sobota, 24 sierpnia 2013

6. Wedding Crasher

Rany Jasona się goją.
Justin coś podejrzewa.
Justin Bieber
Podniosłem się, by stanąć obok Jasona. Ralph i Jason patrzyli na mnie zdezorientowani.
Spojrzałem Ralphowi prosto w oczy.
- Jason uratował mi życie.
Wiem, że to kłamstwo, ale Jason potrzebował pomocy.
Ralph upuścił gazetę na podłogę, myśląc o tym, co powiedziałem, kiedy Jason patrzył na mnie w szoku. Uśmiechnąłem się do niego, szturchając go w ramię, aby powiedzieć mu, żeby to potwierdził.
- Tak, to co powiedział. Uratowałem mu tyłek – Jason powiedział Ralphowi.
Ralph podniósł brew, zdezorientowany tą historią.
- Uh, jak się poparzyłeś, Jason?
Widziałem jak ciało Jasona napina się ze stresu.
Spojrzał na mnie z dziwnym uśmiechem, nie wiedząc co odpowiedzieć.
Przejąłem to.
- Cóż, Jason i ja byliśmy w parku i ktoś spowodował pożar. Więc kiedy upadłem, ogień był przede mną i Jason musiał przez niego przebiec, żeby mnie podnieść. Koniec… – powiedziałem szybko, panikując przez to głupie kłamstwo.
Ralph tylko spojrzał na mnie, oniemiały.
Całkowicie to zmyśliłem.
Ale nie sądzę, że on mi uwierzy…
Wygląda na to, że Jason też mi nie uwierzył.
- Uh… możesz to jeszcze raz wytłumaczyć? – spytał mnie Ralph, wciąż zmieszany.
- Dobrze – odetchnąłem, przygotowując się do powiedzenia tego kłamstwa ponownie.
- Więc, Jason i ja poszliśmy do parku na spacer. Potem zobaczyliśmy jak jacyś gangsterzy palą i jeden z nich wyrzucił papierosa na trawę, która się zapaliła. Potem ogień był coraz większy i zaczął nas otaczać. Jason uciekł, ale ja się przewróciłem, a ogień był zaraz przede mną. Wtedy Jason przyszedł mnie ratować. Przebiegł przez ogień, by mnie złapać, a później przebiegł przez płomienie jeszcze raz, ze mną na plecach. Ja się nie oparzyłem, ale Jason tak… niestety. Ale mnie uratował.
Odetchnąłem ciężko, by złapać oddech po opowiedzeniu tej wymyślonej historii.
Obydwoje spojrzeli na mnie, oszołomieni moimi słowami.
Na szczęście Ralph mi wierzy. Czekałem na jego odpowiedź.
Zamrugał kilka razy, a potem powiedział.
- Cóż, to interesująca historia. Przepraszam Jason, że źle myślałem. Powinienem iść po Pattie, żeby pomogła Ci z tymi poparzeniami. I wytrzyj całą tą krew. Masz ją wszędzie.
Jason i ja spojrzeliśmy na podłogę, widząc małą kałużę z krwi Jasona. Doszła tutaj, aż z korytarza. Musiał krwawić, kiedy mnie gonił.
- To jest chore, ale fajne! – krzyknął Jason, pochylając się, by dotknąć jego krwi.
Ralph westchnął.
- Jason, przestań bawić się swoją krwią i wyczyść to. Idę po Pattie – Opuścił pokój. Słyszałem jego kroki na schodach.
Kiedy usłyszeliśmy je na szczycie, Jason spojrzał na mnie zaniepokojony.
- Co ty myślisz, że robisz? Właśnie okłamałeś Ralpha! – po cichu na mnie krzyknął.
- Miałbyś kłopoty, więc go okłamałem, żeby cię uratować. Dlaczego cię to niepokoi?
- Co jeśli Ralph dowie się, że go okłamałeś? Pewnie, teraz jestem uratowany, ale oboje będziemy w gównie, jeśli się dowie, że to wymyśliliśmy.
- Nie dowie się, jeśli utrzymamy to tak jak jest. Po prostu grajmy razem.
Westchnął i spojrzał mi w oczy.
- Ok, ale dlaczego to zrobiłeś? Zraniłem cię, a ty mi pomagasz?
- Nie sądzę, że powinieneś być ukarany przez własnego ojca. Kiedy cię wyleczymy, będziesz czuł się lepiej i będziesz mógł odejść… tak jak chciałeś.
Zasmuciłem się po powiedzeniu tego.
Pewnie, Jason jest wredny, ale chcę, żeby z nami został.
Podrapał się po brodzie, myśląc o moim pomyśle.
- Hmm… to prawda. Ralph nie będzie w stanie mnie złapać, kiedy będę biegał… Ok, chodźmy mnie wyleczyć!
Odwróciliśmy się, gdy usłyszeliśmy, że ktoś wchodzi do salonu. To tylko moja mama, patrząca na smugę krwi, którą Jason za sobą zostawił. Później spojrzała na jego nogi, obrzydzona obrażeniami.
- O mój Boże, Jason. Całe te obrażenia przez uratowanie Justina? – potrząsnęła głową. – Nie mogę uwierzyć w tą historię.
Jason posłał mi zmartwione spojrzenie.
W odpowiedzi odesłałem mu takie samo.
- Okej, Jason, musimy cię wyczyścić, aby pomóc ci z tymi oparzeniami. Justin, weź Jasona na górę, do łazienki, proszę.
- Pewnie. – Spojrzałem na Jasona, który patrzył w dół, na swoją krew. – Okej Jason, musimy iść na górę. – Chwyciłem jego nadgarstek, sprawiając, że podskoczył. Zabrał swoją rękę z dala ode mnie i posłał mi gniewne spojrzenie.
Odszedłem od niego,
- Przepraszam. W takim razie chodź za mną – Wyszedłem z pokoju, a on podążył za mną.
Wciąż krwawił, ale wyczyścimy to, może.
***
- Ok, rozumiesz już? – spytałem Jasona, będąc już nim zirytowany.
Ze zdezorientowaniem przyglądał się kranowi i odpływowi w wannie.
- Nie – odpowiedział prosto.
Westchnąłem zirytowany.
To już trzeci raz, kiedy tłumaczę mu ‘jak korzystać z wanny’.
Wziąłem głęboki oddech.
- Wiesz co, ja to zrobię. Odkręcę wodę – powiedziałem, kładąc rękę na kurku.
- Czekaj… bez moich ubrań czy mam tu po prostu stać? – zapytał, jakby zakłopotany.
Spojrzałem na niego, zdezorientowany.
- Po prostu stój tu. Nie chcę, żeby twoja krew znalazła się na czystej, białej podłodze.
- Ok, cokolwiek…
Jason stał w wannie, więc krew cieknąca z jego nóg zgromadzi się tam i odpłynie razem z wodą.
Cieszę się, że w końcu ze mną współpracuje.
Odkręciłem kurek, sprawiając, że woda w rurze przyspieszyła.
Krew Jasona była wszędzie, więc położyłem rękę pod rurą, pozwalając wodzie dotrzeć do krwi i zabrać ją do kanalizacji.
Po zmieszaniu z krwią woda stała się jasnoróżowa.
Kiedy próbowałem pozbyć się krwi z wanny, uderzyłem prawą stopę Jasona, sprawiając, że podniósł ją i zadrżał.
- Hey, to zimne. Zrób cieplejszą – nakazał, posyłając mi piorunujące spojrzenie.
- Powinna być zimna. To zagoi twoje poparzenia. Musisz je tak leczyć – wytłumaczyłem, wciąż wypłukując wannę.
- Dobrze, ale najpierw muszę się do niej przyzwyczaić… – oświadczył, wciąż się trzęsąc.
Uśmiechnąłem się do niego, składając ręce, by złapać trochę wody.
Gdy miałem wystarczającą ilość, wylałem ją na Jasona, uderzając w jego nogi.
- AH! ZIMNE! – wrzasnął od chłodu na jego ciepłych nogach.
Zaśmiałem się z niego, sprawiając, że był jeszcze bardziej zły.
- Po prostu pomagam ci się do niej przyzwyczaić. Nie musisz się złościć.
Skrzyżował ramiona, próbując się ogrzać.
- Kiedy już skończę tą kąpiel, utopię cię.
Zaśmiałem się.
- Chciałbym zobaczyć, jak to robisz.
Jęknął, odwracając ode mnie wzrok.
Kiedy pozbyłem się większości krwi, chwyciłem korek i zatkałem nim odpływ, żeby wanna się napełniła.
Jason zaczął się jeszcze bardziej trząść, kiedy zimna woda dostała się do jego stóp.
Nic nie powiedział, ale było widać, że był zły.
Wstałem i spojrzałem na Jasona, który przestał się trząść.
- Ok. Teraz cię zostawię, więc zakręć wodę, kiedy będziesz musiał i twój ręcznik jest tam. Po prostu zakręć kurek w drugą stronę, żeby zatrzymać wodę, a potem po prostu się zrelaksuj.
Nie odpowiedział.
Staliśmy tam, patrząc na siebie.
- Dobrze, więc na co czekasz? – spytał gniewnie, kopiąc trochę wody.
- Co masz na myśli? – spytałem zdezorientowany.
- WYCHODŹ! NIE BĘDĘ SIĘ KĄPAŁ, KIEDY TY TU JESTEŚ! – krzyknął, wskazując na drzwi od łazienki.
Moja twarz zrobiła się czerwona ze wstydu.
Zapomniałem, że powinienem już wyjść.
- Oh, uh… przepraszam… – przeprosiłem, wychodząc z łazienki.
A potem odwróciłem się, by spojrzeć na Jasona, przypominając sobie, że miałem mu coś powiedzieć.
- Oh tak, nie dotykaj, ani nie dłub w swoich poparzeniach, w wannie. Wtedy tylko je pogorszysz.
- Dobra… nie będę, a teraz wyjdź! – krzyknął ponownie, ale tym razem wkurzony.
Zaśmiałem się i zamknąłem za mną drzwi, dając Jasonowi trochę prywatności. Stałem tam, żeby usłyszeć jak Jason wchodzi do wanny. Ale nie usłyszałem żadnego plusku wody, ani jego ruchów.
- Jason, wszystko w porządku? – spytałem przez drzwi.
- Aha! Wiedziałem, że wciąż tam jesteś! Wiem, że drzwi nie są zamknięte. Zamknij je teraz! – domagał się, krzycząc.
- Nie mogę. Ty musisz je zamknąć, a ja będę na dole. Nikt nie wejdzie. Obiecuję.
Westchnął głośno i jęknął.
- Ok, ok… idź już na dół…
- Już idę.
Odszedłem od drzwi, idąc na dół.
***
 Jason siedział w wannie już od godziny. Był tam tak długo, że mieliśmy czas na wyczyszczenie całej krwi, zanim mama go opatrzy. Cóż, skoro on nadal tam jest, mamy trochę czasu dla siebie.
Ćwiczyłem na pianinie w naszym pokoju wypoczynkowym, kiedy mama siedziała na kanapie, czytając jedną z jej książek. To jakaś seria, ale nie lubię jej przeszkadzać, kiedy czyta. Ale nie ma nic przeciwko mojej grze na pianinie, kiedy czyta.
Kiedy tańczyłem moimi palcami na klawiszach, grając relaksującą melodię, uderzyłem zły klawisz, psując piosenkę.
Mama i ja podskoczyliśmy od niespodziewanego dźwięku.
Spojrzałem na nią, zdenerwowany i winny przestraszenia jej.
- Przepraszam. Nie chciałem… znowu..
Tak, to był już mój 6 błąd.
Nie wiem dlaczego ciągle uderzam w zły klawisz.
Nigdy tak nie robię.
Dlaczego robię dzisiaj tyle błędów?
- Jest ok, wybaczam Ci… znowu… – powiedziała, wracając do czytania książki.
To sprawiło, że czułem się jeszcze bardziej winnym.
Westchnąłem i zacząłem ponownie grać, ale wolniejszy i smutniejszy rytm.
Moje emocje sprawiły, że zacząłem tak grać. To nie miało znaczenia. I tak musiałem grać inne rodzaje muzyki.
Zacząłem myśleć o dzisiejszym dniu… sprawiając, że znów uderzyłem w zły klawisz.
Westchnąłem z frustracji, wkurzony moimi błędami.
- Kochanie, – mama zawołała mnie po cichu. Nie spojrzałem na nią. – Wszystko w porządku?
Potem popatrzyłem na nią, a łzy wypełniły moje oczy.
- Nie wiem dlaczego robię dzisiaj tyle błędów… jestem w tym lepszy…
Posłała mi zmartwione spojrzenie.
- Wiem, że jesteś. Jesteś fantastycznym pianistą. Wszyscy popełniają błędy – zaśpiewała.
Uśmiechnąłem się, myśląc o piosence Hannah Montana, a właściwie Miley Cyrus.
Yeah, everybody has those days… - zaśpiewałem, dołączając do niej, grając piosenkę na pianinie.
Mama śpiewała słowa, które szły z nutami.
Nobody’s perfect. I gotta work it. Again and again till I get it right!
Uśmiechałem się, śpiewając tą piosenkę.
Kiedy skończyliśmy śpiewać refren, nacisnąłem zły klawisz…
Westchnąłem, smutny, że zepsułem naszą zabawę.
- Przepraszam…
- Kochanie, co ci chodzi po głowie? To znaczy, o czym teraz myślisz? – spytała mnie, odkładając książkę, aby ze mną porozmawiać.
Zacząłem myśleć.
- Cóż, o różnych rzeczach. Ale najbardziej o dzisiejszym dniu – powiedziałem jej, niepewny czy to dobrze.
Ona po prostu patrzyła na mnie, jakby próbowała czytać mi w myślach.
- Justin, myślisz, że to dlatego, że Jason tu jest? – zapytała uspokajająco, żebym nie był zaskoczony.
Myślałem o tym i zrozumiałem, że to był problem.
Skinąłem głową w milczeniu.
Westchnęła, zaniepokojona.
- Wiem, że on cię przeraża, ale po prostu o nim zapomnij. Upewnimy się, że on nigdy cię nie dotknie. A jeśli powie coś podłego o twojej grze to po prostu go zignoruj. On nie wie o czym mówi. Grałeś przedtem publicznie, jak wtedy na gitarze, przed teatrem. Wszyscy kochają twoją grę. Dzięki temu zarobiliśmy dużo pieniędzy. Słowa Jasona nie mogę cię zranić. Nie słuchaj Jasona.; słuchaj twoich przyjaciół i rodziny.
Wstała i owinęła swoje ramiona wokół mojej szyi, dając mi czułego buziaka w policzek. Zaśmiałem się z uczucia jakie mi dała; uczucia miłości.
- Dziękuję – powiedziałem cicho, patrząc na klawisze pianina.
Zaczęła kołysać nas w przód i w tył, nucąc spokojną piosenkę.
Zamknąłem oczy, aby się zrelaksować, ale skrzypienie podłogi mnie wystraszyło.
Spojrzałem w stronę, z której pochodziło skrzypienie; salon.
Ktoś tam był.
Skoro Jason był w łazience, to tam musiał być Ralph.
Nie byłem pewien, ale i tak go zawołałem.
- Ralph, wiem, że tam jesteś.
Mama spojrzała w górę, by zobaczyć.
- Ralph?
Wyszedł, wyglądając na zawstydzonego podsłuchiwaniem.
- Okej, przepraszam.
Wszedł do pokoju wypoczynkowego, by nas zobaczyć.
Oboje patrzyliśmy na niego, czekając, aż zacznie mówić.
Westchnął.
- Byłem na górze, żeby zobaczyć co u Jasona, ale usłyszałem jak ktoś gra na pianinie, więc wróciłem na dół i zobaczyłem waszą dwójkę, więc po prostu słuchałem stamtąd. Teraz czuję się winny, ale przepięknie grasz, Justin. Właśnie zyskałeś nowego fana – uśmiechnął się do mnie, powodując, że odwzajemniłem uśmiech.
- Dziękuję. Doceniam to – stwierdziłem, ciesząc się, że mama miała racje.
- Więc co Jasonowi tyle zajmuje? Opatrzenie poparzeń trochę zajmie, więc chciałabym niedługo zacząć – mama wyjaśniła Ralphowi, puszczając mnie.
Ralph zachichotał, drapiąc się po głowie.
- Cóż, właściwie to Jason zasnął w wannie. Przez cały czas tam spał.
Prawie się zaśmiałem, ale wszystko co mogłem zrobić, to uśmiechnąć się.
Mama potrząsnęła głową w niedowierzaniu.
- Ty chyba żartujesz. Jak on mógł zasnąć w wannie?
Ralph wzruszył ramionami z parsknięciem,
- Nie wiem. Chłopak nie ma na sobie koszulki, ale nie ściągnął bokserek. Musimy go dobrze wyleczyć.
Zaśmiałem się, myśląc o Jasonie w tej pozycji. Oboje się do mnie uśmiechnęli, szczęśliwi, że cieszyłem się ze wstydu Jasona.
- Cóż, powinieneś iść go obudzić, żebym opatrzyła jego oparzenia. Zimna woda powinna już je uzdrowić – moja mama powiedziała Ralphowi.
Skinął głową.
- Dobrze, pójdę obudzić śpiącą królewnę. Zaraz wracam – pobiegł na górę, chichocząc.
Mama popatrzyła na mnie, posyłając mi głupkowate spojrzenie.
- Ahh, możesz w to uwierzyć? Spać w zimnej wodzie?
Im więcej o tym myślałem, tym bardziej chciało mi się śmiać.
Zaśmiała się i delikatnie poczochrała moje włosy.
- Niedługo będę mieszkać z 3 chłopakami. Będziesz moim ulubionym. Nie mówi im, że to powiedziałam – wyszeptała, zanim dała mi kolejnego buziaka.
Zachichotała.
- Mogę ci to obiecać.
Uśmiechnęła się, zanim mnie opuściła.
- Idę po leki na poparzenia. Czy możesz przygotować salon dla Jasona, żebym mogła opatrzyć jego rany? – spytała mnie, wchodząc do ubikacji.
- Pewnie.
Wstałem i poszedłem do salonu, żeby przygotować wszystko do leczenia nóg Jasona.
***
Głowa mnie boli.
Boli mnie za każdym razem, kiedy oni na siebie krzyczą. Marzę, żeby w końcu się dogadali. Jason i Ralph kłócą się, od kiedy Jason wyszedł z wanny. Krzyczeli na cały pokój bez konkretnego powodu. Moja mama i ja siedzieliśmy cierpliwie, czekając aż w końcu skończą.
Ale wygląda na to, że nie zamierzali kończyć…
Kiedy zaczęli krzyczeć w tym samym czasie, nie można było zrozumieć żadnych słów. Wszystko co mogłeś usłyszeć to wielki hałas, przejmujący twoje uszy.
Mama zacisnęła zęby, skupiając się na oparzeniach Jasona.
Nagle warknęła.
- DOBRZE! DOBRZE! PO PROSTU PRZESTAŃCIE KRZYCZEĆ! Proszę i dziękuję…
W końcu skończyli i popatrzyli się na nią.
- Proszę przestańcie krzyczeć. Myślę, że ludzi na zewnątrz mogą was usłyszeć – stwierdziła, wciąż ostrożnie opatrując rany Jasona.
Jason westchnął i potrząsnął głową.
- Prawdopodobnie mogą…. ponieważ Ralph ma wielką gębę! – krzyknął, patrząc na Ralpha.
- Czekaj, spójrz lepiej na swoją. Zajmuje prawie całą twoją twarz! – krzyknął Ralph.
- Ale przynajmniej używam jej, żeby pieścić się z laskami – powiedział Jason, uśmiechając się do niego głupkowato.
Ralph nic nie powiedział.
Moja mama zaczęła mówić.
- Okej, proszę, przestańcie walczyć. Po prostu usiądźcie cicho i nic nie mówcie.
Jason usiadł leniwie na kanapie, pozwalając mamie opatrzyć jego poparzenia.
Mama spojrzała na mnie.
- Kochanie, możesz podać mi leki, które są w czerwono-niebieskiej tubce? – spytała mnie, patrząc na mały stolik obok mnie, na którym leżały inne leki na oparzenia.
Szukałem i znalazłem.
To była zdecydowanie duża tubka.
- Proszę – podałem jej, sprawiając, że się uśmiechnęła.
- Dziękuję.
Przeczytała instrukcję I spojrzała na Jasona, który bawił się poduszką od kanapy.
- Jason – zawołała, sprawiając, ze ten spojrzał na nią bez odpowiedzi. – Nałożę teraz ten płyn i będzie piekło. Ostrzegam cię, bo chcę, żebyś wiedział, co będziesz czuł.
Jason wymamrotał coś i spojrzał na dół, na poduszkę.
Mama westchnęła i otworzyła butelkę, wyciskając trochę płynu na dłoń, i powoli położyła go na duży pęcherz Jasona.
Kiedy go dotknęła, zauważyłem, jak Jason lekko podskakuje.
Wyglądał w porządku, ale potem krzyknął, prawie kopiąc nogą.
- Ah, to piecze.
Mama tylko się uśmiechnęła.
- Mówiłam, a teraz proszę, siedź. Wiem, że będzie piekło, ale musisz siedzieć nieruchomo, żebym mogła wyleczyć twoje nogi. Przepraszam, ale to jest tego warte.
Jason zaczął przygryzać dolną wargę, powstrzymując ból, który ma otrzymać.
Mama położyła więcej płynu na rękę i nałożyła go delikatnie na pęcherze Jasona. Cicho krzyknął z bólu, mocno zaciskając oczy.
Moja mama westchnęła zaniepokojona bólem Jasona, wciąż nakładając ciecz.
Zaczęło mi być go żal.
Widząc jego ból, sam mogłem go poczuć.
Ciężko było sobie wyobrazić przez co teraz przechodził.
Jedyną dobrą rzeczą w tym jest to, że będzie wyleczony i ponownie odświeżony.
Ralph zachichotał po cichu, ale niestety Jason to usłyszał i spojrzał na niego.
- Co jest takie śmieszne, dupku?
O nie…
- Widzenie ciebie, kiedy cierpisz. – zaczął Ralph. – Nie muszę cię już karać, bo teraz masz swoją karę – stwierdził figlarnie.
Jason warknął.
- Oh, pokażę ci coś śmiesznego, kiedy będę czuł się lepiej.
Po prostu się na siebie patrzyli.
Kiedy mama skończyła z jego pęcherzami, spojrzała na mnie z niepokojem na twarzy.
Spojrzałem na nią, zdezorientowany, nie wiedząc dlaczego się martwi.
Potem wskazała na rzepkę Jasona, która jest po drugiej stronie kolana.
Wiedziałem już dlaczego.
Rzepka jest bardzo delikatna, więc Jason poczuje wielki ból, kiedy znajdzie się na niej płyn.
Dotknęła jej delikatnie, rozcierając niewielką ilość substancji.
Zgarbiłem się na krześle, przygotowując się na ból Jasona.
Jason podskoczył, krzycząc z bólu. Odsunął swoją nogę od mojej mamy i trzymał ją.
Widziałem jedną, małą łzę, która wypłynęła z jego oka, ale wytarł ją zanim ktokolwiek ją zobaczył.
Szkoda, bo ja już to zrobiłem!
- Jason, kochanie… przepraszam… nie chciałem cie zranić – powiedziała uspokajająco Jasonowi.
- Nie chcę już tego robić! – krzyknął, wciąż trzymając się za nogę.
Mama westchnęła, dotykając delikatnie stopy Jasona.
- Teraz boli? – zapytała.
Skinął głową, powstrzymując łzy.
- To dlatego, że nie pozwalasz powietrzu tam dojść. Teraz, proszę, daj mi swoją nogę. Jeszcze nie skończyłam. Próbuję robić wszystko jak najlepiej, żeby cię nie zranić.
Zamrugał kilka razy oczami, by pozbyć się łez i westchnął, ponownie podając mojej mamie swoją nogę.
- Dziękuję, kochanie – powiedziała, kontynuując leczenie.
Podobało mi się, kiedy nadawała zdrobnienia Jasonowi, może sprawiając, że Jason czuł się częścią naszej rodziny.
Chciałbym, żeby się tak poczuł.
Jason zaczął krzywić się od każdego dotyku mojej mamy.
Jego oczy stały się zaszklone i ciężko było mu je powstrzymać.
Kilku łzą udało się wydostać, udowadniając, że jest ‘ciotą’.
Ale nie sądzę, że potrzebujemy imion.
Wszyscy mają uczucia i muszą je okazywać.
Jason po prostu nie lubi pokazywać swoich.
Jason wziął poduszkę, zakrywając nią swoją twarz. Zaczął w nią krzyczeć, pozbywając się złości i bólu.
To dobry sposób na robienie tego.
Kiedy zaczął przeklinać do poduszki, Ralph warknął na niego.
- Jason… zamknij się.
Jason podniósł głowę, by spojrzeć na Ralpha.
- Dlaczego ty się, kurwa, nie zamkniesz pierwszy?!
Potrząsnąłem głową, zdenerwowany ich kłótniami.
Ralph prychnął.
- Jeśli byłbyś prawdziwym mężczyzną, nie płakałbyś.
Jasona podciągnął nosem.
- Ja nie płaczę… A jeśli ty byłbyś prawdziwym mężczyzną, to byś walczył z policją, zamiast… – nagle przerwał.
Ralph I Jason patrzyli się na mnie i na mamą niezręcznie.
O czym on mówił?
Moja mama westchnęła ponownie.
- Okej, PROSZĘ PRZESTAŃCIE SIĘ KŁÓCIĆ! Możecie walczyć na zewnątrz, jeśli chcecie, ale nie tutaj, kiedy opatruję nogi Jasona…rany…
Jason i Ralph wpatrywali się w siebie.
Patrzyłem na nich podejrzliwie.
Cóż, teraz mam dwa wyzwania.
Muszę zrobić wszystko, żeby Jason mnie polubił,
I
Pogodzić ze sobą Jasona i Ralpha.
***
Wziąłem Jasona i swoją miskę z kuchennej lady, biorąc je do salonu. Ciało Jasona zajmowało całą kanapę, kiedy przeciągał się, by moc się zrelaksować.
Wręczyłem mu małą miskę.
- Masz, to twoje.
Spojrzał na mnie, jakby to były śmieci.
- Co to jest?
- To są lody z bitą śmietaną i z syropem czekoladowym – wyjaśniłem mu.
Wziął je ode mnie, kładąc na swojej klatce piersiowej. Usiadłem na innej kanapie, widząc, że ogląda ‘The Simpson’.
Kiedy zacząłem zagłębiać się w swoim deserze, Jason przyglądał mi się, kiedy nakładałem łyżeczkę lodów, by je zjeść.
Spojrzałem na niego.
- Coś nie tak? – spytałem.
- Jak to smakuje? – spytał, patrząc na czekoladę pokrywającą lody.
Uśmiechnąłem się do niego,
- Po prostu posmakuj. To jest pyszne. Dlaczego, nigdy nie jadłeś lodów?
Patrzył prosto na mnie,
- Oczywiście, że jadłem, tylko nie takie. – bawił się łyżką. – Więc, um… wiesz jakie są w tym owoce? – zapytał, patrząc zainteresowany.
Spojrzałem na niego, zdezorientowany jego pytaniem.
Nie wiedziałem dlaczego miałby o to pytać, ale i tak powinienem szczerze odpowiedzieć.
- Jeśli mam mówić prawdę, to nie wiem. Jeśli ziarna kakao się liczą, to tak. Czekolada jest owocem.
Spojrzał zniesmaczony na deser.
Zachichotałem.
- Nie możesz powiedzieć, że togo nienawidzisz, jeśli nie spróbowałeś. No dalej, polubisz to.
Jason spojrzał na mnie, a później z powrotem na miskę.
Zaczął zbierać trochę lodów na łyżeczkę, a następnie przysunął ją do swoich ust.
Zanim otworzył buzię, Ralph i mama wtargnęli do pokoju, zaskakując nas.
Justin znowu stał się wściekły. Jego twarz na to wskazywała.
Ahh, a byłem już tak blisko…
- Okej chłopcy! – Ralph powiedział wesoło, zwracając naszą uwagę. – Mam dla was ważne informacje.
Nic nie powiedzieliśmy; tylko się patrzyliśmy.
- Nasz ślub jest w piątek…
- Ja nie idę – stwierdził szybko Jason, przeszkadzając Ralphowi.
Wskazał palcem na Jasona,
- Oh tak, idziesz. Idziesz, na pewno.
- NIE! – krzyknął
Ralph potrząsnął głową, ignorując Jasona.
- W każdym razie, jutro wychodzimy, żeby się rozejrzeć. I potem w piątek będziemy mieli ślub. Nie martwcie się; mamy dla was garnitury. Wszystko jest już ustalone.
Jason jęknął głośno, oczywiście zły i zdenerwowany niespodziewanymi planami.
Dorośli spojrzeli na mnie, żeby zobaczyć, co o tym myślę.
Uśmiechnąłem się do nich radośnie, pokazując, że jestem szczęśliwy z tych planów. Mama skinęła głową, uśmiechając się, a potem oboje spojrzeli na Jasona.
- Dobrze, to najpierw musimy rozwiązać problem z Jasonem… – stwierdził nudno Ralph.
- Właśnie go rozwiązaliśmy… nie idę…. – Jason powiedział wprost.
- Idziesz; będziesz tam najlepszym mężczyzną.
- Ale ja już jestem najlepszym mężczyzną…
- Nie w tym sensie… zaprezentujesz dla nas obrączki.
- Nie powinienem mieć poduszki czy czegoś takiego?
- Tak, żeby obrączki były bezpieczne…
Jason myślał przez chwilę.
- Dobrze… Poradzę sobie z tym.
- Ok, cieszę się, że przyjdziesz, ale nie zniszczysz nam ślubu, rozumiesz?
- Może… – powiedział figlarnie Jason.
Ralph westchnął.
- Dobrze. Ja wychodzę… – opuścił pokój.
Moja mama uśmiechnęła się do nas, a następni spojrzała na Jasona.
- Jason, czy twoje nogi czują się chociaż trochę lepiej? – spytała spokojnie.
Usiadł i spojrzał na swoje nogi.
- Tak, właściwie czują się o wiele lepiej – spojrzał do góry, na nią. – Dziękuję.
Jej uśmiech urósł.
- Nie ma za co.
Zanim wyszła z pokoju, mrugnęła do mnie. Uśmiechnąłem się i popatrzyłem na Jasona. Leżał i oglądał telewizję. Ostatnio był cichy, co jest dobrym znakiem. Musimy traktować go miło i rodzinnie, a potem będę jego przyjacielem. Zrelaksowałem się w moim siedzeniu, oglądając telewizję razem z nim.
***
Kiedy Jason zasnął, poszedłem do mojego pokoju, by przygotować się do snu.
Usłyszałem pukanie do moich drzwi.
- Wejdź – zawołałem do tej osoby.
Moja mama otworzyła drzwi i weszła z uśmiechem na twarzy.
- Hey, Justin – podeszła do mojego łóżka i usiadła obok mnie.
Zauważyłem kawałek papieru w jej dłoni, ale to nie mój interes, więc nie powinienem patrzeć.
- Coś nie tak, mamo? – spytałem, trochę zaniepokojony.
Potrząsnęła głową,
- Nie, wszystko w porządku. Chociaż, muszę wyświadczyć ci przysługę.
- Ok, jaką?
- Cóż, masz niesamowity głos, więc tak sobie myślałam, czy może chciałbyś zaśpiewać na naszym weselu.
Czułem się bardzo szczęśliwy w środku. Lubię występować dla innych.
- Pewnie, będę zaszczycony. Jaką piosenkę chciałabyś, żebym zaśpiewał?
Podała mi kawałek papieru.
- Tą, proszę. Powinieneś znać tą piosenkę.
Uśmiechnąłem się, kiedy przeleciałem tekst wzrokiem.
To będzie idealne na ślub.
- Ok, mogę to zrobić – stwierdziłem, uśmiechając się do niej.
Dała mi buziaka w czoło.
- Dziękuję. Wiem, że będziesz wspaniały – zeszła z łóżka i podeszła do drzwi.
- Dobranoc, Justin. Kocham cię – powiedziała czule.
- Dobranoc. Ja też cię kocham.
Zamknęła po cichu drzwi, zostawiając mnie samego. Ponownie przeczytałem słowa. Sprawię, że ten ślub będzie najlepszy.
W czwartek Ralph i mama wyszli. Jason też. Wyszedł jakoś po tym, jak oni opuścili dom. To już 6 godzin, odkąd jestem sam w domu. Nie mam też pojęcia, gdzie oni poszli. Moja mama i Ralph nie pozwolili mi, ani Jasonowi pójść z nimi. Jason wyszedł, nic nie mówiąc, ani się nie żegnając. Nie ma nic zabawnego w byciu samym.
Gdziekolwiek poszliśmy ludzie szeptali i gapili się na nas. Nikt nie mógł nas rozróżnić. Ludzie już nas mylili, co złościło Jasona. Nasze czarne garnitury były dokładnie takie same, ale nasze krawaty były inne. Jason miał czerwony. Ja miałem fioletowy. Ale najwyraźniej goście tego nie wiedzieli.
- Dobra! Chcę iść do domu! – krzyknął wściekle Jason, zwracając uwagę ludzi.
- Nie, musisz zostać. Ślub się niedługo zacznie.
- To jest głupie… – zaczął dokądś odchodzić.
Musiałem za nim iść, żeby mieć pewność, że nie narobi kłopotów, ani nie ucieknie. Kiedy szliśmy, ktoś chwycił moje ramię, sprawiając, że cofnąłem się i odwróciłem. Kiedy spojrzałem na twarz tej osoby, prawie się popłakałem.
- Tata! – mocno go przytuliłem. – Tak bardzo za tobą tęskniłem.
Myślałem, że nie przyjdzie, ale przyszedł!
- Ja też. Pattie mnie zaprosiła, więc przyszedłem, żeby zobaczyć ciebie i ją.
Odsunęliśmy się od siebie i wymieniliśmy się spojrzeniami.
- Więc, kto jest tym szczęściarzem? I dlaczego jest tu chłopak, który wygląda tak ja ty? – spytał, patrząc za mnie.
Odwróciłem się, widząc Jasona patrzącego na nas.
- Oh, to Jason. Jest synem Ralpha. Ralph to mężczyzna, który żeni się z mamą.
- Ale dlaczego on wygląda tak jak ty? To straszne.
Uśmiechnąłem się i spojrzałem na Jasona,
- Jason, chodź tu. Chcę, żebyś poznał mojego tatę.
Jason kontynuował patrzenie na niego, kiedy podszedł do mnie.
- Jason, to mój tata, Jeremy. Tato, to jest Jason.
Mój tata uśmiechnął się do niego, ale Jason wciąż wyglądał na zszokowanego.
Jason spojrzał na mnie,
- Masz tatę?
Spojrzałem na niego zdezorientowany,
- Uh, wszyscy mają tatę i mamę…. Więc, twoja mama przyszła?
Jason nie spojrzał na mnie i odszedł.
- Czekaj, Jason! – krzyknąłem za nim, ale nie zatrzymał się. – Oh nie…
- Może jego mama nie przyszła – powiedział tata.
- Może… – powiedziałem zasmucony.
- W każdym razie… gdzie są Pattie i Ralph? – zapytał, rozglądając się.
- Cóż, Ralph jest gdzieś tutaj, a mama wciąż w przymierzalni. Zobaczysz ją, kiedy ślub się zacznie.
Skinął głową, wciąż się rozglądając.
- Um, przyszedłeś z Jazmyn i Jaxonem? – spytałem z nadzieją.
- Oczywiście, że tak. Wiedziałem, że będziesz chciał ich zobaczyć. Erin jest gdzieś z nimi, ale mam dla ciebie niespodziankę.
- Naprawdę? Co to takiego?
- To niespodzianka – zaśmiał się. Ja również.
Tęsknie za spotykaniem się z moim tatą. Na szczęście przyszedł, by zobaczyć co u mnie.
- Justin? – zawołał mnie głos z tyłu.
Odwróciłem się, widząc Ralpha.
- Tak, to ja. Coś nie tak? – spytałem go.
- Tak, nie wiem gdzie poszedł Jason.
Byłem zaniepokojony.
- To przeze mnie zniknął – stwierdziłem, sprawiając, że Ralph był trochę zszokowany.
- Dlaczego tak mówisz? – spytał zmartwiony.
- Ponieważ zapytałem go, czy jego mama przyszła… i potem odszedł.
Ralph westchnął, zaniepokojony.
- Wiesz co się stało jego mamie? – spytałem Ralpha.
Spojrzał na mnie, niepewny czy powinien coś powiedzieć.
Mój tata złapał mnie za ramię,
- Justin, zostaw to. To ich sprawa.
- Nie, nie… jest dobrze. Tylko nie wiem co mam powiedzieć… to wszystko – stwierdził Ralph.
Było cicho przez chwilę.
- Cóż, lepiej pójdę go szukać – powiedział Ralph, ale zatrzymałem go.
- Nie, ja to zrobię. Wy dwoje możecie porozmawiać. Ralph, to mój tata, Jeremy. Tato, to jest Ralph – zapoznałem ich, zanim odszedłem.
Przynajmniej się poznają. Może nawet się polubią.
Szedłem przez tłumy członków rodziny i przyjaciół, których znam. Nie widziałem jeszcze nikogo, kogo bym nie znał. Czy Ralph i Jason nie mają tu rodziny?
Kiedy doszedłem do czerwonego dywanu, który prowadził do wejścia, wszedłem na niego. Wszedłem na małe schody, by mieć lepszy widok na ten tłum.
Nie ma Jasona.
Musiał opuścić budynek.
Odwróciłem się, by zobaczyć przygotowującego się kapłana*. Po mojej prawej stronie zauważyłem Jasona, przy obrączkach. Bawił się poduszką, na której one leżały. Nie wiedziałem co robił. Podszedłem do niego.
- Jason?
Podskoczył i spojrzał na mnie, zaskoczony.
- Co robisz? – spytałem go.
- Sprawdzam obrączki, to wszystko.
- To dlaczego dotykasz poduszki? – Widziałem, że zamek od poduszki był otwarty.
- Przyszedłem zobaczyć, jaka miękka jest.
Następnie zobaczyłem, że trzymał ręce za plecami.
- Co masz za plecami?
Wściekł się.
- Dlaczego zadajesz tyle pytań?
- Spytałem pierwszy.
Wycofał się powoli.
- Pokaż! – krzyknąłem, podbiegając do niego.
Zaczął uciekać.
Goniłem go.
- Jason! Po prostu mi to pokaż! – krzyknąłem do niego.
Nie odpowiedział. Po prostu biegł szybciej.
Starałem się nadążyć.
Jestem zaskoczony, że on znowu może biegać. Te leki musiały dobrze zadziałać.
Kiedy zaczynałem się zatrzymywać, widziałem, jak Jason również się zatrzymuje.
Ralph złapał ramie Jasona.
- Dlaczego biegasz w takim miejscu? – spytał go.
Podszedłem do Jasona i sprawdziłem jego ręce.
- Ma coś w dłoniach! Próbował włożyć to do poduszki!
Ralph spojrzał nam nie zdezorientowany, kiedy Jason otworzył jego dłonie i podniósł je.
- Nic nie mam.
- Cóż, ale miałeś wcześniej… – powiedziałem, dysząc.
- Jason, miałeś coś? – spytał go Ralph.
- Nie. Moje ręce są puste, czyż nie?
Ralph spojrzał na nas.
- Cóż, nie wiem, który mówi prawdę. Po prostu przestańcie tu biegać. Ślub wkrótce się zacznie.
Za kłamstwo posłałem Jasonowi piorunujące spojrzenie. Uśmiechnął się do mnie, wiedząc, że skłamał. Wszystko co wiem to to, że Jason coś planuje, żeby zniszczyć ślub.
***
Stałem obok Jasona, trzymającego poduszkę z obrączkami, czekając na mamę, która miała zaraz wyjść. Jedyną dziwną rzeczą było to, że Jason cały czas miał na twarzy diabelski uśmiech.
Coś się dzieje.
Patrzyłem na drzwi na końcu, by zobaczyć kto następny z nich wyjdzie. Ktoś wyszedł, sprawiając, że całe pomieszczenie zrobiło ‘Awww’.
Nie widziałem kto to był, ale kiedy podeszli bliżej, miałem łzy w oczach.
Zobaczyłem Jazmyn w małej, czystej, białej sukience z jasnofioletową wstążką, przewiązaną wokół jej brzucha. W rączce trzymała słomiany koszyk, pełen płatków kwiatów. Była dziewczynką sypiącą kwiatki, z Erin obok niej.
Była taka słodka. Chciałem ją przytulić.
- Aww – wyszeptałem, przechylając głowę na uroczy widok.
Jason pochylił się obok mnie,
- Kto to jest?
Nie odwróciłem wzroku od Jazmyn.
- To moja przyrodnia siostra, Jazmyn. Czyż nie jest słodka? – spojrzałem na niego, by zobaczyć wyraz jego twarzy.
On tylko wzruszył ramionami.
Kiedy Jazmyn była blisko końca dywanu, zatrzymała się i wskazała na nas.
- Bee-buh – powiedziała słodko.
Całe pomieszczenie ponownie zrobiło ‘Awww’. Ja również.
Lekko jej pomachałem, zanim Erin wzięła ją na schody, żeby stała po drugiej stronie.
Co za słodziak.
Uwielbiam, kiedy próbuje wymówić nasze nazwisko.
Jason był zdezorientowany.
- Co ona powiedziała? – spytał.
Oh racja.
Jason nie zna jeszcze mojego nazwiska.
- Próbowała powiedzieć Bieber, moje nazwisko – powiedziałem mu.
- Beaver**? – nie zrozumiał.
- Bieber…
- Beaver.
- Zapomnij…
Ponownie patrzyłem na drzwi.
Następnie moja mama wyszła w tej niesamowitej, białej sukience.
Prawie się popłakałem.
Jedna z jej przyjaciółek, która nazywała się Page, trzymała koniec sukienki, kiedy szła do przodu razem z dziadkiem.
Kiedy łza spłynęła po moim policzku, usłyszałem cichy dźwięk w moich uszach. Jakby tykanie. Ale było bardzo ciche, więc nie mogłem powiedzieć skąd dochodziło. Mogło być daleko stąd, albo bardzo blisko. Próbowałem to zignorować.
Kiedy moja mama i dziadek weszli na schody, by spotkać Ralpha, dźwięk był coraz głośniejszy.
Rozejrzałem się po pokoju, patrząc, czy ktokolwiek to słyszał, ale wyglądało na to, że nie było nikogo takiego.
Spojrzałem na Jasona, ponieważ jest najbliżej mnie, by zobaczyć, czy on to słyszał. Ale on wciąż miał ten diabelski uśmiech na twarzy.
Co do diabła?
Od tego dźwięku rozbolała mnie głowa.
Wszystko co słyszałem to tyk, tyk,tyk…
Kapłan zaczął przemowę.
Próbowałem myśleć o rzeczach, które tykają.
Cóż, wiem, że zegary to robią.
I bicycle clickers***. Nie, one klikają.
Inna rzecz, która tyka to bomba, ale to…
Cóż, to możliwe, ale dlaczego Jason miałby wysadzać ślub?
Są wystarczająco małe, żeby zmieściły się do poduszki…
Um…
Spojrzałem na poduszkę, słysząc lepiej tykanie.
Jason wciąż miał ten uśmiech na twarzy, ale tym razem pokazywał swoje zęby.
Był zły, więc czy mógł mieć bombę?
To jedyna rzecz, o której mogłem myśleć.
Kiedy ksiądz poprosił o obrączki, Jason przeszedł obok mnie podają je mu.
Wszystko było w zwolnionym tempie, kiedy przeszedł obok mnie. Usłyszałem tylko pstryknięcie i znowu tykanie. Zacząłem panikować. Trzymałem swój wzrok na Jasonie.
Zanim odszedł do całej trójki, parsknął.
Wtedy do mnie dotarło.
Bomba była w poduszce.
Wiedziałem, co muszę robić.
Będę miał kłopoty, ale uratuję ludzi.
Ralph miał już podnosić obrączkę.
Podbiegłem do nich.
- CZEKAJ! W ŚRODKU JEST BOMBA!
Jason zaczął,
- Oh, dlaczego się po prostu nie…
Popchnąłem Jasona na ziemię, sprawiając, że obrączki razem z poduszką upadły.
Ale co, jeśli to nie była bomba?
Może ja ją sobie tylko wyobraziłem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Marriage Officiant – nie wiem jak to przetłumaczyć, bo to dzieje się w Kanadzie, a ja nie bardzo wiem jak tam wyglądają śluby.
**Beaver to z angielskiego bóbr, dla tych, którzy nie wiedzą.
***Podejrzewam, że chodzi o te koraliki, co się przyczepia dzieciom na szprychy od roweru, ale nie jestem pewna i nie wiem jak to się nazywa, więc zostawiłam.
Chciałam jeszcze tylko dodać, że rozdziały nie będą pojawiały się co tydzień, bo nie damy rady ich tak szybko tłumaczyć, przepraszam.
Jejku, biedny Jase. Chciało mi się płakać jak go tak bolało :c
Są już konta Jasona i Justina, więc jeśli chcecie możecie ich zaobserwować :)
@SBJasonMccannPL
@SBJBieberPL

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz