Jason bierze udział w walce
Justin go dopinguje
Jason McCann
Po dwóch
godzinach w końcu doszedłem do domu. Było trochę ciężko, bo w rękach niosłem
moje przybory
do rysowania.
Cóż, przynajmniej będę miał co robić, siedząc tutaj, może
poćwiczę moje rysowanie.
Myśli o Justinie powróciły do mojej głowy.
Spodobało mi się to, że docenił moją pracę i zachęcał
mnie do kontynuowania tego. Sprawił, że zacząłem myśleć, że umiem rysować i, że
jestem artystą. I dzięki niemu się uśmiechnąłem, nie wiedziałem, że to się
kiedyś stanie.
Justin zachowuje się tak, jak kiedyś Ralph. To dziwne, że
robi to co on, żeby sprawić, bym był szczęśliwy. Ale to nie znaczy, że go
lubię. To jest właśnie problem. Nie mogę zbliżyć sie do Justina.
Jeśli by o tym pomyśleć, Justin mógł tylko udawać Pana’ Będę-najlepszym-kumplem-Jasona’ by
zdobyć moje zaufanie. Ralph prawdopodobnie też bierze w tym udział. To dlatego
Justin zachowuje się jak Ralph.
Jezu…
Jestem taki głupi.
Teraz muszę być ostrożny. Nie mam mowy, żebym wpadł w ich
zasadzkę. Nie uda im się to, tak samo, jak mi nic nie wyszło.
Głupi Justin. Koniec z twoimi planami. Już nie
zadziałają.
Nowa zasada
1.
Nie ufaj pedałom.
Stałem w miejscu
odpędzając od siebie wszystkie myśli. Dzisiejszy dzień był bardzo dziwny. Wciąż
nie mogę uwierzyć, że w jakiś sposób zbliżyłem się do Justina. Na samą myśl chce
mi się rzygać…
Wzdychając,
podszedłem do drzwi i chwyciłem zimną, metalową gałkę. Nie wiedziałem czy były
zamknięte, czy nie, ale i tak spróbowałem.
Przekręciłem
gałkę I popchnąłem ją powoli.
Drzwi otworzyły się, zaskakując mnie.
I tak nikogo nie
powinno być w środku. To mój dom, a Dylan powiedział, że zajmie się jakimiś
sprawami. Pewnie zostawił klucze w środku.
Zanim do końca
otworzyłem drzwi, odwróciłem się i zacząłem się rozglądać, by mieć pewność, że
nikogo tam nie ma.
Jeśli już ktoś tu
był, chciałbym, żeby to był Charlie, mój kot. Albo Alex, ale on by nigdy tutaj
nie dotarł.
Zwróciłem głowę
do gałki od drzwi i otworzyłem je do końca, stawiając kilka kroków, by znaleźć
się w środku.
Rozglądając się,
zauważyłem, że ktoś ponownie odnowił pomieszczenia. Były lepsze kanapy; jedna
skórzana, jedna aksamitna ale
wyglądało na to, że ktoś już ich używał. Mały, kwadratowy telewizor stał na
drewnianej ladzie, a zielony dywan leżał idealnie pomiędzy skórzana kanapą, a
telewizorem. Ale to tylko salon.
Wszedłem do niego, by odłożyć moje przybory do rysowania
na kanapie, żeby ich nie nosić, kiedy
będę rozglądał się po domu.
Wchodząc do kuchni, zauważyłem kartkę obok mikrofalówki. Pewnie
Dylan ją zostawił.
Super! Mam mikrofalówkę!
Podszedłem do blatu I podniosłem kartkę. Pod nią leżał breloczek i dołączony do niego klucz. Jeden klucz? To
wszystko? Spodziewałem się więcej kluczy.
Nieważne. Przynajmniej będę jedynym, który może wejść do
tego domu.
Ok, wracając do kartki.
Prześledziłem wzrokiem białą kartkę, by
zobaczyć co było na niej napisane:
Jason McCann
12/9/2010
Mam
nadzieję, że to czytasz. W każdym razie, mam nadzieję, że podobają ci się nowe
meble i reszta. Miałem szansę zebrać trochę używanych rzeczy dla ciebie. A
ponieważ policjantom było ciebie żal, teraz będziesz miał ubezpieczenie, byś
mógł o siebie zadbać. Wiem, że mieszkasz gdzie indziej, ale policja o tym nie
wie.
Oh,
ten kot z trzema nogami przyszedł do domu, kiedy go dekorowaliśmy. Wciąż
powinien być w środku. Kupiliśmy parę puszek z ryba, są w mini lodówce i
kupiliśmy też karmę dla kota, jest w szafce, żebyś mógł nakarmić swojego małego
przyjaciela.
W
każdym razie, mam nadzieje, że wszystko będzie w porządku w twoim małym domku.
Po prostu zadzwoń na policję, gdyby coś się działo. Pamiętaj, numer to 911.
Cóż, powinieneś to wiedzieć.
Nie ma to jak w
domu,
Dylan Hoch
Hmmm… interesujące.
Teraz mogę
mieszkać tu sam. Nie muszę wracać do domu Ralpha i nie muszę iść do szkoły.
Haha, to się
nazywa słodkie życie.
Nie mogę się
doczekać, aż wydam moje pieniądze z ubezpieczenia. I tak nie będę miał żadnych
wypadków, więc po co mam je marnować? Mogę je wydać na wszystkie laski, które
spotkam. Może jakieś sex zabawki. Hehe…
Powinienem
przestać o tym myśleć.
Nie chcę by mi
stanął, podczas moich fantazji. To nie fair!
Czekaj? Czy w
liście było coś o Charliem?
Przeczytałem
ponownie tekst.
O kurwa!
Charlie wciąż
gdzieś tu jest! Prawdopodobnie jest gdzieś w domu!
Krzyknąłem i
podskoczyłem lekko, kiedy zdałem sobie sprawę, że ten którego szukałem, jest
gdzieś tutaj. Ale gdzie on może być?
Są tutaj pokoje,
ale są zastawione meblami, więc może być wszędzie. Cóż w liście napisane było,
że karma dla kota jest w szafce. Może spróbuję potrząsnąć saszetką, jak w
reklamach.
Podszedłem do
szafki, która wisiała na ścianie i otworzyłem ją powoli, odkrywając 5 paczek kociej karmy i klika przekąsek dla
mnie, jakieś batoniki.
Karma dla kota.
Dokładnie taka jak w reklamie.
Chwyciłem zieloną
paczkę, ponieważ była już otwarta. Kiedy miałem ją w dłoni, rozejrzałem się po
kuchni, by przygotować się na jakikolwiek nagły dźwięk.
Potrząsnąłem
paczką…
Nic…
Potrząsnąłem nią jeszcze
dwa razy.
Nic…
Ok, może
powinienem trząść mocniej.
Ściskając ją
mocniej, potrząsnąłem nią mocniej sprawiając,
że karma zaczęła szeleścić. Charlie powinien usłyszeć ten dźwięk.
Wciąż brak jakiegokolwiek odzewu.
Może powinienem go zawołać.
- Charlie! Charlie!
Potrząsnąłem bardziej paczką.
Tup…tup…
Było słychać lekkie ‘uderzenia’. Usłyszałem brzęczenie,
które było coraz głośniejsze.
Przestałem potrząsać karmą i patrzyłem przez futrynę, by
zobaczyć kto idzie. Biały puch przybiegł do kuchni, koncentrując się na paczce
z karmą.
Patrzyłem na to, aż zobaczyłem oczy, patrzące na paczkę lodowo-niebieskie
i zielono-szmaragdowe oczy.
Zrobiło mi się ciepło, kiedy zdałem sobie sprawę, że on
tutaj był. Nawet uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Ukucnąłem, opuszczając
karmę i podnosząc delikatnie Charliego, a następnie przytulając go mocno.
- Oh Charlie. Tak bardzo za Toba tęskniłem! Cieszę się,
że z tobą wszystko w porządku! – powiedziałem mojemu puchatemu przyjacielowi.
Jego sierść
otarła sie o moją twarz, była miękka jak kocyk dla dziecka, który właśnie
został wyprany. Jego sierść nie wyglądała już na taka brudną. Ktoś musiał go
wyczyścić.
Charlie jest puszysty, ale był też kościsty.
Przestałem go przytulać, ale zatrzymałem go w moich ramionach, bym mógł się mu
przyjrzeć. Na jego plecach pojawił się guz, który wyglądał jak białe wzgórze.
Przejechałem dłonią wzdłuż jego kręgosłupa, czując guza pod moją dłonią. To
tylko kość.
Badałem kość, szturchając i pocierając ją, nie wyglądało
na to, że Charlie czuje jakiś ból. Podniósł do góry swój ogon I otarł się nim o
moją twarzy.
Położyłem dłonie na jego boki, czując więcej kości. Kiedy
przesuwałem moją rękę w górę i w dół, czułem jego wszystkie żebra, a nawet
odstępy pomiędzy nimi.
Uh, eww, to obleśne!
Kładąc ręce na jego biodrach, mogłem też poczuć kości,
które się łączyły. Boże, jest taki chudy. Jest jak szkielet z futrem. Mój
biedny kotek może umiera teraz z głodu.
Cóż, dlaczego ja tu siedzę?! Powinienem go nakarmić!
Postawiłem Charliego delikatnie na podłodze I wstałem,
chwytając karmę, by ją otworzyć.
Ponieważ Charlie przyszedł tutaj tylko po jedzenie,
otworzyłem paczkę i przechyliłem ją tak, że 6 albo 7 małych kwadracików wpadło
na moją rękę.
Charlie
zamiauczał, widząc karmę. Uśmiechnąłem się, widząc jak bardzo tego chce, ale
uśmiech powiększył się, kiedy poczułem jak ociera się o moją nogę.
Ukucnąłem by
wysypać karmę na ziemię. Kiedy były dla niego osiągalne, zaczął je pożerać. Ale
Charlie nie może jeść samych przysmaków. W liście było napisane, że w lodówce
są puszki z rybą, więc chyba powinienem mu je dać. To będzie odpowiedni sposób,
by go nakarmić.
Podszedłem do
małej lodówki i otworzyłem ją, widząc około 11 puszek z rybą. Był tylko łosoś i
tuńczyk, ale dla kota będą idealne.
Wyciągnąłem małą
puszkę tuńczyka i przytrzymałem ją przez chwile, kiedy zauważyłem, że nie ma otwarcia.
Cholera! Jak ja
mam to otworzyć?! Nie mam nawet łyżek ani widelców, więc skąd miałbym mieć
otwieracz do puszek?
Pieprzyć
otwieracz do puszek. Zrobię to używając męskiej siły.
***
Odetchnąłem
ciężko, kiedy w końcu otworzyłem puszkę. Charlie patrzył się na mnie z
ciekawością albo po prostu czekał, aż otworzę puszkę. Wzdychając ze zmęczenia,
położyłem puszkę na ziemi, żeby Charlie mógł z niej jeść.
Oparłem się o
ladę, patrząc na niego dopóki nie poczułem, jak gorące są moje ręce. Miałem
czerwone kreski na dłoniach od próby otworzenia puszki. Oh, to boli. Są jak
poparzenia. Ale przynajmniej Charlie ma co jeść.
Ale co ja mam
jeść? Nie chcę jeść tych gumowych batonów i ryby.
Oh, pieprzyć to.
Po prostu pójdę
jutro kupić jakieś jedzenie dla mnie.
Jestem dosyć
zmęczony. Nie chce mi się nic robić, tylko spać.
Ziewnąłem głośno,
rozciągając ramiona. Opuściłem kuchnię, zostawiając za sobą Charliego. Jak
skończy, przyjdzie do mojego pokoju.
Kiedy wszedłem do
sypialni, od razu przeszły mnie dreszcze, czując otaczające mnie zimne
powietrze. Nie było tu ogrzewania, więc będzie zimno.
Westchnąłem i
zdjąłem swoje buty, a zaraz po tym wskoczyłem na lóżko, co sprawiło, że dookoła
mnie zaczął latać kurz.
Oh, chyba sobie
ze mnie żartujesz…
Ok, nieważne. Po
prostu to zignoruję. Przecież to mnie nie zabije.
Wszedłem pod
brudny koc i owinąłem się nim, próbując się ugrzać.
Wciąż było mi
zimno, czego teraz nienawidziłem. Nigdy nie lubiłem zimna. Tak jakby jestem
zimnokrwisty. Potrzebuję ciepła, by przetrwać.
To mogłaby być
prawda.
Justin
powiedział, że go ignoruję, co oznacza, że jestem bez serca.
Chyba naprawdę
jestem zimnokrwisty.
Nie, żeby mnie to
obchodziło.
Zamknąłem oczy,
próbując zasnąć.
Było trochę
ciężko.
Muszę przyznać,
nie podobało mi się spanie w takich warunkach.
Lubię spać
gdzieś, gdzie jest ciepło i czuć miłość, gdzie mam kogoś z kim mogę
porozmawiać, i gdzie ktoś może mnie chronić. Nie tutaj.
Mogę pogadać z
Charliem, ale on nie może porozmawiać ze mną.
Wszystkie te koce
nie są cieple i nie dadzą mi miłości.
Nie podobało mi
się, ale wolę być tutaj niż z Ralphem i Justinem.
***
BAM! BAM! BAM!
BAM!
Obudziłem się I usiadłem przestraszony, oddychając gwałtownie.
Słyszałem głośne walenie w drzwi, dlatego się obudziłem. Cholera, która jest
godzina?
BAM! BAM! BAM!
BAM!
Ok, ok… pójdę je
otworzyć.
Zamrugałem kilka
razy, by przyzwyczaić moje oczy do ciemności. Rozciągnąłem moje ramiona, czując
dreszcze na moim ciele. Zawsze nienawidziłem wstawać, kiedy wciąż jestem
zmęczony i jest mi zimno.
BAM! BAM! BAM!
Ja pierdole! Czy mógłbyś przestać walić w moje drzwi?!
Jezu, zaraz tam będę.
Kiedy miałem już zejść z łóżka, Charlie z niego zeskoczył i pobiegł w
stronę korytarza. Hmm, chyba spał ze mną
w nocy. Oh, to kolejny powód by zejść z łóżka. Musze nakarmić Charliego.
Zszedłem z łóżka,
znowu czując zimno. Zignorowałem to, wchodząc na korytarz, by otworzyć drzwi.
BAM! BAM! BAM!
BAM!
Ok, teraz jestem
zły!
- Przestań,
kurwa, walić w moje pieprzone drzwi, skurwielu! – krzyknąłem na osobę za
drzwiami.
Westchnąłem,
kiedy zdałem sobie sprawę ile przekleństw znalazło się w tym zdaniu.
BAM! BAM!
-
Jasonie McCann!
Otwórz drzwi! Teraz! – zawołał męski głos.
O Boże! Policja
jest przed moim domem!
- Dobrze!
Przepraszam! – spanikowałem I odblokowałem drzwi, a następnie otworzyłem je,
widząc…
Ralpha?
Ralpha!
- Co do diabła ty
tu robisz?! – krzyknąłem, kiedy sam wprosił się do domu.
Posłał mi
śmiertelne spojrzenie i położył dłoń na moim ramieniu, ściskając je mocno, co
wywołało u mnie ból
- Ał! Co do
cholery-
- Zamknij się! –
krzyknął, przerażając mnie. – Nie chcę już słyszeć żadnego słowa! – powiedział
wściekły.
- C-Co…? – słowo
wyszło z moich ust.
Spojrzał mi w
oczy.
- Nie wiem, co
jest z tobą nie tak! Dlaczego do diabła uciekłeś? – krzyknął prosto w moją
twarz, sprawiając, że w moich oczach pojawiły sie łzy. – Martwiłem się, kiedy
Justin powiedział, że odszedłeś. Mogli Cię zabić!
Wkurzył mnie.
- N- nie, nie
zabiliby mnie! Jestem bezpieczny I mogę się sobą zająć! – odkrzyknąłem,
próbując odepchnąć rękę Ralpha, ale nie odpuszczał.
- Jason, ty nie
wiesz co robisz! Nie mów, że dasz sobie rade sam. Po prostu stąd chodźmy!
Spóźnisz się! – powiedział, wyciągając mnie z domu.
- Na co się
spóźnię?! – spytałem, stojąc w miejscu, odpychając Ralpha.
Westchnął
zdenerwowany, jakbym był głupi.
- Do szkoły…
spóźnisz się do szkoły! Teraz, chodźmy! – krzyknął, szarpiąc się ze mną, ale w
końcu go odepchnąłem.
- Nie, nie idę do
szkoły! Zostaję tutaj!
- Oh, nie, na
pewno nie. W Kanadzie edukacja jest obowiązkowa, więc idziesz.
- Cóż, w Ameryce
też jest obowiązkowa i jednak nie poszedłem, Alex też nie – stwierdziłem,
przechytrzając go.
Nic nie
powiedział. Haha, jest zdezorientowany.
- Jason, jeśli
nie zdałeś sobie jeszcze sprawy, to jesteśmy najbardziej poszukiwanymi
kryminalistami w Ameryce. Więc dlaczego miałbyś iść tam do szkoły? – zapytał,
próbując przechytrzyć mnie.
Cholera!
Potrzasnąłem
głowa.
- Nieważne… Po prostu nie byłem w szkole od
kiedy skończyłem 6 lat i teraz mam tam iść w wieku 16 lat. Jak mam do tego
przywyknąć? – spytałem zdenerwowany.
- Dlatego
będziesz miał wszystkie lekcje z Justinem. On Ci wszystko pokaże.
- Ale jak ja
zdam?
Ralph uśmiechnął
się.
- Musisz ciężko
pracować, skoro opuściłeś 9 i 10 klasę.
- Ale miałem
nauczanie domowe w tych dwóch klasach! Więc dlaczego muszę ciężko pracować? To
nie fair! – jęknąłem.
Ralph skrzyżował
ramiona.
- Wiem, ale jeśli
chcesz skończyć szkołę w odpowiednim wieku, będziesz musiał to zrobić. Ale nie
martw się; pomożemy ci.
Spuściłem głowę,
wciąż zdenerwowany przez to, ze będę musiał ciężko pracować. Ale przynajmniej
Ralph mi pomoże.
- Okej, chodźmy zanim
będzie za późno – Ralph chwycił mnie za ramie i zaczął ciągnąć mnie lekko na
zewnątrz.
Zatrzymałem się
ponownie.
- Poczekaj.
Ralph zatrzymał
się, odwracają się do mnie.
- Co znowu?
Rozejrzałem się
po domu.
- Mam kota,
którego muszę karmić – wyrwałem swoje ramie z dłoni Ralpha i wszedłem do domu.
- Ooooh… - Ralph
jęknął. – Myślałem, że wymyśliłeś go sobie…
- Nie, jest
prawdziwy. Mogę Ci go nawet pokazać – odchrząknąłem. - Charlie! Charlie!
Usłyszałem ciche
stukanie, które spowodowane było jego pazurami dotykającymi drewnianej podłogi.
Moim oczom pojawił się biegnący, biały kot. Uśmiechnąłem
się i ukucnąłem, by go podnieść. Ale przebiegł obok mnie… I pobiegł na
zewnątrz. Nastała cisza, kiedy nie wiedziałem co powiedzieć.
Ralph zadrwił.
-
To dopiero brzydki
kot.
Podszedłem do niego.
-
Nie, on jest głupi. Dlaczego do cholery uciekł?! On nawet
nie umie dobrze biegać!
Ralph zaśmiał się, patrząc na mnie.
- Te trzy nogi daleko go nie zaniosą. Wygląda na to, że
to bardzo stary kot.
- Dlaczego tak mówisz Nie wygląda na starego – zapytałem.
- Kiedy kręgosłup kota zaczyna wystawać, to znaczy, że
jest stary. Nie jestem pewny, ale wygląda na około 10 lat, a to dużo dla kota –
wytłumaczył Ralph.
Spojrzałem na niego.
- Skąd wiesz tyle o kotach?
Ralph zachichotał.
- Hej, myślisz, że nigdy nie miałem zwierząt? Moja mam
kochała koty, więc musiałem z nimi żyć, z trzydziestką z nich.
Uśmiechnąłem się, słysząc jego historię.
- To słodkie – kołysałem się na moich stopach.
- Tak, chyba. Ale nie było fajnie, kiedy ich sierść była
wszędzie I trzeba było wyczyścić im kuwety.
- Cóż, to się nazywa karma. – powiedziałem, wychodząc
razem z nim z przejścia.
Wrócę po szkole i wtedy nakarmię Charliego. Wszystko
powinno być z nim w porządku.
***
Doszliśmy do domu. Myślałem, że będzie cicho, ale
słyszałem jak ktoś śpiewa; Justin śpiewa. To od razu mnie wkurzyło.
“It's a brand new day
Don't you see me
Changing up my way
So completely
This time I'm gonna sing and you gonna hear it
This time I'm gonna to show you that I got the spirit
It's a brand new day
And I'm feelin' good!”
Don't you see me
Changing up my way
So completely
This time I'm gonna sing and you gonna hear it
This time I'm gonna to show you that I got the spirit
It's a brand new day
And I'm feelin' good!”
Przeszedłem przez korytarz, wchodząc do kuchni, by
znaleźć jedzenie…. I Justina. Cały czas śpiewał, nawet jedząc swoje śniadanie.
W kuchni była również Pattie, która prawdopodobnie coś gotowała.
Justin I Pattie byli odwróceni do mnie plecami, więc nie
zauważali, że wszedłem do domu. Cóż, umieram z głodu, więc muszę podkraść
trochę jedzenia Justinowi.
“I'm gonna sing
I'm gonna dance
I'm gonna ride
I'm gonna play
I'm gonna show my gift in everything!”
I'm gonna dance
I'm gonna ride
I'm gonna play
I'm gonna show my gift in everything!”
Kontynuował
śpiewanie.
Podszedłem do stołu, zatrzymując się obok Justina. Wciąż
mnie nie zauważył. Gapiąc się na niego, ukucnąłem i wyszeptałem mu do ucha.
- Zamknij się albo ja to zrobię za ciebie.
Podskoczył przestraszony. Jego oczy były wielkie, a usta
otwarte szeroko, tak jakby miał zaraz krzyczeć, ale później zmieniły się w
uśmiech.
- Oh, dzień dobry, Jason. Przestraszyłeś mnie – zaśmiał
się po cichu, zanim wrócił do jedzenia.
- To chyba
oczywiste… - powiedziałem, a następnie spojrzałem na to, co jadł Justin.
Gofry.
Nie byłem wielkim
fanem gofrów, ale jestem bardzo głodny, więc zjadłbym wszystko
Uśmiechnąłem się
i zmrużyłem oczy, skupiając się na jedzeniu Justina poklepałem go po prawym
ramieniu, ponieważ stałem po jego lewej stronie. Kiedy odwrócił się, by
sprawdzić kto to zrobił, ja wziąłem gofra z jego talerza.
- Hej! –
krzyknął. – Oddaj! – próbował odebrać to, co było jego.
Popchnąłem jego
czoło, wewnętrzną stroną mojej dłoni.
- Nie, teraz to
jest moje – powiedziałem, wpychając wafla do buzi.
Justin zaśmiał
się.
- Żartuję. Możesz
go sobie wziąć. Są jeszcze inne rzeczy do jedzenia.
Rozejrzałem się po stole, widząc więcej
jedzenia.
Jajka, bekon,
kiełbaski, tosty… niebo.
- Chcesz się
przysiąść? – zapytał Justin, wskazując na krzesło, stojące obok niego.
Uśmiechnąłem się
do niego, a następnie spojrzałem na krzesło.
- Z wielką
chęcią.
***
Ralph zatrzymał
furgonetkę przed szkołą.
- Jesteśmy na
miejscu. Jesteś gotowy, Jason? – spytał mnie Ralph.
Spojrzałem na
okno, widząc wielkie budynki i dzieci w różnym wieku. Nie wiedziałem jeszcze
tylu w jednym miejscu. Było pełno dziewczyn, co było super. Ale coś w środku
mówiło mi, by nie zbliżać się do nich.
- Jason, wszystko
w porządku? – zapytał Justin.
Wciąż patrzyłem
na zewnątrz.
- Uh… nie chcę
tam iść.. – stwierdziłem, zwijając się w siedzeniu.
Poczułem dłoń na
moim ramieniu; dłoń Justina.
- To nic złego,
bać się. Większość nowych uczniów też tak ma, ale pod koniec dnia kochają to miejsce. – powiedział, przez co
poczułem się trochę lepiej.
- Dalej, Jason –
zaczął Ralph. – Będzie dobrze.
Spojrzałem
jeszcze raz na zewnątrz, widząc wszystkie dzieciaki; wygłupiających się
chłopaków, rozmawiające dziewczyny.
Westchnąłem I
pociągnąłem za klamkę od samochodu.
- Dobrze,
chodźmy…
Popchnąłem lekko
drzwi, ale jeszcze nie wyszedłem.
- Jest dobrze.
Będę zaraz za Toba – powiedział Justin, wciąż trzymając mnie za ramie.
Więc wyszedłem,
stawiając najpierw jedną stopę na chodniku, a następnie drugą.
Byłem na zewnątrz, razem z innymi. Justin
wyskoczył z samochodu.
- Dzięki za
podwiezienie – podziękował Ralphowi.
- Nie ma
problemu. Bawcie się dobrze, i Jason, postaraj się nie wpakować w kłopoty –
powiedział Ralph.
Pokiwałem głową,
patrząc na niego. Justin zamknął drzwi od pojazdu, a następnie Ralph pojechał.
Smutno mi, że
musiał pojechać. Wolałem, żeby był w pobliżu.
-
Jason, jesteś
gotowy? – zapytał Justin z uśmiechem na twarzy.
-
T- Tak… chyba… -
odpowiedziałem cicho.
- Widzę, że się
boisz, ale znalezienie przyjaciół nie jest takie trudne. Po prostu bądź sobą.
Nikt nie lubi fałszywych ludzi. Obiecuję, że będziesz miał miły dzień – oplótł
swoje ramie wokół mojego.
Nie przeszkadzało
mi to. To sprawiło, że poczułem się bezpieczny.
Justin zaczął iść
w stronę budynku, pewnie po to, by do niego wejść.
- Więc, gdzie
mnie zabierasz? – zapytałem.
- Cóż, musimy
wejść do środka i znaleźć dyrektorkę McNair, żeby z tobą porozmawiała.
- Oh.
Kiedy szliśmy,
złapałem paru ludzi na patrzeniu się na mnie, albo na nas. Byłem trochę
przerażony ich spojrzeniami, ale przynajmniej niektóre z nich były od
dziewczyn. Spojrzałem na kilka osób, a następnie odwróciłem wzrok, ignorując
ich. Nie jestem przyzwyczajany do bycia w centrum uwagi.
Justin zatrzymał
się I uśmiechnął się, patrząc na grupkę nastolatków stojącą po prawej stronie.
Słyszałem jak śpiewają ‘Wszystkiego Najlepszego’.
- Co się tam
dzieje? - zapytałem Justina.
- Ryan ma
urodziny, ludzie chyba świętują – powiedział.
- Wow, dzisiaj?
- Tak, to jego 16
urodziny, dostał pierwszy dzień szkoły jako prezent.
- Rozumiem.
Z małego tłumu
wyszło dwóch chłopaków, próbując uciec.
- Ok! Dziękuję!
Dziękuję! – krzyknął jeden z rękoma w górze.
Drugi biegł obok
powoli.
Rozpoznałem ich,
to przyjaciele Justina; Ryan i Chaz. Zaczęli iść w naszą stronę, uśmiechając
się.
- Hej, wszystkiego najlepszego, Ry Ry. Już
oficjalnie jesteś nastolatkiem – Justin rozłączył nasze ramiona i przytulił
mocno Ryana.
- Dzięki, stary.
Cieszę się, że słyszę to od Ciebie. – Powiedział.
Te dzieciaki
naprawdę musiały go wkurzyć, skoro cieszy się, że słyszy to od Justina.
Trójka chłopaków
zaczęła rozmawiać, a ja w tym czasie zacząłem się rozglądać. Zauważyłem grupę
dziewczyn uśmiechających się i patrzących na mnie. Przechyliłem lekko głowę,
zmieszany.
Wyglądały, jakby miały
krzyczeć, kiedy podskoczyły lekko. Kiedy patrzyłem się na mnie, parę z nich
zaczęło machać… do mnie. Wciąż byłem zdenerwowany, ale podniosłem rękę i powoli
odmachałem. Teraz zaczęły szeptać i znowu się uśmiechać.
Uśmiechnąłem się
i odwróciłem się, by spojrzeć na Justina i jego kolegów, patrzących na mnie.
- Co?
Uśmiechnęli się
szeroko.
- Te dziewczyny
cię akceptują. To już coś
– powiedział.
Byłem
zdezorientowany.
-
Co masz na myśli?
-
Te dziewczyny
zachowują się tak, kiedy widzą słodkiego kolesia. Nie gorącego, słodkiego. Chcą
desperacko mieć chłopaka, więc zawsze wybierają tych słodkich. I teraz jesteś
na ich liście.
Spojrzałem z
powrotem na dziewczyny, a później ponowienie na Justina.
- Cóż, to dziwne.
A wy jesteście na liście? – spytałem ich.
Każdy skinął
głową, ale Justin zaczął mówić.
- Tak, wszyscy
jesteśmy, ale one nie są najlepszymi partnerkami. Są bardzo dziewczęcymi
dziewczynami, mówią tak szybko, że nie możesz ich zrozumieć. Więc nie umawiaj
się z nimi. Tylko ostrzegam.
- To prawda,
potrafią być naprawdę denerwujące – dodał Ryan.
Wzruszyłem
ramionami.
- Dobra, to co
teraz robimy?
Justin podszedł
do mnie i znowu objął mnie swoim ramieniem.
- Idziemy znaleźć
dyrektorkę. Chodźmy.
Kiedy szliśmy
przez korytarz, by znaleźć gabinet, jeszcze więcej ludzi się na mnie gapiło.
Ale chyba się do tego przyzwyczajałem.
Szedłem obok
Justina, wciąż lekko zestresowany.
-
Justin? –
usłyszałem za mną dziewczęcy głos.
Odwróciliśmy się
całą czwórką. Stała tam zdezorientowana dziewczyna. Miała bladą karnację, piwne
oczy i ciemno brązowe, falowane włosy, z grzywką na bok. Jej oczy wpatrywały
się we mnie i Justina, pewnie dlatego, że wyglądamy tak samo. Dla mnie
wyglądała na słodką i ładną, ale nie gorącą. Była w porządku.
- Caylee! –
krzyknął Justin I zamknął dziewczynę w uścisku, podnosząc ją, co wywołało u
niej śmiech.
Oh, nie mówcie
mi, że to dziewczyna Justina. Chyba nie ma sensy, żeby do niej startować. Ale
to nie ma znaczenia. Jest pełno innych, gorących dziewczyn tutaj.
Justin i Caylee
zaczęli rozmawiać, kiedy ja rozglądałem się za gorącymi dziewczynami. Wszyscy,
nawet chłopacy patrzyli się na mnie.
Mrugnąłem I
odmachałem dziewczyną, które mnie zainteresowały, na co one uśmiechnąłem się.
- Więc, kto jest
twoim bliźniakiem? – zapytała z tyły Caylee.
Odwróciłem się do
nich, wkurzony przez to, że zostałem nazwany bliźniakiem.
- Uh, to mój brat
przyrodni, Jason. Nie wiem, dlaczego wygląda tak, jak ja, ale jesteśmy zupełnie
inni – wytłumaczył jej.
Znowu byłem
szczęśliwy, kiedy wytłumaczył to jej w ten sposób.
- Co? JEST TWOIM
PRZYRODNIM BRATEM! – krzyknęła dziewczyna, przez co wokół nas pojawił się tłum
ludzi.
Wszyscy ucichli,
żeby zacząć słuchać.
Przybliżyłem się
do Justina, ponieważ byłem przestraszony. Usłyszałem, jak cały tłum mówi ‘Aw’.
- Jest słodki,
kiedy się boi – powiedział ktoś głośno.
Warknąłem. Nie
wiedziałem, że ludzie umieli czytać moje emocje.
Postawiłem krok
do przodu ze zmarszczonymi brwiami.
- Hej! Kogo
nazywasz przestraszonym?! – mój głos rozniósł się po całym korytarzu.
Jason chwycił
moje ramię.
- Jason, nie bądź
zły. Jest w porządku.
Odtrąciłem go od
siebie moim łokciem, przez co prawie się przewrócił, ale ktoś go złapał.
Słychać było jak ludzie tłumie wstrzymują oddech.
- Nie jestem
przestraszony, więc nie kłam!
- Zadrzyj ze mną,
a umrzesz okropną śmiercią! – krzyknąłem na wszystkich.
Westchnąłem
ciężko, patrząc na grupę ludzi, by zobaczyć ich emocje.
- Zabije na? –
zapytał głos jakiegoś chłopaka. - Wątpię…
Słysząc to
zacisnąłem pięść i zęby. Złość szybko rozpowszechniła się po moim ciele.
- Kto to kurwa
powiedział?! – więcej ludzi zaczęło dyszeć. – Pokaż się, pedale!
Przez tłum
przepchnął się mały chłopak. Podszedł do mnie i spojrzał w górę, wściekły.
Zacząłem się z
niego śmiać.
- Chyba sobie
żartujesz! – zaśmiałem się. - Sześciolatek? Dlaczego tutaj jest sześciolatek? –
zapytałem.
Ludzie nie
odzywali się, kiedy na uch twarzach pojawił się strach i zaskoczenie. Dlaczego
wszyscy się tak zachowują?
-
Nie mam 6 lat,
mam 16… - powiedział chłopak.
-
C-co? – zapytałem
zmieszany.
- Mam pieprzone
16 lat!
- Oh, więc jesteś
karłem… - ukucnąłem, by być na jego poziomie. - I myślisz, że nie mogę cię
zabić?
Plask!
Piekący ból
zaatakował moją twarz po tym, jak zostałem spoliczkowany.
- Co do cholery?! – wstałem. – Co do diabła sobie myślałeś?! – krzyknąłem na niego.
- Nie powinieneś
ze mną zadzierać. To było tylko ostrzeżenie – powiedział.
Wszystko się we
mnie gotowało, przez co chciałem mu coś zrobi. Cos podpowiadało mi, by mocno mu
przywalić.
Ale wtedy głos
Justina mówił mi, żebym tego nie robił. Nie wiedziałem co mam zrobić. Byłem tak
bardzo, bardzo wściekły!
Zamknąłem oczy i
wypuściłem powietrze przez nos, próbując się uspokoić.
- Zrobisz coś z
tym czy po prostu będziesz wielką ciotą?
Koniec.
Moja stopa
spotkała się z jego brodą, przez co jego głowa zostało popchnięta do tyłu.
Opadł na plecy, nie ruszając się. Chciałem to skończyć, ale ktoś chwycił moje
ramię.
- Jason, nie rób
tego! Mogłeś mu skręcić kark!
To Justin.
Próbowałem się wydostać.
- Następnym razem
ze mną nie zadzieraj! – krzyknąłem na leżącego chłopaka.
Wtedy ktoś
chwycił moje drugie ramię i zaczął mnie odciągać. W tym samym momencie
zauważyłem 6 chłopaków, którzy przepchali się przez tłum, by zobaczyć ciało
chłopaka. Dwójka z nich spojrzała na mnie wściekła.
- Teraz ci się
dostanie – powiedział jeden.
- Może tobie też
powinniśmy skręcić kark – odezwał się drugi.
Zacząłem nerwowo
odpychać Justina i innego kolesia, który mnie trzymał.
- Zapierdolę was
wszystkich! – krzyknąłem na nich, próbując ich kopnąć.
Jeden chłopak
złożył dłoń w pięść, by przygotować się do uderzenia.
- Hej! Nie! Nie
rób mu nic! – Justin puścił mnie I pobiegł przede mnie.
- Justin, daj mi
się tym zająć! – chwyciłem koszulkę Justina i odepchnąłem go.
- Tak Justin,
słuchaj swojego przyrodniego brata… albo powinienem powiedzieć pedalskiej cioty
– powiedział jeden z nich, odpychając Justina.
- ODPIERDOL SIĘ!
– krzyknąłem, wiercąc się jeszcze bardziej, by im przywalić.
- Hej! Hej! Co się tu dzieje? – zapytał
kobiecy głos, a zaraz potem kobieta przeszła prze tłum i podeszła do nas.
Chłopak puścił
mnie z uścisku.
Wszyscy zamarli w
przerażeniu, stojąc wokół na i patrząc na kobietę.
- Kim jesteś? –
zapytałem przestraszony.
Spojrzała na mnie
zdezorientowana.
- Justin?
Wtedy Justin
podszedł do mnie.
- Nie, ja jestem
tutaj. – chwycił moje ramię. - To jest Jason, mój brat przyrodni. Jest nowym
uczniem – powiedział.
Uśmiechnęła się do mnie.
-
Oh, Jason McCann.
Przepraszam. Wyglądasz tak , jak Justin.
Uśmiechnąłem się
nieśmiało.
- Tak, to dziwne.
- To co się tu
dzieje? – zapytała, patrząc na lewo i zauważając grupkę chłopaków.
- Dyrektorko
McNair, ten chłopak zaatakował Chandlera. Prawie skręcił mu kark! – wskazał na mnie.
- Oh, kolejna
historyjka. Codziennie coś nowego. Po prostu weź go do pielęgniarki.
- Ale on to
zaczął! – wykrzyknął drugi chłopak.
- Naprawdę? Nowy
uczeń przeciwstawiłby się wam? Weźcie go do pielęgniarki, a potem przyjdźcie do
mojego kabinetu.
6 chłopaków
jęknęło i poszła po ciało Chandlera. Spojrzałem na kobietę.
- Więc jesteś dyrektorką? – zapytałem jej.
Skinęła głową,
uśmiechając się miło.
- Tak. – chwyciła
moją dłoń i potrzasnęła nią lekko. – Witamy w Stratford Northwestern Secondary
School. Cieszymy się, że jesteś naszym nowym uczniem.
- Dziękuję. Też
się cieszę, że mogę się tutaj uczyć… - powiedziałem skrępowany.
Spojrzałem na
Justina, który uśmiechał się do mnie szeroko.
- Możesz pójść ze
mną do gabinetu, żebyśmy mogli wpisać cię na listę? – zapytała mnie.
- Oczywiście –
powiedziałem.
- Ja tez pójdę –
stwierdził Justin, stojąc obok mnie.
- Dobrze, chodźmy
– powiedziała, idąc w stronę gabinetu.
Poszliśmy za nią.
Wiem, że ja
zacząłem tą bójkę, ale nie mam kłopotów.
***
- Whoa, wciąż nie
mogę uwierzyć, że wyplątałeś się z tego bałaganu – powiedział Justin, kiedy
szliśmy przez szkolny korytarz.
Właśnie wyszliśmy
z lekcji geografii, była NUDNA. Prawie tam umarłem!
- Wiem, ale ci
chłopacy, zabiję ich wszystkich – stwierdziłem, idąc leniwie.
- Co do tego, to
nie powinieneś robić takich rzeczy. Może go nienawidzisz, ale w tej szkle nie
ma przemocy, nawet jeśli on się nad wszystkimi znęca… - Justin wyszeptał
ostatnią część zdania, ale ja go słyszałem.
- Co? Znęca się
nad wszystkimi?! – krzyknąłem.
- Tak… nad
wszystkimi, których nie lubi…
Hmm… mógłbym
dołączyć do jego grupy i bylibyśmy najlepszą grupą ludzi, którzy się znęcają.
Uśmiechnąłem się
na samą myśl o tym.
- Nienawidzę
tego… - wymamrotał Justin.
To robi różnicę.
Może powinienem obronić Justina i dać nauczkę tym kutasom.
Tak, zrobię to.
Zabiję ich.
Kiedy weszliśmy do
sali chemicznej, rozejrzałem się, wiedząc wystrój, jak w laboratorium.
Następnie zauważyłem dwa wolne miejsca obok półki, na której stało akwarium dla
rybek.
-
Oooo! Możemy
usiąść obok akwarium? – zapytałem podekscytowany Justina.
Spojrzał na mnie
rozbawiony.
- Jasne. – odpowiedział.
Zajęliśmy nasze
miejsca obok półek.
Oglądałem
akwarium, widząc różne ryby, rośliny, dekoracje i… żaby?
Żaby tu nie
przetrwają.
To były małe,
białe żaby leżały na dnie zbiornika.
Spojrzałem na
nauczyciela, który siedział przy swoim biurku pisząc coś.
- Hej! Hej
Panie..uh.. – krzyknąłem, ale nie znalem jego imienia.
Zauważył mnie i
wyglądał na zaskoczonego.
- Pani William,
bliźniaku Justina.
Patrzyłem na
niego zdezorientowany,
Justin uśmiechnął
się do mnie.
- Pan William
jest najlepszym nauczycielem. Lubi się z nami wygłupiać.
Pan William
podszedł do naszej ławki.
- Więc dlaczego
jest was dwoje? Czy twoja mama urodziła bliźniaki i jednego gdzieś zamknęła? –
zapytał.
- Nie, nie. On
jest moim bratem przyrodnim. To Jason, Jason McCann. Jest nowy w szkole, więc
ma te same lekcje co ja – wytłumaczył Justin.
- Wow,
interesujące. Wyglądacie jak bliźniaki. To niesamowite. Witaj w naszej szkole
Jason. Świetnie spędzisz tu swój czas – powiedział, potrząsając moją dłoń.
- Dziękuję – powiedziałem.
- Więc co
chciałeś powiedzieć, Jason?
Spojrzałem
ponownie na akwarium.
- Chciałem
zapytać, dlaczego w tym akwarium są żaby? One są płazami i potrzebują lądu,
żeby oddychać – wytłumaczyłem mu.
Uśmiechnął się.
- Masz rację,
Jason. Ale to Karlik Szponiasty. To są wodne żaby, potrzebują wody by
przetrwać. Ale cieszę się, że zapytałeś. – pochwalił mnie.
- Oh, to fajne –
kontynuowałem, oglądając żaby.
- Więc,
zamierzasz brać udział w mojej lekcji czy to akwarium będzie cię rozpraszać.
Spojrzałem na
niego.
- Nie będzie.
Nawet nie mogę się doczekać tej lekcji -
powiedziałem.
- Naprawdę? –
zapytał Justin.
- Tak, to
interesujące – stwierdziłem.
- To super.
Pokochasz tą lekcje – powiedział Justin, uśmiechając się.
- Lekcja niedługo się zacznie, przygotujcie
się – powiedział Pan William zanim od nas odszedł.
Justin jęknął.
- Właściwie to nienawidzę przedmiotów przyrodniczych, ale
chyba dam szansę chemii.
- Nie miesza się tam chemikaliów i innych różnych rzeczy?
– zapytałem.
- Tak, ale to niebezpieczne, więc potrzebujemy pozwolenia
i musimy robić notatki zanim zaczniemy jakikolwiek eksperyment.
- Oh.
Każdy uczeń był w
sal, czekając na lekcję.
- Dobrze, zanim zaczniemy robić eksperymenty musicie
wypisać w domu zgody. Wypiszcie czy jesteście na coś uczuleni, podpiszcie się i
dajcie rodzicom do podpisania. A jutro mi je przynieście. Potrzebuję ich jak
najszybciej.
Pan William zaczął rozdawać każdemu zgody.
Spojrzałem przerażony na kartkę.
- Jason, jesteś na coś uczulony? – zapytał Justin.
- Nie.. dlaczego? – zapytałem.
- Tak tylko się zastanawiam. Jesteś pewny? Bo to naprawdę
w porządku, jeśli masz jakąś alergię.
- Nie. Nie jestem na nic uczulony – powiedziałem szybko.
- Okej…
Wiem, że kłamię, ale nie chcę by ktoś wiedział…
- Hej, Jason, pamiętasz jak mówiłeś, że uczyłeś się w
domu? – zapytał Justin.
- Taa..
- Byłeś szczepiony na żółtaczkę?
- Co to?
- To taka
choroba. Jesteś na nią szczepiony, kiedy masz 13 lat.
- Oh..
- Nie byłeś na to
szczepiony, prawda?
- Nie… -
wymamrotałem.
- Więc muszę
powiedzieć Ralphowi, żebyś poszedł na szczepienie. Powinieneś dostać podwójną
dawkę.
- Co?!
- To nic takiego.
To nie boli, więc nie martw się.
Oh świetnie…
Nigdy nie byłem u
lekarza, czy dentysty. I nienawidzę tych ostrych igieł. Naprawdę muszę opuścić tą szkołę.
***
Justin, Ryan, Chaz,
Caylee I ja siedzieliśmy przy stoliku w trakcie przerwy na lunch. Siedziałem
tam, jedząc kanapkę z jajkiem i sałatą i słuchając ich rozmowy.
Ralph dał nam po
10 dolarów na lunch, ponieważ jedzenie tutaj było drogie. Ale pyszne.
Ryan rozdawał po
szkole swój tort urodzinowy.
Podzielił się niż
z przyjaciółmi, włączając mnie, ale tylko dlatego, że Justin go o to poprosił.
I tak odmówiłem.
Wiem, że mnie
nienawidzi, więc dlaczego miałbym jeść jego tort?
Ryan się odezwał.
- Nie chcę, żeby żaden z was urządził mi imprezę
‘niespodziankę’. Moi rodzice zabierają mnie gdzieś na weekend, więc nie ma być
żadnej hucznej imprezy, ok?
Justin pokręcił głową.
- Nie mogę Ci nic obiecać.
- Serio Justin,
nie potrzebuję wielkiej imprezy.
Justin uśmiechnął
się do niego.
-
Znienawidzę cię,
jeśli taką urządzisz…
- Mnie nikt nie
nienawidzi, Ry Ry… - uśmiechnął się do mnie. - Prawda, Jason? – tracił mnie
łokciem.
Wszyscy z małej
grupki patrzyli się na mnie.
Posłałem im zirytowane spojrzenie.
- Nie, ja wciąż
cię nienawidzę – odpowiedziałem.
Nastała cisza.
- Uh… dlaczego
nienawidzisz Justina? – zapytała Caylee jej cichym głosem.
Myślę, że się
mnie boi.
Westchnąłem.
- Mam swoje
powody – powiedziałem, patrząc się na Justina.
- Dobra… - zaczął
Justin. – Cóż, chciałem pogadać o Chandlerze i jego paczce. Jason postawił im
się zadziwiająco.
Wszyscy mieli
uśmiechy na twarzach, oprócz mnie.
- Dlaczego
robicie taką dużą sprawę z błahostki? – zapytałem, biorąc gryza mojej kanapki.
- On i jego gang
czepia się wszystkich, jeszcze nikt im tak nie dokopał, jak ty. – powiedział
Justin.
Następnie Chaz zaczął mówić.
-
Tak, nikt z nimi
nie walczył, ale ty po prostu poszedłeś tam I to zrobiłeś.
Ryan usiadł, by
przyłączyć się do rozmowy.
- Zrobiłeś to
tak, że wyglądało na coś łatwego. Czuję, że mogę zrobić to samo.
Caylee się
odezwała.
- Ale jedynym
problemem jest to, że możesz mieć wielkie kłopoty przez te bójki.
- Więc dlaczego
dalej będą wszystkim dokuczać? To tylko popieprzone pedały! Zwłaszcza ten
kutas, Chandler. Jest taki mały, że dziewczyna mogłaby go nosić jako tampon albo sex zabawkę! – krzyknąłem wściekły.
Nikt nie
odpowiedział na moje pytanie.
Mieli wymalowany
strach na ich twarzach.
- Co z wami? –
zapytałem.
Justin patrzył
się na mnie, a później przeniósł swój wzrok za mnie; tam i z powrotem.
Wtedy wiedziałem,
co próbował mi przekazać.
Ktoś za mną stał.
Odwróciłem się
powoli i zauważyłem, że jestem twarzą w twarz z Chandlerem.
O cholera…
- Właściwie to jestem sex zabawką dziewczyny, a raczej
dwunastu dziewczyn - powiedział.
- Cóż, jakiego
rodzaju zabawka jesteś? Pierścieniem
na kutasa? – zapytałem.
Zadrwił.
- Chciałbyś.
Przechyliłem
głowę.
- Więc po co
tutaj jesteś? Przyszedłeś po kolejną lekcję? – spytałem go.
- Właściwie,
przyszliśmy tutaj by TOBIE dać lekcję.
- Uh, Jason.
Myślę, że powinieneś zignorować ich po prostu – wyszeptał Justin.
Chandler ponownie
zadrwił.
- Zamknij się,
Justin, chyba, że Jason potrzebuję takiego poparcia.
Wkurzyłem się,
ale nie chciałem mieć kłopotów.
- Tak, Justin ma
racje. Dlaczego w ogóle się do mnie odzywasz. Po prostu idź sobie I bądź pierścieniem na kutasa dla
kogoś innego – powiedziałem mu, krzyżując ramiona I odwracając się, by
dokończyć moją kanapkę.
Ale ktoś popchnął
moją rękę, przez co Knapka wyleciała z mojej dłoni.
- Hej! Ja to
jadłem! – krzyknąłem na Chandlera.
- Nie obchodzi
mnie to! Teraz ze mną walcz! – krzyknął, zaciskając swoje małe piąstki.
- Zostaw do w
spokoju! – krzyknął Ralph, wstając.
Grupka ludzi
spojrzała niego.
Chandler uśmiechnął
się.
- Oh, teraz
urodzinowy chłopiec nam się postawi. Może powinniśmy dać mu niespodziankę.
Chodź tutaj, Butler.
- N- nie, dzięki.
Tutaj mi dobrze – powiedział.
Chandler pstryknął palcami.
-
Dobra, bierzcie go.
Dwoje chłopaków
podeszło do niego.
Wtedy wstałem.
- Nie, zostawcie
go w spokoju! Będę walczył z całą waszą siódemką! – krzyknąłem na nich.
- Teraz chcesz
wałczyć? – zapytał.
- Tak, kurwa! –
krzyknąłem.
- Jason! Nie! –
Justin chwycił moje ramię, ale strzepnąłem jego ręce.
- Justin, nie
mieszaj się. Poradzę sobie.
- Nie, nie
poradzisz sobie!
Jęknąłem I
czekałem, aż któryś z nich mnie uderzy.
- Caylee, idź po
nauczyciela! – rozkazał Justin.
Chandler spojrzał jego stronę.
- Idź po
nauczyciela, a przysięgam, że twoja cenna dziewczyna dostanie karę, seksualną –
uśmiechnął się szeroko.
Justin jęknął z
irytacji.
- Teraz sprawimy,
że Bieber zacznie krwawić i będzie poobijany – powiedział, kiedy cała siódemka
skoncentrowała się na mnie.
Warknąłem.
- Nie jestem
Bieber! Jestem McCann! – krzyknąłem, uderzając Chandlera w jego małą twarz.
Wtedy cała
szóstka rzuciła się na mnie.
Na szczęście Chaz
i Ryan zrobili krok, by mi pomóc. Nie wiem czy walczyli, ale nikt mnie nie
zaatakował.
Kiedy obróciłem
jednego chłopaka i popchnąłem go na ziemię, spojrzałem za siebie, widząc
stojącą Caylee, która była przerażona. Ale nie było przy niej Justina.
- Gdzie Justin? –
spytałem ją.
Chciała już
odpowiedzieć, ale zamarłem, kiedy poczułem ostrą rzecz wbijającą się w tył
mojego kolana.
Byłem zmuszony do
tego, by usiąść, kiedy poczułem
straszny ból w mojej nodze.
Chandler pojawił się znowu przy mojej twarzy. Trzymał
widelec w dłoni.
To on pewnie wbił go we mnie.
- Twoja lekcja prawie się kończy – wyszeptał Chandler.
- Co tu się dzieje?! – krzyknął męski głos.
Odwróciłem się i zauważyłem azjatyckiego nauczyciela,
który stał przed naszym stołem.
- Dobra! Kto się wygadał?! – wykrzyczał Chandler.
Rozejrzałem się.
- Ja – powiedział Justin.
- Panie O’Neil nikt nie będzie się nad nikim znęcał
seksualnie. Cała dziesiątka, do dyrektora – powiedział nauczyciel.
- Tak! Haha! Macie…whoa, czekaj… czy on powiedział
dziesiątka? - zapytałem.
***
Justin i ja
szliśmy po cichu przez korytarz.
Właśnie
dostaliśmy domowe z matematyki na dzisiaj, co było nie fair.
To było do bani.
W każdym razie u
dyrektorki każdy z nas dostał tylko ostrzeżenie. To wszystko. Nie powiedziałam
jeszcze nikomu, że Chandler wbił mi widelec w tył mojego kolana.
Więc, teraz
śmiesznie chodzę, ponieważ nadal
boli mnie noga.
Przeprosiłem nawet Chaza i Ryana, a oni od razu mi
wybaczyli. To wszystko moja wina. Teraz Ralph mnie zabije.
-
Jason, znowu musisz iść do toalety? Śmiesznie chodzisz –
zapytał Jason.
Moja prawa noga kulała, ale próbowałem chodzić normalnie.
- Nie, nie muszę.
- No dobrze.
To prawda. Poszedłem do łazienki w czasie lekcji, ale
tylko po to, by spotkać się z dziewczynami.
Tak, serca pięciu dziewczyn są już moje.
Widziały mój występ z gangiem Chandlera. Powiedziały, że
lubią mój seksowny charakter złego chłopaka. Jeśli mam już piętkę, mogę zdobyć
jeszcze więcej. Muszę być tylko sobą.
Jedna z tych dziewczyn zdobyła moje serce. Jest naprawdę
gorąca. Wszystkie są, ale ona jest najlepsza.
Ma czekoladowe oczy. Jej włosy wyglądają jakby były
czarne, ale wiem, że nie są, ponieważ widziałem, jak pada na nie światło, co
pokazuje ciemno brązowy kolor.
A jej ciało jest niesamowite. Te seksowne kształty, za
które bym umarł, by ich dotknąć.
Właściwe to umarłbym, by dotknąć ją
gdziekolwiek.
Ale jest jeden problem.
Lubi się droczyć.
Gra ciężką do zdobycia.
To jedna rzecz, której nie mogę znieść
w dziewczynach; musisz jej pokazać, że dobrze ją traktujesz.
Cholera! To jest za trudne!
Po prostu chce ją pieprzyć!
To nie takie trudne, prawda?
Ale ta cała gra w dbającego chłopaka by
się opłaciła.
Kurczę. Dostanę się do majtek każdej
dziewczyny do końca tego roku. Nikt się nie oprze mojemu seksapilowi. Muszę je
tylko uwieść.
Teraz tylko potrzebuję jej imienia.
Tak, nie znam jeszcze jej imienia, więc od teraz będę ją
nazywał ‘seksowna’.
Właściwie już jutro spotykam się z seksowną na lunchu.
Czułem, że staje się twardy.
O nie… tylko nie teraz.
Nie może mi stać,
kiedy idę przez korytarz Justinem.
Już kuleję, więc
nie chcę chodzić jak dziewczyna.
Opuść moje myśli,
seksowna!
-
Hej Justin! – krzyknąłem.
- Dlaczego
krzyczysz? I co? – zapytał.
- Jaką mamy teraz
lekcję?
- Plastykę. Chodzę na nią, bo jest naprawdę fajna. Robimy
różne rzeczy, jak rzeźbienie z gliny albo malowanie. Będziesz tam mógł pokazać
swój talent. Co o tym myślisz?
- Tak, chyba
mógłbym to zrobić.
Nastała cisza.
- Hej, tak sobie
myślałem – powiedział Justin.
- O czym?
- Kim chcesz być
w przyszłości? – zapytał, patrząc na mnie.
Nigdy o tym nie myślałem.
Kim chcę być?
-
Jest dużo
możliwości, ale musisz zostać w szkole I skończyć ją, by dostać jak najlepsza
pracę. Mógłbyś być artystą albo zapaśnikiem. Nie wiem. To twoja decyzja. Ale jest tego
naprawdę dużo.
Uśmiechnąłem się,
myśląc o tym.
- Czy to znaczy,
że mogę być modelem? – zapytałem go.
Justin odwróciła
się I spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Naprawdę?
Żartujesz sobie ze mnie? – uśmiechnął się.
- Nie, nie
żartuje.
Justin zaczął się
śmiać.
- To nie jest
śmieszne – powiedziałem, wciąż się uśmiechając.
Zaczął się
uspokajać.
- Wiem, ale
wyobraź sobie to. Byłbyś otoczony tylko dziewczynami – stwierdził Justin.
- Wiem. Dlatego
to wybrałem. Byłbym w niebie.
Justin znowu się
zaśmiał.
- Chyba mógłbyś
być modelem.
- Teraz podoba mi
się twoje myślenie.
Jest nawet okej,
kiedy Justin jest w pobliżu ale wciąż nie chcę zaprzyjaźniać. Wciąż nei mogę mu
ufać, chociaż trudno się oprzeć.
Jest kimś kogo
chciałbym za przyjaciela, ale coś mówi mi ‘nie’.
***
-
Jason, idź sie
umyć. Masz farbę na całych rękach – Justin zaśmiał się, odsuwając się ode mnie.
- To idź umyj
swoją twarz! Jest na niej pełno farby!- zacząłem się śmiać.
- Co? Nie, nie ma
– Justin spojrzał w lustro. – Ty kłamco! – powiedział, odwracając się do mnie.
Spoliczkowałem go
lekko, zostawiając czerwone ślady na jego twarzy.
Jęknął i odwrócił
się, by ponownie spojrzeć w lustro.
- Jason! To nie
jest fajne.
Zachichotałem.
- Zamknij się,
Pikachu. Pogódź się z tym.
Zaśmiał się I
wziął do ręki mokrą szmatkę, by wytrzeć farbę.
- Aw, Pikachu
zniknął.
Spojrzał na mnie
i podał mi mokrą ściereczkę.
- Masz, wytrzyj
swoje czerwone ręce.
Przetarłem
ściereczką moje ręce, by pozbyć się farby. Moje ręce czuły się o wiele lepiej,
kiedy ona zniknęła.
Nauczyciel stał z
przodu klasy.
- Dobrze. Czas by
odłożyć swoje prace. Jutro będziemy je dokańczać.
Uczniowie zaczęli
odkładać dwoje prace do szafki, w której
miały one wyschnąć.
Justin I ja już
to zrobiliśmy, więc po prostu bawiliśmy się farbą.
- Więc, podobała
ci się lekcja? – zaprał Justin, kiedy wychodziliśmy z klasy.
- Tak. To od
teraz moja ulubiona lekcja – stwierdziłem szczęśliwy.
- To fajnie.
Cieszę się, ze cos dla siebie znalazłeś.
Uśmiechnąłem się
do niego.
- Ja też.
Zeszliśmy po
schodach, by dostać się na parking. Musimy znaleźć Ralpha, ponieważ to on po
nas dzisiaj przyjeżdża.
Niedługo zadzwoni
dzwonek, a chcieliśmy tam dotrzeć zanim to zrobi. Zaczynam Lubic szkołę, ale
wciąż chcę iść do domy, żeby poleniuchować.
- Justin!
Wszędzie cię szukałam! – krzyknęła za nami dziewczyna.
Ile dziewczyn zna
Justina?!
Odwróciliśmy się,
widząc dziewczynę z jasno brązowymi włosami, które były związane w koka i z
ciemno niebieskimi oczami, które moim zdaniem były wyjątkowe.
Chyba mogę ją
dodać do listy gorących lasek.
- Hej, Paige. Co
tam? Czy chodzi o chórek? – Justin zapytał dziewczynę.
- Tak! Pani
Ritsma powiedziała, że możemy sami zarządzać chórkiem – zapiszczała, trzymając
ramie Justina.
- O mój Boże!
Naprawdę? Naprawdę to powiedziała? – Justin również zaczął piszczeć.
- TAK!
- Wow! Jest tyle
rzeczy, które trzeba zmienić! Nie mogę się doczekać! Czekaj, wciąż jestem
nauczycielem na drugi semestr? -zapytał.
- Tak, ja jestem
nim przez pierwszy semestr. Miałam dzisiaj lekcję. O mój Boże, Mathew Predrick
był na lekcji i jego głos naprawdę się zmienił! Chciałam, żeby był piosenkarzem
na jednej z naszych imprez, ale najpierw potrzebuję twojej opinii, więc
zaśpiewa dla ciebie w… - sprawdziła swój notatnik. – W środę – uśmiechnęła się
słodko.
- Okej, świetnie. Czu jest coś w środę po
szkle? – zapytał Justin.
Znowu sprawdziła
swój notatnik.
- Uh….nie. Nic. A
dlaczego?
- Justin
uśmiechnął się szeroko.
- Chcę urządzić
imprezę urodzinową dla Ryana! – krzyknął szeptem.
Zaśmiała się.
-
Pan Butler mówił
mu, żeby nie robić żadnych imprez – kołysała się na swoich stopach.
-
Ale to jest
impreza niespodzianka. Ryan nic nie będzie wiedział.
Westchnęła.
- No dobrze,
poszukam jakiś ludzi do pomocy.
- Dziękuję,
Paige. Cieszę się, że mogę na ciebie liczyć – przytulił ją mocno, ale ona nie
mogła odwzajemnić odcisku, ponieważ Justin oplótł swoje ramiona wokół jej.
Po tym jeszcze
chwilę gadali.
Stałem tam,
zaczynając się niecierpliwić.
- Ok, do jutra.
Pa – pomachał jej, stojąc obok mnie.
- Przepraszam za
to. Po prostu ona jest moją asystentką i muszę jej o wszystkim mówić. Ciężko
samemu zarządzać chórkiem. – wytłumaczył
Justin, kiedy szliśmy.
- Ok, ale co to
jest w ogóle Glee? – zapytałem zmieszany.
- Glee to serial
o szkole, której jest chórek i nazywa się Glee. Cały czas tam śpiewają i
występują, to świetne. Więc skoro ludzie lubią muzykę i teatr, założyłem Glee,
by ludzie robili to co kochają i opierali to na serialu.
- Czekaj, to ty
tez chodzisz na tą lekcję? – spytałem zmartwiony.
- Oczywiście,
jestem nauczycielem.
- Ale wstydy…
- Tak, wiem.
- Wtedy ja też
będę musiał tam być!
- Tak. Musisz
zaśpiewać jedną piosenkę i wystąpić w jednym skeczu, i dostać piętkę, żeby
zdać.
- Co?!
Oszalałeś?!
- Tak, ale właśnie
tak się uczysz.
Warknąłem głośno,
zdenerwowany, że będę musiał śpiewać, tańczyć I grać. Nie jestem nawet
piosenkarzem, ani tancerzem czy aktorem.
Poczułem dłoń Justina na moich plecach.
- Nie martw się,
Jason. Mamy to same ciało i ten sam głos, więc śpiewamy tak samo. Jeśli byś
spróbował to byś to usłyszał – stwierdził, co chyba było prawdą.
- Pewnie ma
racje, ale ja nie śpiewam. Ja krzyczę.
- Ja tez. Ale
wciąż śpiewam. Powinieneś kiedyś spróbować. Byłoby fajnie gdybyśmy mieli takie
same głosy, jak śpiewamy. Bylibyśmy super zespołem.
Pomyślałem o tym.
-
Tak, może…
-
Masz trochę
czasu, żeby to przemyśleć. Drugi semestr zaczyna się dopiero po świętach.
Skinąłem głową.
Szliśmy przez
korytarz, wciąż rozmawiając.
Nie wiem co mam
zrobić. Jest tyle myśli w mojej głowie i nie mogę się na nic zdecydować.
***
Usiadłem leniwie
na skórzanej kanapie, oglądając coś w telewizji. Justin usiadł obok mnie, kiedy
do pokoju weszli Pattie i Ralph.
- Jak było w
szkole, Jason? - zapytał mnie Ralph, uśmiechając się.
Westchnąłem.
- Podobało mi
się.
- To wszystko?
Żadnych kłopotów?
- Cóż, wpadliśmy
na tych pedałów, ale zająłem się tym.
Pattie
westchnęła.
- Czy chodzi o
Chandlera? – zapytała mnie I Justina.
- Tak – Justin
pokiwał głową - Jason wdał się w małą bójkę.
- Ale to nic. Nic
mi się nie stało – stwierdziłem.
Justin spojrzał
na mnie trochę zmartwiony.
- Jesteś pewny,
bo kulałeś na prawej nodze po tym zdarzeniu – powiedział, przez co Pattie i
Ralph patrzeli na mnie przestraszeni.
- Tak, wszystko w
porządku. Nic mnie nie boli – powiedziałem, lekko zirytowany.
- Dobrze – zaczął
Ralph. – Więc twój dzień minął dobrze?
- Tak, podobało
mi się i chcę tam iść jutro – powiedziałem, uśmiechając się do każdego.
- Świetnie. Więc
macie coś zadane? – zapytał Ralph.
Justin
I ja jęknęliśmy.
-
Tak, z matematyki… - powiedziałem.
Jason,
nie powinieneś im tego mówić – zażartował Justin.
-
Nie, Justin. Nie o to chodzi. Zawsze robisz zadania domowe po szkole, więc
idźcie je odrobić – Pattie wskazała na nas palcem, a następnie wyszła z pokoju.
-
Co? Teraz?! – narzekałem.
-
Tak, teraz! Najlepiej zrobić to jak najwcześniej – powiedziała mi I ponownie
opuściła pokój.
Jęknąłem
i zgarbiłem się.
- Hej, Ralph? – zawołałem.
Spojrzał
na mnie.
-
Jak skończę odrabiać lekcję będę mógł wyjść? – spytałem.
Skinął
głową.
-
Tak, ale wróć na czas. Nie chcę, żebyś się spóźnił.
Uśmiechnąłem
się do niego i zajrzałem go swojego Plecaka, by znaleźć moją książkę od
matematyki.
- Dzięki.
Nie
odpowiedział.
-
Gdzie później idziesz? – zapytał Justin, zaczynając pracę domową.
Nie
wiedziałem co powiedzieć.
-
Na spacer – powiedziałem przypadkowo.
-
Mogę iśc z tobą? – spytał, patrząc na mnie.
-
Cóż, chciałem iść sam… - powiedziałem.
-
Oh, ok. Nieważne – wrócił do robienia zadania.
Trochę
mi było głupio odmówić mu.
Pozwoliłbym
mu iść, ale miałem inne plany. Dzisiaj chciałem obrobić sklep z elektroniką,
żeby załatwić IPoda albo jakąś grę. Jeśli Justin by mi pomógł mógłbym go wziąć
ze sobą.
Ale
jest za dobry. Nie wiedziałby nawet, jak się włamać.
Męczące
jest trzymanie mojego sekretu w tajemnicy przed Justinem i Pattie. Chcę, żeby
wiedzieli, że jestem kryminalistą, ale wtedy wyślą mnie do poprawczaka.
Powinienem
powiedzieć wszystko Justinowi czy zachować sekret?
O
czym ja gadam?
Nie
muszę zbliżać się do Justina.
Nadal
mogę go nienawidzić.
Może
byłbym bardziej popularny, jeśli dokuczałbym mu w szkole.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć :)
Tak, w końcu pojawił się rozdział hah Jak wrażenia?
Oby już nie było więcej takich długich przerw. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jednak jest i to czyta.
Chciałam się jeszcze zapytać czy ktoś chciałby prowadzić konto Justina na twitterze, ponieważ osoba, która się prędzej do tego zgłosiła już tam nie wchodzi. Inie wiem czy w ogóle jest sens prowadzenia tych kont huh
Ale jeśli ktoś chce to prosze bardzo :)
Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na aska.
Zapraszam do komentowania i zapisywania sie do informowanych :)
Do następnego x
Świetny rozdział, uwielbiam SB. A myślęnie Jasona jest najlepsze. Zawsze się śmieje jak głupia, gdy czytam to ff. Mam nadzieję, że tym razem będzie szybciej :) dziękuję :)
OdpowiedzUsuń