczało mi w uszach.
Złapałem jego nadgarstki i zepchnąłem je z moich kolan.
- Ok, pójdziemy, ale przestań krzyczeć, bo to denerwujące.
- Ok, ok! Chodźmy! – pobiegł do kuchni.
Stary, nie lubi, jak Jason ma tyle energii. Zaczyna grać mi na nerwach. Nawet nie wiem skąd ją bierze, nie jadł nic z dużą ilością cukru. W każdym razie, wstałam z kanapy i wszedłem do kuchni, by wyjść tylnymi drzwiami.
- Justin! Chodź szybko! – słyszałem głos Jasona z zewnątrz.
Drzwi były otwarte, dzięki czemu ziemne powietrze dostało się do domu. Zadrżałem czując powietrze na swoich ramionach, byłem tylko w koszulce.
- Nie, nie wyjdę! Jest zimno! – krzyknąłem do niego, krzyżując ramiona, by było mi ciepło.
- Oh przestań. Nie jest tak źle – Widziałem Jasona na drewnianej podłodze. Był blisko. Było dosyć ciemno na dworze, co było niebezpieczne, kiedy jest się obok basenu.
- Hej Jason! Uważaj tam! Nie chcę, żebyś wpadł do basenu! – krzyknąłem do niego.
- Uh, nie martw się! Nie wpadnę! I tak nie umiem pływać, więc nie wejdę do niego.
Whoa, czekaj. Czy on powiedział, że nie umie pływać.
- Czy ty powiedziałeś, że nie umiesz pływać?
Wtedy zauważyłem, jak Jason podchodzi do szklanych drzwi, ale nie wszedł do środka.
- Tak, nigdy się tego nie nauczyłem – podrapał się po głowie zakłopotany.
Uśmiechnąłem się do niego.
- Mogę cię nauczyć, jeśli chcesz. Ale nie teraz.
Odwzajemnił uśmiech.
- Spoko.
Odbiegł od drzwi, śmiejąc się. Miałem dziwne uczucie, że on kłamie, skoro się śmiał. Ale mógł też mówić prawdę. Albo nie. Wszyscy umieją pływać. Przecież to takie proste.
Uśmiechnąłem się I odwróciłem się, odchodząc od szklanych drzwi.
Nagle usłyszałem głośne pluśnięcie wody. Jason był jedyny, który przyszedł mi do głowy. Myślałem przez chwilę, czy powinienem to sprawdzić, ale może Jason próbuje mnie przestraszyć. Nie mógłby wpaść do basenu. Tylko idiota podszedł by blisko basenu, mimo tego, że nie umie pływać.


Hmm…

Próbowałeś, Jason.
_____________
*Tim Hortons - kanadyjska sieć barów szybkiej obslugi
*Pillsbury Doughboy - maskotka Pillsbury Company, branży spożywczej

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam.
Mam nadzieję, że podobał się rozdział :)
 Chyba nie było takiej długiej przerwy pomiędzy tym rozdziałem, a ostatnim. 
Chciałam tak zacząć dodawać rozdziały; co 2 tygodnie. Ale wiedząc, że pod ostatnim rozdziałem był tylko 1 komentarz to mi się wszystkiego odechciewa chyba. Więc nie wiem, jak to dalej będzie. A do tego jeszcze autorka zastanawia się nad zostawieniem opowiadania, szkoda, bo ja osobiście je uwielbiam.

Jeśli ktoś to w ogóle jeszcze czyta to zapraszam do komentowania :)

Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na aska.



Paa xx

sobota, 3 maja 2014

14. First Day Troubles

Jason bierze udział w walce
Justin go dopinguje

Jason McCann
Po dwóch godzinach w końcu doszedłem do domu. Było trochę ciężko, bo w rękach niosłem moje przybory do rysowania.
Cóż, przynajmniej będę miał co robić, siedząc tutaj, może poćwiczę moje rysowanie.
Myśli o Justinie powróciły do mojej głowy.
Spodobało mi się to, że docenił moją pracę i zachęcał mnie do kontynuowania tego. Sprawił, że zacząłem myśleć, że umiem rysować i, że jestem artystą. I dzięki niemu się uśmiechnąłem, nie wiedziałem, że to się kiedyś stanie.
Justin zachowuje się tak, jak kiedyś Ralph. To dziwne, że robi to co on, żeby sprawić, bym był szczęśliwy. Ale to nie znaczy, że go lubię. To jest właśnie problem. Nie mogę zbliżyć sie do Justina.
Jeśli by o tym pomyśleć, Justin mógł tylko udawać  Pana’ Będę-najlepszym-kumplem-Jasona’ by zdobyć moje zaufanie. Ralph prawdopodobnie też bierze w tym udział. To dlatego Justin zachowuje się jak Ralph.
Jezu…
Jestem taki głupi.
Teraz muszę być ostrożny. Nie mam mowy, żebym wpadł w ich zasadzkę. Nie uda im się to, tak samo, jak mi nic nie wyszło.
Głupi Justin. Koniec z twoimi planami. Już nie zadziałają.
Nowa zasada
1.       Nie ufaj pedałom

Stałem w miejscu odpędzając od siebie wszystkie myśli. Dzisiejszy dzień był bardzo dziwny. Wciąż nie mogę uwierzyć, że w jakiś sposób zbliżyłem się do Justina. Na samą myśl chce mi się rzygać…
Wzdychając, podszedłem do drzwi i chwyciłem zimną, metalową gałkę. Nie wiedziałem czy były zamknięte, czy nie, ale i tak spróbowałem.
Przekręciłem gałkę I popchnąłem ją powoli. Drzwi otworzyły się, zaskakując mnie.
I tak nikogo nie powinno być w środku. To mój dom, a Dylan powiedział, że zajmie się jakimiś sprawami. Pewnie zostawił klucze w środku.
Zanim do końca otworzyłem drzwi, odwróciłem się i zacząłem się rozglądać, by mieć pewność, że nikogo tam nie ma.
Jeśli już ktoś tu był, chciałbym, żeby to był Charlie, mój kot. Albo Alex, ale on by nigdy tutaj nie dotarł.
Zwróciłem głowę do gałki od drzwi i otworzyłem je do końca, stawiając kilka kroków, by znaleźć się w środku.
Rozglądając się, zauważyłem, że ktoś ponownie odnowił pomieszczenia. Były lepsze kanapy; jedna skórzana, jedna aksamitna ale wyglądało na to, że ktoś już ich używał. Mały, kwadratowy telewizor stał na drewnianej ladzie, a zielony dywan leżał idealnie pomiędzy skórzana kanapą, a telewizorem. Ale to tylko salon.
Wszedłem do niego, by odłożyć moje przybory do rysowania na kanapie, żeby  ich nie nosić, kiedy będę rozglądał się po domu.
Wchodząc do kuchni, zauważyłem kartkę obok mikrofalówki. Pewnie Dylan ją zostawił.
Super! Mam mikrofalówkę!
Podszedłem do blatu I podniosłem kartkę. Pod nią leżał breloczek i dołączony do niego klucz. Jeden klucz? To wszystko? Spodziewałem się więcej kluczy.
Nieważne. Przynajmniej będę jedynym, który może wejść do tego domu.
Ok, wracając do kartki.
Prześledziłem wzrokiem białą kartkę, by zobaczyć co było na niej napisane:

Jason McCann                                                                   12/9/2010
Mam nadzieję, że to czytasz. W każdym razie, mam nadzieję, że podobają ci się nowe meble i reszta. Miałem szansę zebrać trochę używanych rzeczy dla ciebie. A ponieważ policjantom było ciebie żal, teraz będziesz miał ubezpieczenie, byś mógł o siebie zadbać. Wiem, że mieszkasz gdzie indziej, ale policja o tym nie wie.
Oh, ten kot z trzema nogami przyszedł do domu, kiedy go dekorowaliśmy. Wciąż powinien być w środku. Kupiliśmy parę puszek z ryba, są w mini lodówce i kupiliśmy też karmę dla kota, jest w szafce, żebyś mógł nakarmić swojego małego przyjaciela.
  W każdym razie, mam nadzieje, że wszystko będzie w porządku w twoim małym domku. Po prostu zadzwoń na policję, gdyby coś się działo. Pamiętaj, numer to 911.
 Cóż, powinieneś to wiedzieć.
Nie ma to jak w domu,
Dylan Hoch
Hmmm… interesujące.
Teraz mogę mieszkać tu sam. Nie muszę wracać do domu Ralpha i nie muszę iść do szkoły.
Haha, to się nazywa słodkie życie.
Nie mogę się doczekać, aż wydam moje pieniądze z ubezpieczenia. I tak nie będę miał żadnych wypadków, więc po co mam je marnować? Mogę je wydać na wszystkie laski, które spotkam. Może jakieś sex zabawki. Hehe…
Powinienem przestać o tym myśleć.
Nie chcę by mi stanął, podczas moich fantazji. To nie fair!
Czekaj? Czy w liście było coś o Charliem?
Przeczytałem ponownie tekst.
O kurwa!
Charlie wciąż gdzieś tu jest! Prawdopodobnie jest gdzieś w domu!
Krzyknąłem i podskoczyłem lekko, kiedy zdałem sobie sprawę, że ten którego szukałem, jest gdzieś tutaj. Ale gdzie on może być?
Są tutaj pokoje, ale są zastawione meblami, więc może być wszędzie. Cóż w liście napisane było, że karma dla kota jest w szafce. Może spróbuję potrząsnąć saszetką, jak w reklamach.
Podszedłem do szafki, która wisiała na ścianie i otworzyłem ją powoli, odkrywając  5 paczek kociej karmy i klika przekąsek dla mnie, jakieś batoniki.
Karma dla kota. Dokładnie taka jak w reklamie.
Chwyciłem zieloną paczkę, ponieważ była już otwarta. Kiedy miałem ją w dłoni, rozejrzałem się po kuchni, by przygotować się na jakikolwiek nagły dźwięk.
Potrząsnąłem paczką…
Nic…
Potrząsnąłem nią jeszcze dwa razy.
Nic…
Ok, może powinienem trząść mocniej.
Ściskając ją mocniej, potrząsnąłem nią mocniej sprawiając, że karma zaczęła szeleścić. Charlie powinien usłyszeć ten dźwięk.
Wciąż brak jakiegokolwiek odzewu.
Może powinienem go zawołać.
- Charlie! Charlie!
Potrząsnąłem bardziej paczką.
Tup…tup…
Było słychać lekkie ‘uderzenia’. Usłyszałem brzęczenie, które było coraz głośniejsze.
Przestałem potrząsać karmą i patrzyłem przez futrynę, by zobaczyć kto idzie. Biały puch przybiegł do kuchni, koncentrując się na paczce z karmą.
Patrzyłem na to, aż zobaczyłem oczy, patrzące na paczkę lodowo-niebieskie i zielono-szmaragdowe oczy.
Zrobiło mi się ciepło, kiedy zdałem sobie sprawę, że on tutaj był. Nawet uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Ukucnąłem, opuszczając karmę i podnosząc delikatnie Charliego, a następnie przytulając go mocno.
- Oh Charlie. Tak bardzo za Toba tęskniłem! Cieszę się, że z tobą wszystko w porządku! – powiedziałem mojemu puchatemu przyjacielowi.
Jego sierść otarła sie o moją twarz, była miękka jak kocyk dla dziecka, który właśnie został wyprany. Jego sierść nie wyglądała już na taka brudną. Ktoś musiał go wyczyścić.
Charlie jest puszysty, ale był też kościsty. Przestałem go przytulać, ale zatrzymałem go w moich ramionach, bym mógł się mu przyjrzeć. Na jego plecach pojawił się guz, który wyglądał jak białe wzgórze. Przejechałem dłonią wzdłuż jego kręgosłupa, czując guza pod moją dłonią. To tylko kość.
Badałem kość, szturchając i pocierając ją, nie wyglądało na to, że Charlie czuje jakiś ból. Podniósł do góry swój ogon I otarł się nim o moją twarzy.
Położyłem dłonie na jego boki, czując więcej kości. Kiedy przesuwałem moją rękę w górę i w dół, czułem jego wszystkie żebra, a nawet odstępy pomiędzy nimi.
Uh, eww, to obleśne!
Kładąc ręce na jego biodrach, mogłem też poczuć kości, które się łączyły. Boże, jest taki chudy. Jest jak szkielet z futrem. Mój biedny kotek może umiera teraz z głodu.
Cóż, dlaczego ja tu siedzę?! Powinienem go nakarmić!
Postawiłem Charliego delikatnie na podłodze I wstałem, chwytając karmę, by ją otworzyć.
Ponieważ Charlie przyszedł tutaj tylko po jedzenie, otworzyłem paczkę i przechyliłem ją tak, że 6 albo 7 małych kwadracików wpadło na moją rękę.
Charlie zamiauczał, widząc karmę. Uśmiechnąłem się, widząc jak bardzo tego chce, ale uśmiech powiększył się, kiedy poczułem jak ociera się o moją nogę.
Ukucnąłem by wysypać karmę na ziemię. Kiedy były dla niego osiągalne, zaczął je pożerać. Ale Charlie nie może jeść samych przysmaków. W liście było napisane, że w lodówce są puszki z rybą, więc chyba powinienem mu je dać. To będzie odpowiedni sposób, by go nakarmić.
Podszedłem do małej lodówki i otworzyłem ją, widząc około 11 puszek z rybą. Był tylko łosoś i tuńczyk, ale dla kota będą idealne.
Wyciągnąłem małą puszkę tuńczyka i przytrzymałem ją przez chwile, kiedy zauważyłem, że nie ma otwarcia.
Cholera! Jak ja mam to otworzyć?! Nie mam nawet łyżek ani widelców, więc skąd miałbym mieć otwieracz do puszek?
Pieprzyć otwieracz do puszek. Zrobię to używając męskiej siły.


***


Odetchnąłem ciężko, kiedy w końcu otworzyłem puszkę. Charlie patrzył się na mnie z ciekawością albo po prostu czekał, aż otworzę puszkę. Wzdychając ze zmęczenia, położyłem puszkę na ziemi, żeby Charlie mógł z niej jeść.
Oparłem się o ladę, patrząc na niego dopóki nie poczułem, jak gorące są moje ręce. Miałem czerwone kreski na dłoniach od próby otworzenia puszki. Oh, to boli. Są jak poparzenia. Ale przynajmniej Charlie ma co jeść.
Ale co ja mam jeść? Nie chcę jeść tych gumowych batonów i ryby.

Oh, pieprzyć to.
Po prostu pójdę jutro kupić jakieś jedzenie dla mnie.
Jestem dosyć zmęczony. Nie chce mi się nic robić, tylko spać.
Ziewnąłem głośno, rozciągając ramiona. Opuściłem kuchnię, zostawiając za sobą Charliego. Jak skończy, przyjdzie do mojego pokoju.
Kiedy wszedłem do sypialni, od razu przeszły mnie dreszcze, czując otaczające mnie zimne powietrze. Nie było tu ogrzewania, więc będzie zimno.
Westchnąłem i zdjąłem swoje buty, a zaraz po tym wskoczyłem na lóżko, co sprawiło, że dookoła mnie zaczął latać kurz.
Oh, chyba sobie ze mnie żartujesz…
Ok, nieważne. Po prostu to zignoruję. Przecież to mnie nie zabije.
Wszedłem pod brudny koc i owinąłem się nim, próbując się ugrzać.
Wciąż było mi zimno, czego teraz nienawidziłem. Nigdy nie lubiłem zimna. Tak jakby jestem zimnokrwisty. Potrzebuję ciepła, by przetrwać.
To mogłaby być prawda.
Justin powiedział, że go ignoruję, co oznacza, że jestem bez serca.

Chyba naprawdę jestem zimnokrwisty.

Nie, żeby mnie to obchodziło.

Zamknąłem oczy, próbując zasnąć.
Było trochę ciężko.
Muszę przyznać, nie podobało mi się spanie w takich warunkach.
Lubię spać gdzieś, gdzie jest ciepło i czuć miłość, gdzie mam kogoś z kim mogę porozmawiać, i gdzie ktoś może mnie chronić. Nie tutaj.
Mogę pogadać z Charliem, ale on nie może porozmawiać ze mną.
Wszystkie te koce nie są cieple i nie dadzą mi miłości.
Nie podobało mi się, ale wolę być tutaj niż z Ralphem i Justinem.


***


BAM! BAM! BAM! BAM!

Obudziłem się I usiadłem przestraszony, oddychając gwałtownie. Słyszałem głośne walenie w drzwi, dlatego się obudziłem. Cholera, która jest godzina?

BAM! BAM! BAM! BAM!

Ok, ok… pójdę je otworzyć.
Zamrugałem kilka razy, by przyzwyczaić moje oczy do ciemności. Rozciągnąłem moje ramiona, czując dreszcze na moim ciele. Zawsze nienawidziłem wstawać, kiedy wciąż jestem zmęczony i jest mi zimno.

BAM! BAM! BAM!

Ja pierdole! Czy mógłbyś przestać walić w moje drzwi?!
Jezu, zaraz tam będę.
Kiedy miałem już zejść z łóżka, Charlie z niego zeskoczył i pobiegł w stronę korytarza. Hmm, chyba spał ze  mną w nocy. Oh, to kolejny powód by zejść z łóżka. Musze nakarmić Charliego.
Zszedłem z łóżka, znowu czując zimno. Zignorowałem to, wchodząc na korytarz, by otworzyć drzwi.

BAM! BAM! BAM! BAM!

Ok, teraz jestem zły!
- Przestań, kurwa, walić w moje pieprzone drzwi, skurwielu! – krzyknąłem na osobę za drzwiami.
Westchnąłem, kiedy zdałem sobie sprawę ile przekleństw znalazło się w tym zdaniu.

BAM! BAM!

-          Jasonie McCann! Otwórz drzwi! Teraz! – zawołał męski głos.

O Boże! Policja jest przed moim domem!
- Dobrze! Przepraszam! – spanikowałem I odblokowałem drzwi, a następnie otworzyłem je, widząc…

Ralpha?

Ralpha!

- Co do diabła ty tu robisz?! – krzyknąłem, kiedy sam wprosił się do domu.
Posłał mi śmiertelne spojrzenie i położył dłoń na moim ramieniu, ściskając je mocno, co wywołało u mnie ból
- Ał! Co do cholery-
- Zamknij się! – krzyknął, przerażając mnie. – Nie chcę już słyszeć żadnego słowa! – powiedział wściekły.
- C-Co…? – słowo wyszło z moich ust.
Spojrzał mi w oczy.
- Nie wiem, co jest z tobą nie tak! Dlaczego do diabła uciekłeś? – krzyknął prosto w moją twarz, sprawiając, że w moich oczach pojawiły sie łzy. – Martwiłem się, kiedy Justin powiedział, że odszedłeś. Mogli Cię zabić!

Wkurzył mnie.
- N- nie, nie zabiliby mnie! Jestem bezpieczny I mogę się sobą zająć! – odkrzyknąłem, próbując odepchnąć rękę Ralpha, ale nie odpuszczał.
- Jason, ty nie wiesz co robisz! Nie mów, że dasz sobie rade sam. Po prostu stąd chodźmy! Spóźnisz się! – powiedział, wyciągając mnie z domu.
- Na co się spóźnię?! – spytałem, stojąc w miejscu, odpychając Ralpha.
Westchnął zdenerwowany, jakbym był głupi.
- Do szkoły… spóźnisz się do szkoły! Teraz, chodźmy! – krzyknął, szarpiąc się ze mną, ale w końcu go odepchnąłem.
- Nie, nie idę do szkoły! Zostaję tutaj!
- Oh, nie, na pewno nie. W Kanadzie edukacja jest obowiązkowa, więc idziesz.
- Cóż, w Ameryce też jest obowiązkowa i jednak nie poszedłem, Alex też nie – stwierdziłem, przechytrzając go.
Nic nie powiedział. Haha, jest zdezorientowany.
- Jason, jeśli nie zdałeś sobie jeszcze sprawy, to jesteśmy najbardziej poszukiwanymi kryminalistami w Ameryce. Więc dlaczego miałbyś iść tam do szkoły? – zapytał, próbując przechytrzyć mnie.

Cholera!


Potrzasnąłem głowa.
-  Nieważne… Po prostu nie byłem w szkole od kiedy skończyłem 6 lat i teraz mam tam iść w wieku 16 lat. Jak mam do tego przywyknąć? – spytałem zdenerwowany.
- Dlatego będziesz miał wszystkie lekcje z Justinem. On Ci wszystko pokaże.
- Ale jak ja zdam?
Ralph uśmiechnął się.
- Musisz ciężko pracować, skoro opuściłeś 9 i 10 klasę.
- Ale miałem nauczanie domowe w tych dwóch klasach! Więc dlaczego muszę ciężko pracować? To nie fair! – jęknąłem.
Ralph skrzyżował ramiona.
- Wiem, ale jeśli chcesz skończyć szkołę w odpowiednim wieku, będziesz musiał to zrobić. Ale nie martw się; pomożemy ci.
Spuściłem głowę, wciąż zdenerwowany przez to, ze będę musiał ciężko pracować. Ale przynajmniej Ralph mi pomoże.
- Okej, chodźmy zanim będzie za późno – Ralph chwycił mnie za ramie i zaczął ciągnąć mnie lekko na zewnątrz.
Zatrzymałem się ponownie.
- Poczekaj.
Ralph zatrzymał się, odwracają się do mnie.
- Co znowu?
Rozejrzałem się po domu.
- Mam kota, którego muszę karmić – wyrwałem swoje ramie z dłoni Ralpha i wszedłem do domu.
- Ooooh… - Ralph jęknął. – Myślałem, że wymyśliłeś go sobie…
- Nie, jest prawdziwy. Mogę Ci go nawet pokazać – odchrząknąłem. - Charlie! Charlie!
Usłyszałem ciche stukanie, które spowodowane było jego pazurami dotykającymi drewnianej podłogi.
Moim oczom pojawił się biegnący, biały kot. Uśmiechnąłem się i ukucnąłem, by go podnieść. Ale przebiegł obok mnie… I pobiegł na zewnątrz. Nastała cisza, kiedy nie wiedziałem co powiedzieć.
Ralph zadrwił.
-          To dopiero brzydki kot.
Podszedłem do niego.
-          Nie, on jest głupi. Dlaczego do cholery uciekł?! On nawet nie umie dobrze biegać!
Ralph zaśmiał się, patrząc na mnie.
- Te trzy nogi daleko go nie zaniosą. Wygląda na to, że to bardzo stary kot.
- Dlaczego tak mówisz Nie wygląda na starego – zapytałem.
- Kiedy kręgosłup kota zaczyna wystawać, to znaczy, że jest stary. Nie jestem pewny, ale wygląda na około 10 lat, a to dużo dla kota – wytłumaczył Ralph.
Spojrzałem na niego.
- Skąd wiesz tyle o kotach?
Ralph zachichotał.
- Hej, myślisz, że nigdy nie miałem zwierząt? Moja mam kochała koty, więc musiałem z nimi żyć, z trzydziestką z nich.
Uśmiechnąłem się, słysząc jego historię.
- To słodkie – kołysałem się na moich stopach.
- Tak, chyba. Ale nie było fajnie, kiedy ich sierść była wszędzie I trzeba było wyczyścić im kuwety.
- Cóż, to się nazywa karma. – powiedziałem, wychodząc razem z nim z przejścia.
Wrócę po szkole i wtedy nakarmię Charliego. Wszystko powinno być z nim w porządku.


***


Doszliśmy do domu. Myślałem, że będzie cicho, ale słyszałem jak ktoś śpiewa; Justin śpiewa. To od razu mnie wkurzyło.

“It's a brand new day
Don't you see me
Changing up my way
So completely
This time I'm gonna sing and you gonna hear it
This time I'm gonna to show you that I got the spirit
It's a brand new day
And I'm feelin' good!”

Przeszedłem przez korytarz, wchodząc do kuchni, by znaleźć jedzenie…. I Justina. Cały czas śpiewał, nawet jedząc swoje śniadanie. W kuchni była również Pattie, która prawdopodobnie coś gotowała.
Justin I Pattie byli odwróceni do mnie plecami, więc nie zauważali, że wszedłem do domu. Cóż, umieram z głodu, więc muszę podkraść trochę jedzenia Justinowi.

“I'm gonna sing
I'm gonna dance
I'm gonna ride
I'm gonna play
I'm gonna show my gift in everything!”

Kontynuował śpiewanie.
Podszedłem do stołu, zatrzymując się obok Justina. Wciąż mnie nie zauważył. Gapiąc się na niego, ukucnąłem i wyszeptałem mu do ucha.
- Zamknij się albo ja to zrobię za ciebie.
Podskoczył przestraszony. Jego oczy były wielkie, a usta otwarte szeroko, tak jakby miał zaraz krzyczeć, ale później zmieniły się w uśmiech.
- Oh, dzień dobry, Jason. Przestraszyłeś mnie – zaśmiał się po cichu, zanim wrócił do jedzenia.
- To chyba oczywiste… - powiedziałem, a następnie spojrzałem na to, co jadł Justin.

Gofry.
Nie byłem wielkim fanem gofrów, ale jestem bardzo głodny, więc zjadłbym wszystko

Uśmiechnąłem się i zmrużyłem oczy, skupiając się na jedzeniu Justina poklepałem go po prawym ramieniu, ponieważ stałem po jego lewej stronie. Kiedy odwrócił się, by sprawdzić kto to zrobił, ja wziąłem gofra z jego talerza.
- Hej! – krzyknął. – Oddaj! – próbował odebrać to, co było jego.
Popchnąłem jego czoło, wewnętrzną stroną mojej dłoni.
- Nie, teraz to jest moje – powiedziałem, wpychając wafla do buzi.
Justin zaśmiał się.
- Żartuję. Możesz go sobie wziąć. Są jeszcze inne rzeczy do jedzenia.
 Rozejrzałem się po stole, widząc więcej jedzenia.
Jajka, bekon, kiełbaski, tosty… niebo.
- Chcesz się przysiąść? – zapytał Justin, wskazując na krzesło, stojące obok niego.
Uśmiechnąłem się do niego, a następnie spojrzałem na krzesło.
- Z wielką chęcią.


***


Ralph zatrzymał furgonetkę przed szkołą.
- Jesteśmy na miejscu. Jesteś gotowy, Jason? – spytał mnie Ralph.
Spojrzałem na okno, widząc wielkie budynki i dzieci w różnym wieku. Nie wiedziałem jeszcze tylu w jednym miejscu. Było pełno dziewczyn, co było super. Ale coś w środku mówiło mi, by nie zbliżać się do nich.
- Jason, wszystko w porządku? – zapytał Justin.
Wciąż patrzyłem na zewnątrz.
- Uh… nie chcę tam iść.. – stwierdziłem, zwijając się w siedzeniu.
Poczułem dłoń na moim ramieniu; dłoń Justina.
- To nic złego, bać się. Większość nowych uczniów też tak ma, ale pod koniec dnia  kochają to miejsce. – powiedział, przez co poczułem się trochę lepiej.
- Dalej, Jason – zaczął Ralph. – Będzie dobrze.
Spojrzałem jeszcze raz na zewnątrz, widząc wszystkie dzieciaki; wygłupiających się chłopaków, rozmawiające dziewczyny.
Westchnąłem I pociągnąłem za klamkę od samochodu.
- Dobrze, chodźmy…
Popchnąłem lekko drzwi, ale jeszcze nie wyszedłem.
- Jest dobrze. Będę zaraz za Toba – powiedział Justin, wciąż trzymając mnie za ramie.
Więc wyszedłem, stawiając najpierw jedną stopę na chodniku, a następnie drugą.
 Byłem na zewnątrz, razem z innymi. Justin wyskoczył z samochodu.
- Dzięki za podwiezienie – podziękował Ralphowi.
- Nie ma problemu. Bawcie się dobrze, i Jason, postaraj się nie wpakować w kłopoty – powiedział Ralph.
Pokiwałem głową, patrząc na niego. Justin zamknął drzwi od pojazdu, a następnie Ralph pojechał.
Smutno mi, że musiał pojechać. Wolałem, żeby był w pobliżu.
-          Jason, jesteś gotowy? – zapytał Justin z uśmiechem na twarzy.
-          T- Tak… chyba… - odpowiedziałem cicho.
- Widzę, że się boisz, ale znalezienie przyjaciół nie jest takie trudne. Po prostu bądź sobą. Nikt nie lubi fałszywych ludzi. Obiecuję, że będziesz miał miły dzień – oplótł swoje ramie wokół mojego.
Nie przeszkadzało mi to. To sprawiło, że poczułem się bezpieczny.
Justin zaczął iść w stronę budynku, pewnie po to, by do niego wejść.
- Więc, gdzie mnie zabierasz? – zapytałem.
- Cóż, musimy wejść do środka i znaleźć dyrektorkę McNair, żeby z tobą porozmawiała.
- Oh.
Kiedy szliśmy, złapałem paru ludzi na patrzeniu się na mnie, albo na nas. Byłem trochę przerażony ich spojrzeniami, ale przynajmniej niektóre z nich były od dziewczyn. Spojrzałem na kilka osób, a następnie odwróciłem wzrok, ignorując ich. Nie jestem przyzwyczajany do bycia w centrum uwagi.
Justin zatrzymał się I uśmiechnął się, patrząc na grupkę nastolatków stojącą po prawej stronie. Słyszałem jak śpiewają ‘Wszystkiego Najlepszego’.
- Co się tam dzieje? - zapytałem Justina.
- Ryan ma urodziny, ludzie chyba świętują – powiedział.
- Wow, dzisiaj?
- Tak, to jego 16 urodziny, dostał pierwszy dzień szkoły jako prezent.
- Rozumiem.
Z małego tłumu wyszło dwóch chłopaków, próbując uciec.
- Ok! Dziękuję! Dziękuję! – krzyknął jeden z rękoma w górze.
Drugi biegł obok powoli.
Rozpoznałem ich, to przyjaciele Justina; Ryan i Chaz. Zaczęli iść w naszą stronę, uśmiechając się.
 - Hej, wszystkiego najlepszego, Ry Ry. Już oficjalnie jesteś nastolatkiem – Justin rozłączył nasze ramiona i przytulił mocno Ryana.
- Dzięki, stary. Cieszę się, że słyszę to od Ciebie. – Powiedział.
Te dzieciaki naprawdę musiały go wkurzyć, skoro cieszy się, że słyszy to od Justina.

Trójka chłopaków zaczęła rozmawiać, a ja w tym czasie zacząłem się rozglądać. Zauważyłem grupę dziewczyn uśmiechających się i patrzących na mnie. Przechyliłem lekko głowę, zmieszany.
Wyglądały, jakby miały krzyczeć, kiedy podskoczyły lekko. Kiedy patrzyłem się na mnie, parę z nich zaczęło machać… do mnie. Wciąż byłem zdenerwowany, ale podniosłem rękę i powoli odmachałem. Teraz zaczęły szeptać i znowu się uśmiechać.
Uśmiechnąłem się i odwróciłem się, by spojrzeć na Justina i jego kolegów, patrzących na mnie.
- Co?
Uśmiechnęli się szeroko.
- Te dziewczyny cię akceptują. To już coś – powiedział.
Byłem zdezorientowany.
-          Co masz na myśli?
-          Te dziewczyny zachowują się tak, kiedy widzą słodkiego kolesia. Nie gorącego, słodkiego. Chcą desperacko mieć chłopaka, więc zawsze wybierają tych słodkich. I teraz jesteś na ich liście.
Spojrzałem z powrotem na dziewczyny, a później ponowienie na Justina.
- Cóż, to dziwne. A wy jesteście na liście? – spytałem ich.
Każdy skinął głową, ale Justin zaczął mówić.
- Tak, wszyscy jesteśmy, ale one nie są najlepszymi partnerkami. Są bardzo dziewczęcymi dziewczynami, mówią tak szybko, że nie możesz ich zrozumieć. Więc nie umawiaj się z nimi. Tylko ostrzegam.
- To prawda, potrafią być naprawdę denerwujące – dodał Ryan.
Wzruszyłem ramionami.
- Dobra, to co teraz robimy?
Justin podszedł do mnie i znowu objął mnie swoim ramieniem.
- Idziemy znaleźć dyrektorkę. Chodźmy.
Kiedy szliśmy przez korytarz, by znaleźć gabinet, jeszcze więcej ludzi się na mnie gapiło. Ale chyba się do tego przyzwyczajałem.
Szedłem obok Justina, wciąż lekko zestresowany.
-          Justin? – usłyszałem za mną dziewczęcy głos.
Odwróciliśmy się całą czwórką. Stała tam zdezorientowana dziewczyna. Miała bladą karnację, piwne oczy i ciemno brązowe, falowane włosy, z grzywką na bok. Jej oczy wpatrywały się we mnie i Justina, pewnie dlatego, że wyglądamy tak samo. Dla mnie wyglądała na słodką i ładną, ale nie gorącą. Była w porządku.
- Caylee! – krzyknął Justin I zamknął dziewczynę w uścisku, podnosząc ją, co wywołało u niej śmiech.
Oh, nie mówcie mi, że to dziewczyna Justina. Chyba nie ma sensy, żeby do niej startować. Ale to nie ma znaczenia. Jest pełno innych, gorących dziewczyn tutaj.
Justin i Caylee zaczęli rozmawiać, kiedy ja rozglądałem się za gorącymi dziewczynami. Wszyscy, nawet chłopacy patrzyli się na mnie.

Mrugnąłem I odmachałem dziewczyną, które mnie zainteresowały, na co one uśmiechnąłem się.
- Więc, kto jest twoim bliźniakiem? – zapytała z tyły Caylee.
Odwróciłem się do nich, wkurzony przez to, że zostałem nazwany bliźniakiem.
- Uh, to mój brat przyrodni, Jason. Nie wiem, dlaczego wygląda tak, jak ja, ale jesteśmy zupełnie inni – wytłumaczył jej.
Znowu byłem szczęśliwy, kiedy wytłumaczył to jej w ten sposób.
- Co? JEST TWOIM PRZYRODNIM BRATEM! – krzyknęła dziewczyna, przez co wokół nas pojawił się tłum ludzi.
Wszyscy ucichli, żeby zacząć słuchać.
Przybliżyłem się do Justina, ponieważ byłem przestraszony. Usłyszałem, jak cały tłum mówi ‘Aw’.
- Jest słodki, kiedy się boi – powiedział ktoś głośno.
Warknąłem. Nie wiedziałem, że ludzie umieli czytać moje emocje.

Postawiłem krok do przodu ze zmarszczonymi brwiami.

- Hej! Kogo nazywasz przestraszonym?! – mój głos rozniósł się po całym korytarzu.
Jason chwycił moje ramię.
- Jason, nie bądź zły. Jest w porządku.
Odtrąciłem go od siebie moim łokciem, przez co prawie się przewrócił, ale ktoś go złapał. Słychać było jak ludzie tłumie wstrzymują oddech.
- Nie jestem przestraszony, więc nie kłam!
- Zadrzyj ze mną, a umrzesz okropną śmiercią! – krzyknąłem na wszystkich.
Westchnąłem ciężko, patrząc na grupę ludzi, by zobaczyć ich emocje.
- Zabije na? – zapytał głos jakiegoś chłopaka. - Wątpię…
Słysząc to zacisnąłem pięść i zęby. Złość szybko rozpowszechniła się po moim ciele.
- Kto to kurwa powiedział?! – więcej ludzi zaczęło dyszeć. – Pokaż się, pedale!
Przez tłum przepchnął się mały chłopak. Podszedł do mnie i spojrzał w górę, wściekły.

Zacząłem się z niego śmiać.

- Chyba sobie żartujesz! – zaśmiałem się. - Sześciolatek? Dlaczego tutaj jest sześciolatek? – zapytałem.
Ludzie nie odzywali się, kiedy na uch twarzach pojawił się strach i zaskoczenie. Dlaczego wszyscy się tak zachowują?
-          Nie mam 6 lat, mam 16… - powiedział chłopak.
-          C-co? – zapytałem zmieszany.
- Mam pieprzone 16 lat!
- Oh, więc jesteś karłem… - ukucnąłem, by być na jego poziomie. - I myślisz, że nie mogę cię zabić?


Plask!

Piekący ból zaatakował moją twarz po tym, jak zostałem spoliczkowany.

- Co do cholery?! – wstałem. – Co do diabła sobie myślałeś?! – krzyknąłem na niego.
- Nie powinieneś ze mną zadzierać. To było tylko ostrzeżenie – powiedział.

Wszystko się we mnie gotowało, przez co chciałem mu coś zrobi. Cos podpowiadało mi, by mocno mu przywalić.

Ale wtedy głos Justina mówił mi, żebym tego nie robił. Nie wiedziałem co mam zrobić. Byłem tak bardzo, bardzo wściekły!
Zamknąłem oczy i wypuściłem powietrze przez nos, próbując się uspokoić.
- Zrobisz coś z tym czy po prostu będziesz wielką ciotą?

Koniec.

Moja stopa spotkała się z jego brodą, przez co jego głowa zostało popchnięta do tyłu. Opadł na plecy, nie ruszając się. Chciałem to skończyć, ale ktoś chwycił moje ramię.
- Jason, nie rób tego! Mogłeś mu skręcić kark!

To Justin. Próbowałem się wydostać.
- Następnym razem ze mną nie zadzieraj! – krzyknąłem na leżącego chłopaka.

Wtedy ktoś chwycił moje drugie ramię i zaczął mnie odciągać. W tym samym momencie zauważyłem 6 chłopaków, którzy przepchali się przez tłum, by zobaczyć ciało chłopaka. Dwójka z nich spojrzała na mnie wściekła.
- Teraz ci się dostanie – powiedział jeden.
- Może tobie też powinniśmy skręcić kark – odezwał się drugi.
Zacząłem nerwowo odpychać Justina i innego kolesia, który mnie trzymał.
- Zapierdolę was wszystkich! – krzyknąłem na nich, próbując ich kopnąć.
Jeden chłopak złożył dłoń w pięść, by przygotować się do uderzenia.
- Hej! Nie! Nie rób mu nic! – Justin puścił mnie I pobiegł przede mnie.
- Justin, daj mi się tym zająć! – chwyciłem koszulkę Justina i odepchnąłem go.
- Tak Justin, słuchaj swojego przyrodniego brata… albo powinienem powiedzieć pedalskiej cioty – powiedział jeden z nich, odpychając Justina.
- ODPIERDOL SIĘ! – krzyknąłem, wiercąc się jeszcze bardziej, by im przywalić.
 - Hej! Hej! Co się tu dzieje? – zapytał kobiecy głos, a zaraz potem kobieta przeszła prze tłum i podeszła do nas.

Chłopak puścił mnie z uścisku.

Wszyscy zamarli w przerażeniu, stojąc wokół na i patrząc na kobietę.
- Kim jesteś? – zapytałem przestraszony.
Spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Justin?

Wtedy Justin podszedł do mnie.
- Nie, ja jestem tutaj. – chwycił moje ramię. - To jest Jason, mój brat przyrodni. Jest nowym uczniem – powiedział.

Uśmiechnęła się do mnie.

-          Oh, Jason McCann. Przepraszam. Wyglądasz tak , jak Justin.
Uśmiechnąłem się nieśmiało.
- Tak, to dziwne.
- To co się tu dzieje? – zapytała, patrząc na lewo i zauważając grupkę chłopaków.
- Dyrektorko McNair, ten chłopak zaatakował Chandlera. Prawie skręcił mu kark! – wskazał na mnie.
- Oh, kolejna historyjka. Codziennie coś nowego. Po prostu weź go do pielęgniarki.
- Ale on to zaczął! – wykrzyknął drugi chłopak.
- Naprawdę? Nowy uczeń przeciwstawiłby się wam? Weźcie go do pielęgniarki, a potem przyjdźcie do mojego kabinetu.
6 chłopaków jęknęło i poszła po ciało Chandlera. Spojrzałem na kobietę.
 - Więc jesteś dyrektorką? – zapytałem jej.
Skinęła głową, uśmiechając się miło.
- Tak. – chwyciła moją dłoń i potrzasnęła nią lekko. – Witamy w Stratford Northwestern Secondary School. Cieszymy się, że jesteś naszym nowym uczniem.
- Dziękuję. Też się cieszę, że mogę się tutaj uczyć… - powiedziałem skrępowany.

Spojrzałem na Justina, który uśmiechał się do mnie szeroko.
- Możesz pójść ze mną do gabinetu, żebyśmy mogli wpisać cię na listę? – zapytała mnie.
- Oczywiście – powiedziałem.
- Ja tez pójdę – stwierdził Justin, stojąc obok mnie.
- Dobrze, chodźmy – powiedziała, idąc w stronę gabinetu.
Poszliśmy za nią.

Wiem, że ja zacząłem tą bójkę, ale nie mam kłopotów.



***



- Whoa, wciąż nie mogę uwierzyć, że wyplątałeś się z tego bałaganu – powiedział Justin, kiedy szliśmy przez szkolny korytarz.
Właśnie wyszliśmy z lekcji geografii, była NUDNA. Prawie tam umarłem!

- Wiem, ale ci chłopacy, zabiję ich wszystkich – stwierdziłem, idąc leniwie.
- Co do tego, to nie powinieneś robić takich rzeczy. Może go nienawidzisz, ale w tej szkle nie ma przemocy, nawet jeśli on się nad wszystkimi znęca… - Justin wyszeptał ostatnią część zdania, ale ja go słyszałem.
- Co? Znęca się nad wszystkimi?! – krzyknąłem.
- Tak… nad wszystkimi, których nie lubi…

Hmm… mógłbym dołączyć do jego grupy i bylibyśmy najlepszą grupą ludzi, którzy się znęcają.
Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym.

- Nienawidzę tego…  - wymamrotał Justin.

To robi różnicę. Może powinienem obronić Justina i dać nauczkę tym kutasom.

Tak, zrobię to.

Zabiję ich.

Kiedy weszliśmy do sali chemicznej, rozejrzałem się, wiedząc wystrój, jak w laboratorium. Następnie zauważyłem dwa wolne miejsca obok półki, na której stało akwarium dla rybek.
-          Oooo! Możemy usiąść obok akwarium? – zapytałem podekscytowany Justina.
Spojrzał na mnie rozbawiony.
- Jasne. – odpowiedział.
Zajęliśmy nasze miejsca obok półek.
Oglądałem akwarium, widząc różne ryby, rośliny, dekoracje i… żaby?
Żaby tu nie przetrwają.
To były małe, białe żaby leżały na dnie zbiornika.

Spojrzałem na nauczyciela, który siedział przy swoim biurku pisząc coś.

- Hej! Hej Panie..uh.. – krzyknąłem, ale nie znalem jego imienia.

Zauważył mnie i wyglądał na zaskoczonego.
- Pani William, bliźniaku Justina.
Patrzyłem na niego zdezorientowany,
Justin uśmiechnął się do mnie.
- Pan William jest najlepszym nauczycielem. Lubi się z nami wygłupiać.

Pan William podszedł do naszej ławki.
- Więc dlaczego jest was dwoje? Czy twoja mama urodziła bliźniaki i jednego gdzieś zamknęła? – zapytał.
- Nie, nie. On jest moim bratem przyrodnim. To Jason, Jason McCann. Jest nowy w szkole, więc ma te same lekcje co ja – wytłumaczył Justin.
- Wow, interesujące. Wyglądacie jak bliźniaki. To niesamowite. Witaj w naszej szkole Jason. Świetnie spędzisz tu swój czas – powiedział, potrząsając moją dłoń.
- Dziękuję – powiedziałem.
- Więc co chciałeś powiedzieć, Jason?
Spojrzałem ponownie na akwarium.
- Chciałem zapytać, dlaczego w tym akwarium są żaby? One są płazami i potrzebują lądu, żeby oddychać – wytłumaczyłem mu.
Uśmiechnął się.
- Masz rację, Jason. Ale to Karlik Szponiasty. To są wodne żaby, potrzebują wody by przetrwać. Ale cieszę się, że zapytałeś. – pochwalił mnie.
- Oh, to fajne – kontynuowałem, oglądając żaby.
- Więc, zamierzasz brać udział w mojej lekcji czy to akwarium będzie cię rozpraszać.
Spojrzałem na niego.
- Nie będzie. Nawet nie mogę się doczekać tej lekcji -  powiedziałem.
- Naprawdę? – zapytał Justin.
- Tak, to interesujące – stwierdziłem.
- To super. Pokochasz tą lekcje – powiedział Justin, uśmiechając się.
 - Lekcja niedługo się zacznie, przygotujcie się – powiedział Pan William zanim od nas odszedł.

Justin jęknął.
- Właściwie to nienawidzę przedmiotów przyrodniczych, ale chyba dam szansę chemii.
- Nie miesza się tam chemikaliów i innych różnych rzeczy? – zapytałem.
- Tak, ale to niebezpieczne, więc potrzebujemy pozwolenia i musimy robić notatki zanim zaczniemy jakikolwiek eksperyment.
 - Oh.

Każdy uczeń był w sal, czekając na lekcję.
- Dobrze, zanim zaczniemy robić eksperymenty musicie wypisać w domu zgody. Wypiszcie czy jesteście na coś uczuleni, podpiszcie się i dajcie rodzicom do podpisania. A jutro mi je przynieście. Potrzebuję ich jak najszybciej.

Pan William zaczął rozdawać każdemu zgody.

Spojrzałem przerażony na kartkę.

- Jason, jesteś na coś uczulony? – zapytał Justin.
- Nie.. dlaczego? – zapytałem.
- Tak tylko się zastanawiam. Jesteś pewny? Bo to naprawdę w porządku, jeśli masz jakąś alergię.
- Nie. Nie jestem na nic uczulony – powiedziałem szybko.
- Okej…

Wiem, że kłamię, ale nie chcę by ktoś wiedział…

- Hej, Jason, pamiętasz jak mówiłeś, że uczyłeś się w domu? – zapytał Justin.
- Taa..
- Byłeś szczepiony na żółtaczkę?
 - Co to?
- To taka choroba. Jesteś na nią szczepiony, kiedy masz 13 lat.
- Oh..
- Nie byłeś na to szczepiony, prawda?
- Nie… - wymamrotałem.
- Więc muszę powiedzieć Ralphowi, żebyś poszedł na szczepienie. Powinieneś dostać podwójną dawkę.
- Co?!
- To nic takiego. To nie boli, więc nie martw się.


Oh świetnie…


Nigdy nie byłem u lekarza, czy dentysty. I nienawidzę tych ostrych igieł. Naprawdę muszę opuścić tą szkołę.


***


Justin, Ryan, Chaz, Caylee I ja siedzieliśmy przy stoliku w trakcie przerwy na lunch. Siedziałem tam, jedząc kanapkę z jajkiem i sałatą i słuchając ich rozmowy.
Ralph dał nam po 10 dolarów na lunch, ponieważ jedzenie tutaj było drogie. Ale pyszne.

Ryan rozdawał po szkole swój tort urodzinowy.
Podzielił się niż z przyjaciółmi, włączając mnie, ale tylko dlatego, że Justin go o to poprosił. I tak odmówiłem.
Wiem, że mnie nienawidzi, więc dlaczego miałbym jeść jego tort?

Ryan się odezwał.
- Nie chcę, żeby żaden z was urządził mi imprezę ‘niespodziankę’. Moi rodzice zabierają mnie gdzieś na weekend, więc nie ma być żadnej hucznej imprezy, ok?
Justin pokręcił głową.
- Nie mogę Ci nic obiecać.
- Serio Justin, nie potrzebuję wielkiej imprezy.
Justin uśmiechnął się do niego.
-          Znienawidzę cię, jeśli taką urządzisz…
- Mnie nikt nie nienawidzi, Ry Ry… - uśmiechnął się do mnie. - Prawda, Jason? – tracił mnie łokciem.
Wszyscy z małej grupki patrzyli się na mnie.

Posłałem im zirytowane spojrzenie.
- Nie, ja wciąż cię nienawidzę – odpowiedziałem.

Nastała cisza.

- Uh… dlaczego nienawidzisz Justina? – zapytała Caylee jej cichym głosem.
Myślę, że się mnie boi.

Westchnąłem.
- Mam swoje powody – powiedziałem, patrząc się na Justina.
- Dobra… - zaczął Justin. – Cóż, chciałem pogadać o Chandlerze i jego paczce. Jason postawił im się zadziwiająco.
Wszyscy mieli uśmiechy na twarzach, oprócz mnie.
- Dlaczego robicie taką dużą sprawę z błahostki? – zapytałem, biorąc gryza mojej kanapki.
- On i jego gang czepia się wszystkich, jeszcze nikt im tak nie dokopał, jak ty. – powiedział Justin.
Następnie Chaz zaczął mówić.
-          Tak, nikt z nimi nie walczył, ale ty po prostu poszedłeś tam I to zrobiłeś.
Ryan usiadł, by przyłączyć się do rozmowy.
- Zrobiłeś to tak, że wyglądało na coś łatwego. Czuję, że mogę zrobić to samo.
Caylee się odezwała.
- Ale jedynym problemem jest to, że możesz mieć wielkie kłopoty przez te bójki.
- Więc dlaczego dalej będą wszystkim dokuczać? To tylko popieprzone pedały! Zwłaszcza ten kutas, Chandler. Jest taki mały, że dziewczyna mogłaby go nosić jako tampon  albo sex zabawkę! – krzyknąłem wściekły.

Nikt nie odpowiedział na moje pytanie.

Mieli wymalowany strach na ich twarzach.

- Co z wami? – zapytałem.
Justin patrzył się na mnie, a później przeniósł swój wzrok za mnie; tam i z powrotem.
Wtedy wiedziałem, co próbował mi przekazać.
Ktoś za mną stał.


Odwróciłem się powoli i zauważyłem, że jestem twarzą w twarz z Chandlerem.


O cholera…

- Właściwie to jestem sex zabawką dziewczyny, a raczej dwunastu dziewczyn -  powiedział.
- Cóż, jakiego rodzaju zabawka jesteś? Pierścieniem na kutasa? – zapytałem.
Zadrwił.
- Chciałbyś.
Przechyliłem głowę.
- Więc po co tutaj jesteś? Przyszedłeś po kolejną lekcję? – spytałem go.
- Właściwie, przyszliśmy tutaj by TOBIE dać lekcję.

- Uh, Jason. Myślę, że powinieneś zignorować ich po prostu – wyszeptał Justin.
Chandler ponownie zadrwił.
- Zamknij się, Justin, chyba, że Jason potrzebuję takiego poparcia.
Wkurzyłem się, ale nie chciałem mieć kłopotów.
- Tak, Justin ma racje. Dlaczego w ogóle się do mnie odzywasz. Po prostu idź sobie I bądź pierścieniem na kutasa dla kogoś innego – powiedziałem mu, krzyżując ramiona I odwracając się, by dokończyć moją kanapkę.
Ale ktoś popchnął moją rękę, przez co Knapka wyleciała z mojej dłoni.
- Hej! Ja to jadłem! – krzyknąłem na Chandlera.
- Nie obchodzi mnie to! Teraz ze mną walcz! – krzyknął, zaciskając swoje małe piąstki.
- Zostaw do w spokoju! – krzyknął Ralph, wstając.
Grupka ludzi spojrzała niego.
Chandler uśmiechnął się.
- Oh, teraz urodzinowy chłopiec nam się postawi. Może powinniśmy dać mu niespodziankę. Chodź tutaj, Butler.
- N- nie, dzięki. Tutaj mi dobrze – powiedział.
Chandler pstryknął palcami.
-          Dobra, bierzcie go.
Dwoje chłopaków podeszło do niego.
Wtedy wstałem.
- Nie, zostawcie go w spokoju! Będę walczył z całą waszą siódemką! – krzyknąłem na nich.
- Teraz chcesz wałczyć? – zapytał.
- Tak, kurwa! – krzyknąłem.
- Jason! Nie! – Justin chwycił moje ramię, ale strzepnąłem jego ręce.
- Justin, nie mieszaj się. Poradzę sobie.
- Nie, nie poradzisz sobie!
Jęknąłem I czekałem, aż któryś z nich mnie uderzy.
- Caylee, idź po nauczyciela! – rozkazał Justin.
Chandler spojrzał jego stronę.
- Idź po nauczyciela, a przysięgam, że twoja cenna dziewczyna dostanie karę, seksualną – uśmiechnął się szeroko.
Justin jęknął z irytacji.
- Teraz sprawimy, że Bieber zacznie krwawić i będzie poobijany – powiedział, kiedy cała siódemka skoncentrowała się na mnie.
Warknąłem.
- Nie jestem Bieber! Jestem McCann! – krzyknąłem, uderzając Chandlera w jego małą twarz.
Wtedy cała szóstka rzuciła się na mnie.
Na szczęście Chaz i Ryan zrobili krok, by mi pomóc. Nie wiem czy walczyli, ale nikt mnie nie zaatakował.
Kiedy obróciłem jednego chłopaka i popchnąłem go na ziemię, spojrzałem za siebie, widząc stojącą Caylee, która była przerażona. Ale nie było przy niej Justina.
- Gdzie Justin? – spytałem ją.
Chciała już odpowiedzieć, ale zamarłem, kiedy poczułem ostrą rzecz wbijającą się w tył mojego kolana.
Byłem zmuszony do tego, by usiąść, kiedy poczułem straszny ból w mojej nodze.
Chandler pojawił się znowu przy mojej twarzy. Trzymał widelec w dłoni.
To on pewnie wbił go we mnie.
- Twoja lekcja prawie się kończy – wyszeptał Chandler.
- Co tu się dzieje?! – krzyknął męski głos.
Odwróciłem się i zauważyłem azjatyckiego nauczyciela, który stał przed naszym stołem.
- Dobra! Kto się wygadał?! – wykrzyczał Chandler.
Rozejrzałem się.
- Ja – powiedział Justin.
- Panie O’Neil nikt nie będzie się nad nikim znęcał seksualnie. Cała dziesiątka, do dyrektora – powiedział nauczyciel.
- Tak! Haha! Macie…whoa, czekaj… czy on powiedział dziesiątka? - zapytałem.



***



Justin i ja szliśmy po cichu przez korytarz.
Właśnie dostaliśmy domowe z matematyki na dzisiaj, co było nie fair.
To było do bani.
W każdym razie u dyrektorki każdy z nas dostał tylko ostrzeżenie. To wszystko. Nie powiedziałam jeszcze nikomu, że Chandler wbił mi widelec w tył mojego kolana.
Więc, teraz śmiesznie chodzę, ponieważ nadal boli mnie noga.

Przeprosiłem nawet Chaza i Ryana, a oni od razu mi wybaczyli. To wszystko moja wina. Teraz Ralph mnie zabije.
-          Jason, znowu musisz iść do toalety? Śmiesznie chodzisz – zapytał Jason.
Moja prawa noga kulała, ale próbowałem chodzić normalnie.
- Nie, nie muszę.
- No dobrze.

To prawda. Poszedłem do łazienki w czasie lekcji, ale tylko po to, by spotkać się z dziewczynami.
Tak, serca pięciu dziewczyn są już moje.
Widziały mój występ z gangiem Chandlera. Powiedziały, że lubią mój seksowny charakter złego chłopaka. Jeśli mam już piętkę, mogę zdobyć jeszcze więcej. Muszę być tylko sobą.
Jedna z tych dziewczyn zdobyła moje serce. Jest naprawdę gorąca. Wszystkie są, ale ona jest najlepsza.
Ma czekoladowe oczy. Jej włosy wyglądają jakby były czarne, ale wiem, że nie są, ponieważ widziałem, jak pada na nie światło, co pokazuje ciemno brązowy kolor.
A jej ciało jest niesamowite. Te seksowne kształty, za które bym umarł, by ich dotknąć.
Właściwe to umarłbym, by dotknąć ją gdziekolwiek.
Ale jest jeden problem.
Lubi się droczyć.
Gra ciężką do zdobycia.
To jedna rzecz, której nie mogę znieść w dziewczynach; musisz jej pokazać, że dobrze ją traktujesz.
Cholera! To jest za trudne!
Po prostu chce ją pieprzyć!


To nie takie trudne, prawda?

Ale ta cała gra w dbającego chłopaka by się opłaciła.
Kurczę. Dostanę się do majtek każdej dziewczyny do końca tego roku. Nikt się nie oprze mojemu seksapilowi. Muszę je tylko uwieść.
Teraz tylko potrzebuję jej imienia.
Tak, nie znam jeszcze jej imienia, więc od teraz będę ją nazywał ‘seksowna’.
Właściwie już jutro spotykam się z seksowną na lunchu.

Czułem, że staje się twardy.
O nie… tylko nie teraz.
Nie może mi stać, kiedy idę przez korytarz  Justinem.


Już kuleję, więc nie chcę chodzić jak dziewczyna.
Opuść moje myśli, seksowna!

-          Hej Justin! – krzyknąłem.
- Dlaczego krzyczysz? I co? – zapytał.
- Jaką mamy teraz lekcję?
- Plastykę.  Chodzę na nią, bo jest naprawdę fajna. Robimy różne rzeczy, jak rzeźbienie z gliny albo malowanie. Będziesz tam mógł pokazać swój talent. Co o tym myślisz?
- Tak, chyba mógłbym to zrobić.


Nastała cisza.


- Hej, tak sobie myślałem – powiedział Justin.
- O czym?
- Kim chcesz być w przyszłości? – zapytał, patrząc na mnie.
Nigdy o tym  nie myślałem.
Kim chcę być?
-          Jest dużo możliwości, ale musisz zostać w szkole I skończyć ją, by dostać jak najlepsza pracę. Mógłbyś być artystą albo zapaśnikiem. Nie wiem. To twoja decyzja. Ale jest tego naprawdę dużo.
Uśmiechnąłem się, myśląc o tym.
- Czy to znaczy, że mogę być modelem? – zapytałem go.
Justin odwróciła się I spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Naprawdę? Żartujesz sobie ze mnie? – uśmiechnął się.
- Nie, nie żartuje.
Justin zaczął się śmiać.
- To nie jest śmieszne – powiedziałem, wciąż się uśmiechając.
Zaczął się uspokajać.
- Wiem, ale wyobraź sobie to. Byłbyś otoczony tylko dziewczynami – stwierdził Justin.
- Wiem. Dlatego to wybrałem. Byłbym w niebie.
Justin znowu się zaśmiał.
- Chyba mógłbyś być modelem.
- Teraz podoba mi się twoje myślenie.


Jest nawet okej, kiedy Justin jest w pobliżu ale wciąż nie chcę zaprzyjaźniać. Wciąż nei mogę mu ufać, chociaż trudno się oprzeć.
Jest kimś kogo chciałbym za przyjaciela, ale coś mówi mi ‘nie’.


***


-          Jason, idź sie umyć. Masz farbę na całych rękach – Justin zaśmiał się, odsuwając się ode mnie.
- To idź umyj swoją twarz! Jest na niej pełno farby!- zacząłem się śmiać.
- Co? Nie, nie ma – Justin spojrzał w lustro. – Ty kłamco! – powiedział, odwracając się do mnie.
Spoliczkowałem go lekko, zostawiając czerwone ślady na jego twarzy.
Jęknął i odwrócił się, by ponownie spojrzeć w lustro.
- Jason! To nie jest fajne.
Zachichotałem.
- Zamknij się, Pikachu. Pogódź się z tym.
Zaśmiał się I wziął do ręki mokrą szmatkę, by wytrzeć farbę.
- Aw, Pikachu zniknął.
Spojrzał na mnie i podał mi mokrą ściereczkę.
- Masz, wytrzyj swoje czerwone ręce.
Przetarłem ściereczką moje ręce, by pozbyć się farby. Moje ręce czuły się o wiele lepiej, kiedy ona zniknęła.


Nauczyciel stał z przodu klasy.
- Dobrze. Czas by odłożyć swoje prace. Jutro będziemy je dokańczać.
Uczniowie zaczęli odkładać dwoje prace  do szafki, w której miały one wyschnąć.
Justin I ja już to zrobiliśmy, więc po prostu bawiliśmy się farbą.
- Więc, podobała ci się lekcja? – zaprał Justin, kiedy wychodziliśmy z klasy.
- Tak. To od teraz moja ulubiona lekcja – stwierdziłem szczęśliwy.
- To fajnie. Cieszę się, ze cos dla siebie znalazłeś.
Uśmiechnąłem się do niego.
- Ja też.
Zeszliśmy po schodach, by dostać się na parking. Musimy znaleźć Ralpha, ponieważ to on po nas dzisiaj przyjeżdża.
Niedługo zadzwoni dzwonek, a chcieliśmy tam dotrzeć zanim to zrobi. Zaczynam Lubic szkołę, ale wciąż chcę iść do domy, żeby poleniuchować.
- Justin! Wszędzie cię szukałam! – krzyknęła za nami dziewczyna.
Ile dziewczyn zna Justina?!
Odwróciliśmy się, widząc dziewczynę z jasno brązowymi włosami, które były związane w koka i z ciemno niebieskimi oczami, które moim zdaniem były wyjątkowe.
Chyba mogę ją dodać do listy gorących lasek.
- Hej, Paige. Co tam? Czy chodzi o chórek? – Justin zapytał dziewczynę.
- Tak! Pani Ritsma powiedziała, że możemy sami zarządzać chórkiem – zapiszczała, trzymając ramie Justina.
- O mój Boże! Naprawdę? Naprawdę to powiedziała? – Justin również zaczął piszczeć.
- TAK!
- Wow! Jest tyle rzeczy, które trzeba zmienić! Nie mogę się doczekać! Czekaj, wciąż jestem nauczycielem na drugi semestr? -zapytał.
- Tak, ja jestem nim przez pierwszy semestr. Miałam dzisiaj lekcję. O mój Boże, Mathew Predrick był na lekcji i jego głos naprawdę się zmienił! Chciałam, żeby był piosenkarzem na jednej z naszych imprez, ale najpierw potrzebuję twojej opinii, więc zaśpiewa dla ciebie w… - sprawdziła swój notatnik. – W środę – uśmiechnęła się słodko.
 - Okej, świetnie. Czu jest coś w środę po szkle? – zapytał Justin.
Znowu sprawdziła swój notatnik.
- Uh….nie. Nic. A dlaczego?
- Justin uśmiechnął się szeroko.
- Chcę urządzić imprezę urodzinową dla Ryana! – krzyknął szeptem.
Zaśmiała się.
-          Pan Butler mówił mu, żeby nie robić żadnych imprez – kołysała się na swoich stopach.
-          Ale to jest impreza niespodzianka. Ryan nic nie będzie wiedział.
Westchnęła.
- No dobrze, poszukam jakiś ludzi do pomocy.
- Dziękuję, Paige. Cieszę się, że mogę na ciebie liczyć – przytulił ją mocno, ale ona nie mogła odwzajemnić odcisku, ponieważ Justin oplótł swoje ramiona wokół jej.
Po tym jeszcze chwilę gadali.
Stałem tam, zaczynając się niecierpliwić.
- Ok, do jutra. Pa – pomachał jej, stojąc obok mnie.
- Przepraszam za to. Po prostu ona jest moją asystentką i muszę jej o wszystkim mówić. Ciężko samemu zarządzać chórkiem.  – wytłumaczył Justin, kiedy szliśmy.
- Ok, ale co to jest w ogóle Glee? – zapytałem zmieszany.
- Glee to serial o szkole, której jest chórek i nazywa się Glee. Cały czas tam śpiewają i występują, to świetne. Więc skoro ludzie lubią muzykę i teatr, założyłem Glee, by ludzie robili to co kochają i opierali to na serialu.
- Czekaj, to ty tez chodzisz na tą lekcję? – spytałem zmartwiony.
- Oczywiście, jestem nauczycielem.
- Ale wstydy…
- Tak, wiem.
- Wtedy ja też będę musiał tam być!
- Tak. Musisz zaśpiewać jedną piosenkę i wystąpić w jednym skeczu, i dostać piętkę, żeby zdać.
- Co?! Oszalałeś?!
- Tak, ale właśnie tak się uczysz.
Warknąłem głośno, zdenerwowany, że będę musiał śpiewać, tańczyć I grać. Nie jestem nawet piosenkarzem, ani tancerzem czy aktorem.
 Poczułem dłoń Justina na moich plecach.
- Nie martw się, Jason. Mamy to same ciało i ten sam głos, więc śpiewamy tak samo. Jeśli byś spróbował to byś to usłyszał – stwierdził, co chyba było prawdą.
- Pewnie ma racje, ale ja nie śpiewam. Ja krzyczę.
- Ja tez. Ale wciąż śpiewam. Powinieneś kiedyś spróbować. Byłoby fajnie gdybyśmy mieli takie same głosy, jak śpiewamy. Bylibyśmy super zespołem.
Pomyślałem o tym.
-          Tak, może…
-          Masz trochę czasu, żeby to przemyśleć. Drugi semestr zaczyna się dopiero po świętach.
Skinąłem głową.
Szliśmy przez korytarz, wciąż rozmawiając.

Nie wiem co mam zrobić. Jest tyle myśli w mojej głowie i nie mogę się na nic zdecydować.


***


Usiadłem leniwie na skórzanej kanapie, oglądając coś w telewizji. Justin usiadł obok mnie, kiedy do pokoju weszli Pattie i Ralph.
- Jak było w szkole, Jason? - zapytał mnie Ralph, uśmiechając się.
Westchnąłem.
- Podobało mi się.
- To wszystko? Żadnych kłopotów?
- Cóż, wpadliśmy na tych pedałów, ale zająłem się tym.
Pattie westchnęła.
- Czy chodzi o Chandlera? – zapytała mnie I Justina.
- Tak – Justin pokiwał głową - Jason wdał się w małą bójkę.
- Ale to nic. Nic mi się nie stało – stwierdziłem.
Justin spojrzał na mnie trochę zmartwiony.
- Jesteś pewny, bo kulałeś na prawej nodze po tym zdarzeniu – powiedział, przez co Pattie i Ralph patrzeli na mnie przestraszeni.
- Tak, wszystko w porządku. Nic mnie nie boli – powiedziałem, lekko zirytowany.
- Dobrze – zaczął Ralph. – Więc twój dzień minął dobrze?
- Tak, podobało mi się i chcę tam iść jutro – powiedziałem, uśmiechając się do każdego.
- Świetnie. Więc macie coś zadane? – zapytał Ralph.
Justin I ja jęknęliśmy.
- Tak, z matematyki… - powiedziałem.
Jason, nie powinieneś im tego mówić – zażartował Justin.
- Nie, Justin. Nie o to chodzi. Zawsze robisz zadania domowe po szkole, więc idźcie je odrobić – Pattie wskazała na nas palcem, a następnie wyszła z pokoju.
- Co? Teraz?! – narzekałem.
- Tak, teraz! Najlepiej zrobić to jak najwcześniej – powiedziała mi I ponownie opuściła pokój.
Jęknąłem i zgarbiłem się.
- Hej, Ralph? – zawołałem.
Spojrzał na mnie.
- Jak skończę odrabiać lekcję będę mógł wyjść? – spytałem.
Skinął głową.
- Tak, ale wróć na czas. Nie chcę, żebyś się spóźnił.
Uśmiechnąłem się do niego i zajrzałem go swojego Plecaka, by znaleźć moją książkę od matematyki.
- Dzięki.                                                  
Nie odpowiedział.
- Gdzie później idziesz? – zapytał Justin, zaczynając pracę domową.
Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Na spacer – powiedziałem przypadkowo.
- Mogę iśc z tobą? – spytał, patrząc na mnie.
- Cóż, chciałem iść sam… - powiedziałem.
- Oh, ok. Nieważne – wrócił do robienia zadania.


Trochę mi było głupio odmówić mu.
Pozwoliłbym mu iść, ale miałem inne plany. Dzisiaj chciałem obrobić sklep z elektroniką, żeby załatwić IPoda albo jakąś grę. Jeśli Justin by mi pomógł mógłbym go wziąć ze sobą.
Ale jest za dobry. Nie wiedziałby nawet, jak się włamać.
Męczące jest trzymanie mojego sekretu w tajemnicy przed Justinem i Pattie. Chcę, żeby wiedzieli, że jestem kryminalistą, ale wtedy wyślą mnie do poprawczaka.
Powinienem powiedzieć wszystko Justinowi czy zachować sekret?
O czym ja gadam?
Nie muszę zbliżać się do Justina.

Nadal mogę go nienawidzić.


Może byłbym bardziej popularny, jeśli dokuczałbym mu w szkole.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cześć :)
Tak, w końcu pojawił się rozdział hah Jak wrażenia?
Oby już nie było więcej takich długich przerw. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jednak jest i to czyta.
Chciałam się jeszcze zapytać czy ktoś chciałby prowadzić konto Justina na twitterze, ponieważ osoba, która się prędzej do tego zgłosiła już tam nie wchodzi. Inie wiem czy w ogóle jest sens prowadzenia tych kont huh
Ale jeśli ktoś chce to prosze bardzo :)

Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na aska.

Zapraszam do komentowania i zapisywania sie do informowanych :)

Do następnego x