Justin nie da się wrobić
Justin Bieber
Piątek, 17 września.
Dokładnie 4 dzień od kiedy Jason chodzi do szkoły, wszystko się
zmieniło.
Mama, Ralph i ja myśleliśmy, że Jason będzie się starał w szkole,
ale wszyscy się myliliśmy.
Jason zmienił wszystko drugiego dnia szkoły.
Śmieje się ze mnie w obecność Ryana i Chaza, co ich denerwuje.
Ale również robi to przed wszystkimi innymi, oni się śmieją, a ja
jestem zażenowany. Wyzywa mnie albo wymyśla jakieś kłamstwa, albo robi jakieś
małe żarty.
To takie żenujące. To wszystko sprawia,
że chcę się ukryć przed wszystkimi.
Ale wciąż muszę chodzić do
szkoły.
Po prostu chcę, żeby Jason już do
niej nie uczęszczał.
Jason oblewa
egzamin, ociąga się, ale i tak chce zdać do następnej klasy. I Ralph nie
pozwala mu rzucić szkoły. Więc, tkwię z nim na wszystkich zajęciach.
Już powiedziałem wszystko mamie i Ralphowi, więc będzie musiał
codziennie zmywać naczynie, nie wiadomo jak długo. Moja mama pomagała mu przez
2 dni, więc dzisiaj powinien zrobić to sam, nie mogę się doczekać, aż zobaczę
go przy pracy.
Ale teraz Jason jest na mnie zły, bo powiedziałem o wszystkim,
więc uderzył mnie parę razy i groził mi. Ale już się go nie boję, więc jest
dobrze.
Po prostu chciałbym, żeby przestał mnie upokarzać. Mógłbym mu coś
zrobić, ale to zepsułoby naszą ‘przyjaźń’ i ‘zaufanie’. Jason znienawidziłby
mnie, gdybym się mu sprzeciwił. A wtedy już nigdy by mnie nie polubił.
Mama nauczyła mnie, by nie krzywdzić innych psychicznie.
Mógłbym porozmawiać o tym z Jasonem, ale on by nie słuchał.
Nie wiem co zaplanował, ale cokolwiek to jest, kończy się
dzisiaj.Nie będzie miał nade mną przewagi.
Była około 6:25 rano.
Wstaliśmy wcześnie, żebyśmy mieli czas na zjedzenie czegoś I
przygotowanie się do szkoły, która zaczyna się o 7:55.
Nienawidzę wstawać wcześnie, ale muszę chodzić do szkoły,
więc będę musiał do tego przywyknąć.
Siedząc na kanapie, oglądałem SpangeBoba, ponieważ lubiłem tą
bajkę i akurat leciała w tv. I tak nie mam nic lepszego do robienia.
Jason nawet się jeszcze nie obudził, więc mam władzę nad
telewizorem, ponieważ on nie lubi pooglądać takich programów.
Wiem, że lubi SpangeBoba, ale nie obejrzy go, kiedy ja jestem z
nim; tylko jak jest sam.
Było zabawnie, kiedy nakrywałem go jak to ogląda.
_________________________
Drugiego
dnia szkoły dowiedziałem się, że Jason lubi SpangeBoba.
Byłem w
moim pokoju o 21, bo musiałem się wyspać do szkoły.
Nawet
Ralph i mama spali, ale Jason nie.
Nie było
go w pokoju.
Myślałem,
że znowu wyszedł, ponieważ wczoraj też zniknął, ale chyba musiał zmienić plany.
Słyszałem
jakieś odgłosy z dołu.
Więc
poszedłem to sprawdzić.
Kiedy
zszedłem na dół usłyszałem głosy SpangeBoba, Patricka i Squidwarda.
Zajrzałem do salonu, widząc na płaskim ekranie SpangeBoba.
To był dowód.
Później
zobaczyłem tył głowy Jasona, siedzącego na puszystej kanapie.
To jest
jeszcze większy dowód.
Chcę
zobaczyć jego emocje, czy naprawdę to lubi.
Poszedłem do korytarza, by podejść do drugiej framugi. Z tej
mogłem zobaczyć twarz Jasona, ponieważ obok niej stoi telewizor.
Zajrzałem powoli do salonu, tak, żeby Jason mnie nie
zauważył.
Jeden mały ruch i Jason wiedziałby, że tu jestem.
Patrzyłem na jego twarz, by wyczytać z niej emocje i byłem
zaskoczony.
Jego ciało leżało ociężale na kanapie, kiedy oglądał telewizję.
Jego mina była dowodem, którego potrzebowałem.
Jego usta były lekko rozchylone, ale uśmiechał się; leniwie się
uśmiechał.
Nie zamrugał ani razu, ani nie odwrócił wzroku od telewizora.
To oczywiste, że lubi SpangeBoba.
Za każdym razem, kiedy te śmieszne momenty pojawiały się na
ekranie, jego uśmiech powiększał się, a czasami nawet wydobył z siebie chichot.
To nawet fajne, kiedy widzisz kogoś kto zawsze jest zły, wesołego
i oglądającego kreskówkę dla dzieci.
Uśmiechnąłem się i odsunąłem się od framugi, by wrócić do
korytarza. Podszedłem do framugi, z której widać telewizor i tył głowy Jasona.
Chciałem się zakraść, kiedy znowu się zaśmieje, a wtedy ja wyskoczę i powiem
mu, że miałem racje.
Na palcach wszedłem do salonu, podszedłem do tyłu kanapy, by
się za nią schować.
Uklęknąłem i położyłem brodę na oparciu kanapy, tak, żeby moja
głowa była blisko Jasona.
Widziałem jego i telewizor.
Teraz musze tylko czekać. Więc zacząłem oglądać razem z nim.
- Dlaczego
każde 11 minut mojego życia musi być wypełnione nieszczęściem?! Dlaczego?! –
wykrzyczał Squidward.
- Głowa do
góry. Mogło być gorzej – powiedział wesoło SpangeBob.
Następnie
pojawił się Patrick.
- Tak,
mógłbyś być łysy i mieć wielki nochal – powiedział głupkowato.
To
sprawiło, że Jason się zaśmiał.
- AH HA! –
wyskoczyłem zza kanapy, na co Jason zaskomlał.
Odskoczył
ode mnie z wielkim przerażeniem na twarzy; wytrzeszczonymi oczami, otwartymi
ustami w szoku z bladą jak ściana twarzą.
Zaśmiałem się z jego reakcji.
Jason próbował coś powiedzieć, ale nie wyszły z niego żadne słowa.
Zaniemówił!
To oznacza, że mogę udowodnić mój punkt widzenia.
- Więc, Jason, widzę, że jednak lubisz SpangeBoba – powiedziałem
figlarnie, przysuwając się do niego.
Jego oczy rozglądały się po całym pokoju, kiedy ten prawdopodobnie
myślał nad jakąś wymówką.
Kiedy jego czy spotkały się z moimi, sfałszował uśmiech.
-
Cóż… co do
tego… - zaczął nerwowo Jason.
Patrzyłem
na niego, co sprawiło, że ponownie odsunął się ode mnie.
- Uh… ja nie
oglądałem… SpangeBoba… - powiedział tchórzliwie.
Uśmiechnąłem
się I spojrzałem na ekran, a następnie z powrotem na niego.
- Oh
naprawdę? Jak to nie jest SpangeBob kanciastoporty, to co to jest? Żółta gąbka
wygląda doglądnie jak SpangeBob.
Jason
zadrwił.
- Pfff…
SpangeBob? Nie… oglądam… oglądam… uh… Kurczaka Ro- robota… - jąkał się.
Pokręciłem
głową.
- To nie
wygląda, ani nie brzmi jak Kurczak Robot – powiedziałem.
Wzrok
Jasona przeniósł się na telewizor, a później z powrotem na mnie.
- Uh…
to…uh reklama…?
Uśmiechnąłem
się i usiadłem obok niego, pozwalając mu usiąść.
- Oh, cóż
to chyba obejrzę z tobą Kurczaka Robota. Poczekajmy razem – powiedziałem,
przybliżając się do niego.
Uśmiechnął
się fałszywie zanim wzruszył ramionami i oparł się o tył kanapy.
Uśmiechnąłem
się do niego szeroko.
Oglądaliśmy
reklamy przez 5 minut.
Chciałbym,
żeby Jason przyznał się do tego, co lubi. Ale to zabawne, przekonywanie go,
żeby przyznał się.
Mam swoje
sposoby.
Uśmiechnąłem
się i odwróciłem głowę w stronę Jasona, widząc uśmiech na jego twarzy zanim
skrzywił się i ukrył go.
Chciałem
mu powiedzieć jedną rzecz.
- Jason,
lubię oglądać z tobą reklamy. Powinniśmy robić to częściej.
____________________
To było zabawne.
Pewnego dnia w końcu się do tego przyzna.
- Dobra, idę do Tima Hortona*, cokolwiek to jest. – krzyknął
Ralph.
Kiedy go usłyszałem, od razu pomyślałem o kawie mrożonej.
Ale chciałem pączki.
- Hej Ralph! Kupisz mi pączki? – krzyknąłem do niego.
Wtedy mama pojawiła się w salonie.
- Justin, nie potrzebujesz pączków. Zaraz zrobię śniadanie –
odpowiedziała mi.
- Ale mamo, możemy kupić babeczki, kawę i wszystko inne. Możemy
mieć Tima Hartona na śniadanie – wytłumaczyłem.
Patrzyła na mnie, a później na Ralpha. Westchnęła.
- Niech będzie. Ale tylko, jeśli Ralphowi to pasuje.
Ralph uśmiechnął się.
- Pasuje mi. Wezmę kawy dla mnie i dla Ciebie, a dla Jasona i
Justin pączki, czy coś tam – zachichotał.
- Mogę też dostać mrożoną kawę? – zapytałem cicho.
- Justin! – krzyknęła mama.
Odwróciłem się do niej, widząc ją złą.
Zaczęła mówić.
- Wiesz, że nie możesz mrożonej kawy w tygodniu. One są z kofeiną.
- Ale mamo… - jęknąłem.
- Żadnych ale, Justin. Nie chcę, żebyś szedł późno spać I, żeby
nie chciało ci się wstać następnego dnia. Poczekaj do piątku albo soboty.
Jęknąłem i spojrzałem na Ralpha.
Śmiał się ze mnie.
- Kupiłbym ci, ale to jej zasady. Szanuj kobiety. Słuchaj ich –
uśmiechnął się do mamy, na co ta zachichotała.
Przewróciłem oczami I oparłem się o tył kanapy.
To żenujące, kiedy flirtują ze sobą. Ale nie mnie to osądzać. Może to niezręczne, ponieważ ja nie mam
nikogo z kim mógłbym dzielić moją miłość.
Cóż, połowę miłości oddaję Jasonowi, ale nie ma mowy, żeby mną a
nim zrobiło się poważnie.
To może brzmieć źle, ale ja nie sądzę, żeby to było ohydne.
Kiedy on już będzie ze mną współpracował będziemy mieli bromance.
- Dobra, ja wychodzę! Nie martw się, jeśli przyniosę ci coś złego
– wykrzyknął Ralph, stojąc przy drzwiach.
- Pa – powiedziałem, skupiając się na telewizorze.
Ralph zamknął ostrożnie drzwi, próbując nas nie rozpraszać.
W końcu mogę obejrzeć telewizję w spokoju.
- Justin, kochanie! – mama zawołała z kuchni.
O Boże, czego ona chce?
- Tak? – odkrzyknąłem. Powiedziałbym ‘co’, ale byłaby zła za to,
że jestem oschły.
- Możesz iść na górę obudzić Jasona? –zapytała.
- Co? On mnie zabije! – krzyknąłem zaskoczony.
Weszła do salonu, opierając się o framugę skrzyżowała ramiona.
Oh, ta zdenerwowana pozna.
Teraz ją wkurzyłem.
- Justin, on cię nie zabije. Po prostu idź na gore I upewnij się,
że wyszedł już z łóżka – powiedziała.
Jęknąłem i zgarbiłem się jeszcze bardziej na kanapie.
- Mamo, on będzie wściekły i mi coś zrobi.
- Justin, jeśli nie zauważyłeś to ja jestem w domu i Ralph zaraz
wróci. Nic ci nie zrobi.
- Al-
- Justin! Bez wymówek!
Zaskomlałem.
Mama patrzyła na mnie, kiedy ja siedziałem bez ruchu.
Nie patrzyłem na nią, ale mogłem czuć jej wzrok na mnie.
- Mamo.. – wychrypiałem, mając nadzieję, że znowu nie zacznie
krzyczeć.
- Tak Justin? – zapytała, wyglądała na spokojną.
Pomyślałem, ze to dobry moment, żeby o coś zapytać.
- Dlaczego nie poczekamy aż Ralph wróci do domu i go obudzi?
- Justin Bieber! Wiesz jakie to jest niegrzeczne?! – krzyknęła, na
co podskoczyłem.
Przez moje ciało przeszedł dreszcz, myślałem, że mnie uderzy,
ponieważ byłem przyzwyczajony, że kiedy Jason jest zły to mnie bije.
Skrzywiłem się i usiadłem na kanapie ze zgiętymi nogami,
zasłaniającymi moją klatkę piersiową.
- N- nie… przepraszam. Pójdę to zrobić – powiedziałem, wstając
powoli.
Kiedy już stałem w pełni na moich stopach, spojrzałem na moją
mamę, widząc jej złość. Pokazałem jej, że jest mi smutno, ale nie zwróciła na
to uwagi.
Odszedłem od niej, wychodząc z salonu i idąc do góry.
- Dziękuję, Justin – powiedziała, zanim wszedłem na górę.
Teraz czułem się bezpiecznie.
Nie wierzę, że myślałem, że mnie uderzy. Znęcanie się Jasona
naprawdę uderzyło mi do głowy. Nie powinienem myśleć, że moja mama zrobi mi coś,
kiedy jest zła. Nigdy by tego nie zrobiła. Ale Jason jest czasami bardzo
obraźliwy.
Wszedłem po schodach na górę i stanąłem w korytarzu. Pokój Jasona
był po prawej stronie, obok mojego pokoju. Naprawdę nie chciałem iść do jego
pokoju, ponieważ mam zakaz wchodzenia tam.
On mnie spoliczkuje albo uderzy, jeśli złamię jego zasady.
Jego stare zasady: nie dotykaj, nie patrz, ani nie rozmawiaj ze
mną; już się nie liczą, chyba, że jest bardzo zły.
Potrząsnąłem głową, próbując pozbyć się myśli o skrzywdzeniu mnie
przez Jasona.
Jest źle, kiedy o tym myślę.
Wzdychając, podszedłem do drzwi, prowadzących do jego pokoju.
Podniosłem rękę, zaciskając dłoń w pięść, by zapukać, ale nie mogłem tego
zrobić.
Nie chciałem tego zrobić, ponieważ wtedy będę musiał obudzić
Jasona.
A budzenie Jasona go wkurza.
A ponieważ jestem dla niego łatwym celem, na pewno mi coś zrobi.
Powód: ponieważ go obudziłem i on mnie nienawidzi.
Ohh, chciałbym, żeby Jason był milszy.
To tak jakbym żył z potworem…
Przełknąłem strach, przesuwając pięść bliżej drewnianych drzwi.
Dreszcze przeszły przez moje ciało. Tak bardzo się bałem.
Jest źle.
Cóż, no to jedziemy.
Po tym będę umarłym Bieberem…
Żegnaj okrutny, piękny świecie…
Puk…puk…puk…
Zapukałem po cichu do jego drzwi.
- Jason? Jason? – zawołałem słabym, przestraszonym głosem.
Brak odpowiedzi.
Puk…puk…puk…drzwi
otworzyły się lekko.
Upss…
Nie chciałem tego robić. Ale nie było żadnej odpowiedzi ze strony
Jasona. Może mógłbym wejść tam i go obudzić. Mama chciała, żebym go obudził,
więc mogę być w jego pokoju. Powiem Jasonowi, że mnie tu wysłali. To dobry
plan.
Popchnąłem lekko drzwi, sprawiając, że zaskrzypiały.
- Jason? – zawołałem ponownie, rozglądając się po pokoju. – Jason?
Wciąż brak odpowiedzi.
Popchnąłem je do końca, wchodząc do
jego pokoju. Wow, jego pokój to śmietnik.
Jego drewniana podłoga była przykryta
różnymi rzeczami. Czyste i brudne bokserki były wszędzie porozrzucane, co było
śmieszne, ponieważ niektóre były z
nadrukami z kreskówek, tak jak moje…
Czekaj, niektóre z nich są moje.
Nieważne, nie chcę ich, jeśli Jason je
nosił…
Czekaj!
To znaczy, że był w MOIM POKOJU!
Cholera!
Teraz mam kolejny powód, by być w jego
pokoju.
Nieważne… zobaczmy co jeszcze leży na podłodze.
Hmm….
Jakieś papierki… po przekąskach, które należą do szkoły!
Kawałki metalowych rzeczy.
Jakieś urania, koszulki i jeansy. I kilka bluz.
Oh, I jakieś przewody... i… biały proszek?
Obok szafy Jasona leżała mała górka białego proszku.
Nie wiem co to jest, ale mam nadzieję, ze to nie jest kokaina. To
byłoby straszne. Ale nie sprawdzam tego.
Przeniosłem wzrok z podłogi na łóżko Jasona. Pościel była nie
ułożona. Jeden z koców w połowie znajdował się poza łóżkiem. Ile na tym łóżku
jest koców? 4?
Cóż, nie widziałem Jasona w łóżku, więc podszedłem do niego
ostrożnie, uważając, żeby na nic nie nadepnąć.
Kiedy stanąłem przy łóżku, rozejrzałem się po nim, widząc Jasona głowę
schowaną w poduszkach i jego ramiona leniwie leżące; jedno pod poduszką, a
jedno wyciągnięte na zewnątrz.
Jego głowa była odwrócona w moją stronę, pozwalając mi zobaczyć
jego otwarte usta i jego bladą twarz. Było oczywiste, że spał.
Ale muszę go obudzić, chociaż nie chcę tego robić.
- Jason… Jason – wyszeptałem.
Nie ruszył się ani nie odpowiedział.
- Jason… - wyszeptałem trochę głośniej, kiedy szturchnąłem
go w policzek.
Jason jęknął cicho, kiedy przewrócił swoje ciało na drugą stronę
tak, że widziałem teraz jego plecy I nieułożone, brązowe włosy. Włożył ramię
pod koc, by wtulić się w ciepło.
Popchnąłem lekko jego plecy, by go przesunąć.
- Jason, czas wstawać – powiedziałem.
- Mhmm, jeszcze 5… godzin, Ralph… - powiedział zmęczony.
Mój uśmiech powiększył się. 5 godzin, nie 5 minut. Jason potrafi
być czasem zabawny.
Ale ja nie jestem Ralphem.
- Właściwie, Jason, to Justin. Nie Ralph. I musisz już się obudzić
– położyłem rękę na jego plecach, by szturchnąć go lekko.
Jęknął znowu, odwracając się, by położyć się na plecach.
Jego oczy otworzyły się powoli, ale zaraz po tym zmrużył je,
ponieważ nadal był zmęczony.
Po zamruganiu kilka razy, jego oczy skierowały się na mnie.
- Która jest godzina? – spytał.
Rozejrzałem się po pokoju, by zobaczyć czy ma tu zegar, ale
niestety go nie znalazłem, więc zgadywałem.
- Um, jest około 6:35 rano.
Jason westchnął.
- Za wcześnie. Chcę spać.
Uśmiechnąłem się do niego, ponieważ czułem to samo.
- Tak, zgadzam się. Ale musimy iść dzisiaj do szkoły.
Jason zacisnął mocno oczy i
rozciągnął swoje ramiona, ziewając. Kiedy zakończył czynność schował
soje ramiona z powrotem pod koc.
- Nienawidzę się budzić, kiedy jest mi zimno – przyznał Jason,
tuląc się do pościeli.
- Ja też, ale musisz wstać, bo musisz się przygotować do szkoły –
powiedziałem.
Nałożył koc na głowę.
- Ale ja nie chcę…
Zaśmiałem się.
- Nie ma chowania się. Musisz wstać – chwyciłem koc i ściągnąłem
go z niego na co zaskomlał.
Wyskoczył z łóżka, by odebrać mi koc.
- Oddaj! Zimno mi! – krzyknął, szarpiąc za koc.
Trzymając mocno przedmiot zauważyłem, że ma na sobie tylko
koszulkę i bokserki.
- Jeśli ci zimno, to dlaczego nosisz tylko koszulkę i bokserki?
Nie masz żadnych spodni od piżamy, jak te? - zapytałem, kładąc nogę na jego
łóżku.
Jason przestał ciągnąć za koc i spojrzał na moje wygodne spodnie.
Zmarszczył brwi.
- Nie…- odpowiedział krótko.
Było mi goi szkoda, więc nie mogłem pozwolić, żeby było mu zimno.
Przewróciłem oczami.
- No cóż…- zacząłem.
Jason spojrzał na mnie swoim smutnymi oczami. Nie wiem czy to były
oczy szczeniaczka, ale były słodkie…
- Mogę dać ci jedną parę moich spodni, jeśli chcesz – powiedziałem
troskliwie.
- Naprawdę?
- Pewnie. Tylko przyjdź do mojego pokoju I dam ci je, ale najpierw
oddaj mi moje bokserki – powiedziałem I uśmiechnąłem się patrząc ponownie na
podłogę.
Jason zrobił to samo, chichocząc po cichu.
- Są twoje? – zapytał, schodząc z łóżka.
- Tak. I chcę je wszystkie wyprane, skoro leżą na ziemi.
Widziałem jak Jason uśmiecha się patrząc na podłogę. Następnie
schylił się i podniósł jedną parę, śmiejąc się.
- Mówisz, że te też są twoje?
Trzymał dwoma palcami bokserki z Super
Manem.
- Podoba mi się ten niebieski i
znaczek super mana z przodu.
Moje Poliki zrobiły się czerwone,
kiedy wyśmiewał się z nich.
- N- nie… te nie są moje – skłamałem,
drapiąc się po karku.
Jason uśmiechnął się patrząc mi w oczy.
- Oh, a te? – podniósł inną parę ze
SpangeBobem.
Moje zakłopotanie jeszcze bardziej
wzrosło, gdy mi dokuczał.
- Cóż, SpangeBob jest gejem, więc to
oczywiste, że te bokserki są TWOJE. Założę się, że on kocha być na two…
- Ok! Wytarczy! – przerwałem mu.
Zachichotał uśmiechając się do mnie złośliwie.
- No co? Miałem powiedzieć, na twojej waginie.
Przewróciłem oczami i zabrałem
bokserki z rak Jasona.
- Haha, bardzo śmieszne. Teraz pomóż
mi je pozbierać. Muszą być czyste – rozkazałem, patrząc na wszystkie bokserki,
na podłodze.
Jason stanął, również patrząc na
bałagan. Posłałem mu zdezorientowane spojrzenie, mimo, że na mnie nie patrzył.
- Więc?
Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Co?
- Nie zamierzasz ich podnieść? –
zapytałem, krzyżując swoje ramiona.
- Oczywiście, że nie. Są twoje, więc
TY je podnieś – powiedział, również krzyżując swoje ramiona.
Teraz mnie wkurzył.
Wyrzuciłem ramiona w powietrze.
- Nie będę ich podnosić! Twój kutas w
nich był! – przekląłem, krzycząc z całych moich sił.
Pożałowałem tego, ponieważ mama by
mnie zabiła, jeśli by to usłyszała. Spanikowałem na chwilę, rozglądając się po
pokoju. Aż moje oczy spotkały się z oczami Jasona, które były zaskoczone.
Właściwie, jego cała twarz wyglądała na zaskoczoną i w szoku.
Rozejrzał się po pokoju jakby ktoś nas
obserwował. Następnie spojrzał ponownie w moje oczu ze złowieszczym uśmiechem
na twarzy. Zaczynałem się bać, miałem wrażenie, że zaraz coś mi zrobi. Jason
zaczął podchodzić powoli do mnie, wciąż z uśmieszkiem na twarzy. Zmarłem,
patrząc na niego i widząc jego każdy ruch. W końcu stanął przede mną.
- Wow Justin. Nie wiedziałem, że masz
to w sobie – powiedział, patrzą na moje ciało i robiąc krok do tyłu.
Albo mnie obczajając, albo robić coś
innego, ale to jest niepokojące.
Jego jasnobrązowe oczy spotkały się z moimi.
- Ty naprawdę umiesz przeklinać. Ale wciąż jesteś pedałem. Nie
umiesz tego powtórzyć – zamknął oczy i uśmiechnął się.
Zmarszczyłem brwi i zacisnąłem zęby, wkurzony na jego słowa.
- Dla twojej informacji mama nie pozwala mi przeklinać, ale
jeśli bym chciał, powtórzyłbym to – odpowiedziałem Jasonowi, chcąc go uderzyć w
tyło głowy.
Oczy Jasona szybko się otworzyły, patrząc na mnie. Jego
uśmiech zniknął, a jego brwi lekko się zmarszczyły. Położył swoje dłonie na
biodrach i przechylił głowę, skanują moją twarz,
- Hmm… To tylko potwierdziło jedną rzecz – podniósł swój
palec. – Jesteś synkiem mamusi – jego uśmieszek powrócił.
Spojrzałem na podłogę zawstydzony. Czułem się słaby słysząc,
że jestem ‘synkiem mamusi’. Ale estety zdałem sobie z czegoś sprawę.
Uśmiechnąłem się do siebie i spojrzałem ponownie na
chłopaka.
Powiedziałem szczęśliwy
- Tak, jestem nim. I jestem dumny - stwierdziłem.
Jason spojrzał na mnie zszokowany i lekko zdezorientowany.
Uśmiechnąłem się do niego i odwróciłem się, by wyjść z
pokoju. Jason nie odzywał się, stojąc
cały czas w tym samym miejscu. Byłem z siebie dumny. To dobry znak.
- Czekaj – powiedział za mną Jason, ale zignorowałem go.
Miałem już opuścić pokój, ale Jason przebiegł obok mnie i stanął
tak, że nie mogłem wyjść.
- Czego chcesz, Jason? – spytałem zdenerwowany.
Próbowałem przejść obok
niego, ale wciąż stawał mi na drodze.
- Dlaczego jesteś taki dumny z bycia maminsynkiem?
Powinieneś się tego wstydzić – powiedział.
- Co się to obchodzi? – spytałem, wciąż próbując wyjść z
pokoju, ale bez skutku.
- Zapytałem pierwszy.
- Cóż, ale ja chce wiedzieć dlaczego.
- Trudno, odpowiedz mi na moje pytanie.
- TY ODPOWIEDZ MI NA MOJE PYTANIE! – krzyknąłem na Jasona.
- Nie! Najpierw odpowiedz na moje!
- Najpierw na moje!
- Najpierw na moje!
- Nie!
- Tak!
Dlaczego my zawsze walczymy? Dopiero teraz to zauważyłem. Ale
nei zamierzam się poddać.
- Nie! – odkrzyknąłem.
- Tak!
Okej, wkopię go.
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Tak!
- Nie! Whoa, czekaj…kurwa! – uderzył się w czoło.
Uśmiechnąłem się w zwycięstwie.
- Haha, teraz gadaj. Dlaczego cię to obchodzi.
Jason zmarszczył brwi i wydął wargi, krzyżując ramiona.
- Nie obchodzi mnie.
- Obchodzi. Nie pytałbyś mnie wtedy dlaczego nie jestem
upokorzony – wytłumaczyłem mu.
Oczy Jasona spojrzały na sufit, kiedy ten kołysał się na
swoich stopach. Chyba właśnie udowodniłem mu, że to ja mam racje, a teraz on
próbuje wymyślić coś, żeby się nie wkopać.
Uśmiechnąłem się, patrząc na myślącego Jasona.
- Cóż…uh…może dlatego, że chce wiedzieć dlaczego nie było ci
głupio? – zapytał niepewny.
- Ale dlaczego? – spytałem, uśmiechając się.
Jason westchnął z frustracji i zamknął swoje oczy.
- Tylko nie rób sobie krzywdy – zaśmiałem się z niego.
Jason warknął i odwrócił ode mnie wzrok.
- Zamknij się...
- No dalej, po prostu chce wiedzieć - przesunąłem się tak, by stać twarzą do
niego.
Kiedy jego oczy spotkały się z moimi odwrócił się i spojrzał
ponownie na sufit.
Trochę uparty…
- Proszę, po prostu mi powiedz.
Ale on zamknął oczy i trzymał głowę skierowaną na sufit.
- Jason? – zawołałem, ale bez odpowiedzi.
Dawał mi tylko tą głuchą ciszę. Nie wiem dlaczego on się tak
szybko wkurza. Westchnąłem, patrząc na ciało Jasona, ale nie w gejowski sposób,
po prostu skanowałem go. Kiedy miałem odwrócić wzrok, spojrzałem na brzuch
Jasona.
Przypomniał mi się dzień, w którym Jason chciał się pociąć.
_______
Siedziałem na tali Jason, żeby go zatrzymać, kiedy Ralph
wszedł do pokoju.
Ralph uśmiechnął się dziwnie, widząc naszą pozycje.
- Więc co robicie? – spytał nas.
Uśmiechnąłem się do Jasona i następnie spojrzałem na Ralpha
i powiedziałem
- Mamy bójkę na łaskotki
I wtedy Jason oszalał i przyznał, że on nie ma łaskotek, co
zazwyczaj jest kłamstwem
_______
Wciąż się na niego patrzyłem, myśląc czy powinienem to
zrobić, czy nie. Nie chce go znowu wkurzyć. Nie wyrzucił mnie jeszcze z pokoju,
co było dobrym znakiem, ale kłótnia zmieniła jego emocje.
Moja mama jest na dole, więc jeśli Jason spróbuje mi coś
zrobić mogę jej o tym powiedzieć.
To nic takiego. Tylko go szturchnę.
Jason – zawołałem go, szturchając go w brzuch, na co szybko
zareagował.
Drgnął wydając z siebie dziwny dźwięk. Jason spojrzał na
mnie, stawiając krok w strone korytarza.
Patrzyłem na jego twarz, widząc uśmiech i nie wiem czy on chciał się
uśmiechać czy to był po prostu grymas.
Uśmiechnąłem się głupawo widząc reakcje Jasona, Kidy go
szturchnąłem.
Jason skrzyżował swoje ramiona, zakrywając nimi swój
brzuch..
- Nie dotykaj mnie tam - powiedział, odwracając ode mnie
wzrok.
- Dlaczego nie? – zapytałem figlarnie, stawiając krok bliżej
niego.
Jason odsunął się.
- W ogóle mnie nie dotykaj. To była jedna z moich zasad,
głupku.
- Wow, naprawdę lubisz Pillsbury Doughboy*. Szturchnij mnie i umrzyj – naśladowałem
wysokim głosem.
Jason uśmiechnął się słysząc
moją interpretacje.
- Prawda.
Odwzajemniłem uśmiech, widząc, że się zgodził i uspokoił
się.
Staliśmy uśmiechając się do siebie, co było trochę dziwne.
- Jestem!
Głośny głos Ralpha rozniósł się po domu.
- Tak! – krzyknąłem, uderzając powietrze z podekscytowania.
Jason odwrócił się i spojrzał na schodu.
- Co tak pachnie?
Podszedłem do niego i oparłem się o barierkę, by tez poczuć
ten zapach.
Zapach gorącej kawy i świeżo upieczonych wypieków dotarł do
moich nozdrzy, co spowodował burczenie w moim pustym brzuchu.
Jason wydawał się zaskoczony tym odgłosem. Spojrzał na mnie,
a potem uśmiechnął się patrząc mi w oczy.
- Myślałem, ze to mój brzuch, ale ja nie jestem głodny –
wytłumaczył
- Oh, będziesz głodny, kiedy zobaczysz co Ralph przyniósł –
powiedziałem, na coś uśmiechnął się szeroko.
Spojrzał z powrotem na schody.
- Więc chodźmy zobaczyć
Myślę, że myślimy o tym samym.
- Ścigamy się na dół? – spytałem.
Jason przytaknął głową.
- Na trzy
Ustawiłem się w pozycje do startu.
Jason zaczął odliczać
“1…..3” wystartował przede mną.
Poszedłem w jego ślady.
- Hej! Oszukujesz! – krzyknąłem, śmiejąc się I biegnąc.
Jason również się zaśmiał.
- Nieważne! Teraz jestem głodny!- odkrzyknął.
Jason chyba może być tylko miły, kiedy jest szczęśliwy, wtedy
jest spoko.
Jeśli tylko zatrzymam jego szczęście, zaakceptuje wszystko
co robie i będzie mnie lepiej traktował. Dorastałem bez rodzeństwa, oprócz
Jazmyn u Jaxona. Ale oni są za mali, żeby cokolwiek z nimi robić. CO mam na
myśli to, to, że nigdy nie miałem rodzeństwa, z którym mógłbym się droczyć. Ale
teraz mam Jasona. Byłbym naprawdę szczęśliwy gdyby on zachowywał się jak brak,
którego chciałbym mieć.
***
Jest drugi semestr szkoły; przyroda - lekcja, której
najbardziej nienawidzę.
Cóż, skoro teraz przerabiamy chemię to nie jest jeszcze tak
źle.
Ale na razie tylko coś piszemy… przez Jasona…
- Gdzie do diabła jest nauczyciel?! – krzyknął, kładąc się
na swojej ławce.
Aż zabolały mnie uszy, ponieważ siedział zaraz obok mnie. Odwróciłem
się do niego.
- Nie wiem. I proszę nie krzycz - powiedziałem zirytowany.
- Zamknij się, Justin. Nie pytałem o twoją opinię! –
krzyknął ponownie.
Nawet nie wiem czy to miało sensu. Nieważne! To Jason. Po
prostu go zignoruj.
Zaczął mi dokuczać, kiedy tylko weszliśmy do szkoły. Jest
tylko wredny, kiedy jesteśmy w szkole. Dzisiaj rano próbował mnie upokorzyć
przed dużym tłumem ludzi, ale nie udało mu się, ponieważ odwróciłem się i
uderzyłem go.
Stary, on był naprawdę zażenowany.
Pewnie dostanę straszną karę.
- Jakie nudy!
Zacisnąłem wkurzony zęby. Jason jest strasznie wkurzający.
Naprawdę chcę go uderzyć.
Ale nie mogę tego zrobić. Więc, spojrzałem tylko na podłogę.
- Zamknij się, Jason… - wymamrotałem.
I nagle…
Poczułem, jak ktoś uderzył mnie w tył głowy.
- Nie mów mi co mam robić! – powiedział wkurzony Jason.
Odwróciłem się, by spotkać się z jego twarzą.
- Po prostu się zamknij – powiedziałem, opierając dłoń na
mojej głowie, wspierając się łokciem, który ją trzymał.
Wtedy poczułem dłonie na moich plecach i zostałem popchnięty,
przez co prawie spadłem z krzesła, ale moje stopy zatrzymały mnie.
- Co do diabła?! – krzyknąłem wkurzony.
- Na podłogę! – krzyknął Jason jeszcze bardziej mnie
popychając.
Teraz jeszcze bardziej mnie wkurzył.
Docisnąłem stopy do podłogi, by przód moich butów
powstrzymał mnie przed upadkiem.
- Odwal się, Jason! – odkrzyknąłem, próbując uderzyć go z
łokcia.
- Sam się odwal! – popchnął mnie ponownie, przez co upadłem.
Usiadłem na chwilę na ziemi, ale szybko podniosłem się,
ponieważ Jason też wstał. Miał zamiar mnie kopnąć, ale odskoczyłem od niego.
- Serio Jason! Nie chce walczyć! – krzyknąłem, cofając się o
krok, kiedy zbliżył się do mnie ze ściśniętymi pięściami.
- Ty nie musisz, ale ja tak! – przeskoczył na jedną stopę,
próbując uderzyć mnie w brzuch.
Szybko zareagowałem.
Biorąc jeden krok do tyłu, ułożyłem dłonie przed moim
brzuchem,
tak, że wewnętrzna strona moich dłoni była przed twarzą Jasona.
Jego pięść
wylądowała na wewnętrznej części mojej dłoni, więc zacisnąłem je, by uwięzić
jego pięści.
- Co do
cholery?! – krzyknął Jason, szarpiąc swoją ręką, by się wydostać.
Spojrzałem mu
w oczy, mimo, ze był skupiony na swoich dłoniach.
-
Powiedziałem ci, ze nie chce walczyć, więc ty też nie będziesz walczył –
stwierdziłem, mówiąc poważnym głosem.
Ciało Jasona
się uspokoiło. Jego ramiona nie wyglądały już tak silnie. Patrzyłem na niego
uważnie, żeby być pewny, że to nie jest żadna sztuczka. Zobaczyłem uśmiech na
twarzy Jasona, podniósł swoją głowę i spojrzał mi w oczy.
To
przypominało mi tych złych chłopaków, którzy patrzyli swoim wzrokiem na tych
dobrych, żeby zrobić scenę bardziej dramatyczną.
Jason
parsknął głośno i szarpnął swoimi ramionami, przez co byłem bliżej niego.
Szybko złapał za mój kołnierz i przybliżył mnie do swojej twarz tak, że nasze
nosy prawie się dotykały. Patrzył w moje oczy, jakby chciał wyczytać coś z
moich myśli. Przyśpieszył swój oddech.
Zacząłem bać
się jego strasznego spojrzenia. Jego twarz sprawiła, że zamarłem ze strachu.
On mnie chyba
zabiję przed piątką innych uczniów, którzy siedzą wokół nas i patrzą na nasza
walkę.
Dlaczego mi
nie pomogą?
Powinienem
sam się postawić.
Jestem silną
osobą i musze pokazać to Jasonowi.
- Jason… po
prostu mnie puść Będziemy mieć kłopoty. Nie doniosę na ciebie, jeśli mnie
zostawisz – wytłumaczyłem mu spokojnie.
Jego uśmiech
tylko się powiększył.
- To nie ma
znaczeni. I tak w końcu ci się dostanie. Teraz nadszedł czas.
Jason
wyszarpał swoją drugą dłoń i cofnął ją, by mnie uderzyć. Musiałem szybko
zareagować, bez bronienia się.
Poniosłem
lewą nogę i kopnąłem go w kolano, przez co stracił równowagę. Następnie
ułożyłem dłonie na jego klatce piersiowej i popchnąłem go. Nie wiedziałem, że
zrobiłem to z taką siłą, ale najwidoczniej tak było.
Jason upadł
na plecy, trzymając swoją rękę na kolanie.
Nie wiedziałem,
że to go aż tak zabolało.
Czuję się
winny.
- Panie
Bieber! – usłyszałem za sobą męski głos.
Podskoczyłem
przestraszony i odwróciłem się, widząc nauczyciela od przyrody, Pana Williama.
Whoa, czekaj…
widział co zrobiłem Jasonowi?
- Tak… Panie
W-Williamie…? – wyjąkałem lekko przerażony, bałem się tego co zaraz powie.
- Co zrobiłeś
swojemu przyrodniemu bratu? – zapytał srogim tonem.
Spanikowałem
i rozejrzałem się po klasie, a następnie spuściłem wzrok na podłogę.
- ….N-Nie
wiem o czym Pan mówi…
Pan William
spojrzał na mnie.
- Justin,
Widziałem co się stało. Kopnąłeś go w kolano i popchnąłeś go na ziemię.
Wyrzuciłem
ręce w powietrze, w niedowierzeniu.
- Ja
praktycznie nic nie zrobiłem! To Jason wszystko zaczął! – wytłumaczyłem mu. –
Ja tylko się broniłem!
Pan William
posłał mi tylko krótki spojrzenie, co oznaczało, że mi nie uwierzył.
Spojrzałem na
ciało Jasona, widząc, że udawał śmierć, ponieważ jego język wystawał z jego
budzi. Super. Jesteś świetnym aktorem, Jason.
- Niech Pan
się nim nawet nie przejmuje. On udaje… znowu – powiedziałem znudzony.
- Nie wygląda
dobrze – powiedział, podchodząc do Jasona.
Wyciągnąłem
rękę, by go zatrzymać.
- Nie! Nie…
mogę udowodnić, że on udaje.
Odwróciłem
się do Jasona i postawiłem krok w jego stronę.
- Nie Panie
Bieber, nie kopniesz go znowu. Po prostu usiądź.
- Ale proszę
pana!
Wskazał na
moją ławkę.
- Usiądź. Później
zadzwonię do twoich rodziców.
Jęknąłem i
podszedłem powoli do mojej ławki, zdenerwowany, że Jasonowi znowu się nie
dostanie.
- Powiedz im
też o Jasonie – wymamrotałem do siebie, żeby nikt nie usłyszał.
Odsunąłem
swoje krzesło i opadłem na nie z grymasem na twarzy.
- Wszystko w
porządku, Jason? – Pan William ukucnął obok niego, by sprawdzić co się z nim
dzieje.
Słuchałem
uważnie co ma zamiar powiedzieć.
Cichy jęk
wydostał się z ust Jasona.
- M- Moja
noga… boli – powiedział
Nie mogę się
doczekać, aż usłyszę co Pan Wiliam ma do powiedzenia.
- Cóż, chcesz
iść do pielęgniarki? – zapytał Jasona.
Świetnie, po
prostu świetnie…
- Tak, chyba
tak. Wie Pan może czy jest on gorąca? – Jason usiadł powoli.
Nie mogę w to
uwierzyć.
- Co to za
pytanie?! – krzyknąłem głośno. Nie miałem takiego zamiaru, ale tak wyszło. To
naprawdę głupie pytanie.
- Panie
Bieber, proszę nie krzyczeć i siedzieć cicho – nakazał nauczyciel.
- Tak Justin!
Zamknij się! – powiedział następnie Jason.
Pan William
zaczął pomagać Jasonowi z jego nogą.
- Wiesz gdzie
jest gabinet pielęgniarki? – zapytał Jasona, który się podnosił.
- Tak. Będzie
dobrze…. Ale wezmę windę – Jason zaczął odchodzić, podnosząc rękę, by machnąć
niedbale.
- Na razie
Pan William
skrzyżował ramiona, tupiąc swoją prawą nogą.
- Poczekaj,
nie zapomniał Pan czegoś?
Jason
zatrzymał się i odwrócił się na piętach.
- Uh… czego
zapomniałem? – zapytał nerwowo.
Dostanie mu
się, musze to widzieć.
Pan William
odwrócił się i wziął mały papierek z jego biurka i podał go Jasonowi.
- Tego.
Wyraz twarzy
Jasona wskazywał na to, że jest Zaskoczyny i zmartwiony.
- Nie
przyniosłeś jeszcze swojej zgody. Gdzie ona jest?
Jason
rozejrzał się po klasie zanim spojrzał z powrotem na nauczyciela.
- Co do tego…
- Panie
McCann! Nie będzie Pan mógł uczestniczyć w zajęciach, jeśli nie dostanę tej
zgody! – powiedział.
Jason
podbiegł do niego.
- Proszę! Musi
mi Pan pozwolić chodzić na zajęcia! Muszę skończyć ta klasę! – prosił.
Pan William
milczał, patrząc na Jasona.
- Czy Pan
właśnie przybiegł bez żadnego bólu? – zapytał, przez co w całej klasie
zapanowała cisza.
Jason nie
odzywał się przez chwilę.
Następnie
złapał się za kolano.
- Ał… -
powiedział zakłopotany.
- Usiądź! –
Pan William wskazał na ławkę, która była obok mnie.
Jason
spojrzał na mnie wkurzony, podchodząc do swojego miejsca. Uśmiechnąłem się
bezczelnie, patrząc na niego.
- Wygrałem! –
krzyknąłem w zwycięstwie. – A ty właśnie przegrałeś! – wskazałem na Jasona.
Poczułem jak
Jason klepnął mnie w tył głowy, kiedy szedł za mną, by dostać się do ławki
obok. Już mnie to nawet nie obchodzi.
Pan Wiliam
zaczął coś pisać na tablicy.
- Dostanie ci
się wieczorem – wyszeptał mi do ucha
Uśmiechnąłem
się słysząc jego groźbę.
- Co dostanę?
Babeczkę? Kocham babeczki – zażartowałem, mówiąc seksownym głosem, przez co
Jason spojrzał na mnie z wyrazem twarzy ‘co do diabła?’.
- N- Nie? –
wciąż był rozproszony moim głosem. Może go podnieciłem.
Zaśmiałem się
na tą myśl.
- Miałem na
myśli, że w końcu cię dopadnę.
Wiem co miał
na myśli, ale chciałem sobie pożartować. A Jason nic mi nie zrobi, ponieważ
Ralph i Mama będą w domu. Frajer…
Uśmiechnąłem
się i odpowiedziałem Jasonowi.
- Nic mi nie
zrobisz, co Ralph i mama są dzisiaj w domu. Ale życzę dobrej zabawy przy
próbach zrobienia mi czegoś – powiedziałem dumnie.
Jason
uśmiechnął się słysząc moje słowa, jakby to był kolejny żart.
- Nie bądź
głupi. Słyszałem jak rozmawiają o ty, że wychodzą gdzieś dzisiaj. Może pójdą do
baru, a później do motelu – uśmiechnął się głupawo, unosząc brwi.
Przełknąłem
mój strach słysząc jego słowa, ale zdałem sobie sprawie, że mówi tak tylko
dlatego, żeby mnie przestraszyć. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na niego
ponownie.
- Nie,
przestań mnie straszyć. Nie zostawiliby mnie z tobą.
Jason
pokręcił głową.
- Cóż, oni
oboje są głupi. Dlatego zostawiają cię w domu… ze mną..
Poczułem jak
po moim kręgosłupie jeżdżą paznokcie, trafiając w każdy nerw. Zgarbiłem się,
czując ten dotyk. Kiedy paznokieć dotarł do dołu moich pleców, pisk wydostał
się z moich ust przez co wszystkie oczy w klasie były zwrócone na mnie. Nawet
Jason zaśmiał sie słysząc mój pisk.
- Justin, co
to za dziewczęcy pisk? – Pan Wiliam patrzył na mnie, przerywając swoją lekcję.
Jason usiadł
na swoim miejscu.
- Bo tak
właściwie to Jason jest dziewczyną! – krzyknął.
Odwróciłem
się wściekły, widząc uśmiechniętego Jasona.
- Oh tak? To
dla czego nie mam cycków? To chyba jasne, że jestem facetem skoro mam kutasa w
spodniach!
Jason
westchnął.
- Jak śmiesz
obrażać pochwę!
- Hej,
Bliźniacy! Przestańcie się kłócić! – krzyknął do nas nauczyciel. – I proszę nie
rozmawiajcie o tym w klasie. Jeśli nie przestaniecie, będę was musiał wyprosić
z klasy chyba, że już chcecie wyjść? – skrzyżował ramiona, czekając na naszą
odpowiedź.
- Nie –
powiedzieliśmy w tym samym czasie.
Whoa, co do…?
Oboje
odwróciliśmy swoje głowy, patrząc na swoje zszokowane twarze.
- To było
dziwne – powiedzieliśmy oboje. – Przestań! Nie ty przestań! Po prostu się
zamknij! – kontynuowaliśmy.
Jason jęknął
głośno, co zabrzmiało jak ryk.
Wygląda na
to, że bliźniacy nieraz tak robią, ale ja i Jason nie jesteśmy nawet
spokrewnieni. Jesteśmy bliźniakami, bo wyglądamy tak samo, ale nie ma między
nami żadnego pokrewieństwa.
Może to była
po prostu zwykła sytuacja. To mogło się zdarzyć każdemu.
-
Skończyliście? – Pan William spytał niecierpliwie.
- Tak… -
powiedzieliśmy w tym samym czasie, znowu…
- Zamknij
się! – krzyknął Jason, uderzając w ławkę.
- Jesteście
dla siebie stworzeni. Wasi rodzice muszą być dumni – zażartował Pan Wiliam
pisząc coś na tablicy.
- Tak, wiem –
uśmiechnąłem się szeroko, kładąc dłoń na ramieniu Jasona.
Jason
potrzasnął swoim ciałem.
- Nie dotykaj
mnie – wymamrotał. – Jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz, odetnę ci rękę! –
zagroził.
Odsunąłem rękę
od Jasona i położyłem ja na ławce, śmiejąc się.
Pokręciłem
głowa.
- Ah, Jason
jest takim świetnym bratem
***
- Ok,
podchodzi do gangu Chandlera i śmieją się z niego, i teraz Jason jest wściekły…
oh! Jason krzyczy na nich, ale oni wskazują na niego palcami, Uh, Jason właśnie
spróbował kopnąć Chandlera i ten jest teraz zły… uh… Jason znowu krzyczy…. A
teraz… Oh! O MÓJ BOŻE! – Ryan klasnął dłońmi. – Jason dostał w twarz!
- ZAMKNIJ
SIĘ, RYAN! – krzyknąłem na niego.
- Co? Ja po prostu
mówię…
- Ryan…. Nie
chcę tego słuchać…
Ryan
uśmiechnąłem się i spojrzał za mnie.
- Uh… ktoś z
grupy Jasona pomógł mu…
- Ryan, nie
obchodzi mnie to.
- Zaraz ktoś
mu przywali!
Odwróciłem
się szybko. Jeden z chłopaków trzymał ramie Jasona, ale nie Widziałem tam pięści.
Jason wyrwał się i ponownie zaczął na nich krzyczeć. Codziennie widzę go z
nimi. Nie wiem czy on próbuje się popisać, czy dostać się do ich grupy.
Jesteśmy na
stołówce. Ryan, Chaz i ja siedzimy przy naszym stoliku. Ryan siedzi na przeciwko
mnie, a Chaz obok mnie, ale nie za blisko. Nie wiem dlaczego.
A za mną
Jason i grupa Chandlera znowu coś kombinują. Musze tam cały czas chodzić, żeby
upewnić się, że Jason nie weźmie udziału w poważnej walce.
Nie wiem co z
Caylee. Zazwyczaj jest tutaj z nami.
Odwróciłem
się do Ryana, który uśmiechał się głupawo. Warknąłem na niego, wściekły, że
mnie oszukał.
- Nie rób
tego, serio. Musze uważać na Jasona. Jak będziesz tak dalej robił to Jasonowi
naprawdę się coś stanie.
Ryan wzruszył
ramionami.
Poczułem przypływ
gniewu w moim ciele, więc wstałem i uderzyłem prawa dłonią o stół, a następnie
wskazałem na niego palcem.
- Słuchaj,
czuje, że jesteś na mnie zły bez powodu! Nie podoba mi się, jak mnie
traktujesz, bo coś ci zrobiłem! Proszę, przestań! Mój dzień był ciężki i
wieczór też taki będzie, więc po prostu przestań!
Jęcząc,
opadłem na krzesło. Ryan patrzył na mnie pustym wzrokiem, jakby zobaczył kogoś
umierającego.
Zacząłem
oddychać przez nos, by się uspokoić. Nie krzyczałem tak przez całe moje życie.
Teraz tego żałuję, ale wciąż nie wiem, dlaczego on jest na mnie zły.
Wtedy Ryan
uśmiechnął się, kładąc ręce na stole.
- Jestem na
ciebie zły, bo urządziłeś imprezę… - powiedział.
- Co?! Ale…
Ryan podniósł
palec.
- Hej. Nie skończyłem
jeszcze.
Nie odezwałem
się, chcąc wiedzieć co jeszcze ma do powiedzenia.
-
Powiedziałem, że nie masz nic robić, a ty nadal…
- Ale…
- Justin…
Westchnąłem.
- Ja po
prostu nie chciałem żadnej imprezy, a ty i tak ją urządziłeś. Dlatego jestem na
ciebie złu.
Zmarszczyłem
brwi.
- Ale… podobała
ci się… tak? – spytałem, mając nadzieje, że powie ‘tak’.
Przyłożył
dłoń do swojej brody, by pomyśleć.
- Hmm… nie
wiem. Podobała mi się? – uśmiechnął się.
Spojrzałem mu
w oczy,, próbując wyczytać jego myśli.
- Tak, myślę,
że ci się podobało. Widziałem jak
rozmawiałeś z jakimiś dziewczynami i tańczyłeś
z jedną z nich!
- Wcale nie.
Wszyscy mi to wczoraj mówili. Ale my nawet nie możemy tak tańczyć w szkole –
wytłumaczył Ryan.
- Ok,
nieważne. Po prostu dalej bądź na mnie zły.
Ryan nadal
się na mnie patrzył.
Spojrzałem na
niego.
- Co?
Pokręcił
głową.
- Zdałem
sobie sprawę, że nie mogę być na ciebie zły. Jesteś zbyt dobrym przyjacielem
dla mnie.
Mały uśmiech
pojawił się na mojej twarzy.
- N-
Naprawdę? Czy znowu żartujesz?
- Nie, nie
żartuję. Impreza była super, bo mam najlepszych przyjaciół – uśmiechnął się
szeroko, pokazując, że mówi prawdę.
- Aw, to
słodkie – zaczęło mi być ciepło.
- Co jest
słodkie?! – krzyknął Chaz.
Zaśmiałem
się.
- Chaz, nie
rozmawiamy o jedzeniu.
- Ooh… -
jęknął Chaz i wrócił do dłubania widelcem w swojej misce.
- Co ty w
ogóle jesz? – zapytał Ryan.
- Sałatkę… -
odpowiedział.
- Dlaczego? Ty
nawet nie lubisz sałatek – stwierdził.
Chaz wzruszył
ramionami.
- Pomyślałem,
że powinienem jeść zdrowiej. Chcę być w dobrej formie na nadchodzące zawody
sportowe.
Zdziwiłem
się, słysząc słowa Chaza.
- Prawda.
Zapomniałem o nich.
- Tak, Dobrze
myślisz, Chaz – powiedział Ryan.
Chaz
uśmiechnął się i wrócił do jedzenia swojej sałaty.
- Oh! Jason
jest za Tobą! – powiedział Ryan, trochę zmartwiony.
Odwróciłem
się, widząc jak Jason idzie w moją stronę. Westchnąłem, patrząc na Ryana.
- O Jezu…
ciekaw czego chce…
Dwie dłonie
uderzyły w stół. Spojrzałem w górę, by zobaczyć Jasona, patrzącego na mnie.
- Hej Justin,
masz pieniądze na lunch? – zapytał Jason, patrząc na stół.
- Tak,
dlaczego? – odpowiedziałem zmartwiony, nie wiedząc co ma zamiar zrobić.
Jason
spojrzał na sufit.
- Cóż…
zastanawiałem się, czy może mógłbyś mi je dać – jego oczy spotkały się z moimi.
- Nie, masz
swoje. Użyj ich.
- Ale ja już
jw. Wydałem i nadal jestem głodny – spojrzał w tył.
- Jak można
wydać 10 dolarów na jedzenie i wciąż być głodnym? – zapytałem.
- Um…
Metabolizm? – powiedział niepewnie.
Patrzyłem na
niego zdezorientowany.
- Czuje, że
mnie okłamujesz I coś złego się stało.
Jasona oczy
prawie wyskoczyły.
- N- Nie! Nic
sie nie stało. Dlaczego pytasz?
Teraz jestem
pewnie, że coś się stało.
Spojrzałem mu
w oczy.
- Po prostu
powiedz nam co się dzieje. Jak mi powiesz to może dam ci pieniądze.
Jason myślał
przez chwile, patrząc na mnie uważnie.
- Nie… nic
się nie stało – powiedział w końcu.
Westchnąłem i
odwróciłem się od niego.
- Dobra. Po
prostu się martwiłem… bo mi zależy…
Jason również
westchnął, ale odszedł od stolika. Chciałbym, żeby przyznał się co mu chodzi po
głowie.
***
Mama I Ralph
stali przy drzwiach, przygotowując się do wyjścia.
- Nie!
Proszę, proszę, proszę nie wychodźcie! On mnie zabije! – błagałem ich.
- Justin, on
ci nic nie zrobi. Ale jeśli zrobi to ja i Ralph z nim pogadamy – powiedziała
mama.
- I dostanie
klapsa… - dodał Ralph, żartując.
- Mamo, on mi
powiedział, że to zrobi. Boje się – stwierdziłem, patrząc na nią z miną
szczeniaczka.
Ralph
westchnął.
- Ok, jeśli
Jason nic ci nie zrobi to jutro zabierzmy
gdzieś was obu – wytłumaczył mi. – Słyszałeś Jason? – krzyknął Ralph.
- Tak –
krzyknął Jason z kuchni.
- Dobrze –
powiedział Ralph.
Tak, Jason
jest w kuchni i myje naczynia. Musiał to zrobić po zjedzeniu kolacji, fajnie
jest sobie na to popatrzeć. To jak oglądanie starych ludzi, którzy walczą. A
czasami to wygląda jak oglądanie wiadomości, ponieważ Jason narzeka na to czego
nie lubi i pochwala to, co mu się podoba.
- Będziemy w
domu przed 11, więc powinniście być już wtedy w łóżkach – powiedziała mama.
- Co?! Przed
11?! Przecież jest piątek wieczór! – narzekałem
- Tak, wiem.
- Więc nie
możemy zostać dłużej?
Zastanowiła
się przez chwilę.
- No dobrze.
Macie czas do 11:30 – uśmiechnęła się do mnie.
- Mamo… -
zaskomlałem.
- Dobrze,
dobrze… do 12. I to jest ostateczna decyzja.
- Tak!
Dziękuję.
- Nie ma za
co, kochanie. Bądź grzeczny., my wychodzimy – odwróciła się i zaczęła iść w
stronę wyjścia.
- Ok, pa.
Kocham cię – powiedziałem.
- Też cię
kocham. Dobranoc - pomachała mi zanim
wyszła na dwór.
Ralph stał
przy wyjściu, czekając na coś. Spojrzałem na niego.
- Ralph,
trochę się boje zostać sam z Jasonem – wyszeptałem.
Spojrzał na
mnie nieco zmartwiony.
- Chciałem
zatrudnić nianię, ale Pattie powiedziała, ze jesteście za duzi – wyszeptał.
- Nie! Nie
obchodzi mnie to! Ja chcę nianię! – krzyknąłem po cichu.
- Cóż,
właściwie to chciałem wziąć nianie dla Jasona, ale Pattie myślała, że dla was
obu – uśmiechnął się.
Również się
uśmiechnąłem, uważając to za śmieszne.
- Tak, ale
wciąż mogłeś to zrobić.
Oparł się
framugę, śmiejąc się.
- Tak,
mogłem. Ale wszystko co musisz zrobić, to uszczęśliwić go. Jason lubi filmy,
więc możecie obejrzeć, coś co lubi albo możesz zamknąć się w łazience I
siedzieć tam do 11 – wytłumaczył.
- Wolę zrobić
tą pierwszą rzecz. Jest ciekawsza -
stwierdziłem, uśmiechając się.
Ralph zaśmiałem
się, słysząc moją odpowiedź.
- Dobry
wybór. Może to was do siebie zbliży. Pomyśl o tym – powiedział.
- Pomyślę. Dzięki
– kiwnąłem głową.
- Nie ma
problemu. Teraz lepiej pójdę, bo Pattie pomyśli, że dzwonie po nianię. Upewni
się, że wszystko będzie w porządku.
- Tak, bawcie
się dobrze, ale nie za dobrze – Ralph odwrócił się, a ja zacząłem go popychać.
– Nie chcę, żebyście byli pijani albo, żebyście mówili mi, że będę miał
rodzeństwo za 9 miesięcy.
Ralph wyszedł
na zewnątrz.
- Ok, ok. Obiecuję,
że nie zrobimy żadnej z tych rzeczy. Nie martw się o nas, martw się o Jasona.
- Upewnię
się, że nic się nie stanie. Miłej zabawy – powiedział, trzymając dłoń na gałce
od drzwi.
- Dobrze. Pa,
do zobaczenia później – zszedł ze schodków.
- Pa! –
krzyknąłem, zamykając drzwi, a następnie blokując je.
W końcu
poszli. Teraz możemy coś zacząć. Ale najpierw chcę pooglądać, jak Jason myje
naczynia. To zabawne.
Wszedłem do
kuchni, widząc znudzonego Jasona wycierającego talerz gąbką. Uśmiechając się,
powoli podszedłem do stołu i usiadłem przy nim, tak, że Jason nawet
nie zauważył. Teraz mogę go obserwować.
Zauważyłem
jak ciało Jasona zatrzymało się na chwilę, ale zaraz wrócił do mycia.
Uff! Było
blisko.
Jason położył
czysty talerz na suszarce i wziął kolejny przedmiot. A dokładniej; nóż. Ale nie
taki do masła, ale duży nóż, którego użyliśmy do krojenia steku. Tak, mieliśmy
stek na kolacje i, o Boże, był pyszny.
- Aw, kurwa!
– Jason wyszeptał do siebie.
Odwrócił głowę.
Justin! – zawołał.
Wstałem
zszokowany tym, co się działo I podszedłem do niego.
- Co się
stało? – zapytałem, patrząc na umywalkę i naczynia.
Jason
podniósł swoją dłoń i pokazał mi ja całą we krwi.
- O Boże! Co
ty zrobiłeś? – spytałem.
- Myłem nóż I
dźgnąłem się nim przez przypadek – powiedział, wciąż pokazując mi swoją rękę.
- Oh Jason,
po prostu przemyj to w umywalce, a ja pójdę po plaster.
Już miałem
odchodzić, kiedy Jason zaczął się śmiać. Chyba sobie
żartujesz…
Ha, dałeś się
nabrać. Frajer! – powiedział zgryźliwie.
Odwróciłem
się zdenerwowany.
- Ok, to
nawet nie było śmieszne. To było głupie.
- Dla mnie
było. Jak mogłeś pomyśleć, że ketchup to krew? Jesteś ślepy? – zapytał
dziecinnie, poruszając dłonią, by prysnąć na mnie ketchupem.
- Ew! –
wrzasnąłem, odskakując. – Nie pryskaj tym na mnie! Umyj się i wracaj do pracy!
– powiedziałem i odszedłem w stronę salonu.
- Czekaj! –
krzyknął Jason.
- Co?! –
odkrzyknąłem, nie odwracając się.
Na chwilę
zapanowała cisza, aż w końcu Jason się odezwał.
- P- pomożesz
mi w zmywaniu? – zapytał nieśmiało.
Odwróciłem się
na palcach, patrząc na Jasona.
- Dlaczego
powinienem ci pomagać? – zapytałem zły, przez co chyba zrobiło mu się smutno.
Widziałem
smutek w jego oczach, ale chyba był to udawany smutek.
- Chciałem,
żebyś mi pomógł, bo jest piątek i chciałbym trochę odpocząć albo porobić coś
lepszego – przyznał, to brzmiało, jak kłamstwo.
Spojrzałem na
niego podejrzanie.
- Ja też, a
skąd mam wiedzieć, że mówisz szczerze?
Jason
westchnął i zgarbił się lekko.
- Jeśli nie
mówiłbym prawdy to byłoby mi głupio. Ale naprawdę źle się czuje i jestem tym
zmęczony. Piątki to fajne dni, a nie nudne…
Powoli
podszedłem do niego, wciąż obserwując jego twarz, by znaleźć coś fałszywego. Ale
nic nie znalazłem. Widziałem tylko jego zmarszczone brwi i te smutne oczy. Westchnąłem
I spojrzałem na zlew, a później z powrotem na niego.
- Dobra, pomogę ci, ale tylko dzisiaj.
Następnym razem robisz to sam 0 powiedziałem, podchodząc do umywalki.
- Naprawdę?!
Tak! Dziękuję! – krzyknął, stojąc obok mnie.
- Taa,
przestań się ekscytować i pomóż mi – powiedziałem mu, ale on nadal stał obok
mnie cały szczęśliwy.
To mu chyba
pomoże. Nawet przyznał się do swoich uczuć, a to dobry znak. Przynajmniej
sprawiłem, że jest szczęśliwy, co wszystko zmienia.
***
- Justin!
Justin! Justin! – usłyszałem Jasona, krzyczącego moje imię.
- Co? Co? Co?
– odkrzyknąłem.
Zauważyłem
wbiegającego do salonu Jasona. Podszedł do mnie, kiedy siedziałem na kanapie I
położył swoje dłonie na moich kolanach, pokazując swoją uśmiechniętą twarz
mojej znudzonej.
- Robotników
już nie ma! Basen jest już zrobiony! Chodźmy go zobaczyć! – krzyknął, aż
zapiszczało mi w uszach.
Złapałem jego
nadgarstki i zepchnąłem je z moich kolan.
- Ok,
pójdziemy, ale przestań krzyczeć, bo to denerwujące.
- Ok, ok!
Chodźmy! – pobiegł do kuchni.
Stary, nie lubi,
jak Jason ma tyle energii. Zaczyna grać mi na nerwach. Nawet nie wiem skąd ją
bierze, nie jadł nic z dużą ilością cukru. W każdym razie, wstałam z kanapy i
wszedłem do kuchni, by wyjść tylnymi drzwiami.
- Justin! Chodź
szybko! – słyszałem głos Jasona z zewnątrz.
Drzwi były
otwarte, dzięki czemu ziemne powietrze dostało się do domu. Zadrżałem czując
powietrze na swoich ramionach, byłem tylko w koszulce.
- Nie, nie
wyjdę! Jest zimno! – krzyknąłem do niego, krzyżując ramiona, by było mi ciepło.
- Oh przestań.
Nie jest tak źle – Widziałem Jasona na drewnianej podłodze. Był blisko. Było
dosyć ciemno na dworze, co było niebezpieczne, kiedy jest się obok basenu.
- Hej Jason!
Uważaj tam! Nie chcę, żebyś wpadł do basenu! – krzyknąłem do niego.
- Uh, nie
martw się! Nie wpadnę! I tak nie umiem pływać, więc nie wejdę do niego.
Whoa, czekaj.
Czy on powiedział, że nie umie pływać.
- Czy ty
powiedziałeś, że nie umiesz pływać?
Wtedy
zauważyłem, jak Jason podchodzi do szklanych drzwi, ale nie wszedł do środka.
- Tak, nigdy
się tego nie nauczyłem – podrapał się po głowie zakłopotany.
Uśmiechnąłem
się do niego.
- Mogę cię
nauczyć, jeśli chcesz. Ale nie teraz.
Odwzajemnił
uśmiech.
- Spoko.
Odbiegł od
drzwi, śmiejąc się. Miałem dziwne uczucie, że on kłamie, skoro się śmiał. Ale
mógł też mówić prawdę. Albo nie. Wszyscy umieją pływać. Przecież to takie
proste.
Uśmiechnąłem
się I odwróciłem się, odchodząc od szklanych drzwi.
Nagle
usłyszałem głośne pluśnięcie wody. Jason był jedyny, który przyszedł mi do
głowy. Myślałem przez chwilę, czy powinienem to sprawdzić, ale może Jason
próbuje mnie przestraszyć. Nie mógłby wpaść do basenu. Tylko idiota podszedł by
blisko basenu, mimo tego, że nie umie pływać.
Hmm…
Próbowałeś,
Jason.
_____________
*Tim Hortons - kanadyjska sieć barów szybkiej obslugi
*Pillsbury Doughboy - maskotka Pillsbury Company, branży spożywczej
*Pillsbury Doughboy - maskotka Pillsbury Company, branży spożywczej
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam.
Mam nadzieję, że podobał się rozdział :)
Chyba nie było takiej długiej przerwy pomiędzy tym
rozdziałem, a ostatnim.
Chciałam tak zacząć dodawać rozdziały; co 2 tygodnie. Ale
wiedząc, że pod ostatnim rozdziałem był tylko 1 komentarz to
mi się wszystkiego odechciewa chyba. Więc nie wiem, jak to dalej
będzie. A do tego jeszcze autorka zastanawia się nad zostawieniem opowiadania,
szkoda, bo ja osobiście je uwielbiam.
Jeśli ktoś to w ogóle jeszcze czyta to zapraszam do
komentowania :)
Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na aska.
Paa xx