sobota, 3 maja 2014

14. First Day Troubles

Jason bierze udział w walce
Justin go dopinguje

Jason McCann
Po dwóch godzinach w końcu doszedłem do domu. Było trochę ciężko, bo w rękach niosłem moje przybory do rysowania.
Cóż, przynajmniej będę miał co robić, siedząc tutaj, może poćwiczę moje rysowanie.
Myśli o Justinie powróciły do mojej głowy.
Spodobało mi się to, że docenił moją pracę i zachęcał mnie do kontynuowania tego. Sprawił, że zacząłem myśleć, że umiem rysować i, że jestem artystą. I dzięki niemu się uśmiechnąłem, nie wiedziałem, że to się kiedyś stanie.
Justin zachowuje się tak, jak kiedyś Ralph. To dziwne, że robi to co on, żeby sprawić, bym był szczęśliwy. Ale to nie znaczy, że go lubię. To jest właśnie problem. Nie mogę zbliżyć sie do Justina.
Jeśli by o tym pomyśleć, Justin mógł tylko udawać  Pana’ Będę-najlepszym-kumplem-Jasona’ by zdobyć moje zaufanie. Ralph prawdopodobnie też bierze w tym udział. To dlatego Justin zachowuje się jak Ralph.
Jezu…
Jestem taki głupi.
Teraz muszę być ostrożny. Nie mam mowy, żebym wpadł w ich zasadzkę. Nie uda im się to, tak samo, jak mi nic nie wyszło.
Głupi Justin. Koniec z twoimi planami. Już nie zadziałają.
Nowa zasada
1.       Nie ufaj pedałom

Stałem w miejscu odpędzając od siebie wszystkie myśli. Dzisiejszy dzień był bardzo dziwny. Wciąż nie mogę uwierzyć, że w jakiś sposób zbliżyłem się do Justina. Na samą myśl chce mi się rzygać…
Wzdychając, podszedłem do drzwi i chwyciłem zimną, metalową gałkę. Nie wiedziałem czy były zamknięte, czy nie, ale i tak spróbowałem.
Przekręciłem gałkę I popchnąłem ją powoli. Drzwi otworzyły się, zaskakując mnie.
I tak nikogo nie powinno być w środku. To mój dom, a Dylan powiedział, że zajmie się jakimiś sprawami. Pewnie zostawił klucze w środku.
Zanim do końca otworzyłem drzwi, odwróciłem się i zacząłem się rozglądać, by mieć pewność, że nikogo tam nie ma.
Jeśli już ktoś tu był, chciałbym, żeby to był Charlie, mój kot. Albo Alex, ale on by nigdy tutaj nie dotarł.
Zwróciłem głowę do gałki od drzwi i otworzyłem je do końca, stawiając kilka kroków, by znaleźć się w środku.
Rozglądając się, zauważyłem, że ktoś ponownie odnowił pomieszczenia. Były lepsze kanapy; jedna skórzana, jedna aksamitna ale wyglądało na to, że ktoś już ich używał. Mały, kwadratowy telewizor stał na drewnianej ladzie, a zielony dywan leżał idealnie pomiędzy skórzana kanapą, a telewizorem. Ale to tylko salon.
Wszedłem do niego, by odłożyć moje przybory do rysowania na kanapie, żeby  ich nie nosić, kiedy będę rozglądał się po domu.
Wchodząc do kuchni, zauważyłem kartkę obok mikrofalówki. Pewnie Dylan ją zostawił.
Super! Mam mikrofalówkę!
Podszedłem do blatu I podniosłem kartkę. Pod nią leżał breloczek i dołączony do niego klucz. Jeden klucz? To wszystko? Spodziewałem się więcej kluczy.
Nieważne. Przynajmniej będę jedynym, który może wejść do tego domu.
Ok, wracając do kartki.
Prześledziłem wzrokiem białą kartkę, by zobaczyć co było na niej napisane:

Jason McCann                                                                   12/9/2010
Mam nadzieję, że to czytasz. W każdym razie, mam nadzieję, że podobają ci się nowe meble i reszta. Miałem szansę zebrać trochę używanych rzeczy dla ciebie. A ponieważ policjantom było ciebie żal, teraz będziesz miał ubezpieczenie, byś mógł o siebie zadbać. Wiem, że mieszkasz gdzie indziej, ale policja o tym nie wie.
Oh, ten kot z trzema nogami przyszedł do domu, kiedy go dekorowaliśmy. Wciąż powinien być w środku. Kupiliśmy parę puszek z ryba, są w mini lodówce i kupiliśmy też karmę dla kota, jest w szafce, żebyś mógł nakarmić swojego małego przyjaciela.
  W każdym razie, mam nadzieje, że wszystko będzie w porządku w twoim małym domku. Po prostu zadzwoń na policję, gdyby coś się działo. Pamiętaj, numer to 911.
 Cóż, powinieneś to wiedzieć.
Nie ma to jak w domu,
Dylan Hoch
Hmmm… interesujące.
Teraz mogę mieszkać tu sam. Nie muszę wracać do domu Ralpha i nie muszę iść do szkoły.
Haha, to się nazywa słodkie życie.
Nie mogę się doczekać, aż wydam moje pieniądze z ubezpieczenia. I tak nie będę miał żadnych wypadków, więc po co mam je marnować? Mogę je wydać na wszystkie laski, które spotkam. Może jakieś sex zabawki. Hehe…
Powinienem przestać o tym myśleć.
Nie chcę by mi stanął, podczas moich fantazji. To nie fair!
Czekaj? Czy w liście było coś o Charliem?
Przeczytałem ponownie tekst.
O kurwa!
Charlie wciąż gdzieś tu jest! Prawdopodobnie jest gdzieś w domu!
Krzyknąłem i podskoczyłem lekko, kiedy zdałem sobie sprawę, że ten którego szukałem, jest gdzieś tutaj. Ale gdzie on może być?
Są tutaj pokoje, ale są zastawione meblami, więc może być wszędzie. Cóż w liście napisane było, że karma dla kota jest w szafce. Może spróbuję potrząsnąć saszetką, jak w reklamach.
Podszedłem do szafki, która wisiała na ścianie i otworzyłem ją powoli, odkrywając  5 paczek kociej karmy i klika przekąsek dla mnie, jakieś batoniki.
Karma dla kota. Dokładnie taka jak w reklamie.
Chwyciłem zieloną paczkę, ponieważ była już otwarta. Kiedy miałem ją w dłoni, rozejrzałem się po kuchni, by przygotować się na jakikolwiek nagły dźwięk.
Potrząsnąłem paczką…
Nic…
Potrząsnąłem nią jeszcze dwa razy.
Nic…
Ok, może powinienem trząść mocniej.
Ściskając ją mocniej, potrząsnąłem nią mocniej sprawiając, że karma zaczęła szeleścić. Charlie powinien usłyszeć ten dźwięk.
Wciąż brak jakiegokolwiek odzewu.
Może powinienem go zawołać.
- Charlie! Charlie!
Potrząsnąłem bardziej paczką.
Tup…tup…
Było słychać lekkie ‘uderzenia’. Usłyszałem brzęczenie, które było coraz głośniejsze.
Przestałem potrząsać karmą i patrzyłem przez futrynę, by zobaczyć kto idzie. Biały puch przybiegł do kuchni, koncentrując się na paczce z karmą.
Patrzyłem na to, aż zobaczyłem oczy, patrzące na paczkę lodowo-niebieskie i zielono-szmaragdowe oczy.
Zrobiło mi się ciepło, kiedy zdałem sobie sprawę, że on tutaj był. Nawet uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Ukucnąłem, opuszczając karmę i podnosząc delikatnie Charliego, a następnie przytulając go mocno.
- Oh Charlie. Tak bardzo za Toba tęskniłem! Cieszę się, że z tobą wszystko w porządku! – powiedziałem mojemu puchatemu przyjacielowi.
Jego sierść otarła sie o moją twarz, była miękka jak kocyk dla dziecka, który właśnie został wyprany. Jego sierść nie wyglądała już na taka brudną. Ktoś musiał go wyczyścić.
Charlie jest puszysty, ale był też kościsty. Przestałem go przytulać, ale zatrzymałem go w moich ramionach, bym mógł się mu przyjrzeć. Na jego plecach pojawił się guz, który wyglądał jak białe wzgórze. Przejechałem dłonią wzdłuż jego kręgosłupa, czując guza pod moją dłonią. To tylko kość.
Badałem kość, szturchając i pocierając ją, nie wyglądało na to, że Charlie czuje jakiś ból. Podniósł do góry swój ogon I otarł się nim o moją twarzy.
Położyłem dłonie na jego boki, czując więcej kości. Kiedy przesuwałem moją rękę w górę i w dół, czułem jego wszystkie żebra, a nawet odstępy pomiędzy nimi.
Uh, eww, to obleśne!
Kładąc ręce na jego biodrach, mogłem też poczuć kości, które się łączyły. Boże, jest taki chudy. Jest jak szkielet z futrem. Mój biedny kotek może umiera teraz z głodu.
Cóż, dlaczego ja tu siedzę?! Powinienem go nakarmić!
Postawiłem Charliego delikatnie na podłodze I wstałem, chwytając karmę, by ją otworzyć.
Ponieważ Charlie przyszedł tutaj tylko po jedzenie, otworzyłem paczkę i przechyliłem ją tak, że 6 albo 7 małych kwadracików wpadło na moją rękę.
Charlie zamiauczał, widząc karmę. Uśmiechnąłem się, widząc jak bardzo tego chce, ale uśmiech powiększył się, kiedy poczułem jak ociera się o moją nogę.
Ukucnąłem by wysypać karmę na ziemię. Kiedy były dla niego osiągalne, zaczął je pożerać. Ale Charlie nie może jeść samych przysmaków. W liście było napisane, że w lodówce są puszki z rybą, więc chyba powinienem mu je dać. To będzie odpowiedni sposób, by go nakarmić.
Podszedłem do małej lodówki i otworzyłem ją, widząc około 11 puszek z rybą. Był tylko łosoś i tuńczyk, ale dla kota będą idealne.
Wyciągnąłem małą puszkę tuńczyka i przytrzymałem ją przez chwile, kiedy zauważyłem, że nie ma otwarcia.
Cholera! Jak ja mam to otworzyć?! Nie mam nawet łyżek ani widelców, więc skąd miałbym mieć otwieracz do puszek?
Pieprzyć otwieracz do puszek. Zrobię to używając męskiej siły.


***


Odetchnąłem ciężko, kiedy w końcu otworzyłem puszkę. Charlie patrzył się na mnie z ciekawością albo po prostu czekał, aż otworzę puszkę. Wzdychając ze zmęczenia, położyłem puszkę na ziemi, żeby Charlie mógł z niej jeść.
Oparłem się o ladę, patrząc na niego dopóki nie poczułem, jak gorące są moje ręce. Miałem czerwone kreski na dłoniach od próby otworzenia puszki. Oh, to boli. Są jak poparzenia. Ale przynajmniej Charlie ma co jeść.
Ale co ja mam jeść? Nie chcę jeść tych gumowych batonów i ryby.

Oh, pieprzyć to.
Po prostu pójdę jutro kupić jakieś jedzenie dla mnie.
Jestem dosyć zmęczony. Nie chce mi się nic robić, tylko spać.
Ziewnąłem głośno, rozciągając ramiona. Opuściłem kuchnię, zostawiając za sobą Charliego. Jak skończy, przyjdzie do mojego pokoju.
Kiedy wszedłem do sypialni, od razu przeszły mnie dreszcze, czując otaczające mnie zimne powietrze. Nie było tu ogrzewania, więc będzie zimno.
Westchnąłem i zdjąłem swoje buty, a zaraz po tym wskoczyłem na lóżko, co sprawiło, że dookoła mnie zaczął latać kurz.
Oh, chyba sobie ze mnie żartujesz…
Ok, nieważne. Po prostu to zignoruję. Przecież to mnie nie zabije.
Wszedłem pod brudny koc i owinąłem się nim, próbując się ugrzać.
Wciąż było mi zimno, czego teraz nienawidziłem. Nigdy nie lubiłem zimna. Tak jakby jestem zimnokrwisty. Potrzebuję ciepła, by przetrwać.
To mogłaby być prawda.
Justin powiedział, że go ignoruję, co oznacza, że jestem bez serca.

Chyba naprawdę jestem zimnokrwisty.

Nie, żeby mnie to obchodziło.

Zamknąłem oczy, próbując zasnąć.
Było trochę ciężko.
Muszę przyznać, nie podobało mi się spanie w takich warunkach.
Lubię spać gdzieś, gdzie jest ciepło i czuć miłość, gdzie mam kogoś z kim mogę porozmawiać, i gdzie ktoś może mnie chronić. Nie tutaj.
Mogę pogadać z Charliem, ale on nie może porozmawiać ze mną.
Wszystkie te koce nie są cieple i nie dadzą mi miłości.
Nie podobało mi się, ale wolę być tutaj niż z Ralphem i Justinem.


***


BAM! BAM! BAM! BAM!

Obudziłem się I usiadłem przestraszony, oddychając gwałtownie. Słyszałem głośne walenie w drzwi, dlatego się obudziłem. Cholera, która jest godzina?

BAM! BAM! BAM! BAM!

Ok, ok… pójdę je otworzyć.
Zamrugałem kilka razy, by przyzwyczaić moje oczy do ciemności. Rozciągnąłem moje ramiona, czując dreszcze na moim ciele. Zawsze nienawidziłem wstawać, kiedy wciąż jestem zmęczony i jest mi zimno.

BAM! BAM! BAM!

Ja pierdole! Czy mógłbyś przestać walić w moje drzwi?!
Jezu, zaraz tam będę.
Kiedy miałem już zejść z łóżka, Charlie z niego zeskoczył i pobiegł w stronę korytarza. Hmm, chyba spał ze  mną w nocy. Oh, to kolejny powód by zejść z łóżka. Musze nakarmić Charliego.
Zszedłem z łóżka, znowu czując zimno. Zignorowałem to, wchodząc na korytarz, by otworzyć drzwi.

BAM! BAM! BAM! BAM!

Ok, teraz jestem zły!
- Przestań, kurwa, walić w moje pieprzone drzwi, skurwielu! – krzyknąłem na osobę za drzwiami.
Westchnąłem, kiedy zdałem sobie sprawę ile przekleństw znalazło się w tym zdaniu.

BAM! BAM!

-          Jasonie McCann! Otwórz drzwi! Teraz! – zawołał męski głos.

O Boże! Policja jest przed moim domem!
- Dobrze! Przepraszam! – spanikowałem I odblokowałem drzwi, a następnie otworzyłem je, widząc…

Ralpha?

Ralpha!

- Co do diabła ty tu robisz?! – krzyknąłem, kiedy sam wprosił się do domu.
Posłał mi śmiertelne spojrzenie i położył dłoń na moim ramieniu, ściskając je mocno, co wywołało u mnie ból
- Ał! Co do cholery-
- Zamknij się! – krzyknął, przerażając mnie. – Nie chcę już słyszeć żadnego słowa! – powiedział wściekły.
- C-Co…? – słowo wyszło z moich ust.
Spojrzał mi w oczy.
- Nie wiem, co jest z tobą nie tak! Dlaczego do diabła uciekłeś? – krzyknął prosto w moją twarz, sprawiając, że w moich oczach pojawiły sie łzy. – Martwiłem się, kiedy Justin powiedział, że odszedłeś. Mogli Cię zabić!

Wkurzył mnie.
- N- nie, nie zabiliby mnie! Jestem bezpieczny I mogę się sobą zająć! – odkrzyknąłem, próbując odepchnąć rękę Ralpha, ale nie odpuszczał.
- Jason, ty nie wiesz co robisz! Nie mów, że dasz sobie rade sam. Po prostu stąd chodźmy! Spóźnisz się! – powiedział, wyciągając mnie z domu.
- Na co się spóźnię?! – spytałem, stojąc w miejscu, odpychając Ralpha.
Westchnął zdenerwowany, jakbym był głupi.
- Do szkoły… spóźnisz się do szkoły! Teraz, chodźmy! – krzyknął, szarpiąc się ze mną, ale w końcu go odepchnąłem.
- Nie, nie idę do szkoły! Zostaję tutaj!
- Oh, nie, na pewno nie. W Kanadzie edukacja jest obowiązkowa, więc idziesz.
- Cóż, w Ameryce też jest obowiązkowa i jednak nie poszedłem, Alex też nie – stwierdziłem, przechytrzając go.
Nic nie powiedział. Haha, jest zdezorientowany.
- Jason, jeśli nie zdałeś sobie jeszcze sprawy, to jesteśmy najbardziej poszukiwanymi kryminalistami w Ameryce. Więc dlaczego miałbyś iść tam do szkoły? – zapytał, próbując przechytrzyć mnie.

Cholera!


Potrzasnąłem głowa.
-  Nieważne… Po prostu nie byłem w szkole od kiedy skończyłem 6 lat i teraz mam tam iść w wieku 16 lat. Jak mam do tego przywyknąć? – spytałem zdenerwowany.
- Dlatego będziesz miał wszystkie lekcje z Justinem. On Ci wszystko pokaże.
- Ale jak ja zdam?
Ralph uśmiechnął się.
- Musisz ciężko pracować, skoro opuściłeś 9 i 10 klasę.
- Ale miałem nauczanie domowe w tych dwóch klasach! Więc dlaczego muszę ciężko pracować? To nie fair! – jęknąłem.
Ralph skrzyżował ramiona.
- Wiem, ale jeśli chcesz skończyć szkołę w odpowiednim wieku, będziesz musiał to zrobić. Ale nie martw się; pomożemy ci.
Spuściłem głowę, wciąż zdenerwowany przez to, ze będę musiał ciężko pracować. Ale przynajmniej Ralph mi pomoże.
- Okej, chodźmy zanim będzie za późno – Ralph chwycił mnie za ramie i zaczął ciągnąć mnie lekko na zewnątrz.
Zatrzymałem się ponownie.
- Poczekaj.
Ralph zatrzymał się, odwracają się do mnie.
- Co znowu?
Rozejrzałem się po domu.
- Mam kota, którego muszę karmić – wyrwałem swoje ramie z dłoni Ralpha i wszedłem do domu.
- Ooooh… - Ralph jęknął. – Myślałem, że wymyśliłeś go sobie…
- Nie, jest prawdziwy. Mogę Ci go nawet pokazać – odchrząknąłem. - Charlie! Charlie!
Usłyszałem ciche stukanie, które spowodowane było jego pazurami dotykającymi drewnianej podłogi.
Moim oczom pojawił się biegnący, biały kot. Uśmiechnąłem się i ukucnąłem, by go podnieść. Ale przebiegł obok mnie… I pobiegł na zewnątrz. Nastała cisza, kiedy nie wiedziałem co powiedzieć.
Ralph zadrwił.
-          To dopiero brzydki kot.
Podszedłem do niego.
-          Nie, on jest głupi. Dlaczego do cholery uciekł?! On nawet nie umie dobrze biegać!
Ralph zaśmiał się, patrząc na mnie.
- Te trzy nogi daleko go nie zaniosą. Wygląda na to, że to bardzo stary kot.
- Dlaczego tak mówisz Nie wygląda na starego – zapytałem.
- Kiedy kręgosłup kota zaczyna wystawać, to znaczy, że jest stary. Nie jestem pewny, ale wygląda na około 10 lat, a to dużo dla kota – wytłumaczył Ralph.
Spojrzałem na niego.
- Skąd wiesz tyle o kotach?
Ralph zachichotał.
- Hej, myślisz, że nigdy nie miałem zwierząt? Moja mam kochała koty, więc musiałem z nimi żyć, z trzydziestką z nich.
Uśmiechnąłem się, słysząc jego historię.
- To słodkie – kołysałem się na moich stopach.
- Tak, chyba. Ale nie było fajnie, kiedy ich sierść była wszędzie I trzeba było wyczyścić im kuwety.
- Cóż, to się nazywa karma. – powiedziałem, wychodząc razem z nim z przejścia.
Wrócę po szkole i wtedy nakarmię Charliego. Wszystko powinno być z nim w porządku.


***


Doszliśmy do domu. Myślałem, że będzie cicho, ale słyszałem jak ktoś śpiewa; Justin śpiewa. To od razu mnie wkurzyło.

“It's a brand new day
Don't you see me
Changing up my way
So completely
This time I'm gonna sing and you gonna hear it
This time I'm gonna to show you that I got the spirit
It's a brand new day
And I'm feelin' good!”

Przeszedłem przez korytarz, wchodząc do kuchni, by znaleźć jedzenie…. I Justina. Cały czas śpiewał, nawet jedząc swoje śniadanie. W kuchni była również Pattie, która prawdopodobnie coś gotowała.
Justin I Pattie byli odwróceni do mnie plecami, więc nie zauważali, że wszedłem do domu. Cóż, umieram z głodu, więc muszę podkraść trochę jedzenia Justinowi.

“I'm gonna sing
I'm gonna dance
I'm gonna ride
I'm gonna play
I'm gonna show my gift in everything!”

Kontynuował śpiewanie.
Podszedłem do stołu, zatrzymując się obok Justina. Wciąż mnie nie zauważył. Gapiąc się na niego, ukucnąłem i wyszeptałem mu do ucha.
- Zamknij się albo ja to zrobię za ciebie.
Podskoczył przestraszony. Jego oczy były wielkie, a usta otwarte szeroko, tak jakby miał zaraz krzyczeć, ale później zmieniły się w uśmiech.
- Oh, dzień dobry, Jason. Przestraszyłeś mnie – zaśmiał się po cichu, zanim wrócił do jedzenia.
- To chyba oczywiste… - powiedziałem, a następnie spojrzałem na to, co jadł Justin.

Gofry.
Nie byłem wielkim fanem gofrów, ale jestem bardzo głodny, więc zjadłbym wszystko

Uśmiechnąłem się i zmrużyłem oczy, skupiając się na jedzeniu Justina poklepałem go po prawym ramieniu, ponieważ stałem po jego lewej stronie. Kiedy odwrócił się, by sprawdzić kto to zrobił, ja wziąłem gofra z jego talerza.
- Hej! – krzyknął. – Oddaj! – próbował odebrać to, co było jego.
Popchnąłem jego czoło, wewnętrzną stroną mojej dłoni.
- Nie, teraz to jest moje – powiedziałem, wpychając wafla do buzi.
Justin zaśmiał się.
- Żartuję. Możesz go sobie wziąć. Są jeszcze inne rzeczy do jedzenia.
 Rozejrzałem się po stole, widząc więcej jedzenia.
Jajka, bekon, kiełbaski, tosty… niebo.
- Chcesz się przysiąść? – zapytał Justin, wskazując na krzesło, stojące obok niego.
Uśmiechnąłem się do niego, a następnie spojrzałem na krzesło.
- Z wielką chęcią.


***


Ralph zatrzymał furgonetkę przed szkołą.
- Jesteśmy na miejscu. Jesteś gotowy, Jason? – spytał mnie Ralph.
Spojrzałem na okno, widząc wielkie budynki i dzieci w różnym wieku. Nie wiedziałem jeszcze tylu w jednym miejscu. Było pełno dziewczyn, co było super. Ale coś w środku mówiło mi, by nie zbliżać się do nich.
- Jason, wszystko w porządku? – zapytał Justin.
Wciąż patrzyłem na zewnątrz.
- Uh… nie chcę tam iść.. – stwierdziłem, zwijając się w siedzeniu.
Poczułem dłoń na moim ramieniu; dłoń Justina.
- To nic złego, bać się. Większość nowych uczniów też tak ma, ale pod koniec dnia  kochają to miejsce. – powiedział, przez co poczułem się trochę lepiej.
- Dalej, Jason – zaczął Ralph. – Będzie dobrze.
Spojrzałem jeszcze raz na zewnątrz, widząc wszystkie dzieciaki; wygłupiających się chłopaków, rozmawiające dziewczyny.
Westchnąłem I pociągnąłem za klamkę od samochodu.
- Dobrze, chodźmy…
Popchnąłem lekko drzwi, ale jeszcze nie wyszedłem.
- Jest dobrze. Będę zaraz za Toba – powiedział Justin, wciąż trzymając mnie za ramie.
Więc wyszedłem, stawiając najpierw jedną stopę na chodniku, a następnie drugą.
 Byłem na zewnątrz, razem z innymi. Justin wyskoczył z samochodu.
- Dzięki za podwiezienie – podziękował Ralphowi.
- Nie ma problemu. Bawcie się dobrze, i Jason, postaraj się nie wpakować w kłopoty – powiedział Ralph.
Pokiwałem głową, patrząc na niego. Justin zamknął drzwi od pojazdu, a następnie Ralph pojechał.
Smutno mi, że musiał pojechać. Wolałem, żeby był w pobliżu.
-          Jason, jesteś gotowy? – zapytał Justin z uśmiechem na twarzy.
-          T- Tak… chyba… - odpowiedziałem cicho.
- Widzę, że się boisz, ale znalezienie przyjaciół nie jest takie trudne. Po prostu bądź sobą. Nikt nie lubi fałszywych ludzi. Obiecuję, że będziesz miał miły dzień – oplótł swoje ramie wokół mojego.
Nie przeszkadzało mi to. To sprawiło, że poczułem się bezpieczny.
Justin zaczął iść w stronę budynku, pewnie po to, by do niego wejść.
- Więc, gdzie mnie zabierasz? – zapytałem.
- Cóż, musimy wejść do środka i znaleźć dyrektorkę McNair, żeby z tobą porozmawiała.
- Oh.
Kiedy szliśmy, złapałem paru ludzi na patrzeniu się na mnie, albo na nas. Byłem trochę przerażony ich spojrzeniami, ale przynajmniej niektóre z nich były od dziewczyn. Spojrzałem na kilka osób, a następnie odwróciłem wzrok, ignorując ich. Nie jestem przyzwyczajany do bycia w centrum uwagi.
Justin zatrzymał się I uśmiechnął się, patrząc na grupkę nastolatków stojącą po prawej stronie. Słyszałem jak śpiewają ‘Wszystkiego Najlepszego’.
- Co się tam dzieje? - zapytałem Justina.
- Ryan ma urodziny, ludzie chyba świętują – powiedział.
- Wow, dzisiaj?
- Tak, to jego 16 urodziny, dostał pierwszy dzień szkoły jako prezent.
- Rozumiem.
Z małego tłumu wyszło dwóch chłopaków, próbując uciec.
- Ok! Dziękuję! Dziękuję! – krzyknął jeden z rękoma w górze.
Drugi biegł obok powoli.
Rozpoznałem ich, to przyjaciele Justina; Ryan i Chaz. Zaczęli iść w naszą stronę, uśmiechając się.
 - Hej, wszystkiego najlepszego, Ry Ry. Już oficjalnie jesteś nastolatkiem – Justin rozłączył nasze ramiona i przytulił mocno Ryana.
- Dzięki, stary. Cieszę się, że słyszę to od Ciebie. – Powiedział.
Te dzieciaki naprawdę musiały go wkurzyć, skoro cieszy się, że słyszy to od Justina.

Trójka chłopaków zaczęła rozmawiać, a ja w tym czasie zacząłem się rozglądać. Zauważyłem grupę dziewczyn uśmiechających się i patrzących na mnie. Przechyliłem lekko głowę, zmieszany.
Wyglądały, jakby miały krzyczeć, kiedy podskoczyły lekko. Kiedy patrzyłem się na mnie, parę z nich zaczęło machać… do mnie. Wciąż byłem zdenerwowany, ale podniosłem rękę i powoli odmachałem. Teraz zaczęły szeptać i znowu się uśmiechać.
Uśmiechnąłem się i odwróciłem się, by spojrzeć na Justina i jego kolegów, patrzących na mnie.
- Co?
Uśmiechnęli się szeroko.
- Te dziewczyny cię akceptują. To już coś – powiedział.
Byłem zdezorientowany.
-          Co masz na myśli?
-          Te dziewczyny zachowują się tak, kiedy widzą słodkiego kolesia. Nie gorącego, słodkiego. Chcą desperacko mieć chłopaka, więc zawsze wybierają tych słodkich. I teraz jesteś na ich liście.
Spojrzałem z powrotem na dziewczyny, a później ponowienie na Justina.
- Cóż, to dziwne. A wy jesteście na liście? – spytałem ich.
Każdy skinął głową, ale Justin zaczął mówić.
- Tak, wszyscy jesteśmy, ale one nie są najlepszymi partnerkami. Są bardzo dziewczęcymi dziewczynami, mówią tak szybko, że nie możesz ich zrozumieć. Więc nie umawiaj się z nimi. Tylko ostrzegam.
- To prawda, potrafią być naprawdę denerwujące – dodał Ryan.
Wzruszyłem ramionami.
- Dobra, to co teraz robimy?
Justin podszedł do mnie i znowu objął mnie swoim ramieniem.
- Idziemy znaleźć dyrektorkę. Chodźmy.
Kiedy szliśmy przez korytarz, by znaleźć gabinet, jeszcze więcej ludzi się na mnie gapiło. Ale chyba się do tego przyzwyczajałem.
Szedłem obok Justina, wciąż lekko zestresowany.
-          Justin? – usłyszałem za mną dziewczęcy głos.
Odwróciliśmy się całą czwórką. Stała tam zdezorientowana dziewczyna. Miała bladą karnację, piwne oczy i ciemno brązowe, falowane włosy, z grzywką na bok. Jej oczy wpatrywały się we mnie i Justina, pewnie dlatego, że wyglądamy tak samo. Dla mnie wyglądała na słodką i ładną, ale nie gorącą. Była w porządku.
- Caylee! – krzyknął Justin I zamknął dziewczynę w uścisku, podnosząc ją, co wywołało u niej śmiech.
Oh, nie mówcie mi, że to dziewczyna Justina. Chyba nie ma sensy, żeby do niej startować. Ale to nie ma znaczenia. Jest pełno innych, gorących dziewczyn tutaj.
Justin i Caylee zaczęli rozmawiać, kiedy ja rozglądałem się za gorącymi dziewczynami. Wszyscy, nawet chłopacy patrzyli się na mnie.

Mrugnąłem I odmachałem dziewczyną, które mnie zainteresowały, na co one uśmiechnąłem się.
- Więc, kto jest twoim bliźniakiem? – zapytała z tyły Caylee.
Odwróciłem się do nich, wkurzony przez to, że zostałem nazwany bliźniakiem.
- Uh, to mój brat przyrodni, Jason. Nie wiem, dlaczego wygląda tak, jak ja, ale jesteśmy zupełnie inni – wytłumaczył jej.
Znowu byłem szczęśliwy, kiedy wytłumaczył to jej w ten sposób.
- Co? JEST TWOIM PRZYRODNIM BRATEM! – krzyknęła dziewczyna, przez co wokół nas pojawił się tłum ludzi.
Wszyscy ucichli, żeby zacząć słuchać.
Przybliżyłem się do Justina, ponieważ byłem przestraszony. Usłyszałem, jak cały tłum mówi ‘Aw’.
- Jest słodki, kiedy się boi – powiedział ktoś głośno.
Warknąłem. Nie wiedziałem, że ludzie umieli czytać moje emocje.

Postawiłem krok do przodu ze zmarszczonymi brwiami.

- Hej! Kogo nazywasz przestraszonym?! – mój głos rozniósł się po całym korytarzu.
Jason chwycił moje ramię.
- Jason, nie bądź zły. Jest w porządku.
Odtrąciłem go od siebie moim łokciem, przez co prawie się przewrócił, ale ktoś go złapał. Słychać było jak ludzie tłumie wstrzymują oddech.
- Nie jestem przestraszony, więc nie kłam!
- Zadrzyj ze mną, a umrzesz okropną śmiercią! – krzyknąłem na wszystkich.
Westchnąłem ciężko, patrząc na grupę ludzi, by zobaczyć ich emocje.
- Zabije na? – zapytał głos jakiegoś chłopaka. - Wątpię…
Słysząc to zacisnąłem pięść i zęby. Złość szybko rozpowszechniła się po moim ciele.
- Kto to kurwa powiedział?! – więcej ludzi zaczęło dyszeć. – Pokaż się, pedale!
Przez tłum przepchnął się mały chłopak. Podszedł do mnie i spojrzał w górę, wściekły.

Zacząłem się z niego śmiać.

- Chyba sobie żartujesz! – zaśmiałem się. - Sześciolatek? Dlaczego tutaj jest sześciolatek? – zapytałem.
Ludzie nie odzywali się, kiedy na uch twarzach pojawił się strach i zaskoczenie. Dlaczego wszyscy się tak zachowują?
-          Nie mam 6 lat, mam 16… - powiedział chłopak.
-          C-co? – zapytałem zmieszany.
- Mam pieprzone 16 lat!
- Oh, więc jesteś karłem… - ukucnąłem, by być na jego poziomie. - I myślisz, że nie mogę cię zabić?


Plask!

Piekący ból zaatakował moją twarz po tym, jak zostałem spoliczkowany.

- Co do cholery?! – wstałem. – Co do diabła sobie myślałeś?! – krzyknąłem na niego.
- Nie powinieneś ze mną zadzierać. To było tylko ostrzeżenie – powiedział.

Wszystko się we mnie gotowało, przez co chciałem mu coś zrobi. Cos podpowiadało mi, by mocno mu przywalić.

Ale wtedy głos Justina mówił mi, żebym tego nie robił. Nie wiedziałem co mam zrobić. Byłem tak bardzo, bardzo wściekły!
Zamknąłem oczy i wypuściłem powietrze przez nos, próbując się uspokoić.
- Zrobisz coś z tym czy po prostu będziesz wielką ciotą?

Koniec.

Moja stopa spotkała się z jego brodą, przez co jego głowa zostało popchnięta do tyłu. Opadł na plecy, nie ruszając się. Chciałem to skończyć, ale ktoś chwycił moje ramię.
- Jason, nie rób tego! Mogłeś mu skręcić kark!

To Justin. Próbowałem się wydostać.
- Następnym razem ze mną nie zadzieraj! – krzyknąłem na leżącego chłopaka.

Wtedy ktoś chwycił moje drugie ramię i zaczął mnie odciągać. W tym samym momencie zauważyłem 6 chłopaków, którzy przepchali się przez tłum, by zobaczyć ciało chłopaka. Dwójka z nich spojrzała na mnie wściekła.
- Teraz ci się dostanie – powiedział jeden.
- Może tobie też powinniśmy skręcić kark – odezwał się drugi.
Zacząłem nerwowo odpychać Justina i innego kolesia, który mnie trzymał.
- Zapierdolę was wszystkich! – krzyknąłem na nich, próbując ich kopnąć.
Jeden chłopak złożył dłoń w pięść, by przygotować się do uderzenia.
- Hej! Nie! Nie rób mu nic! – Justin puścił mnie I pobiegł przede mnie.
- Justin, daj mi się tym zająć! – chwyciłem koszulkę Justina i odepchnąłem go.
- Tak Justin, słuchaj swojego przyrodniego brata… albo powinienem powiedzieć pedalskiej cioty – powiedział jeden z nich, odpychając Justina.
- ODPIERDOL SIĘ! – krzyknąłem, wiercąc się jeszcze bardziej, by im przywalić.
 - Hej! Hej! Co się tu dzieje? – zapytał kobiecy głos, a zaraz potem kobieta przeszła prze tłum i podeszła do nas.

Chłopak puścił mnie z uścisku.

Wszyscy zamarli w przerażeniu, stojąc wokół na i patrząc na kobietę.
- Kim jesteś? – zapytałem przestraszony.
Spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Justin?

Wtedy Justin podszedł do mnie.
- Nie, ja jestem tutaj. – chwycił moje ramię. - To jest Jason, mój brat przyrodni. Jest nowym uczniem – powiedział.

Uśmiechnęła się do mnie.

-          Oh, Jason McCann. Przepraszam. Wyglądasz tak , jak Justin.
Uśmiechnąłem się nieśmiało.
- Tak, to dziwne.
- To co się tu dzieje? – zapytała, patrząc na lewo i zauważając grupkę chłopaków.
- Dyrektorko McNair, ten chłopak zaatakował Chandlera. Prawie skręcił mu kark! – wskazał na mnie.
- Oh, kolejna historyjka. Codziennie coś nowego. Po prostu weź go do pielęgniarki.
- Ale on to zaczął! – wykrzyknął drugi chłopak.
- Naprawdę? Nowy uczeń przeciwstawiłby się wam? Weźcie go do pielęgniarki, a potem przyjdźcie do mojego kabinetu.
6 chłopaków jęknęło i poszła po ciało Chandlera. Spojrzałem na kobietę.
 - Więc jesteś dyrektorką? – zapytałem jej.
Skinęła głową, uśmiechając się miło.
- Tak. – chwyciła moją dłoń i potrzasnęła nią lekko. – Witamy w Stratford Northwestern Secondary School. Cieszymy się, że jesteś naszym nowym uczniem.
- Dziękuję. Też się cieszę, że mogę się tutaj uczyć… - powiedziałem skrępowany.

Spojrzałem na Justina, który uśmiechał się do mnie szeroko.
- Możesz pójść ze mną do gabinetu, żebyśmy mogli wpisać cię na listę? – zapytała mnie.
- Oczywiście – powiedziałem.
- Ja tez pójdę – stwierdził Justin, stojąc obok mnie.
- Dobrze, chodźmy – powiedziała, idąc w stronę gabinetu.
Poszliśmy za nią.

Wiem, że ja zacząłem tą bójkę, ale nie mam kłopotów.



***



- Whoa, wciąż nie mogę uwierzyć, że wyplątałeś się z tego bałaganu – powiedział Justin, kiedy szliśmy przez szkolny korytarz.
Właśnie wyszliśmy z lekcji geografii, była NUDNA. Prawie tam umarłem!

- Wiem, ale ci chłopacy, zabiję ich wszystkich – stwierdziłem, idąc leniwie.
- Co do tego, to nie powinieneś robić takich rzeczy. Może go nienawidzisz, ale w tej szkle nie ma przemocy, nawet jeśli on się nad wszystkimi znęca… - Justin wyszeptał ostatnią część zdania, ale ja go słyszałem.
- Co? Znęca się nad wszystkimi?! – krzyknąłem.
- Tak… nad wszystkimi, których nie lubi…

Hmm… mógłbym dołączyć do jego grupy i bylibyśmy najlepszą grupą ludzi, którzy się znęcają.
Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym.

- Nienawidzę tego…  - wymamrotał Justin.

To robi różnicę. Może powinienem obronić Justina i dać nauczkę tym kutasom.

Tak, zrobię to.

Zabiję ich.

Kiedy weszliśmy do sali chemicznej, rozejrzałem się, wiedząc wystrój, jak w laboratorium. Następnie zauważyłem dwa wolne miejsca obok półki, na której stało akwarium dla rybek.
-          Oooo! Możemy usiąść obok akwarium? – zapytałem podekscytowany Justina.
Spojrzał na mnie rozbawiony.
- Jasne. – odpowiedział.
Zajęliśmy nasze miejsca obok półek.
Oglądałem akwarium, widząc różne ryby, rośliny, dekoracje i… żaby?
Żaby tu nie przetrwają.
To były małe, białe żaby leżały na dnie zbiornika.

Spojrzałem na nauczyciela, który siedział przy swoim biurku pisząc coś.

- Hej! Hej Panie..uh.. – krzyknąłem, ale nie znalem jego imienia.

Zauważył mnie i wyglądał na zaskoczonego.
- Pani William, bliźniaku Justina.
Patrzyłem na niego zdezorientowany,
Justin uśmiechnął się do mnie.
- Pan William jest najlepszym nauczycielem. Lubi się z nami wygłupiać.

Pan William podszedł do naszej ławki.
- Więc dlaczego jest was dwoje? Czy twoja mama urodziła bliźniaki i jednego gdzieś zamknęła? – zapytał.
- Nie, nie. On jest moim bratem przyrodnim. To Jason, Jason McCann. Jest nowy w szkole, więc ma te same lekcje co ja – wytłumaczył Justin.
- Wow, interesujące. Wyglądacie jak bliźniaki. To niesamowite. Witaj w naszej szkole Jason. Świetnie spędzisz tu swój czas – powiedział, potrząsając moją dłoń.
- Dziękuję – powiedziałem.
- Więc co chciałeś powiedzieć, Jason?
Spojrzałem ponownie na akwarium.
- Chciałem zapytać, dlaczego w tym akwarium są żaby? One są płazami i potrzebują lądu, żeby oddychać – wytłumaczyłem mu.
Uśmiechnął się.
- Masz rację, Jason. Ale to Karlik Szponiasty. To są wodne żaby, potrzebują wody by przetrwać. Ale cieszę się, że zapytałeś. – pochwalił mnie.
- Oh, to fajne – kontynuowałem, oglądając żaby.
- Więc, zamierzasz brać udział w mojej lekcji czy to akwarium będzie cię rozpraszać.
Spojrzałem na niego.
- Nie będzie. Nawet nie mogę się doczekać tej lekcji -  powiedziałem.
- Naprawdę? – zapytał Justin.
- Tak, to interesujące – stwierdziłem.
- To super. Pokochasz tą lekcje – powiedział Justin, uśmiechając się.
 - Lekcja niedługo się zacznie, przygotujcie się – powiedział Pan William zanim od nas odszedł.

Justin jęknął.
- Właściwie to nienawidzę przedmiotów przyrodniczych, ale chyba dam szansę chemii.
- Nie miesza się tam chemikaliów i innych różnych rzeczy? – zapytałem.
- Tak, ale to niebezpieczne, więc potrzebujemy pozwolenia i musimy robić notatki zanim zaczniemy jakikolwiek eksperyment.
 - Oh.

Każdy uczeń był w sal, czekając na lekcję.
- Dobrze, zanim zaczniemy robić eksperymenty musicie wypisać w domu zgody. Wypiszcie czy jesteście na coś uczuleni, podpiszcie się i dajcie rodzicom do podpisania. A jutro mi je przynieście. Potrzebuję ich jak najszybciej.

Pan William zaczął rozdawać każdemu zgody.

Spojrzałem przerażony na kartkę.

- Jason, jesteś na coś uczulony? – zapytał Justin.
- Nie.. dlaczego? – zapytałem.
- Tak tylko się zastanawiam. Jesteś pewny? Bo to naprawdę w porządku, jeśli masz jakąś alergię.
- Nie. Nie jestem na nic uczulony – powiedziałem szybko.
- Okej…

Wiem, że kłamię, ale nie chcę by ktoś wiedział…

- Hej, Jason, pamiętasz jak mówiłeś, że uczyłeś się w domu? – zapytał Justin.
- Taa..
- Byłeś szczepiony na żółtaczkę?
 - Co to?
- To taka choroba. Jesteś na nią szczepiony, kiedy masz 13 lat.
- Oh..
- Nie byłeś na to szczepiony, prawda?
- Nie… - wymamrotałem.
- Więc muszę powiedzieć Ralphowi, żebyś poszedł na szczepienie. Powinieneś dostać podwójną dawkę.
- Co?!
- To nic takiego. To nie boli, więc nie martw się.


Oh świetnie…


Nigdy nie byłem u lekarza, czy dentysty. I nienawidzę tych ostrych igieł. Naprawdę muszę opuścić tą szkołę.


***


Justin, Ryan, Chaz, Caylee I ja siedzieliśmy przy stoliku w trakcie przerwy na lunch. Siedziałem tam, jedząc kanapkę z jajkiem i sałatą i słuchając ich rozmowy.
Ralph dał nam po 10 dolarów na lunch, ponieważ jedzenie tutaj było drogie. Ale pyszne.

Ryan rozdawał po szkole swój tort urodzinowy.
Podzielił się niż z przyjaciółmi, włączając mnie, ale tylko dlatego, że Justin go o to poprosił. I tak odmówiłem.
Wiem, że mnie nienawidzi, więc dlaczego miałbym jeść jego tort?

Ryan się odezwał.
- Nie chcę, żeby żaden z was urządził mi imprezę ‘niespodziankę’. Moi rodzice zabierają mnie gdzieś na weekend, więc nie ma być żadnej hucznej imprezy, ok?
Justin pokręcił głową.
- Nie mogę Ci nic obiecać.
- Serio Justin, nie potrzebuję wielkiej imprezy.
Justin uśmiechnął się do niego.
-          Znienawidzę cię, jeśli taką urządzisz…
- Mnie nikt nie nienawidzi, Ry Ry… - uśmiechnął się do mnie. - Prawda, Jason? – tracił mnie łokciem.
Wszyscy z małej grupki patrzyli się na mnie.

Posłałem im zirytowane spojrzenie.
- Nie, ja wciąż cię nienawidzę – odpowiedziałem.

Nastała cisza.

- Uh… dlaczego nienawidzisz Justina? – zapytała Caylee jej cichym głosem.
Myślę, że się mnie boi.

Westchnąłem.
- Mam swoje powody – powiedziałem, patrząc się na Justina.
- Dobra… - zaczął Justin. – Cóż, chciałem pogadać o Chandlerze i jego paczce. Jason postawił im się zadziwiająco.
Wszyscy mieli uśmiechy na twarzach, oprócz mnie.
- Dlaczego robicie taką dużą sprawę z błahostki? – zapytałem, biorąc gryza mojej kanapki.
- On i jego gang czepia się wszystkich, jeszcze nikt im tak nie dokopał, jak ty. – powiedział Justin.
Następnie Chaz zaczął mówić.
-          Tak, nikt z nimi nie walczył, ale ty po prostu poszedłeś tam I to zrobiłeś.
Ryan usiadł, by przyłączyć się do rozmowy.
- Zrobiłeś to tak, że wyglądało na coś łatwego. Czuję, że mogę zrobić to samo.
Caylee się odezwała.
- Ale jedynym problemem jest to, że możesz mieć wielkie kłopoty przez te bójki.
- Więc dlaczego dalej będą wszystkim dokuczać? To tylko popieprzone pedały! Zwłaszcza ten kutas, Chandler. Jest taki mały, że dziewczyna mogłaby go nosić jako tampon  albo sex zabawkę! – krzyknąłem wściekły.

Nikt nie odpowiedział na moje pytanie.

Mieli wymalowany strach na ich twarzach.

- Co z wami? – zapytałem.
Justin patrzył się na mnie, a później przeniósł swój wzrok za mnie; tam i z powrotem.
Wtedy wiedziałem, co próbował mi przekazać.
Ktoś za mną stał.


Odwróciłem się powoli i zauważyłem, że jestem twarzą w twarz z Chandlerem.


O cholera…

- Właściwie to jestem sex zabawką dziewczyny, a raczej dwunastu dziewczyn -  powiedział.
- Cóż, jakiego rodzaju zabawka jesteś? Pierścieniem na kutasa? – zapytałem.
Zadrwił.
- Chciałbyś.
Przechyliłem głowę.
- Więc po co tutaj jesteś? Przyszedłeś po kolejną lekcję? – spytałem go.
- Właściwie, przyszliśmy tutaj by TOBIE dać lekcję.

- Uh, Jason. Myślę, że powinieneś zignorować ich po prostu – wyszeptał Justin.
Chandler ponownie zadrwił.
- Zamknij się, Justin, chyba, że Jason potrzebuję takiego poparcia.
Wkurzyłem się, ale nie chciałem mieć kłopotów.
- Tak, Justin ma racje. Dlaczego w ogóle się do mnie odzywasz. Po prostu idź sobie I bądź pierścieniem na kutasa dla kogoś innego – powiedziałem mu, krzyżując ramiona I odwracając się, by dokończyć moją kanapkę.
Ale ktoś popchnął moją rękę, przez co Knapka wyleciała z mojej dłoni.
- Hej! Ja to jadłem! – krzyknąłem na Chandlera.
- Nie obchodzi mnie to! Teraz ze mną walcz! – krzyknął, zaciskając swoje małe piąstki.
- Zostaw do w spokoju! – krzyknął Ralph, wstając.
Grupka ludzi spojrzała niego.
Chandler uśmiechnął się.
- Oh, teraz urodzinowy chłopiec nam się postawi. Może powinniśmy dać mu niespodziankę. Chodź tutaj, Butler.
- N- nie, dzięki. Tutaj mi dobrze – powiedział.
Chandler pstryknął palcami.
-          Dobra, bierzcie go.
Dwoje chłopaków podeszło do niego.
Wtedy wstałem.
- Nie, zostawcie go w spokoju! Będę walczył z całą waszą siódemką! – krzyknąłem na nich.
- Teraz chcesz wałczyć? – zapytał.
- Tak, kurwa! – krzyknąłem.
- Jason! Nie! – Justin chwycił moje ramię, ale strzepnąłem jego ręce.
- Justin, nie mieszaj się. Poradzę sobie.
- Nie, nie poradzisz sobie!
Jęknąłem I czekałem, aż któryś z nich mnie uderzy.
- Caylee, idź po nauczyciela! – rozkazał Justin.
Chandler spojrzał jego stronę.
- Idź po nauczyciela, a przysięgam, że twoja cenna dziewczyna dostanie karę, seksualną – uśmiechnął się szeroko.
Justin jęknął z irytacji.
- Teraz sprawimy, że Bieber zacznie krwawić i będzie poobijany – powiedział, kiedy cała siódemka skoncentrowała się na mnie.
Warknąłem.
- Nie jestem Bieber! Jestem McCann! – krzyknąłem, uderzając Chandlera w jego małą twarz.
Wtedy cała szóstka rzuciła się na mnie.
Na szczęście Chaz i Ryan zrobili krok, by mi pomóc. Nie wiem czy walczyli, ale nikt mnie nie zaatakował.
Kiedy obróciłem jednego chłopaka i popchnąłem go na ziemię, spojrzałem za siebie, widząc stojącą Caylee, która była przerażona. Ale nie było przy niej Justina.
- Gdzie Justin? – spytałem ją.
Chciała już odpowiedzieć, ale zamarłem, kiedy poczułem ostrą rzecz wbijającą się w tył mojego kolana.
Byłem zmuszony do tego, by usiąść, kiedy poczułem straszny ból w mojej nodze.
Chandler pojawił się znowu przy mojej twarzy. Trzymał widelec w dłoni.
To on pewnie wbił go we mnie.
- Twoja lekcja prawie się kończy – wyszeptał Chandler.
- Co tu się dzieje?! – krzyknął męski głos.
Odwróciłem się i zauważyłem azjatyckiego nauczyciela, który stał przed naszym stołem.
- Dobra! Kto się wygadał?! – wykrzyczał Chandler.
Rozejrzałem się.
- Ja – powiedział Justin.
- Panie O’Neil nikt nie będzie się nad nikim znęcał seksualnie. Cała dziesiątka, do dyrektora – powiedział nauczyciel.
- Tak! Haha! Macie…whoa, czekaj… czy on powiedział dziesiątka? - zapytałem.



***



Justin i ja szliśmy po cichu przez korytarz.
Właśnie dostaliśmy domowe z matematyki na dzisiaj, co było nie fair.
To było do bani.
W każdym razie u dyrektorki każdy z nas dostał tylko ostrzeżenie. To wszystko. Nie powiedziałam jeszcze nikomu, że Chandler wbił mi widelec w tył mojego kolana.
Więc, teraz śmiesznie chodzę, ponieważ nadal boli mnie noga.

Przeprosiłem nawet Chaza i Ryana, a oni od razu mi wybaczyli. To wszystko moja wina. Teraz Ralph mnie zabije.
-          Jason, znowu musisz iść do toalety? Śmiesznie chodzisz – zapytał Jason.
Moja prawa noga kulała, ale próbowałem chodzić normalnie.
- Nie, nie muszę.
- No dobrze.

To prawda. Poszedłem do łazienki w czasie lekcji, ale tylko po to, by spotkać się z dziewczynami.
Tak, serca pięciu dziewczyn są już moje.
Widziały mój występ z gangiem Chandlera. Powiedziały, że lubią mój seksowny charakter złego chłopaka. Jeśli mam już piętkę, mogę zdobyć jeszcze więcej. Muszę być tylko sobą.
Jedna z tych dziewczyn zdobyła moje serce. Jest naprawdę gorąca. Wszystkie są, ale ona jest najlepsza.
Ma czekoladowe oczy. Jej włosy wyglądają jakby były czarne, ale wiem, że nie są, ponieważ widziałem, jak pada na nie światło, co pokazuje ciemno brązowy kolor.
A jej ciało jest niesamowite. Te seksowne kształty, za które bym umarł, by ich dotknąć.
Właściwe to umarłbym, by dotknąć ją gdziekolwiek.
Ale jest jeden problem.
Lubi się droczyć.
Gra ciężką do zdobycia.
To jedna rzecz, której nie mogę znieść w dziewczynach; musisz jej pokazać, że dobrze ją traktujesz.
Cholera! To jest za trudne!
Po prostu chce ją pieprzyć!


To nie takie trudne, prawda?

Ale ta cała gra w dbającego chłopaka by się opłaciła.
Kurczę. Dostanę się do majtek każdej dziewczyny do końca tego roku. Nikt się nie oprze mojemu seksapilowi. Muszę je tylko uwieść.
Teraz tylko potrzebuję jej imienia.
Tak, nie znam jeszcze jej imienia, więc od teraz będę ją nazywał ‘seksowna’.
Właściwie już jutro spotykam się z seksowną na lunchu.

Czułem, że staje się twardy.
O nie… tylko nie teraz.
Nie może mi stać, kiedy idę przez korytarz  Justinem.


Już kuleję, więc nie chcę chodzić jak dziewczyna.
Opuść moje myśli, seksowna!

-          Hej Justin! – krzyknąłem.
- Dlaczego krzyczysz? I co? – zapytał.
- Jaką mamy teraz lekcję?
- Plastykę.  Chodzę na nią, bo jest naprawdę fajna. Robimy różne rzeczy, jak rzeźbienie z gliny albo malowanie. Będziesz tam mógł pokazać swój talent. Co o tym myślisz?
- Tak, chyba mógłbym to zrobić.


Nastała cisza.


- Hej, tak sobie myślałem – powiedział Justin.
- O czym?
- Kim chcesz być w przyszłości? – zapytał, patrząc na mnie.
Nigdy o tym  nie myślałem.
Kim chcę być?
-          Jest dużo możliwości, ale musisz zostać w szkole I skończyć ją, by dostać jak najlepsza pracę. Mógłbyś być artystą albo zapaśnikiem. Nie wiem. To twoja decyzja. Ale jest tego naprawdę dużo.
Uśmiechnąłem się, myśląc o tym.
- Czy to znaczy, że mogę być modelem? – zapytałem go.
Justin odwróciła się I spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Naprawdę? Żartujesz sobie ze mnie? – uśmiechnął się.
- Nie, nie żartuje.
Justin zaczął się śmiać.
- To nie jest śmieszne – powiedziałem, wciąż się uśmiechając.
Zaczął się uspokajać.
- Wiem, ale wyobraź sobie to. Byłbyś otoczony tylko dziewczynami – stwierdził Justin.
- Wiem. Dlatego to wybrałem. Byłbym w niebie.
Justin znowu się zaśmiał.
- Chyba mógłbyś być modelem.
- Teraz podoba mi się twoje myślenie.


Jest nawet okej, kiedy Justin jest w pobliżu ale wciąż nie chcę zaprzyjaźniać. Wciąż nei mogę mu ufać, chociaż trudno się oprzeć.
Jest kimś kogo chciałbym za przyjaciela, ale coś mówi mi ‘nie’.


***


-          Jason, idź sie umyć. Masz farbę na całych rękach – Justin zaśmiał się, odsuwając się ode mnie.
- To idź umyj swoją twarz! Jest na niej pełno farby!- zacząłem się śmiać.
- Co? Nie, nie ma – Justin spojrzał w lustro. – Ty kłamco! – powiedział, odwracając się do mnie.
Spoliczkowałem go lekko, zostawiając czerwone ślady na jego twarzy.
Jęknął i odwrócił się, by ponownie spojrzeć w lustro.
- Jason! To nie jest fajne.
Zachichotałem.
- Zamknij się, Pikachu. Pogódź się z tym.
Zaśmiał się I wziął do ręki mokrą szmatkę, by wytrzeć farbę.
- Aw, Pikachu zniknął.
Spojrzał na mnie i podał mi mokrą ściereczkę.
- Masz, wytrzyj swoje czerwone ręce.
Przetarłem ściereczką moje ręce, by pozbyć się farby. Moje ręce czuły się o wiele lepiej, kiedy ona zniknęła.


Nauczyciel stał z przodu klasy.
- Dobrze. Czas by odłożyć swoje prace. Jutro będziemy je dokańczać.
Uczniowie zaczęli odkładać dwoje prace  do szafki, w której miały one wyschnąć.
Justin I ja już to zrobiliśmy, więc po prostu bawiliśmy się farbą.
- Więc, podobała ci się lekcja? – zaprał Justin, kiedy wychodziliśmy z klasy.
- Tak. To od teraz moja ulubiona lekcja – stwierdziłem szczęśliwy.
- To fajnie. Cieszę się, ze cos dla siebie znalazłeś.
Uśmiechnąłem się do niego.
- Ja też.
Zeszliśmy po schodach, by dostać się na parking. Musimy znaleźć Ralpha, ponieważ to on po nas dzisiaj przyjeżdża.
Niedługo zadzwoni dzwonek, a chcieliśmy tam dotrzeć zanim to zrobi. Zaczynam Lubic szkołę, ale wciąż chcę iść do domy, żeby poleniuchować.
- Justin! Wszędzie cię szukałam! – krzyknęła za nami dziewczyna.
Ile dziewczyn zna Justina?!
Odwróciliśmy się, widząc dziewczynę z jasno brązowymi włosami, które były związane w koka i z ciemno niebieskimi oczami, które moim zdaniem były wyjątkowe.
Chyba mogę ją dodać do listy gorących lasek.
- Hej, Paige. Co tam? Czy chodzi o chórek? – Justin zapytał dziewczynę.
- Tak! Pani Ritsma powiedziała, że możemy sami zarządzać chórkiem – zapiszczała, trzymając ramie Justina.
- O mój Boże! Naprawdę? Naprawdę to powiedziała? – Justin również zaczął piszczeć.
- TAK!
- Wow! Jest tyle rzeczy, które trzeba zmienić! Nie mogę się doczekać! Czekaj, wciąż jestem nauczycielem na drugi semestr? -zapytał.
- Tak, ja jestem nim przez pierwszy semestr. Miałam dzisiaj lekcję. O mój Boże, Mathew Predrick był na lekcji i jego głos naprawdę się zmienił! Chciałam, żeby był piosenkarzem na jednej z naszych imprez, ale najpierw potrzebuję twojej opinii, więc zaśpiewa dla ciebie w… - sprawdziła swój notatnik. – W środę – uśmiechnęła się słodko.
 - Okej, świetnie. Czu jest coś w środę po szkle? – zapytał Justin.
Znowu sprawdziła swój notatnik.
- Uh….nie. Nic. A dlaczego?
- Justin uśmiechnął się szeroko.
- Chcę urządzić imprezę urodzinową dla Ryana! – krzyknął szeptem.
Zaśmiała się.
-          Pan Butler mówił mu, żeby nie robić żadnych imprez – kołysała się na swoich stopach.
-          Ale to jest impreza niespodzianka. Ryan nic nie będzie wiedział.
Westchnęła.
- No dobrze, poszukam jakiś ludzi do pomocy.
- Dziękuję, Paige. Cieszę się, że mogę na ciebie liczyć – przytulił ją mocno, ale ona nie mogła odwzajemnić odcisku, ponieważ Justin oplótł swoje ramiona wokół jej.
Po tym jeszcze chwilę gadali.
Stałem tam, zaczynając się niecierpliwić.
- Ok, do jutra. Pa – pomachał jej, stojąc obok mnie.
- Przepraszam za to. Po prostu ona jest moją asystentką i muszę jej o wszystkim mówić. Ciężko samemu zarządzać chórkiem.  – wytłumaczył Justin, kiedy szliśmy.
- Ok, ale co to jest w ogóle Glee? – zapytałem zmieszany.
- Glee to serial o szkole, której jest chórek i nazywa się Glee. Cały czas tam śpiewają i występują, to świetne. Więc skoro ludzie lubią muzykę i teatr, założyłem Glee, by ludzie robili to co kochają i opierali to na serialu.
- Czekaj, to ty tez chodzisz na tą lekcję? – spytałem zmartwiony.
- Oczywiście, jestem nauczycielem.
- Ale wstydy…
- Tak, wiem.
- Wtedy ja też będę musiał tam być!
- Tak. Musisz zaśpiewać jedną piosenkę i wystąpić w jednym skeczu, i dostać piętkę, żeby zdać.
- Co?! Oszalałeś?!
- Tak, ale właśnie tak się uczysz.
Warknąłem głośno, zdenerwowany, że będę musiał śpiewać, tańczyć I grać. Nie jestem nawet piosenkarzem, ani tancerzem czy aktorem.
 Poczułem dłoń Justina na moich plecach.
- Nie martw się, Jason. Mamy to same ciało i ten sam głos, więc śpiewamy tak samo. Jeśli byś spróbował to byś to usłyszał – stwierdził, co chyba było prawdą.
- Pewnie ma racje, ale ja nie śpiewam. Ja krzyczę.
- Ja tez. Ale wciąż śpiewam. Powinieneś kiedyś spróbować. Byłoby fajnie gdybyśmy mieli takie same głosy, jak śpiewamy. Bylibyśmy super zespołem.
Pomyślałem o tym.
-          Tak, może…
-          Masz trochę czasu, żeby to przemyśleć. Drugi semestr zaczyna się dopiero po świętach.
Skinąłem głową.
Szliśmy przez korytarz, wciąż rozmawiając.

Nie wiem co mam zrobić. Jest tyle myśli w mojej głowie i nie mogę się na nic zdecydować.


***


Usiadłem leniwie na skórzanej kanapie, oglądając coś w telewizji. Justin usiadł obok mnie, kiedy do pokoju weszli Pattie i Ralph.
- Jak było w szkole, Jason? - zapytał mnie Ralph, uśmiechając się.
Westchnąłem.
- Podobało mi się.
- To wszystko? Żadnych kłopotów?
- Cóż, wpadliśmy na tych pedałów, ale zająłem się tym.
Pattie westchnęła.
- Czy chodzi o Chandlera? – zapytała mnie I Justina.
- Tak – Justin pokiwał głową - Jason wdał się w małą bójkę.
- Ale to nic. Nic mi się nie stało – stwierdziłem.
Justin spojrzał na mnie trochę zmartwiony.
- Jesteś pewny, bo kulałeś na prawej nodze po tym zdarzeniu – powiedział, przez co Pattie i Ralph patrzeli na mnie przestraszeni.
- Tak, wszystko w porządku. Nic mnie nie boli – powiedziałem, lekko zirytowany.
- Dobrze – zaczął Ralph. – Więc twój dzień minął dobrze?
- Tak, podobało mi się i chcę tam iść jutro – powiedziałem, uśmiechając się do każdego.
- Świetnie. Więc macie coś zadane? – zapytał Ralph.
Justin I ja jęknęliśmy.
- Tak, z matematyki… - powiedziałem.
Jason, nie powinieneś im tego mówić – zażartował Justin.
- Nie, Justin. Nie o to chodzi. Zawsze robisz zadania domowe po szkole, więc idźcie je odrobić – Pattie wskazała na nas palcem, a następnie wyszła z pokoju.
- Co? Teraz?! – narzekałem.
- Tak, teraz! Najlepiej zrobić to jak najwcześniej – powiedziała mi I ponownie opuściła pokój.
Jęknąłem i zgarbiłem się.
- Hej, Ralph? – zawołałem.
Spojrzał na mnie.
- Jak skończę odrabiać lekcję będę mógł wyjść? – spytałem.
Skinął głową.
- Tak, ale wróć na czas. Nie chcę, żebyś się spóźnił.
Uśmiechnąłem się do niego i zajrzałem go swojego Plecaka, by znaleźć moją książkę od matematyki.
- Dzięki.                                                  
Nie odpowiedział.
- Gdzie później idziesz? – zapytał Justin, zaczynając pracę domową.
Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Na spacer – powiedziałem przypadkowo.
- Mogę iśc z tobą? – spytał, patrząc na mnie.
- Cóż, chciałem iść sam… - powiedziałem.
- Oh, ok. Nieważne – wrócił do robienia zadania.


Trochę mi było głupio odmówić mu.
Pozwoliłbym mu iść, ale miałem inne plany. Dzisiaj chciałem obrobić sklep z elektroniką, żeby załatwić IPoda albo jakąś grę. Jeśli Justin by mi pomógł mógłbym go wziąć ze sobą.
Ale jest za dobry. Nie wiedziałby nawet, jak się włamać.
Męczące jest trzymanie mojego sekretu w tajemnicy przed Justinem i Pattie. Chcę, żeby wiedzieli, że jestem kryminalistą, ale wtedy wyślą mnie do poprawczaka.
Powinienem powiedzieć wszystko Justinowi czy zachować sekret?
O czym ja gadam?
Nie muszę zbliżać się do Justina.

Nadal mogę go nienawidzić.


Może byłbym bardziej popularny, jeśli dokuczałbym mu w szkole.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cześć :)
Tak, w końcu pojawił się rozdział hah Jak wrażenia?
Oby już nie było więcej takich długich przerw. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jednak jest i to czyta.
Chciałam się jeszcze zapytać czy ktoś chciałby prowadzić konto Justina na twitterze, ponieważ osoba, która się prędzej do tego zgłosiła już tam nie wchodzi. Inie wiem czy w ogóle jest sens prowadzenia tych kont huh
Ale jeśli ktoś chce to prosze bardzo :)

Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na aska.

Zapraszam do komentowania i zapisywania sie do informowanych :)

Do następnego x

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział, uwielbiam SB. A myślęnie Jasona jest najlepsze. Zawsze się śmieje jak głupia, gdy czytam to ff. Mam nadzieję, że tym razem będzie szybciej :) dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń