sobota, 24 sierpnia 2013

2. Scary Thoughts

Jason straszy Justina.
Justin boi się Jasona.
 
5 miesięcy później
Justin Bieber
Mężczyzna za ladą podał mi loda, którego zamówiłem. Odebrałem go z radością.
- Dziękuję – Uśmiechnąłem się i skinąłem na niego głową. Zrobił to samo zanim zaczął obsługiwać następnego klienta.
Ah, lodziarnia ‘Scoopers’ jest najlepszym miejscem o każdej porze roku. Zaprosiłem Chaza i Ryana do ‘Scoopers’, żeby pogadać o mojej mamie i Ralphie. Coś było między tą dwójką, coś o co się martwię. Czułem się bardziej komfortowo rozmawiając o tym z Ryanem i Chazem. Dlatego ich tu zabrałem.
Usiedliśmy przy okrągłym stoliku obok okna, żeby zjeść i pogadać o naszych problemach.
Ryan zaczął rozmowę.
- Więc, kiedy oni zaczęli się spotykać? – Zapytał zanim polizał jego czekoladowo – waniliowego loda w rożku.
Oblizałem wargi, by oczyścić je z lodów, a zaraz potem zanurzyłem twarz w moich lodach waniliowych.
- 5 miesięcy temu. Czy to jakiś problem? – Spytałem, ponownie liżąc mojego loda.
Chaz zaczął chichotać. Spojrzałem na niego, a potem na jego brodę.
- O co chodzi? Chaz, weź to – Podałem mu białą serwetkę. – Masz trochę loda na brodzie – pokazałem na swoją brodę, by pokazać mu miejsce, w którym jest brudny.
Zaśmiał się i wziął serwetkę, wycierając loda z jego brody.
- Dzięki. Więc chciałem się spytać czy uważasz, że będzie twoim nowym tatą?
Ryan i Chaz patrzyli na mnie z niecierpliwością, wyczekując może zaskakującej odpowiedzi.
Nigdy o tym nie myślałem; Ralph McCann moim ojczymem. On jest naprawdę miłym facetem, kiedy się go bliżej pozna.
Ale przez całe życie żyłem tylko z mamą. Przez długi czas nie widywałem się z tatą. Były to zazwyczaj krótkie wizyty. Ale gdyby Ralph został moim ojczymem wszystko byłoby inne, szczególnie jeżeli jego syn będzie też z nami mieszkał. Nie wciągajmy w to Jasona.
- Cóż, ja, uh.. nie wiem – Zawahałem się, wciąż myśląc nad odpowiedzią. – Tak, jest miły, ale nie ma co się śpieszyć. Ale chciałbym, żebyśmy mieli ze sobą coś wspólnego. Mówi, że nie jest za dobry w sporcie, więc w nic z nim nie grałem. I nie wydaje mi się, żeby lubił śpiewać, tak jak ja to lubię – Wyjaśniłem im. Chciałem mieć z nim coś wspólnego. To by był dobry początek naszych relacji.
Ryan posłał mi zdezorientowane spojrzenie.
- Facet, który nie jest dobry w sporcie? Wszyscy są w nim dobrzy. Lepiej go naucz w coś grać – Uśmiechnąłem się w zgodzie.
- Hey, a co z jego synem, Jacksonem? – Tym razem posłał mi zaniepokojone spojrzenie.
Miał na myśli Jasona.
Ryan i Chaz tak naprawdę nie znają Jasona. Wolę o nim nie rozmawiać.
Jason nigdy do nas nie przychodzi. Nie wiem gdzie jest. Widziałem go tylko kilka razy na ulicy, ale nie wiem co robi. Jeśli nasi rodzice się pobiorą, on zostanie moim przyrodnim bratem.
Dreszcz przebiegł mi po plecach, sprawiając, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
- Miałeś na myśli Jasona – Poprawiłem go. – Tak, wiem, że będzie moim przyrodnim bratem, jeżeli moja mama i Ralph zdecydują się pobrać – Przerwałem nasz kontakt wzrokowy, gdyż było mi niezręcznie.
Ryan uderzył ręką w stół, zaskakując mnie i sprawiając, że spojrzałem na niego. Wyglądał, jakby miał mnie dosyć.
- Ok Justin, wiem, że nie lubisz rozmawiać o Jasonie, ale chciałbym o nim pogadać – Rozkazał Ryan, pokazując mały uśmiech.
Westchnąłem pozbywając się stresu, który wzrósł we mnie.
- Dobrze… – jęknąłem.
Ryan uśmiechnął się i zaczął mówić.
- Ok, więc już wiem, że wygląda tak jak ty, bo widziałem go wcześniej i – Przerwałem mu, zaskoczony tym co powiedział.
Spojrzałem na Ryana z szeroko otwartymi oczami.
- Czekaj, ty też widziałeś Jasona na ulicy?
Ryan tylko podniósł rękę.
- Hey, hey, zaraz do tego dojdę – Zatrzymał mój pośpiech. – Więc widziałem go na ulicy, chodzącego w kółko. Wygląda dokładnie jak ty, tylko że jest grubszy – Zaczął ponownie lizać swojego loda.
Byłem zdezorientowany.
- Whoa, whoa.. czy ty właśnie powiedziałeś, że on jest gruby? Wcale nie jest, on wygląda tak samo jak ja! – Zwróciłem się do niego, nie wierząc w to, co właśnie powiedział.
- Oh, kiedy go widziałem był gruby – Ryan odpowiedział, nie przejmując się.
- Jesteś pewny, że to był on? – Zapytałem go, upewniając się tylko. Poważnie, dlaczego byłby grubszy?
- Tak, mówię prawdę. Pierwszy raz, kiedy go zobaczyłem, zawołałem twoje imię, a on na mnie spojrzał. Zobaczyłem jego twarz, twarz, która wyglądała jak twoja. I wyglądał na grubszego, może dlatego, że sweter, który miał na sobie był bufiasty… jakby był czymś wypełniony – Ryan zmarszczył brwi, myśląc nad tym.
- Hmm, dziwne – Również zacząłem nad tym myśleć, ale nie chciałem tego robić, bo dotyczyło to Jasona. – Może on jest jak Chaz. Zjada jedzenie – Zażartowałem i spojrzałem na Chaza, śmiejąc się razem z Ryanem.
Chaz nawet nie zwracał na nas uwagi. Gapił się tylko na okno.
- Nawet Chaz go widział – Ryan stwierdził, sprawiając, że spojrzałem na niego. – Był wtedy ze mną – Ryan zatrzymał wzrok na naszym rozkojarzonym przyjacielu, wciąż patrzącym przez okno.
Nagle Chaz zaczął machać i śmiać się z czegoś, lub kogoś. Kiedy się śmiał, odwrócił się i posłał nam głupawe spojrzenie.
Zmieszany zmarszczyłem brwi.
- Do kogo machałeś? – Spytałem go, patrząc za niego, by zobaczyć przez okno do kogo machał.
Chaz przestał się śmiać, dysząc trochę.
- Ok, ja.. uh, zobaczyłem Jasona za oknem, więc pomachałem do niego, a on pokazał mi palec – Wyjaśnił zanim znów zaczął się śmiać. Dlaczego to jest zabawne?
- Chaz! Dlaczego nam nie powiedziałeś?! – Krzyknąłem, co sprawiło, że kilku ludzi zwróciło na nas uwagę. – Moglibyśmy z nim pogadać! – Byłem nieco zły na Chaza, że nie powiedział nam tego wcześniej.
- Oooh, przepraszam. Nie miałem pojęcia, że chcecie z nim rozmawiać – Chaz przeprosił, kończąc swojego loda, nawet wyglądając na smutnego przez rozczarowanie mnie.
Czułem się źle, bo przeprosił mnie, a o niczym nie wiedział. Nie powinienem na niego krzyczeć.
- Już ok, Chaz. To moja wina. Może pogadam z nim kiedy indziej – Powiedziałem do niego, żeby poczuł się lepiej, a zaraz potem kontynuowałem jedzenia mojego loda.
Nikt z nas nie rozmawiał przez kilka minut, utrzymując ciszę.
Od ostatniej rozmowy o Jasonie, wpadł on do mojej głowy, powodując, że myśli mnie nawiedzały. Co by było, gdyby został moim przyrodnim bratem? Nienawidziłby mnie? Czy nienawidziłby mnie bardziej? Mógłbym sprawić, że mnie polubi, prawda? Mógłbym się z nim zaprzyjaźnić.
Nagle włączyła się syrena policyjna, która odciągnęła mnie od moich myśli o Jasonie. Moje ciało zatrzęsło się ze strachu, kiedy pędzący radiowóz przejechał obok sklepu, udając się na miejsce zbrodni.
Ktoś musiał mieś wypadek.
Czy to może być Jason?

Jason McCann
Wyszedłem z mojego nowo wybudowanego domu, biorąc wdech świeżego powietrza. Czułem się świetnie. Uśmiechnąłem się dumnie, obracając się, by zobaczyć jego zewnętrzną stronę; ściany, dekoracje, motywy i szczegóły.
To miejsce jest niezwykłe.
To miejsce, w którym będę mógł zostać, gdy nie będę chciał przebywać z Ralphem i Pattie.
Cóż, to miejsce nie jest wcale nowe. Mój przyjaciel, Paul włóczęga (tak, włóczęga), któremu na szczęście ufam, pomógł mi je urządzić, gdy spotkaliśmy się w trzecim tygodniu mojego pobytu w Kanadzie. Zostałem tutaj z nim, kiedy on sam budował ten dom. Paul jest bezdomnym robotnikiem budowlanym, więc był w stanie zamienić to miejsce w bardziej komfortowe. Ale serio, jak można być bezdomnym robotnikiem budowlanym? Dziwne, ale to niezła umiejętność.
Myślę, że nie wszyscy Kanadyjczycy są tacy źli.
Więc to jest miejsce, w którym przebywałem przez ostatnie miesiące; w tym nowo wybudowanym domu na końcu alei.
Paul wyszedł z domu i podszedł do mnie, uśmiechając się.
- Jak ci się podoba? – Zapytał przez jego gęstą, brązową brodę.
Odwzajemniłem uśmiech.
- Kocham to. To najlepsze gówno w historii. – Zawołałem ze szczęścia, kręcąc głową z uznaniem.
- Skinął głową w zrozumieniu i wszedł do środka, a ja tuż za nim.
Wnętrze nie było najlepsze. Wszystko co mieliśmy to stare meble.
Zepsute kanapy.
Śmierdzące dywany.
Lady i stoły.
To jedyna rzecz, która mi się nie podoba.
- Paul, gdzie mogę dostać jakieś meble? – Zapytałem, obserwując jak wchodzi do kuchni. Cóż, coś na wzór kuchni.
 Odwrócił się i spojrzał na mnie, wyglądając na znudzonego lub zmęczonego.
- Możesz wziąć jakieś z ulic lub z Wal-Mart – Zamknął oczy by odpocząć.
Uśmiechnąłem się, gdy wspomniał o Wal-Mart. To zabawne miejsce na zakupy. Nawet nie wiem dlaczego. Ale mógłbym okraść to miejsce, cóż, nie z mebli, ale z czegoś mniejszego. Wyobraź sobie rzeczy, które mógłbym stamtąd zabrać. Wal-Mart w zasadzie ma wszystko.
Myślałem nad krótkim planem.
- Okej, chcę tylko królewskie łóżko do mojego pokoju – Powiedziałem, mając nadzieję, że ma jakiś łatwiejszy sposób na zdobycie mebli.
- Po co? Co masz zamiar zrobić z tak wielkim łóżkiem? – Paul zapytał, robiąc kanapkę. Nawet nie wiedziałem, że mamy tutaj jedzenie.
Uśmiechnąłem się szeroko z chichotem, uznając mój powód za zabawny.
- Panie lubią większe – Przebiegłem ręką po swojej klatce piersiowej, posyłając uwodzicielskie spojrzenie.
Paul zaśmiał się, rozumiejąc co właśnie powiedziałem. Samo myślenie o tym mnie pobudziło. Ale musiałem przestać fantazjować. Nie chcę być napalony, gdy w pobliżu nie ma żadnej dziewczyny. To jest takie niesprawiedliwe!
- Okej, wychodzę! – Krzyknąłem, kończąc swoje błogie fantazje. – Może wstąpię do tego małego sklepu. Chcesz coś? – Wrzasnąłem do Paula, podchodząc do drzwi frontowych.
- Kup mi jakieś cygara! – odkrzyknął.
Odwróciłem się i głośno westchnąłem.
- Nie mogę. Nie jestem wystarczająco stary aby je kupić. Mogę je jedynie ukraść w nocy. Wyrzuciłem ręce w powietrze, sfrustrowany tym, ile razy w ciągu dnia mnie o to prosi. Boże, on nigdy nie zrozumie.
Nic już nie powiedział, wiedząc, że jestem zły. Wyszedłem na zewnątrz, wchodząc na ulicę, aby zacząć moje polowanie.
Małe sklepiki w okolicy mają cenne rzeczy, które mogę dostać w moje ręce. Cóż, sprawdziłem to na własnej skórze.
Pewnego dnia wszedłem do małego sklepu, ale zauważyłem, że są kamery. Nie mogę niczego ukraść, gdy oni obserwują. Teraz muszę robić każde z moich akcji w nocy, pozbyć się kamer, by nikt nie mógł tego obejrzeć i ubierać się na czarno, żeby nikt nie wiedział, że to byłem ja.
Zaglądałem do środka każdego sklepu, który mijałem, zapamiętując ulicę i jego nazwę, by móc do niego później wrócić. Do tej pory włamałem się tylko do siedmiu sklepów i nigdy nie zostałem złapany. Jestem specjalistą. Większość rzeczy, które ukradłem są przedmiotami potrzebnymi, które mogę użyć w domu, dla mnie, dla Paula lub coś, czym możemy się dzielić. Podczas gdy ja kradnę, Paul rozgląda się za jedzeniem.
Tworzymy wystarczający zespół.
Oh, i Ralph. Co z nim? Prawdopodobnie się nad tym zastanawiasz, prawda?
Oczywiście spotyka się z Pattie od jakichś sześciu miesięcy, ale wydaje się, jakby to był rok. Powinien ją po prostu rzucić i wrócić do mnie. W każdym razie wciąż go widuję. Przychodzi do mojego małego domu przynosząc lekarstwa i jedzenie oraz po prostu mnie sprawdzając.
Ralph nadal troszczy się o mnie tak, jak powiedział.
Idąc ulicą i patrząc przez okna sklepów, zauważyłem tego geja Justina i dwóch innych chłopaków w jego wieku. Siedzieli przy stole i coś jedli. Nie mogłem stąd dostrzec co to dokładnie było.
Nie widziałem mojego klona od dawna. Właściwie już o nim zapomniałem, ale teraz, gdy go widzę, przejął moje myśli.
On jest synem Pattie, tak? To znaczy, że będzie moim przyrodnim bratem, jeśli Ralph oświadczy się Pattie. Pfft… nie odważyłby się. Nie jest aż tak głupi. Co Pattie może zrobić? Jest przydatna? Nie.
Zatrzymałem się i przyglądałem się im, cieszącym się z nieznanego jedzenia. Następnie spojrzałem z ciekawości. na znak z nazwą tego miejsca. Chyba była mi znajoma.
Brzmiała ona ‘Scoopers’.
Co do cholery? Ta nazwa powinna być dla spółki nabierania psiego gówna.
Ponownie spojrzałem przez szybę, by zobaczyć trzech pedałów. Nagle odskoczyłem ze strachu, kiedy zobaczyłem parę dużych oczu patrzących się na mnie. Dziwny chłopak zaczął machać i się do mnie uśmiechać.
Teraz mnie to bardzo wkurzyło.
Pokazałem mu mój środkowy palec i odszedłem. Debil. Kim on myśli że jest? Nikt do mnie nie macha i się do mnie nie uśmiecha! To takie gejowskie.
Myśląc o tym pedale, włożyłem rękę do tylnej kieszeni, czując schowany tam pistolet. Mógłbym zawrócić i go zastrzelić, jeśli bym chciał. Ale ludzie mogli mnie zobaczyć i mógłbym być zamknięty w kanadyjskim areszcie.
Eww….
Wolałbym być wolny zwiedzając to miasto, niż być zamkniętym w ‘Happy Police’.
Kontynuowałem wędrówkę wzdłuż ulicy, mijając ludzi idących w jedną i drugą stronę, kiedy samochody jeździły w odpowiednim tempie. Kanadyjskie powietrze nadal było chłodne od wiatru wiejącego wokół. Jasne, że słońce świeciło na bezchmurnym, niebieskim niebie, ale nie na tyle mocno, by ogrzać to miejsce. Nie mów mi, że w Kanadzie jest zawsze zimno.
Westchnąłem i rozejrzałem się wokoło, zauważając stare lecz luksusowe budynki i rezydencje Stratford zajmujące się codziennymi sprawami. Było tu spokojnie, ale nudno.
Nie było tu już nic ciekawego. Te same cholerstwa każdego dnia.
Oczywiście, że te sklepy były zabawne i są proste do obrabowania, ale musiałem poczekać aż zapadnie noc. Marnowanie mojego czasu w ciągu dnia nie jest fajne. To strata mojego ŻYCIA.
Przyjazd do pieprzonej Kanady to strata mojego życia. Mógłbym być w Las Vegas robiąc wszystkie rzeczy, które chciałem zrobić i nie zostać złapanym. Ale w Kanadzie, to miejsce ma dużo ochrony. Nie możesz tutaj nic robić!
Nagle rozbrzmiały syreny policyjne, były coraz głośniejsze zaraz za mną.
O cholera! Znaleźli mnie!
Spanikowałem biegnąc do alejki i schowałem się w jej cieniu, żeby nie było mnie widać. Moje serce waliło, gdy przycisnąłem się do ściany. Spojrzałem przebiegle przez otwór w alejce, widząc ulicę, na której właśnie byłem.
Radiowóz policyjny pojechał w dół ulicy, mijając mnie.
 ‘Minęli cię. Nie martw się. Oni cię minęli.’ Powiedziałem do siebie, starając się uspokoić. O Boże, wyolbrzymiałem. Oni nie przyjechali po mnie. Jestem przyzwyczajony do nich przychodzących po mnie i chowania się przed nimi.
To trochę jak gra w chowanego. Różni się tylko tym, że ta w Las Vegas to była niekończąca się gra, a teraz, gdy nikt w Kanadzie mnie nie zna, nie ma żadnej gry, więc jest nudno.
Wyszedłem z ciemnej alei, poprawiając moje ubrania i rozejrzałem się wokoło w wypadku, gdyby ktoś był za mną. Ludzie posyłali mi wrogie spojrzenia, gdy rozglądałem się z twarzą winnego. Pieprzyć ich. Pewnego dnia ich zabiję i pożałują patrzenia się na mnie.
Wstrząsnąłem włosami by je ułożyć następnie wstając, by wyglądać niewinnie.
Co mam teraz zrobić?
Kątem oka dostrzegłem skrawek świeżo wyglądającego trawnika.
Spojrzałem w lewo i zobaczyłem pole trawy. To był park. Taki jak ten, który widziałem, gdy Ralph poszedł do banku, a później uratował Pattie. Wcześniej nie szukałem parków. Może powinienem pójść go obejrzeć.
W parkach jest mnóstwo rzeczy, racja?
Cholera, nie wiem. Las Vegas jest jedną wielką pustynią. Rzadko widuje się tam trawiaste parki.
***
Spoglądałem na długie fragmenty świeżej trawy, które tworzyły pole, nie wiedząc co zrobić. Powinienem na niej stanąć czy nie powinienem? Wszystko co wiem to to, że trawa jest mokra. Można zauważyć odbijające się od niej słońce, dzięki czemu była błyszcząca. Stanąłem wciąż patrząc w dół i przesuwając na nią swoją lewą stopę. Powoli przycisnąłem ją do trawnika powodując wydanie dźwięku rozgniatania pod spodem mojego buta.
Eww! Co do cholery?
To wszystko było dla mnie nowe. W Las Vegas nie widziałem niczego podobnego.
Szybko podniosłem  swoją stopę i spojrzałem na podeszwę. Była mokra i trochę ubłocona. Nie wiedziałem, że trawa może być tak brudna. Jednak podobało mi się moje doświadczenie.
W Las Vegas, gdzie byliśmy przyzwyczajeni mieszkać, nie rosło zbyt wiele roślin, ponieważ nasz teren był jak pustynia. Prawie w ogóle nie było tam trawników, drzew, a nawet wody na wysuszonej powierzchni. I błoto w zasadzie tam nie istnieje. Ziemia składała się z samego piasku; żadnego brudu czy błota.
Więc jak widać, jest to dla mnie niesamowite odkrycie.
Spojrzałem ponownie na park, co sprawiło, że zauważyłem czarny asfalt do chodzenia. Hey, teraz mogę chodzić nie ubłocony. Uśmiechając się, potruchtałem na niego, a następnie przeszedłem po nim, dostając się do malowniczego parku.
Wydawało się, że jest to zupełnie inny świat. Były tam drzewa i kwiaty, których nigdy wcześniej nie widziałem. Widziałem fioletowe kwiaty, które wyglądały tak, jakby miały twarz, były posadzone przy okrągłym krzaku. Było tam też cienkie, białe drzewo z różowymi liśćmi. Trochę takie dziewczęce, ale było fajne, tak sądzę. Obok były potężne drzewa z długimi gałęziami, które dawały cień dookoła. Pachniało świeżym powietrzem. Było bardzo spokojnie. Podobało mi się jak byłem otoczony lasem z różnymi drzewami.
Rozejrzałem się ponownie, widząc inne rośliny, których nigdy wcześniej nie widziałem.
Gdy szedłem ścieżką, usłyszałem obok mnie huk. Brzmiało to jakby ebonit został trafiony. Następnie moje oczy zobaczyły białą kulę z czarnym wzorem na około niej, toczącą się obok mnie, po mojej lewej stronie i zatrzymującą się przy grubym drzewie.
Patrzyłem na to dziwnie.
Co to do cholery jest?
O kurwa! Może to bomba!
Miałem już uciekać, ale usłyszałem dziecięcy głos.
- Hej! – Spojrzałem w górę, by zobaczyć do kogo należał głos. Kilka metrów ode mnie było dwóch chłopców w wieku około 12 lat. Patrzyłem na dwóch dzieciaków ubranych w niebieskie mundurki.
- Czy mógłbyś podać nam piłkę? – Ten, który krzyknął na mnie wcześniej poprosił mnie teraz grzecznie.
Spojrzałem na piłkę, a potem ponownie na niego. Wzruszyłem ramionami, byłem zdezorientowany, ale udawałem, że mnie to nie obchodzi.
Dzieciak pokazał na piłkę.
- Piłkę do nogi? – Posłał mi zdezorientowane spojrzenie.
Piłkę do nogi?
Piłkę nożną…
Wiem czym jest piłka nożna, ale nigdy wcześniej nie widziałem takiej piłki.
Odwróciłem głowę, by znów zobaczyć piłkę. Chyba tą piłkę się kopie. Cholera, czułem się głupio.
Podszedłem do piłki i podniosłem ją, oglądając ją. Była gładka i pusta w środku. Była również wilgotna od mokrej ziemi, co sprawiało, że piłka była trochę śliska i błyszcząca, kiedy światło na nią padało.
Odwróciłem się i spojrzałem na dzieciaka.
- Uh, jak chcesz, żebym ci ją podał? – Spytałem go idiotycznie, trzymając piłkę do nogi z dala ode mnie.
Przyjaciel chłopaka, który stał obok, krzyknął.
- Rzuć i ją kopnij!
Rzucić i kopnąć?
Ok, więc wszystko co muszę zrobić to rzucić piłkę i ją kopnąć.
Wziąłem wdech, dysząc i szykując się do oddania strzału.
Cofnąłem moją lewą nogę do tyłu, kiedy rzuciłem piłkę i kopnąłem ją z całej siły, kiedy była koło mojego kolana, na skutek czego zabolała mnie stopa.
Piłka wyleciała w powietrze, będąc coraz dalej ode mnie. Obserwowałem to ze zdumieniem, kiedy poleciała aż do nieba. Piłka wylądowała na środku boiska, gdzie zebrało się pełno dzieci. Dzieciaki ponownie zaczęły grać, kiedy odzyskały piłkę. Nie wiedziałem, że właśnie trwał mecz.
- Wow! – Dwoje dzieci powiedziało razem, pod wrażeniem. – To było świetne! – Jeden z nich krzyknął.
- Dzięki, bro – Powiedział ten drugi zanim dołączył do gry razem ze swoim przyjacielem.
Uśmiechnąłem się, kiedy zdałem sobie sprawę, co powiedzieli. Nigdy nie słyszałem takich pochwał. Byłem pod wrażeniem samego siebie i czułem się świetnie.
Clap, clap, clap..
Usłyszałem czyjeś powolne klaskanie.
Odwróciłem się, by zobaczyć kto klaska i nie spodobało mi się to, co zobaczyłem. Oh, wspaniale…
Justin, myślę, że tak ma na imię, stał tam z głupim uśmieszkiem na twarzy, kiedy klaskał.. dla mnie. Jego głupi przyjaciele stali przy nim, patrząc na mnie z irytacją i złością.
Mój uśmiech przemienił się w grymas, kiedy zobaczyłem ich obrzydliwe twarze.
- Czego do diabła chcecie? – Splunąłem w złości, udając, że nic nie zrobiłem.
Justin zachował swój uśmiech.
- To było imponujące podanie – Pochwalił mnie, patrząc na boisko, gdzie bawiły się dzieci. – Doleciało aż do nieba. Nie widziałem jeszcze, żeby ktoś tak kopał – Wiedziałem, że był szczęśliwy i przyjacielski, tak jak wtedy, kiedy go poznałem.
Wyśmiałem go, słysząc jego komplement, kiedy włożyłem ręce do kieszeni jeansów. Odwróciłem się do nich plecami i odszedłem od nich.
- Cokolwiek… – To wszystko co powiedziałem zanim kontynuowałem mój miły spacer po parku.
Uśmiechnąłem się do ziemi, wciąż myśląc o komplementach, które otrzymałem. Rzeczywiście myślałem, że mój strzał był imponujący. Nigdy wcześniej tego nie robiłem. Nie wiedziałem, że mam to coś w sobie.
Jak ta gra się nazywała?
Oh tak, piłka nożna. Muszę to zapamiętać.
Czarna ścieżka kończyła się, prowadząc na następną, którą mogłeś przejść obok rzeki. Ta ścieżka była szara. Zszedłem z czarnego chodnika i wszedłem na szary, teraz idąc blisko brzegu. Kiedy szedłem, zrobiło się zimno, prawdopodobnie od powietrza, które łapie zimną wodę i wywiewa ją.
Patrząc na jezioro obok mnie, zatrzymałem się i rozejrzałem się po powierzchni wody, ciekawy dużą ilością wody tutaj. Takiego czegoś też nie zobaczysz w Las Vegas.
Woda była nieruchoma. Pachniała świeżo i czysto, jakby była do picia. Zrobiłem kilka ostrożnych kroków, by dojść do krawędzi ścieżki. Stałem teraz przy wodzie, widząc swoje odbicie.
Co do cholery? Nigdy wcześniej tego nie widziałem. Zaciekawił mnie ten dziwny efekt z wody. Co się stanie kiedy tego dotknę?
Rozejrzałem się po ścieżce, szukając kamienia, którego mógłbym wrzucić do wody. Wtedy zauważyłem ładny, świecący kamień, który zamigotał, gdy światło słoneczne trafiło na niego.
Idealny.
Podniosłem go, oglądając. Był różowo-czerwony z małymi, czarnymi i białymi świecącymi kropkami.
Spojrzałem z powrotem na wodę, znów widząc swoje odbicie. Potem wrzuciłem kamień do wody, na samą górę swojego odbicia. Kamień przeciął wodę, sprawiając, że zafalowała i lekko zatarła moje odbicie.
Huh? Teraz byłem zdesperowany, aby dowiedzieć się o tym więcej.
Kiedy woda pluskała o skałę, zobaczyłem, że coś porusza się po mojej prawej stronie. Ruszyłem głową, będąc ciekaw co to było. Zobaczyłem drugie odbicie, przedstawiające mnie podchodzącego do mojego odbicia, teraz stojącego obok mnie.
Czekaj chwilę. To nie ja!
Wyjrzałem do góry i odwróciłem się, widząc tego pedała. Justin tam stał. Odsunąłem się od niego, ponieważ stał zbyt blisko mnie.
Zmarszczyłem brwi z odrazą.
 - Dlaczego mnie prześladujesz? – Spytałem go, coraz bardziej denerwując się tym, że znalazł mnie już dwa razy.
Uśmiechnął się szeroko, uważając słowo ‘prześladować’ za śmieszne.
- Po prostu chcę Cie lepiej poznać. – Odpowiedział. – Myślałem, że jeżeli… nasi rodzice spotykają się często, to pomyślałem, że też powinniśmy to kiedyś zrobić – Posłał mi nieśmiałe spojrzenie.
Jeszcze trochę się od niego odsunąłem, rozglądając się za jego dwoma kolegami gejami. Nie było ich blisko niego, więc muszą gdzieś tu być.
Potem zobaczyłem ich przy drzewie, gapiących się na mnie.
Złość wzrosła we mnie, kiedy te gay lords szpiegowali i prześladowali mnie. Nawet nic nie zrobiłem! Dlaczego do diabła to robią? To da im mniejsze szanse do życia.
Pokręciłem głową, nie zgadzając się z tym.
- Prześladujesz mnie, żeby mnie lepiej poznać? To kurewsko głupie! – Krzyknąłem na Justina, na co drgnął.
Wydawał się zaskoczony moimi słowami. Zakładam, że raczej nie słyszy takiego rodzaju języka na co dzień. Justin tchórzliwie spuścił głowę, patrząc teraz na ziemię. Cholera! To jest bezcenne!
Roześmiałem się głośno.
- Co? Nie możesz znieść słowa ‘kurewsko‘? – Spytałem go, oglądając dokładnie jego twarz.
On tylko spojrzał na mnie z bólem na twarzy. Otworzył swoje usta, ale żadne słowa z nich nie wyszły.  Wiedziałem, że coś mu chodziło po głowie, ale nie mógł się tym ze mną podzielić.
Westchnąłem z frustracji.
- Wiesz co, to fajnie. Teraz wiem, ze jesteś kompletną cipą – Skrzywił się na moje stwierdzenie. Uśmiechnąłem się, przechodząc do ataku. – PIERDOLONĄ CIPĄ! – Krzyknąłem na niego, sprawiając, że odsunął się ode mnie i skulił się w obronie. Zaśmiałem się z jego reakcji na mój złośliwy żart.
Jego przyjaciele podbiegli do niego i chwycili jego ramiona, odciągając go lekko i posyłając mi brudne spojrzenia. Zaśmiałem się z ich próby bycia przerażającymi. Dajcie spokój, nic nie przeraża Jasona McCanna.
Nagle jeden z jego przyjaciół, trochę niższy ode mnie, z krótkimi włosami, podszedł do mnie z wściekłością wymalowaną na twarzy. Jego zęby wyglądały jak zęby psa, które miały zaraz coś ugryźć.
- Potrzeba kogoś do poznania kogoś – Splunął na mnie.
Zaśmiałem się z niego, sprzeciwiającego się mnie. Tylko idiota by to zrobił. Jeżeli bylibyśmy sami zabiłbym go.
- R-ryan, zostaw go. – Justin powiedział do chłopaka, starając się nie zwrócić mojej uwagi. Ale wszystko słyszałem.
Patrzyłem na niego, posyłając mu fałszywe przyjazne spojrzenie.
- Ryan? Miło mi cię poznać, Ryan. – Powiedziałem sarkastycznie. Wkurzył się jeszcze bardziej, na co jego twarz stała się czerwona. Parsknąłem śmiechem na widok jego okropnej twarzy.
- Wiesz co? Dzisiaj w nocy zamierzam zgwałcić twoja mamę, a potem przyjdę po ciebie – Syknąłem, chcąc go przestraszyć.
- Masz zamiar mnie zgwałcić? – Spytał, wskazując na siebie, gdy zaczął się lekko śmiać.
Byłem coraz bardziej zirytowany jego żartami.
- Tak, zdecydowanie chcę cię zgwałcić. NIE, TY PIERDOLONY DURNIU! Dlaczego kurwa, miałbym cię zgwałcić? Zamierzam zabić cię we śnie, ty mały gnojku! Słyszysz mnie?! – Krzyknąłem, podchodząc trochę zbyt blisko niego. Stałem z nim twarzą w twarz, chcąc urwać mój kark.
Wyśmiał mnie tylko i zrobił krok do tyłu.
Zaśmiałem się, osiągając zwycięstwo.
- Tak, teraz zaniemówiłeś – Uśmiechnąłem się radośnie, dumnie wycierając knykieć o moją bluzkę.
Posłał mi długie, wredne spojrzenie, a potem odwrócił się, by odejść razem z Justinem i tym drugim dzieciakiem.
Zaśmiałem się głośno, tak, żeby usłyszeli.
- Tak, lepiej, żebyście już poszli. Im dłużej będziecie ze mną przebywać, tym większa szansa, że umrzecie straszną śmiercią… wy cipy – Ostrzegłem ich, chichocząc teraz z moich gróźb.
Wszyscy troje szli dalej, nie oglądając się za siebie.
Nareszcie!
Myślałem, że już nigdy nie odejdą. No co? Nie wiń mnie za to. Daj spokój, przecież nowy chłopak potrzebuję trochę samotności, prawda? Tak, ja zawsze mam rację.
Za sobą usłyszałem chlapanie wody i krótkie, podobne do głosu gęsi odgłosy, przerażające mnie trochę. Odwróciłem się, żeby zobaczyć, co robiło taki hałas. Były tam szybujące i zanurzające się w wodzie, bufiaste, czyste białe ptaki. Pochyliły swoje długie szyje do wody i zraz wynurzyły je z powrotem.
Miały duże skrzydła przymocowane do ich grubych, białych ciał. Ich szyje były długie jak u żyrafy, sięgające bardzo daleko i z małymi głowami na ich końcu. Mieli również czarną maskę wokół oczu, które sprawiały, że ich pomarańczowe dzioby się wyróżniały.
Były pięknymi ptakami. Nigdy wcześniej takich nie widziałem.
Byłem w kompletnie innym świecie, kiedy patrzyłem na te ptaki, bawiące się w wodzie. Wyglądały tak spokojnie i radośnie w ich małej grupie. To sprawiło, ze byłem szczęśliwy, widząc ich cieszących się swoim towarzystwem.
Chciałbym być taki jak ptaki. Prawdopodobnie oni wszyscy są przyjaciółmi… tak jak Justin i jego dwójka przyjaciół.
Nigdy wcześniej nie miałem dobrych przyjaciół. Pewnie, lubiłem być sam, ale czasami chciałbym mieć kogoś z kim mógłbym przebywać.

Justin Bieber
Jason roześmiał się głośno.
- Tak, lepiej, żebyście już poszli. Im dłużej będziecie ze mną przebywać, tym większa szansa, że umrzecie straszną śmiercią… wy cipy – Powiedział nam, kiedy od niego odchodziliśmy.
Moje ciało zabolało mnie od strachu. Jeszcze nikt nigdy tak na mnie nie krzyczał; nigdy, przysięgam. To było dla mnie nowe i nienawidziłem tego. Nienawidziłem tego słuchać.
Moje oczy zaczęły wypełniać się łzami, na słowa, które powiedział do mnie Jason. Zostały w mojej głowie, przypominając mi, by się do niego nie zbliżać. Ale ja nie chce zostawiać go samego. Chcę być jego przyjacielem.
Jason mnie ciekawi. Wygląda tak samo jak ja, a ja chcę widzieć dlaczego. To tak jakby był moim bliźniakiem, ale jesteśmy kompletnymi przeciwieństwami. A od kiedy moja mama i Ralph wciąż chodzą na randki i spędzają razem czas, to może być coś poważnego, jak małżeństwo. Jeżeli Jason zostanie moim przyjacielem przed tym wydarzeniem, wtedy pogodzi się z tym. Ale to jest trudniejsze niż myślałem. Nigdy nie spotkałem kogoś tak agresywnego.
Ryan warknął, kiedy szedł obok mnie. Spojrzałem na niego, starając się myśleć o czymś co pozbędzie się łez strachu. Nie chciałem, żeby Ryan i Chaz widzieli jak płaczę. Nie wiem dlaczego prawie płaczę. Myślę, że po prostu się boję.
Ryan spojrzał na mnie ze złością na twarzy, pokazując jego białe zęby, co zazwyczaj robi, gdy jest wściekły. Zaczął mówić.
- Justin, nienawidzę przy tobie przeklinać, ale chcę mu najebać – Westchnął, gdy sobie ulżył.
Wiem jak się czuł. Zrobiłbym to samo, ale to nie jest miłe. Nigdy bym nikogo nie pobił. To nie w moim stylu, zrobienie czegoś takiego, od kiedy mama nauczyła mnie być dżentelmenem.
Odwróciłem się do Chaza, chcąc wiedzieć co myśli o Jasonie. Miał pusty wyraz twarzy.
- Hey Chaz, – Zacząłem, na co on spojrzał na mnie. – Co myślisz o Jasonie?
Chaz wydał dziwny dźwięk z jego gardła.
- Uh, trochę się go teraz boję… – Przełknął ślinę, patrząc z dala ode mnie, by popatrzeć przed siebie.
- Mam podobnie – Mruknąłem, patrząc w dół na drogę.
- Hey, chłopaki? – Ryan zawołał. – Powinniśmy wracać do domu. Już prawie piąta – Powiedział, patrząc na Chaza i mnie.
Popatrzyłem na niego, posyłając mu mały uśmiech.
- Nie wiedziałem, że już jest tak późno. – Mój uśmiech wzrósł. Spojrzałem przed siebie, przygotowując się na spacer do domu. – Idziemy, chłopaki.
***
Jestem teraz sam. Rozstaliśmy się, by wrócić do naszych domów. Stałem właśnie przy drzwiach od mojego domu.
Chwyciłem za klamkę i przekręciłem ją powoli, otwierając drzwi i wchodząc do środka.
- Mamo? – Zawołałem, by dowiedzieć się czy jest w domu. Zdjąłem buty, żeby móc chodzić po domu.
- W kuchni, Justin – Krzyknęła do mnie. Uśmiechnąłem się, kiedy wszedłem do kuchni, zadowolony z tego, że jest w domu.
Kiedy wszedłem do kuchni, zauważyłem mamę, która kroiła coś na dece do krojenia, podczas gdy Ralph coś toczył i klepał rękoma. Nie spodziewałem się zobaczyć go tutaj tak późno.
- Hey mamo, co mamy na obiad? – Zapytałem, kiedy rozglądałem się po kuchni, szukając jakiejś wskazówki. Obydwoje odwrócili się i uśmiechnęli się do mnie. Odwzajemniłem uśmiech.
Mama podeszła do mnie, przytulając mnie, ale nie pozwalając dotknąć mnie swoimi dłońmi, ponieważ były mokre i czyste, by mogła pokroić warzywa. Odwzajemniłem czule uścisk.
- Dzisiaj mamy pizze domową! – Powiedziała zaskoczonym tonem, kiedy odsunęła się ode mnie, posyłając mi radosny uśmiech.
- Więc, jak było w Scoopers z Ryanem i Chazem? – Zapytała, odwracając się, by kontynuować krojenie warzyw.
Myśli o Jasonie powróciły do mojej głowy. One mnie nie opuszczą. Nie chciałem teraz rozmawiać o tym co się stało. Ale i tak musiałem, albo mama zaczęłaby  wypytywać, aż w końcu wszystko bym wypaplał.
Spojrzałem na Ralpha, by zobaczyć jego wyraz twarzy. Patrzył wprost na mnie, a jego oczy mówiły mi, że mam powiedzieć co się naprawdę stało.
Spojrzałem z powrotem na mamę, pokazując fałszywy uśmiech.
- Było świetnie. Dobrze się bawiłem – Powiedziałem szybko, ale radosnym głosem.
Mam odwróciła się i spojrzała na mnie zdezorientowana.
- To wszystko? Zazwyczaj mówisz mi więcej. Czy coś się stało, kochanie? – Zapytała mnie w niepokoju. Widzisz co mam na myśli?
Poczucie winy uderzyło we mnie, głównie w moje serce. Nienawidziłem jej okłamywać. To była dla mnie najgorsza zasada do złamania; nie okłamuj swojej mamy.
- Nie, nic się nie stało. Poszliśmy tylko do Scoopers i do Parku ‘Queen’ na spacer. Naprawdę dobrze się bawiłem. Nic interesującego się nie stało. To był kolejny zwykły czwartek – Wytłumaczyłem, żeby niczego nie podejrzewała.
Jej zdezorientowana twarz zmieniła się w uśmiechniętą. Podeszła do mnie i pocałowała mnie czule w policzek.
- Cieszę się, że dobrze się bawiłeś – Odsunęła kilka włosów z mojej twarzy zanim wróciła do krojenia.
Wytarłem jej pocałunek, chichocząc z tego.
Potem spojrzałem na Ralpha. Wciąż na mnie patrzył. Myślę, że widział, że kłamałem. Zacząłem panikować, kiedy patrzył na mnie z tymi przerażającymi oczami. Zaczął podchodzić do mnie, żeby ze mną pogadać. Spojrzałem na niego przerażony tym, co ma do powiedzenia.
Westchnął głęboko.
- Justin, widziałeś może Jasona, kiedy cię nie było? – Szepnął, żeby mama nie usłyszała.
- N-nie. Przepraszam pana, ale nie – Skłamałem, próbując zostać fajnym i normalnym.
Odwrócił ode mnie wzrok, zaniepokojony.
- Ok, chciałem tylko wiedzieć – Ralph odszedł do lady, aby kontynuować rozwałkowywanie ciasta na pizze.
Prawdopodobnie tęskni za Jasonem. Wydaje mi się, ze przez te pięć miesięcy mało się z nim widywał. Teraz było mi źle, bo okłamałem go, ale Jason to dla mnie za dużo. Nie chciałem spędzać czasu z kimś, kto mnie źle traktuje.
Niewiele brakowało. Myślałem, że się dowiedzą. Ale oszukałem ich. Nawet jeśli czułem się winny, byłem z siebie dumny. Zazwyczaj ciężko jest mi kłamać, od kiedy mama nauczyła mnie być uczciwym dżentelmenem.
Zacząłem iść do pokoju, by pozbyć się tej presji. Mój pokój był jedynym miejsce, do którego Jason się nie dostanie. Nie sądzę, żeby mama wpuściła go do mojego pokoju, ale od kiedy jest to mój pokój, myślę, że to ja ustalam zasady. Więc jedną z zasad jest brak Jasona tutaj. Byłbym tam bezpieczny.
Popychając drzwi moją stopa, zdjąłem sweter. Rzuciłem go na niewielkie łóżko, ale spadł na ziemię. Nie starałem się go podnieść, więc usiadłem na łóżku i opadłem z powrotem, leżąc teraz na nietkniętym prześcieradle.
Patrząc na nudny sufit, zacząłem myśleć o nowym związku mamy i Ralpha. Co jeśli się pobiorą? Jason byłby moim nowym bratem przyrodnim, właściwie nie przeszkadzałoby mi to, bo zawsze chciałem mieć rodzeństwo, ale Jason jest inny. Tylko wyobraź sobie, co on mógłby mi zrobić. Wzdrygnąłem się na samą myśl o tym.
Nie. Jason nie mógłby mnie zranić. Ralph by go zatrzymał, a mama nie pozwoliłaby na to. Jeżeli by na to nie pozwoliła, nie wyszłaby za Ralpha, ze względu na Jasona. Zawsze jestem na pierwszym miejscu.
Może mógłbym ich rozdzielić, zatrzymując ewentualne małżeństwo i Jasona przed byciem moim przyrodnim bratem. Wciąż byłbym jedynym dzieckiem, otrzymującym całą miłość od mamy.
Ale nie chcę zniszczyć jej życia miłosnego. To byłoby wobec niej niesprawiedliwe.
To trudna decyzja.
W końcu piątek. Właśnie razem z Chazem skończyłem pomagać Ryanowi w roznoszeniu gazet. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, czując się wypoczęty od chodzenia po rożnych ulicach i rzucania gazet przed domy, jednak nie zupełnie.
- Mamo! – Zawołałem, słysząc moje echo. Brak odpowiedzi. – Mamo? – Spróbowałem jeszcze raz. Nikt nie odpowiedział.
- Babciu? Dziadku? – Wciąż brak odpowiedzi. Byłem jedyną osobą w domu.
Fajnie.
Zdjąłem buty i wszedłem do kuchni, by znaleźć coś do jedzenia. Na stole leżał mały, biały liścik. Przeczytałem go na głos, tak jakbym czytał go dla publiczności.
                         Drogi Justinie, albo Jasonie,
Wyszłam z Ralphem. Chciał mnie wziąć w jakieś specjalne miejsce. Nawet nie wiem gdzie. Powinniśmy wrócić przed siódmą. Do zobaczenia później. Zostało trochę pizzy w lodówce, jeśli jesteś głodny. Po prostu podgrzej ją w mikrofalówce.
 Przepraszam, że Ci o tym nie powiedziałam. Mam nadzieję, że masz się dobrze.
                     Kocham Cię, Pattie
Hmm, interesujące. Chciałem wiedzieć, gdzie Ralph ją wziął i dlaczego imię Jasona jest w liściku. Mam nadzieje, że wszystko  z nią w porządku. Cóż, przynajmniej ona się dobrze bawi, może.
Mój brzuch warknął głośno, odciągając mnie od moich myśli. Lepiej włożę resztki pizzy do mikrofalówki.
Ale najlepsze jest to, że jestem sam! Jednoosobowa impreza!
***
Moje ciało leżało leniwie na skórzanej kanapie, kiedy oglądałem ‘Family Guy’, już jakiś dziesiąty raz.  Nigdy tego nie oglądam, ponieważ mama jest zawsze w domu i nie pozwala mi tego oglądać, bo jest to niewłaściwe, i to prawda.
Teraz mam w końcu szansę. Dzisiaj rządzę tym domem!
Usłyszałem kliknięcie drzwi, mówiące mi, że ktoś odblokował zamek kluczami. Następnie drzwi otworzyły się, pozwalając zbyt szczęśliwemu Ralphowi i mamie wejść do domu.
Wrzeszczeli o różnych rzeczach i tańczyli dziwnie, pokryci w konfetti.
Nawet nie chcę wiedzieć co się stało.
Szybko chwyciłem za pilot od telewizora i przełączyłem kanał, by nie było widać ‘Family Guy’. Boże, ale mnie zaskoczyli. Zszedłem z kanapy i poszedłem zobaczyć mamę i Ralpha, bo wyglądali jakby naprawdę świetnie się bawili.
Zaczęli się uspokajać, kiedy mnie zobaczyli, wyglądając jak zombie.
- Hej mamo, hej Ralph, jak było na imprezie? – Spytałem ich, zdezorientowany i ciekawy tej sytuacji.
Moja ma zaśmiała się i podeszła do mnie, przerażając mnie.
- Oh, Justin! Powiem Ci później! – Krzyknęła, ponownie mnie zaskakując.
- Chodź, kochanie, przygotujmy się na górze.. – Powiedział do niej Ralph, delikatnie chwytając jej rękę i prowadząc ją po schodach, z dala ode mnie.
O Boże… nie musiałem tego słyszeć. Co miał na myśli mówić ‘przygotujmy się’. To nie brzmiało dobrze. Uh oh…
Nie, to nie może być to. Wszystko jest okej. Moja mam nigdy by tego nie zrobiła.
Właśnie wszystkiego zapomniałem; słów, ruchów i obrazów w mojej głowie. Wciąż chcę wiedzieć co się stało.
Konfetti i radość razem wskazują na dziką imprezę. To niesprawiedliwe, że ja nie mogę wyjść na imprezę dla nastolatków.
***
Usiadłem na kanapie, chcąc, by w końcu się pokazali. Mama i Ralph powiedzieli mi, żebym tu zaczekał, więc czekam. Zastanawiam się, o co chodzi. Może ta impreza ma z tym coś wspólnego.
Usłyszałem ich kroki, dochodzące ze schodów, które skrzypiały, kiedy oni śmiali się i rozmawiali. Weszli do salonu trzymając się za ręce. Umm.. ok, więc… mam się bać?
Oboje patrzyli na mnie i uśmiechali się, kiedy usiedli na puszystej kanapie, która stała naprzeciwko tej, na której ja siedziałem. Uśmiechnąłem się do nich słabo, zdezorientowany tymi całymi pijackim ckliwymi rzeczami.
- Więc, dlaczego jesteście tacy szczęśliwi i co chcecie mi powiedzieć? – Spytałem ich, kiedy ociężale oparłem się o podłokietnik, by było mi wygodnie.
- Oh, nie możemy Ci jeszcze nic powiedzieć. Jason też musi tu być – Stwierdził Ralph, chichocząc razem z mamą.
Odwróciłem od nich wzrok, przygryzając wargę, kiedy imię ‘Jason’ zostało wypowiedziane. Nie chciałem Jasona w moim domu. To jedyne miejsce, w którym jestem bezpieczny. Najwyraźniej nie dzisiaj.
Spojrzałem na nich, wciąż będących podekscytowanymi.
- Um, to gdzie jest babcia i dziadek? – Spytałem mamy, próbując utrzymać normalną rozmowę.
Zachichotała, uśmiechając się szeroko.
- Zostają dzisiaj na noc u przyjaciół. Nie martw się, jutro się z nimi zobaczysz – Wytłumaczyła, przytulając się do ramienia Ralpha.
Nagle drzwi powoli się otworzyły, pozwalając mi usłyszeć skrzypienie zawiasów. Podniosłem głowę do góry i spojrzałem w lewo, widząc otwarte drzwi. Jason wszedł ostrożnie do środka, rozglądając się po domu jakby był on psikusem. Oglądałem jak wchodzi, by mieć pewność, że nie zrobi nic głupiego.
Następnie, odwrócił głowę, by spojrzeć na salon, jego oczy spotkały się z moimi. Patrzył wprost na mnie, kiedy zdał sobie sprawę, że to tylko ja, natychmiast się skrzywił i zmarszczył brwi, posyłając mi piorunujące spojrzenie. Rozszerzyłem oczy, które były wypełnione strachem, ale nadal na niego patrzyłem.
- Jason? – Ralph zawołał Jasona, wiedząc, że to on wszedł do środka.
- Tak, to ja.. – Odpowiedział Jason, wchodząc do salonu, wciąż utrzymując jego wściekłe spojrzenia na mnie. Natychmiast zamarłem, kiedy wszedł do pokoju. Odwróciłem głowę do przodu, by patrzeć na Ralpha i mamę, przytulających się.
Jason zatrzymał się obok podłokietnika kanapy, by oprzeć się o niego tylko dlatego, że ja siedziałem niedaleko niego. Jason był blisko mnie, ale nie za blisko. Jeżeli próbowałby mnie dopaść, mógłbym uciec. Robił to tylko dlatego, żeby mnie przestraszyć. Serce biło mi bardzo szybko, kiedy patrzył na mnie jak na beznadziejną mysz, na którą poluje drapieżnik.
Ralph pstryknął palcami, zwracając naszą uwagę. Zaczął mówić, co zmieniło się w przemowę o jego życiu z moją mamą.
Oh świetnie… teraz będę cierpieć.
Nudna przemowa + Jason polujący na mnie = Tortury

Jason McCann
Szedłem przed tą głupią lodziarnią ‘Scoopers’. Jest coś w tym miejscu, co przykuło moją uwagę. Dlatego musiałem się zatrzymać i na nią spojrzeć.. Nie wiem co sprawiało, że czuję się w ten sposób. Ale było tam coś, co mnie przyciągało.
Zatrzymałem się, by popatrzeć na nią. Zadarłem głowę do góry i osłoniłem twarz rękami, aby uzyskać lepszy widok na wnętrze. Wszystkie światła były zgaszone; sklep był zamknięty. Mogłem zobaczyć ułożone krzesła i czyste stoły, a nawet ladę, na lewo od drzwi wejściowych, gdzie były wyświetlane lody dla klientów.
Pomysł wpadł mi do głowy. Popatrzyłem na zegarek na moim nadgarstku, który skradłem wczoraj ze sklepu z biżuterią. Złoty łańcuch błyszczał w ulicznym oświetleniu. Nie wiem czy to prawdziwe złoto, ale nie obchodzi mnie to. Mam fajny, kolorowy zegarek i jest świetnie.
Zegarek wskazywał 19:12. Niedługo miałem spotkać się z Paulem, by dać mu cygara.
Cygara? Tak, poszedłem do sklepu i zapytałem o nie, by je kupić i dali mi je. Fajnie, nie? Zazwyczaj nic nie kupuję, ale tym razem musiałem to zrobić. Paul był już zdesperowany, więc musiałem. Ale dla twojej wiadomości, ja nie palę i nie zamierzam tego robić. Ralph powiedział mi co jest w cygarach i jak na ciebie wpływają. Jasne, on pali, ale tylko dlatego, że jest idiotą.
Myśląc o czasie, zdałem sobie sprawę, że nie mam czasu na mój pomysł. Poczekam, aż będę miał czas wolny. Miejmy nadzieję, że nastąpi to niedługo.
Zacząłem ponownie iść chodnikiem, w stronę domu, gdzie był Paul. Kiedy szedłem, nagle zatrzymałem się, słysząc muzykę huczącą z pojazdu, co sprawiało, że piosenka była stłumiona i brzmiała dziwnie. Z irytacją odwróciłem głowę w stronę, z której dochodziła muzyka, by zobaczyć debili, którzy to robią.
O Boże. Żartujesz sobie ze mnie? To nie może być prawda. Rozpoznałem czerwoną furgonetkę na pasach, czekała aż pojawi się zielone światło. Muzyka dochodził z pojazdu Ralpha. To takie żenujące…
Kontynuując mój spacer, zaczął na mnie trąbić, zaskakując mnie, ale przed wszystkim wkurzając mnie. Cholera, rozpoznał mnie.
Zatrzymałem się, wiedząc, że będzie próbował mnie upokorzyć, gdybym dalej szedł. Kręcąc głową z dezaprobatą, stałem w miejscu i oglądałem jak jego furgonetka zjeżdża na krawężnik chodnika. Patrzyłem na przyciemnioną szybę, by zobaczyć czy na mnie patrzył, ale oczywiście było za ciemno.
Ralph otworzył okno, by mógłbym go wyraźnie widzieć. Żenującą rzeczą była muzyka, która grała bardzo głośno i każdy w okolicy mógł ją usłyszeć. O Boże. Nawet nie znam tej piosenki, ale słowa są kiepskie. Teraz chciałem tylko uderzyć Ralpha w twarz.
Usta Ralpha otworzyły się by krzyknąć do mnie.
- Hey Jason! Co robisz?! Musisz iść do domu Pattie na spotkanie, ok?! – Krzyknął cały szczęśliwy i jakby pijany.
Posłałem mu mylące spojrzenie, nie zadowolony z jego pojawienia się.
- Co Ci się kurwa stało?! Wyglądasz na nieżywego! – Odkrzyknąłem. Serio, z tego co widziałem, wyglądał jak bałagan.
- Jason, po prostu spotkaj się z nami w domu. To ważne – Powiedział Ralph wkurzonym tonem, wyraźnie poirytowany moją postawą. Świetnie, właśnie zrujnowałem jego szczęście.
Skinąłem głową, zgadzając się na jego rozkaz.
- Ok, ok. Wyluzuj. Przyjdę. Boże… – Spławiłem go, nie mając humoru na rozmowę.
- Dobry chłopak – Ralph powiedział swoją nikczemną pochwałę i zamknął okno, jadąc wzdłuż drogi z dala ode mnie.
Westchnąłem w uldze, szczęśliwy, że ta głupia rozmowa szybko się skończyła. Lepiej zacznę już iść do domu Pattie, by zobaczyć co to za ważne wieści. Może Justin umarł i chcą to świętować. Roześmiałem się z tego pomysłu. To byłoby super.
Zapomniałem o Paulu. On nie potrzebuję cygar. On i tak jest włóczęgą. Będzie żył dłużej bez nich. Widzisz, właśnie robię dobry uczynek; pomagam komuś żyć.
Pierwszy raz.
***
Przeszedłem przez podjazd i schody, by dostać się do budynku. Nie pukałem, więc po prostu otworzyłem powoli drzwi, uważając na  kogoś lub coś co będzie w środku. Zazwyczaj nie obchodzi mnie czy wchodzę do domu, ale od kiedy znam Ralpha, Pattie i Justina, wszystko jest inne; to sprawia, że jestem zdenerwowany.
Wchodząc ostrożnie, rozejrzałem się po nieznanym domu, by zobaczyć czy ktoś już w nim jest. Tam gdzie stałem było ciemno, ale widziałem światło z kuchni i salonu. Ktoś może być w domu.
Spojrzałem na salon, by sprawdzić czy ktoś tam jest. Para dużych oczu przykuła mój wzrok. Z zaskoczenia zrobiło mi się zimno, ale patrząc na parę oczu uświadomiłem sobie do kogo one należą
Justin siedział na kanapie, patrząc na mnie.
Złość do mnie powróciła. Pamiętałem jak gejowsko i głupio on wygląda. Spojrzałem na niego, sprawiając, że jego oczy zrobiły się większe i były wypełnione strachem. Czułem się dobrze z tym, że on się mnie boi.
- Jason? – Usłyszałem głos Ralpha, wołający mnie i sprawdzający czy to na pewno ja.
Potrząsnąłem głową, na to jak żałosny może być Ralph
- Tak, to ja… – Odpowiedziałem, zirytowany tym całym gównem. Wszedłem do salonu, patrząc na Justina, by go przestraszyć. Przeważnie zastraszałem go tylko, by pokazać mu, że nie boje się go skrzywdzić.
Stanąłem obok kanapy, na której on siedział, by oprzeć się o podłokietnik. Jestem tak blisko niego, że powinien już wariować. Justin przełknął ślinę i spojrzał na Pattie i Ralpha. Uśmiechnąłem się, odnosząc sukces. Patrzyłem na niego, w razie gdyby on spojrzał na mnie.
Ale nie zrobił tego. Mądry dzieciak…
Ralph pstryknął palcami, zwracając moją uwagę i sprawiając, że spojrzałem na niego i Pattie. Eww. Trzymali się za ręce. Co się kurwa stało Ralphowi? Wygląda tak głupio, kiedy jest z dziewczyną. Nigdy nie robił tego w Las Vegas, a Pattie zna od niedawna. To dla mnie całkiem nowe.
Ralph spojrzał na Pattie i uśmiechnął się do mnie, a następnie do naszej dwójki. Zaraz potem wiedziałem, że zacznie jakąś głupią przemowę. Świetnie, głupia przemowa, prawdopodobnie o Las Vegas albo o tym, że jesteśmy kryminalistami, albo o innym gównie.
Nie ma mowy, żebym tego słuchał.
Bla.. bla.. bla
Już prawie zasypiałem, osuwając się z kanapy. Prawdopodobnie wylądowałbym na Justinie gdybym nie obudził się na czas.
- Jason – Ralph zawołał moje imię, budząc mnie.
Potrząsnąłem głową, wracając do rzeczywistości.
- Tak? – Spytałem zmęczony, trzepocząc powiekami, by widzieć wyraźniej.
- Słuchaj –  Warknął na mnie, posyłając mi spojrzenie.
- Nie, wolałbym nie – Odpowiedziałem znudzonym tonem, przeszkadzając mu.
Ralph tylko westchnął i wzruszył ramionami, nie będąc w nastroju do zajmowania się mną.
- Więc, znam Pattie od pięciu miesięcy. Były to najlepsze miesiące w moim życiu – Kontynuował , uśmiechając się szeroko.
Oh, super. Myślę, że teraz to inna przemowa.
 ‘Wątpię, że to było pięć najlepszych miesięcy twojego życia kryminalnego! Zapomniałeś o mnie?!’ Powiedziałem do siebie, pamiętając nasze stare życie. Było o wiele lepsze niż to.
Ralph zamienił się w frajera.
Mimo wszystko, kontynuował..
- Pattie Mallette, jest niesamowitą, młodą kobietą. Jest…
„Dziwką” Powiedziałem do siebie, zmęczony tym jego przesłodzonym gównianym paplaniem.
 Bla… bla…bla…dziwka…. bla…
 Oh, nareszcie skończył! Tak kurwa!
Spojrzał na Pattie z wielkim uśmiechem, oczywiście wypełnionym radością. Nigdy nie widziałem takiego Ralpha. Pattie pokiwała głową z czerwoną twarzą, dając Ralphowi zgodę, by coś zrobił.
Ralph spojrzał na nas I powiedział:
- Bierzemy ślub.
 Er emm…CO?!
Odwróciłem głowę, by spojrzeć na Justina, który również odwrócił głowę. Jego oczy zrobiły się duże, kiedy na niego patrzyłem, widząc w nim gejostwo.
Złość przejęła moje ciało, sprawiając, że zrobiło mi się ciepło w środku i zrobiłem się czerwony.. Nie mogłem tego kontrolować. To było popierdolone!
Będę mieszkał z Justinem?! Z tym dzieciakiem gejem?! On będzie…
Moim… moim…
Moim BRATEM PRZYRODNIM?!
Nie! Nie ma mowy! To się nie dzieje!
Ralph nie poślubi tej dziwki! Mam zamiar temu zapobiec. Nie będę mieszkał z Justinem, nawet jeśli byłaby to ostania rzecz, którą miałbym zrobić.
Nie mając kontroli, mocno zacisnąłem lewą pięść, celując wprost na pełną strachu twarz Justina.
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*It takes one to know one
Oto i drugi rozdział.
Akcja się trochę rozkręciła (:
Mamy nadzieję, że wam się podoba.
Do następnego.
W KATEGORII: OPOWIADANIE  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz